Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Mam na imię Agnieszka. Jestem absolwentką socjologii i filologii polskiej. Interesuję się mediami, dużo fotografuję, uwielbiam filmy o Jamesie Bondzie.
Od 2012 roku prowadzę bloga recenzenckiego www.ksiazka-od-kuchni.blogspot.com. Książki kocham od zawsze, nauczyła mnie tego moja mama. To ona pokazała mi, że czytanie może być przyjemnością. Od niej też wzięła się u mnie pasja do gromadzenia lektur. Mama od młodości kupowała kolejne tomy, dzięki czemu w moim domu zawsze były książki. Dziś ja uzupełniam domową biblioteczkę, a mama mi kibicuje. Zawsze sprawdza, co ciekawego przyniósł mi listonosz.
Uważam, że każda książka ma w sobie coś dobrego. Staram się to pokazać w moich recenzjach.
Czytam różne lektury - dla dzieci, fantastykę, obyczaje, kryminały, reportaże... Nie jestem wybredna, interesuje mnie wszystko. Uwielbiam poznawać nowych autorów. Przyznaję się bez bicia, że kocham piękne okładki, a w autobusach zerkam na tytuły, które czytają inni.
-
Richard Webster to mężczyzna, który w życiu robił wiele rzeczy: był wydawcą, pianistą, hipnotyzerem, nauczycielem i czarodziejem. Przede wszystkim jest on jednak pisarzem, który interesuje się tematami metapsychologicznymi. • Jego książka „Czytanie z dłoni dla początkujących” wydana przez Studio Astropsychologii w 2009 roku, zawiera wiele cennych wskazówek dotyczących chiromancji. • W książce znajdziemy podpowiedzi jak czytać z dłoni. Wszystko jest ważne – nie tylko jej wnętrze, ale też palce, linie papilarne i inne osobliwości. Czytanie z dłoni to nie tylko schematy, ale też sposób własnej interpretacji. Mamy tu szczegółowo opisany charakter na podstawie kształtu dłoni, długości palców, wyglądu ręki z zewnątrz… Wszystko zrobione tak, by każdy mógł dopasować do siebie któryś z opisów. Do tego mnóstwo rysunków z cennymi podpisami, które ułatwiają zrozumienie tego, co autor miał na myśli. Linie, którymi akurat się zajmuje, są uwydatnione na obrazkach. Bardzo przydatne. Schematy są proste, bez dodatków, udziwnień, co pomaga w orientacji. Prostota jest w tym wypadku bogactwem. • Każdy rozdział ma podrozdziały, w których opisane są poszczególne cechy do znalezienia na dłoni. Przed tekstem głównym widnieje wstęp, a w nim wytłumaczenie chiromancji i całej sztuki związanej z czytaniem z dłoni. • Podręcznik ten to faktycznie kompendium wiedzy dla początkujących adeptów sztuki chiromancji. Rozdziały są krótkie, przejrzyste, bogate w rysunki. Język jest prosty, wszystko wytłumaczone jest od podstaw. Ostatni rozdział zawiera przykładowe odciski dłoni dla poćwiczenia swojej nauki. Dalej mamy wykaz przypisów podzielony według rozdziałów i słowniczek pojęć. Dla ciekawskich znajdą się też lektury zalecane przez samego autora jako uzupełnienie wiedzy. • Plusem jest moim zdaniem dopisanie tytułu rozdziału obok paginacji. Ułatwia to odnalezienie bez spoglądania w spis treści rozdziału, który nas interesuje. Poza tym zaskoczeniem jest to, że książka nie posiada ozdobników graficznych. Chyba przyzwyczaiłam się już, że Studio Astropsychologii dba o takie dodatki, a tu ich nie ma. Podręcznik jest za to wydany schludnie, przejrzyście, dokładnie. • Moje odczucia są bardzo pozytywne. Czytając książkę sprawdzałam wszystko na własnej dłoni, a potem na dłoni mojej siostry i mamy. O dziwo, wiele rzeczy się zgadzało – charaktery, które zostały opisane w poradniku i naszych rękach zgadzały się z rzeczywistością. Jeśli jednak ktoś szuka na swojej dłoni informacji ile będzie mieć dzieci, mężów, pieniędzy przeliczy się. Wydaje mi się, że są to rzeczy subiektywne, które pod wpływem różnych czynników mogą się zmienić, dlatego nie warto pokładać w ręce wszelkich nadziei. Nie mniej są i w książce rozdziały poświęcone tym zagadnieniom. • Komu mogę polecić tę książkę? Wydaje mi się, że ludziom, którzy interesują się szeroko pojętną magią. Nie raz przekonałam się, że o wielu rzeczach stara się powiedzieć mi mój organizm, więc czemu ręka nie miałaby mi posłużyć za informatora na temat mojej przyszłości? Każdy, kto chce dowiedzieć się o sobie czegoś więcej powinien sięgnąć po „Czytanie z dłoni dla początkujących”. Zachęcam, tym bardziej, że jest to lektura traktująca o podstawowych rzeczach, bardzo dobrze napisana i interesująca.
