Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Jak miło się zaskoczyłam, gdy w powieści pojawiły się znani mi już bohaterowie z książki „Teściową oddam od zaraz”. Co prawda, teraz główne role należały do kogoś innego, ale poczułam się jakbym wróciła do znanego mi już miejsca. I coś w tym rzeczywiście było! • „Niespodziewany trup” i przyznaję, że niespodziewanie padło na osobę, której wydawałoby się, że nic nie dobije. A jednak! Napad na bank w małym miasteczku? Przypadkowi świadkowie, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie. I trup. I to wszystko w krótkim czasie! Czy te sprawy mają ze sobą jakiś związek? • Oprócz kryminalnej strony „Niespodziewanego trupa”, mamy w tle niepozorny romans. A właściwie podchody dorosłych i intrygi małej Blondie, która szuka odpowiedniego kandydata na tatusia. Ewcia, bo o niej mowa, jest niezwykle bystrą i inteligentną dziewczynką. Bardzo szybko potrafi ocenić czy przypadkowo spotkany pan w supermarkecie nadaje się na jej ojca czy nie. Z kolei Anusia, mama Blondie, unika raczej bliższych relacji z mężczyznami i skupia się na swojej pracy i wychowywaniu dziecka. Sporo zmienia się, gdy na jej drodze pojawia się Patryk, w którym w młodzieńczych latach się podkochiwała, a który ze względu na swój dotychczasowy styl bycia nazywany jest latawcem. Jak to się skończy? Nie trudno się domyślić, ale droga ku temu na pewno nie będzie nudna! :) • Małgorzata J. Kurska po raz kolejny funduje nam lekką i bardzo przyjemną lekturę, bogatą w dużą dozę humoru. Do tego wszystkiego daje nam kilka życiowych lekcji. W ciekawy sposób pokazuje, że nie powinniśmy oceniać ludzi po tym, co mówią o nich inni. A także, że pazerność i zazdrość nie zawsze popłaca!
-
To samo co w przypadku pierwszej części. Tego nie da się czytać. Odpuściłam, zanim na dobre zaczęłam czytać. • Mamy tutaj dalsze losy bohaterów z poprzedniej części, a zaczyna się od tego, że nasza bohaterka wpadła, zaliczyła wpadkę, tzn. zaciążyła. Najpierw ryczy i ubolewa, a zaraz się cieszy. Potem już sama nie wie co robić. I tak właśnie jest napisana ta książka. Gadanie o wszystkim i o niczym, bez ładu i składu. • Szkoda czasu.
-
Próbowałam. Naprawdę chciałam. Tylko nie da się czytać tej książki. Taka Grochola w podobnym wydaniu. Właściwie nie ma tutaj żadnej akcji. Jest za to gadanie o wszystkim i o niczym. Bez większego sensu i morału. To tak, jakby spotkać się teraz ze swoim najlepszym przyjacielem/przyjaciółką i spisać na kartki to, o czym rozmawiamy i co robimy. Gdzie idziemy i co myślimy. Nuda! Mało ambitna pozycja.
-
To nie jest zwykła książka. To niesamowity eksperyment czytelniczy, któremu dałam się porwać. I to z ogromną przyjemnością! :) • Dwoje ludzi, których połączyła muzyka. On gra na gitarze, ona śpiewa do jego muzyki. Z czasem, w wyniku dość burzliwych wydarzeń, ich losy się łączą. Podanie pomocnej dłoni, okazanie wsparcia, a z czasem także narodzenie się szczerej przyjaźni. Czy znajomość Sydney i Ridga przerodzi się w coś więcej? Jedno jest pewne – tych dwojga łączą bardzo wyjątkowe relacje, z którymi przyszło stoczyć im zewnętrzną walkę. • To nie jest tylko książka o muzyce czy relacjach ludzkich. Autorka bardzo dużą uwagę skupia na niepełnosprawności osób głuchych, ich codziennym życiu i postrzeganiu świata. W świetny sposób pokazuje osobie słyszącej, na przykładzie Sydney, jak osoba głucha „słyszy” otoczenie - czego my sami, jesteśmy świadkami. • Jestem pod ogromnym wrażeniem „Maybe Someday”. Głównie przez formę jej podania. Czytasz całkiem ciekawą historię. W odpowiednich momentach słuchasz muzyki, która w tej historii powstaje, która właśnie teraz jest pisana przez bohaterów! Masz wrażenie, że sam w tym uczestniczysz! Coś niesamowitego! Dodatkowo, skupiasz się na słowach piosenek, tak jak nigdy wcześniej. Analizujesz je, przyswajasz i przekładasz na to, co dzieje się w powieści. Dodam też, że muzyka, którą mamy przyjemność słuchać, jest znakomita. Już teraz zagościła na mojej liście i chętnie do niej wracam. • Muszę przyznać, że po raz pierwszy spotkałam się z tym, żeby okładka książki tak idealnie „opisywała” jej wnętrze: • "Maybe Someday" to opowieść o ludziach rozdartych między „może kiedyś” a „właśnie teraz”, o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem. • Polecam!
-
Rzadko męczę się przy czytaniu książki, ale w tym przypadku tak właśnie była. Nudna, bez konkretnej i wciągającej akcji. Nijaka. Do tego miałam momenty, że musiałam się cofnąć o stronę albo dwie, żeby wiedzieć o czym właściwie pisze autorka. • Krótko o tym, co w środku. Główna bohaterka Łucja na co dzień pisze artykuły do babskiego czasopisma. Marzy jednak, żeby napisać scenariusz do filmu, który będzie opowiadał o losach małżeństwa jej siostry. Sam motyw dość mocno przerysowany, ale mówię... może będzie ciekawie. Na nadziejach się skończyło. • Do tego wszystkiego Łucja jest osobą, której nie darzy się jakąś szczególną sympatią. Dziewczyna, która sama nie wie czego chce. Niby do czegoś dąży, ale bez jakiś większych ambicji. Zakochuje się w dużo starszym mężczyźnie, który ma żonę, córkę i zupełnie jej to nie przeszkadza. Raz go uwielbia, raz nienawidzi. Za chwilę znowu do niego biegnie, naiwne stworzenie. Na dodatek jej nie do końca zrozumiałe relacje z siostrą. Raz ją lubi, za chwilę podejrzewa o zamordowanie męża, za chwilę ją ubóstwia, żeby za minutę ponownie ją znienawidzić. Jedno jest pewne, można ogłupieć razem z główną bohaterką. • Nie polecam. Szkoda czasu.