Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Na 'Strachy' trafiłam po obejrzeniu filmu pod tym samym tytułem z 1938 roku, w którym w głównych rolach wystąpili Hanna Karwowska, Eugeniusz Bodo i Jadwiga Andrzejewska, w tym samym również roku została wydana książka; w późniejszym czasie, w 1979 roku został wyemitowany 4-odcinkowy serial na podstawie książki, jednak nie miałam jeszcze okazji się z nim zapoznać, choć odnoszę ogólne wrażenie, że ta po części autobiograficzna powieść Marii Ukniewskiej aktualnie została kompletnie zapomniana przez publiczność, nad czym bardzo ubolewam. Tak dokładnie opisanych realiów brudnych, patologicznych, wyzutych z wszelkiej moralności kulis teatrów rewiowych w dwudziestoleciu międzywojennym, próżno szukać gdziekolwiek indziej. Tragizm losów złamanych przez te miejsca - a przecież opisywane 'girlsy' znalazły się tam chcąc wyrwać się z biedoty i patologii - jest doprawdy nieludzki. Owszem, jakaś część odniosła sukces, ale nie każdy miał tyle szczęścia, nie każdy również umiał odnaleźć się w toksycznym artystycznym środowisku, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, ludzkie życie jest niewiele warte, a samobójstwa, nielegalnie przeprowadzane aborcje, defraudacje, kłamstwa i oszustwa są na porządku dziennym. Główna bohaterka, nastoletnia Teresa Sikorzanka, mimo ogromnej determinacji i zaciętości, nie zawsze dokonuje kryształowych wyborów, jednak perspektywa awansu społecznego i fakt, że w wieku 15 lat musiała utrzymywać matkę i rodzeństwo, sprawia, że musi szybko dorosnąć. Z kolei jej przyjaciółka Paulina Kłoskówna, to postać tak nieodżałowanie tragiczna, że na samą myśl o tym ile młodych dziewczyn musiało przechodzić przez podobne fizyczne i moralne katusze, człowiek zaczyna się poważnie zastanawiać. Zygmunt Modecki to również postać, która zaczęła od zera, ale jest w zupełnie innym miejscu niż Teresa. Jednak nie każdemu się udaje, ale też nie każdy próbuje. Pod koniec powieści fabuła zatacza przedziwny krąg, z patologii przechodzimy prawie do sielanki, chociaż Teresie do sielanki daleko. Nie ma wszystkiego co chciała, ale zdaje się, że ma wszystko czego potrzebuje. Jej życie jest dalekie od ideału, ale jest dużo lepsze niż wspomnienia domu rodzinnego. Nie zawsze w życiu jest również tak, że zło zostaje ukarane. Niejednokrotnie zło zrobi zamieszanie, zrobi wiele nieodwracalnych szkód, zniszczy ludzi, zniszczy relacje, ale zdoła w odpowiednim momencie uciec od konsenwekcji, jak Fensterglass. Mimo tylu wspólnych, tragicznych przeżyć, Teresa i Zygmunt wydają się znaleźć swoje małe miejsce na ziemi, choć w dalszym ciągu wydają się dziecinni i małostkowi. Być może to cena za zbyt wczesne wejście w dorosłość i utratę złudzeń i niewinności.