-
Zachcianki” to zbiór erotycznych opowiadań polskich autorów: Grażyny Plebanek, Jacka Dukaja, Krystyny Kofty, Łukasza Dębskiego, Magdaleny Tulli, Manueli Gretkowskiej, Sylwii Chutnik, Szczepana Twardocha, Wojciecha Kuczoka i Zygmunta Miłoszewskiego. Tak różnych autorów połączył wspólny temat. • Opowiadania traktują o seksualnych przeżyciach przeróżnych osób. Mamy tu zarówno pracującą w agencji towarzyskiej księgową, która nie lubi seksu, wdowę, która zatraca się w miłosnym uniesieniu wraz ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa, naukowca, który przeżywa niesamowite przygody w drodze na konferencję, a także kreującego filmy dla dorosłych mężczyznę. Każde opowiadanie jest odrębną historią. Seks jest tu pokazany jako coś pierwotnego, niemal zwierzęcego. Często nie ma nic wspólnego z uczuciami, jest mechaniczny. Autorzy odeszli od tabu, mówią śmiało o pragnieniach, fantazjach, kochankach na jeden raz, zdradach i trudnych relacjach. Erotyka to tylko część złożonej całości. • Opowiadania czytają Joanna Trzepiecińska i Zbigniew Zamachowski. Podzielili się oni opowiadaniami według płci ich autorów. Bardzo przyjemnie słuchało się ich interpretacje tekstów, aczkolwiek miałam wrażenie, że Zamachowski mówi nieco rozbawionym tonem, jakby arogancko, co w pewnym momencie zaczynało mnie denerwować. Lektorka poradziła sobie świetnie, dawkując emocje, zniżając lub podnosząc głos. Jej głos bardzo pasował do scen erotyki – był mruczący lub chrapliwy, często brakowało jej tchu w odpowiednich fragmentach tekstu. • Audiobook składa się z 66 części, każda nie dłuższa niż 10 minut. Jakoś nagrania jest bardzo dobra, nie ma tu ozdobników, ani zaznaczonych przejść – części następują po sobie, także nie słuchając nie odnosi się nagle wrażenia urwania opowieści. Każdy nowy tekst opatrzony jest tytułem i nazwiskiem autora. Opowiadania są raczej krótkie, najdłuższe jest autorstwa Jacka Dukaja – 13 części. • Opowieści są różnorodne, dlatego się nie nudzą. Podejście do tematu jest nietypowe – tabu zostało odrzucone, co podkreślają odważne realizacje zagadnienia. Niestety po odsłuchaniu audiobooka odniosłam wrażenie, że seks jest tylko mechanicznym zaspokojeniem pożądania (co potwierdził Freud w jednym z opowiadań!) a także należy się on jedynie wyższej sferze – niemal każdy bohater był albo bogaty, albo sławny, albo miał dobrą pracę… Poczułam się nieco oszukana, przecież w „nizinach” też się uprawia seks! Może autorzy chcieli pokazać, że jak się ma wiele, to chociaż ta część życia jest marna? W końcu bohaterowie pokazali, że interesuje ich tylko zaspokojenie fizyczne, nie bliskość. • Minusem opowiadań były częste wulgaryzmy. One utwierdziły mnie w przekonaniu, że seks potraktowany został jako coś niemal zwierzęcego. Stosunek między dwiema osobami można nazwać na wiele różnych sposobów, nie trzeba przy tym jednak przeklinać. Rozumiem, że niektóre z części ciała można nazwać inaczej, niż proponują to podręczniki do anatomii, to mi w ogóle nie przeszkadzało, ale miłość fizyczna nie musi przywodzić na myśl jedynie „posuwania”. Takie określenia dawały mi do myślenia – czy seks to tylko czynność, coś wyzutego z uczuć? • Byłam zaskoczona swoimi przemyśleniami. Wybierając audiobooka chciałam wysłuchać flirtów, podsłuchać kochanków w sypialni, a nie znaleźć się w środku agencji towarzyskiej. A oprócz tych uniesień dostałam dawkę przemyśleń, które sprowokowały opowiadania. Nie mniej miło spędziłam czas z historiami „Zachcianek”. Bardzo dobrze zrealizowane technicznie opowieści, które pokazują kunszt autorów w wielu aspektach. Zgadzam się również z felietonem w „Metrze”, który nazwał te opowiadania polskim odpowiednikiem „Greya”. • Komu mogłabym polecić audiobooka? Tym, którzy chcą przeżyć przygodę erotyczną wraz z bohaterami. Każdy kto chce poznać znanych, polskich autorów od innej strony powinien posłuchać opowiadań. Historie są różne, na pewno się nie znudzicie.
