Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Głębokie te przemyślenia jak kałuża chodnikowa - równie dobrze można by kopiować i wklejać wpisy dziadów internautów. Kiepsko skrywanym rasizm i seksizm. Ignorowanie kolonializmu. W globalne ocieplenie może twierdzimy, że wierzymy, ale uwiera, uwiera bardzo i tak naprawdę to nie wierzymy. Dużo się stwierdza, ale przypisów można szukać z lupą. Bibliografii, oczywiście, nie ma wcale, ale to akurat przy obranej formie zaskakuje najmniej. Wielki historyk niby, ale dzieło zdaje się raczej napisane na kolanie między jednym wytoczeniem się z zakrystii a drugim, tydzień po tygodniu. Wstyd, że PiW wydaje takie badziewie, żenująca książeczka i to nawet jeśli ktoś miałby się z opinią autora zgadzać, bo to zwyczajnie nie jest żadna analiza, a zbiór opinii nie różniący się zbytnio w znaczeniu od takich jakie można by usłyszeć na targu.
-
Trudno jest powiedzieć coś konkretnego o tej książce, skoro sama w sobie jest mało konkretne. Dotyka wielu aspektów nad którymi można się rozwodzić bez końca - jest mowa o naturze pamięci i opowieści, o płciowości i jej znaczeniu w społeczeństwie. O trudności w zdefiniowaniu własnego ja. Ale wszystko to jest tak mgliste jak można by się spodziewać, inaczej chyba być nie może. Dla ceniących sobie prozę poetycką będzie to ciekawa lektura. Osoby lubujące się w konretnej fabule i jasnych wątkach doprowadzi raczej do szału.
-
Jak napisać recenzję takiej książki? Bo "V." Pynchona to książka niesamowita, ale tak jak inne książki tego autora mówi o wielu rzeczach na raz i żadna z nich nie jest po głębszej analizie błacha i żadna nie jest w narracji zrobiona po łepkach. Pomimo serwowanego w typowo dużych dla Pynchona ilościach humoru wypada jednak znacznie poważniej (może to osobiste odczucie?) niż np. "Wada ukryta" czy "W sieci" - kontrastujące momenty powagi sięgają głębiej i uderzają mocniej i bardziej uniwersalnie w takim sensie, że niektóre co mroczniejsze aspekty dwóch wymienionych tytułów niekoniecznie będą tak oddziałowywać na każdą osobę, a wypadku "V." trudniejsze jest do wyobrażenia obojętne przejście obok przedstawianych problemów ludzkiej kondycji. No ale o czym to jest? No, jest o pragnieniach w różnych odsłonach i w całej rozpiętości odmian: o dążeniach, marzeniach, życzeniach, żądzach. Ale też o postępującej reifikacji tak jednostek jak i całych pokoleń na tle i w formie wyniku zamętu i postępujących absurdów codzienności władzy i idei państwowości, które nakręcone przez kawał XIX wieku zaczęły wirować bez kontroli tak, że w wieku XX wszelkie humanitarności urwał się film od przeciążenia nieznanej wielokrotności G. Poza tym "V." jest też o kosmicznej "losowości" wydarzeń wydającej się w niedoparty sposób jak najbardziej zasadną i wcale nie szególnie dziwną - co zdaje się być częstą pochodną stylu autora i stały podtemat jego fikcji. Powieść monumentalna, a Pynchon to geniusz. Przeczytać zdecydowanie warto (jeszcze jak warto!), ale niekoniecznie będzie to przez cały czas przyjemne, a łatwe najpewniej nie będzie wcale.
-
"System Sulta" to książka, którą pomimo swojego tematu czyta się lekko i szybko. Obfituje w humor i zamiast zagłębiać się w głębsze rozważania z góry skazane na impas, dąży raczej do symulacji jak całe przedsięwzięcie (powołanie komisji do spraw istnienia Boga) mogłoby się odbyć w praktyce. Ostatecznie z resztą można uznać, że głównym tematem powieści jest nie tyle absolut co najbardziej podstawowa, organiczna natura i pochodzenie władzy oraz towarzyszących im manipulacji, w których dokonywaniu inteligencja wcale nie jest najistotniejszą cechą. Teoretycznie można narzekać na niezbyt głębokie rozwinięcie głębi niektóych postaci i przedstawianych przez nich typów osobowości, ale ostatecznie uważam, że jest to dobre dla ogólnego tempa i konstrukcji powieści, która wydłużyłby się znacznie i ryzykowała zamętnieniem sytuacji i złagodzeniem efektu końcowego książki. Warto jednak zaznaczyć, że czytelnik szczególnie religijny może mieć trudności z przełknięciem choćby jednego rozdziału (i religijny właśnie, po prostu wierzący nie będzie miał już takich trudności).
-
Dokładne, pieczołowite dochodzenie literackie - tak krótko można podsumować "Librę". Przez powieść przewija się cała plejada postaci w większości odzwierciedleń i wyobrażeń faktycznych osób zamieszanych (choć często w radykalnie różnych stopniach) w zabójstwo prezedenta Kennedy'ego - w przypadku rwanej lektury lub kiepskiej pamięci do nazwisk czasem można się na chwilę zagubić. Precyzja i praca związana z zaznajomieniem się z materiałami źródłowymi przez autora imponują, ale wynika też z nich powolne tempo i najprawdopodobniej wolna, czasochłonna lektura. "Libra" mówi i ukazuje wiele na temat Ameryki jako takiej, a w szczególności wokół tego momentu końcowego, kulminacyjnego pierwszego etapu Zimnej Wojny - od zabójstwa Kennedy'ego brak zaufania wobec aparatów władzy tylko wzrasta, a ruchy obywatelskie nabierają impetu aż do końca lat 60-tych. Dla rodaków Dona DeLillo powinna być to kluczowa lektura, ale niewątpliwie jest też warta uwagi poza granicami Stanów Zjednoczonych, szczególnie, że jedną z największych zalet powieści jest ostateczne pozostawienie czytelnikowi miejsca na wysunięcie własnych wniosków z przedstawionych wydarzeń.