Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
'Plastusiowy pamiętnik' to pierwsza książka, którą otrzymałam kiedy byłam jeszcze przedszkolakiem. Nauczyłam się na niej czytać, co wielokrotnie powtarzałam, przez co książkę właściwie znałam na pamięć, tak samo jak urocze ilustracje, tak ważne dla czytających małych dzieci. Sam koncept przygód przyborów szkolnych w piórniku jest naprawdę genialny, a jako dziecko utożsamiałam się z Plastusiem i jego przygodami z zapartym tchem, co pamiętam do dziś i co zresztą dzisiaj czytam swojemu dziecku. Bardzo dziwiły mnie głosy, że książka jest przestarzała, niepotrzebna, że przecież zawartość piórników współczesnych dzieci jest zupełnie inna niż w latach 30, kiedy książka została opublikowana, że przecież dzieci teraz nie wiedzą co to stalówki, scyzoryk, kałamarz. Mam zgoła inne zdanie na ten temat, ponieważ ja również nie znałam i nie używałam tych przyborów szkolnych, ani także moja mama, ale absolutnie nic nie stało przeszkodzie aby o to zapytać i o tym dziecku opowiedzieć, co przecież we wspaniały sposób poszerzy horyzonty i wiedzę, a przykre jest, że tak wiele osób chce świadomie rezygnować z zaznajamiania swoich dzieci z historią, co tyczy się również krótkiego, ale moim zdaniem bardzo potrzebnego wstępu 'Jak powstał Plastusiowy pamiętnik?. • Już jako osoba dorosła przeczytałam kolejną część serii pod tytułem 'Przygody Plastusia' opowiadającą o perypetiach Plastusia na wsi u kuzynki Tosi - Hani, a które to części zostały wydane w jednym tomie. Książka grubsza niż jej pierwsza część naprawdę zapracowała na swój tytuł, ponieważ przygód Plastusia jest tam co nie miara. Teraz tych wątków wydało mi się trochę za dużo, ale jestem pewna, że gdybym zapoznała się z 'Przygodami Plastusia' jako dziecko, moim zachwytom nie byłoby końca, książka byłaby dla mnie za cienka, a że sama mieszkałam na wsi jako dziecko, przygody Plastusia z pasikonikiem, sową, nietoperzem, krową, żabą, ropuchą, bocianem, dudkiem, chrabąszczami... uff i wieloma innymi, przeżywałabym jako własne. Plastuś to my jako małe dzieci, które poznają świat, dla których wszystko jest piękne, nowe i ciekawe, a wszystko to odbierają niczym nie ograniczoną wyobraźnią.
-
Choć przesłuchiwanie wersji muzycznych przygód Kubusia Puchatka zaczęłam od świetnej 'Chatki Puchatka', tak 'Kubuś Puchatek' absolutnie nie odstaje wysokim poziomem od swojego następcy. Głosy postaci są przeuroczne i przezabawne (zwłaszcza Jan Matyjaszkiewicz jako Królik i Jerzy Turek jako Osioł Kłapouchy), a sam Kubuś Puchatek (w tej roli Lech Ordon) rozbraja swoją niewinnością i dziecięcą naiwnością, co zresztą tyczy się również opowiedzianych historii i zapadających na długo w ucho piosenek.
-
Przepiękne i klimatyczne wykonanie polskich kolęd przez Chór Akademicki Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, a do tego wykonane i nagrane w kościele św. Jacka OO Dominikanów w Warszawie, co dodaje niesamowicie magicznie świąteczną i uroczystą atmosferę całości.
-
Po przeczytanym 'Milczeniu' postanowiłam sięgnąć po kolejną pozycję Shusaku Endo, tym razem po 'Morze i truciznę'. Kompletnie to zgoła inny rodzaj powieści, ale tak samo mistrzowsko napisany. Bardzo oryginalnie prowadzone linie fabularne o postaciach, o których czytamy, a do których autor już nie wraca, to niezwykle ciekawy zabieg stylistyczny, a przeżycia autora kiedy mieszkał jeszcze jako dziecko w Mandżurii, a potem długo chorował na płuca, widać tutaj bardzo wyraźnie. Morze w tytule wydaje się takie oczywiste, ale czy tak jest? Czy to tytułowe morze to morze ludzi czy morze decyzji, które na co dzień podejmujemy nie zastanawiając się nad ich skutkami w przyszłości? Czy trucizna jest trucizną w naszych sercach czy być może jest to trucizna, którą człowiek przekazuje dalej, niszcząc i zabijając? Suguro, Toda, Ueda, każdy z nich podjął taką samą decyzję z różnych powodów. Czas mija, a jej skutki są dalej widoczne. Czy można było tego uniknąć? Czy w ogóle chcieli tego uniknąć? Shusaku Endo kończy powieść w momencie kiedy najbardziej jesteśmy ciekawi co będzie dalej, dając czytelnikowi do oceny bardzo złożoną i wielowarstwową sytuację.
-
Po przeczytaniu kilku pierwszych stron, choć styl pisania wydał mi się niezwykle infantylny, a do tego okraszony dodatkowo literówkami i błędami stylistycznymi, pomyślałam jeszcze, że to nic nie szkodzi, w końcu autor książki odbył długo wyczekiwaną podróż życia do swojego ukochanego kraju, jest pociesznie podekscytowany, niech tam gada co mu ślina na język przyniesie, ja to rozumiem. Niestety, im dalej w las, tym moja ocena całości galopowała coraz bardziej w dół, a to z kilku powodów. Po pierwsze i najważniejsze, cała opowieść traci na wiarygodności z powodu niezliczonych korzystnych zbiegów okoliczności, wyjętych rodem z shojo manga. Mało tego, mam wrażenie, że autor posługiwał się w swojej książce japońskimi imionami i fabularnymi wątkami jak gdyby obejrzał wyłącznie Naruto, Ostatniego samuraja, ewentualnie jeden z filmów Akiry Kurosawy, a na koniec wymieszał je ze swoją podróżą do Kraju Kwitnącej Wiśni. Naprawdę nie neguję faktu, że autor książki faktycznie był w Japonii, ale dokładny opis jego perypetii im dalej w stronę wycieczki tym bardziej wydaje mi się mało prawdopodobny, co w momentach tak pełnych egzaltacji i tak wzniośle opisywanych przez autora wywoływało u mnie uśmiech zażenowania, a zakładam, że tego autor nie miał na myśli. Wobec tych baśniowych wątków największy niesmak wzbudziło we mnie wyznanie autora, który robiąc zdjęcia na szczycie klifu fantazjował jak byłoby świetnie uwiecznić w takim momencie skaczącego w dół samobójcę, a szkoda, że tak się nie stało. Mało tego, liczba metafor i nawiązań, których użył autor, a które dotyczyły wszechświata, kosmosu, wizualizacji i innych materializacji myśli, naprawdę męczyła swoją przesądzoną intensywnością. Nie wiem czemu miałaby służyć ta książka, ale z drugiej strony - proszę bardzo - tak właśnie wygląda, jak to często podkreślał autor, pisanie 'odważnym sercem', a nie 'tchórzliwym umysłem'. A każdy niech sam oceni.