-
Joe Alex, a właściwie Maciej Słomczyński, to jednocześnie autor jak i postać literacka. To osoba niesamowicie skomplikowana, ponieważ jako pisarz i jako bohater uprawia ten samo wód – jest autorem powieści kryminalnych. • „Śmierć mówi w moim imieniu” to druga z serii jego książek o Joe Alexie. Wydana pierwszy raz w 1960 roku opowiada o zbrodni popełnionej na znanym aktorze teatralnym, Stefanie Vincym. Co ciekawe, według prowadzącego śledztwo Bena Parkera, przyjaciela głównego bohatera, morderstwo nie mogło być wykonane, gdyż czas nie zgadza się z podanym przez lekarza policyjnego. Sprawa wydaje się być bardziej skomplikowana niż początkowo myśleli detektywi. Podejrzani zmieniają się co chwila, a atmosfera jest napięta. Wiele osób miało powód by zabić Vincy'ego. Niestety, większość z nich ma alibi. Coś jednak nie gra w całej sprawie… Joe Alex wie co. Czy jego podejrzenia okażą się słuszne? • Książka należy do powieści detektywistycznych. Można mówić również, że jest kryminałem. Wiele wątków w niej dotyczy zbrodni, ale są też takie, które dotykają ludzkich uczuć: złości, nienawiści, miłości… Nie są one jednak dostatecznie rozwinięte moim zdaniem. Pasja, która towarzyszyła zbrodni nie jest przedstawiona w ogóle, co jest wielkim minusem. • Sama zbrodnia też nie jest przedstawiona. Znamy tylko domysły, które niestety nie zostaną nigdy potwierdzone. Zagadkę rozwiązuje Joe Alex, który dopasowuje szczegóły we własnym umyśle, nie dzieląc się tym z nikim, nawet z czytelnikiem. • Minusem powieści jest wielość i powtarzalność opisów, które dotycząc domysłów policjanta Parkera i podsumowań całej sprawy. Nie dowiadujemy się co o tym wszystkim myśli główny bohater książki. Dodatkowo nie podobało mi się, że autor nie wykorzystał potencjału miejsca, które sam wykreował – teatru po zamknięciu. • Jednak największym rozczarowaniem był Joe Alex. Spodziewałam się po tej postaci błyskotliwości, ciętych ripost, dochodzenia do sedna sprawy na oczach czytelnika… Niestety, nic takiego się nie dzieje. Alex jest cichy, milczący, wycofany. Gdy już się wypowiada, denerwuje mnie. Na siłę stara się pokazać poprzez swoje wypowiedzi jak bardzo inteligentny jest. Nawet w rozmowach ze swoją dziewczyną… znaczy przyjaciółką, stara się być ponad nią, chociaż to ona jest naukowcem, badaczem, poszukiwaczem… • Pod koniec powieści ktoś odpuścił sobie pracę – w środku zdania pojawia się nagle dialog, nie wiadomo skąd. Na dodatek nie podoba mi się zabieg, który został wykonany przy podsumowywaniu dotychczas zebranego materiały: wypowiedzi nagle przechodzą w spis, składającą się z punktów tak, że zamiast opinii mamy coś na podobieństwo listy zakupów. • Plusy? Historia oparta po części na faktach. Zarówno sztuka „Krzesła” jak i jej autor są prawdziwe. To bardzo mi zaimponowało. • Język jest lekki, nieskomplikowany, łatwy. Pojawia się wiele opisów i dialogów. Nie brak podsumowań, streszczeń i ciągłych powtórzeń chociażby zeznań świadków. • Moim zdaniem powieść jest prosta, lekka i przyjemna. Nie ma tu ani krwawych opisów, ani mocnych scen mordu… wszystko dzieje się poza czytelnikiem. Nie wciąga jednak tak, jak na to liczyłam. To książka na jeden-dwa wieczory, bez przesłania, porywu i wielu wątków. Akcja składa się przede wszystkim ze śledztwa, nie ma tu pobocznych rozważań. Z jeden strony to dobrze – przecież to kryminał, powieść detektywistyczna, w której powinno się skupiać tylko na jednym. • Komu mogę polecić książkę? Tym, którzy mają ochotę spędzić czas przy czymś niezaprzątającym głowy, ale wbrew pozorom nawet ciekawym. Niestety – jeśli ktoś nigdy nie czytał nic Joe Alexa, tak jak ja, może być nieco rozczarowany. Nie zniechęcam jednak, dla samej ciekawości twórczości tego autora można sięgnąć.
-
Szekspir to jeden z najbardziej znanych angielskich twórców. Żyjący na przełomie XVI i XVII wieku pisarz stworzył wiele dzieł, których tytuły do dziś są na ustach wszystkich. W szkole omawia się często „Romea i Julię” czy „Makbeta”, ja natomiast miałam okazję przeczytać „Otella”. • Napisana około roku 1604, pierwszy raz została opublikowana w 1622. • Tragedia opowiada o losach czarnoskórego Otella, który jest dowódcą armii weneckiej. Poznajemy go w momencie, gdy poślubia piękną Desdemonę, która zakochuje się w nim pod wpływem opowieści o jego życiu. Na drodze do ich szczęścia stanie m.in. ojciec dziewczyny, który wolałby mieć za zięcia kogoś innego, a także Jago – prawdziwy czarny charakter tego dramatu. To właśnie on będzie knuć intrygi, dogadywać się z innymi, psuć opinię Desdemony – wszystko po to, by zemścić się na Otellu, który nie mianował go swoim zastępcą. Jago jest niesamowicie sprytny – przekonuje Otella o tym, że żona go zdradza, że jego zastępca jest alkoholikiem, przy okazji szarpie opinię nie tylko swojego przyjaciela, a także jego żony. Dodatkowo gra na wiele frontów, z każdym próbując coś ugrać – przyjaźń z Rodrygo każe mu udawać, że stara się pomóc mu zdobyć Desdemonę, w zamian zlecając mu zabicie Kasja. Kasjo natomiast zostaje przez niego upity i posądzony o romans z Desdemoną. Wszystko po to, by zemsta była bolesna. Nie tylko Otello jest tu pokrzywdzony – każdy kto wchodzi w bliższe relacje z Jago ma problemy, włączając w to jego własną żonę. Niestety, ponieważ to tragedia mamy tu do czynienia z przejściem od szczęścia do nieszczęścia, dlatego dramat ten kończy się dość brutalnie. • Utwór ten jest dramatem, konkretnie tragedią. Szekspir był prawdziwym mistrzem tego gatunku. Nie jest to jednak tragedia antyczna – nie ma jedności miejsca, czasu i akcji. Nie ma też tak popularnych w szekspirowskich utworach postaci fantastycznych. Jest za to stadium upadku człowieka – z szanowanego dowódczy w zazdrosnego męża. • Głównym problemem tragedii jest problem zazdrości i zawiści. Zarówno tyczy się to Otella, jak i Jaga. Ten ostatni jest tu doskonałym przykładem połączenia tych dwóch emocji. Nie może znieść, gdy innym powodzi się lepiej i dlatego za wszelką cenę próbuje zepsuć szczęście bliźnich. Przy tym pokazuje jak bardzo przebiegły i fałszywy jest. Postać ta została fantastycznie skonstruowana, przedstawiając kunszt autora. • Tragedia podzielona została na pięć aktów. Język jest prosty, zrozumiały, bez udziwnień. Czasem jedynie nie widać, że jest to dramat, ponieważ część kwestii jest pisana od lewego do prawego brzegu kartki, nie wygląda jak dramat, a jak proza. Jednak nie przeszkadza to wcale w odbiorze dzieła. • Moim zdaniem „Otello” jest bardzo dobrą sztuką. Ma temat, który na pewno dotrze do każdego, świetnie zbudowane postaci i jeden wątek, co pomaga się skupić czytelnikowi na degradacji osobowości tytułowego bohatera. Mi bardzo przyjemnie się czytało tragedię Szekspira. Nie jest ona trudna, można ją interpretować na wiele sposobów i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. • Komu chcę ją polecić? Tym, którzy twierdzili do tej pory, że Szekspir jest pisarzem o trudnym języku i temacie. „Otello” to przykład doskonałego kunsztu autora oraz jedno z jego ostatnich dzieł, gdyż zmarł parę lat później. Przy okazji to zupełnie inny utwór niż „Makbet”, dlatego warto do niego zajrzeć.
-
„Anielski Tarot” ma trzech autorów: dwoje pisarzy i jednego ilustratora. Nie można mówić o nich oddzielnie, bo bez chociaż jednej z tych osób poradnik ten wraz z kartami by nie powstał nigdy. Doreen Virtue to jasnowidza, autorka książek i osoba medialna. Redleigh Valentine jest mówcą, dziennikarzem i medium. Prowadzi warsztaty, które tłumnie odwiedzają rzesze zafascynowanych jego optymizmem i wiedzą. Steve A. Roberts to z kolei artysta-samouk, który stworzył ilustracje znajdujące się na kartach z tej serii. • Ta trójka wydała dzieło pod tytułem „Anielski Tarot”, który w Polsce ukazał się w 2012 roku. W skład wchodzi podręcznik i 78 kart. Zacznę od książki. • Podręcznik zaczyna się od wyjaśnienia, jak należy z kartami postępować. Znajdziemy tu informacje czym w ogóle jest Tarot, jak zostały nazwane poszczególne działy kart. W tej części mamy również krótką historię tej sztuki magicznej. Autorzy tłumaczą również jak należy obudzić w kartach moc, jak je rozkładać i jakie rytuały odprawić przed rozpoczęciem wróżby. Dalej mamy opis i wyjaśnienie znaczenia kart, podzielony na Arkana Wielkie i Arkana Małe. W drugim podziale wyszczególnione zostały też żywioły, do których karty należą. Każdy z opisów posiada miniaturę karty, dla ułatwienia jej rozpoznania. Na koniec znajdziemy informacje o ilustratorze i autorach, wraz z podanymi stronami internetowymi, gdzie można się z nimi bliżej zapoznać. • Karty są podzielone kolorami. Arkana Wielkie mają kolor fioletowy. Każda z 22 kart z ma na górze cyfrę (od 0 do 21) w jaśniejszym polu. Na górze mamy jasny napis, który głosi o nazwie karty, niżej mniejszymi literami – imię Archanioła połączonego z tą kartą. Pod obrazkiem, który zajmuje niemal ¾ karty, widnieje krótkie wyjaśnienie co ona oznacza. Arkana Małe podzielone są według żywiołów: ogień (kolor bordowy, motyw smoków), woda (kolor niebieski, motyw puchary), ziemia (kolor zielony, motyw wróżki) i powietrze (kolor granatowy, motyw jednorożca). Podobnie jak w Arkanach Wielkich każda karta ma na górze nazwę, a na dole krótkie wyjaśnienie co symbolizuje. Cała talia ozdobiona jest złotymi brzegami. • Wielkim plusem zarówno podręcznika jak i kart jest to, że mają one niewielki rozmiar. Są na dodatek pięknie zrobione, ozdobione, bardzo starannie oddane do użytku. Jedyny minus jaki widzę to to, że czasem postacie na kartach wydają się być zbudowane nieproporcjonalnie (szczególnie wydaje mi się, że mają za długie ręce w stosunku do całego tułowia). Co do podręcznika jest on bardzo przejrzysty – cała talia rozłożona jest na osobnych stronach, opisana skrótowo ale dokładnie. • Wydaje mi się, że „Anielski Tarot” jest ciekawym pomysłem – łączy dwie sfery: magię i religię. To bardzo intrygujące połączenie, gdyż zazwyczaj uważa się, że te dwie rzeczy się wykluczają. Jednak w podręczniku wyraźnie zawarta jest informacja, że jeśli chcemy zacząć wróżby, to należy najpierw poprosić Anioły o przewodnictwo i pomoc. • Moim zdaniem zarówno podręcznik jak i karty warte są obejrzenia. Są pięknie wydane, starannie wykończone i bardzo interesujące. Dostarczają ciekawych doświadczeń. Ja sama podczas czytania rozkładałam tarota zgodnie ze wskazówkami zawartymi w podręczniku. Nawet jeśli ktoś w takie rzeczy nie wierzy, na pewno zaprzyjaźni się z kartami – choćby z ich wizualnego piękna. • Komu mogę polecić „Anielski Tarot”? Ludziom ciekawym, nie bojącym się nowości, otwartym na świat. Jeśli chcecie przeżyć fajną przygodę z odrobiną tajemniczości na pewno powinniście sięgnąć po te karty. Sam ich wygląd sprawia, że człowiek czuje się wyjątkowo, a świadomość że mogą przed nami odkryć przyszłość dodatkowo potęguje magię.