-
'Sześć palców Warneńczyka' to pierwsza pozycja z historyczno-fantastycznej serii Grażyny Bąkiewicz, z którą się zapoznałam i którą czytaliśmy na głos całą rodziną. Wybór nie do końca chronologiczny, jednak akurat młody król Władysław Warneńczyk i jego tajemnicze życie i śmierć wydawały się logicznym wyborem ekscytującego i tajemniczego kryminału, co zresztą obiecuje również okładka książki. Niestety, wielkie nadzieję zostały dosyć szybko pogrzebane. Książka kontuunuje hipotezę jakoby król przeżył bitwę pod Warną w 1444 roku i wraca incognito do Korony 15 lat później z zamiarem wyjaśnienia sprawy ze swoją matką i bratem odnośnie tego jak ocalał. Pomysł bardzo dobry, jednak jego wykonanie zdaje się być nie do końca przemyślane. Samego Warneńczyka jest tutaj tyle co kot napłakał, niejednokrotnie mija kilkanaście, kilkadziesiąt stron aż wróci do głównej fabuły, a i sama treść jego wątku jest dosyć odtwórcza, choć moim zdaniem postać ta miała wielki potencjał by lepiej przedstawić go w książce. Niemalże całą treść zajmuje główna bohaterka i łączniczka obu rzeczywistości, Ada wraz ze swoim bratem Stasiem - moim zdaniem kompletnie zbędnego i dodanego na siłę, by nieporadnie posklejać poniektóre wątki. W wielu miejscach fabuła piętrzy się i narasta tylko po to by w kolejnym wątku kompletnie się rozejść, zupełnie jakby autorce spieszyło się z oddaniem pierwopisu do wydawnictwa. Pomysł na śledzenie historii poprzez maszkarony w ścianach i murach był dobry, ale przekombinowany i zbyt szeroko opisywany. Z pewnością na plus zasługują rysunki Katarzyny Kołodziej, trafnie oddające zamysły autorki. Być może w przyszłości skuszę się na inne pozycje z tej serii, jednak póki co, 'Sześć palców Warneńczyka' pozostaje niewykorzystanym i słabym wykonaniem.
-
Baśnie japońskie to naprawdę podróż do innego świata. Na początku być może nieco trudno wejść w ten specyficzny klimat z powodu schematów w naszych głowach dotyczących form baśni oraz ich przekazu w stylu europejskim, przez co wielokrotnie czytelnik łapie się na odruchowym 'poprawianiu' fabuły: 'Jak to już koniec, gdzie był morał? Czy teraz nie powinien nastąpić jakiś gwałtowny zwrot akcji? A kara i nagroda?'. Jednak po kilku pierwszych baśniach oko i ucho przyzwyczaja się do innego stylu, a nawet zaczyna go rozumieć i sobie niejako wyjaśniać, na co jest wiele okazji, ponieważ baśni jest aż 21 - choć jak podkreśla tłumacz to jedynie ułamek ogromnego zbioru - łącznie 356 stronic. Dodatkowo interesujący jest nietypowy, nieco kwadratowy format książki, przez co czytelnik odnosi wrażenie, że baśni jest jeszcze więcej, a w ręku trzyma starą księgę. Mimo to uważam, że końcowe posłowie tłumacza Zbigniewa Kiersnowskiego powinno być potraktowane jako wstęp i widnieć na początku książki, razem z krótkim wyjaśnieniem jak czytać nazwy japońskie - przedstawienie tego na końcu książki wydaje mi się już niepotrzebne, natomiast często krytykowane ilustracje Piotra Fąfrowicza wydają mi się pasujące do klimatu baśni japońskich, może faktycznie nieraz wydają się nazbyt proste i mogłoby być ich więcej, ale naprawdę oddają atmosferę mitycznej Japonii sprzed wieków. Ciężko wybrać najlepsze baśnie, ponieważ każda reprezentowała coś równie ciekawego, ale z całym przekonaniem mogę wymienić tytułową 'Bezpowrotną górę', 'Córkę księżyca i perłę Shijigoban', 'Brokat yamanby' czy 'Ziarenko grochu' i 'Niebiańską tkaninę'.
-
Przyjemnie jest posłuchać bajki, która zachęca, a nie terroryzuje do ekologii i respektowania natury. Poszczególne wątki są bardzo trafnie przedstawione, a grający dziecięce postaci mali aktorzy są wręcz uroczy w swoich dialogach. Natomiast kiedy ster fabuły przejmują tak zwani przedstawiciele przyrody, naprawdę można poczuć się jak w ciemnym, niebezpiecznym lesie, a wykonane piosenki dodatkowo potęgują wrażenie nicości człowieka wobec potęgi natury, z którą, jak to podkreśla końcowy morał, warto żyć w zgodzie.
-
Książkę przeczytałam z chęci dowiedzenia się jeszcze czegoś ciekawego o członkach dynastii Jagiellonów, przy czym umysł miałam do niej otwarty i nastawienie pozytywne. O, święta naiwności. Już od pierwszych stron biją po oczach koszmarne literówki, przejęzyczenia, niepoprawione autokorekty, a nawet błędy stylistyczne, a co gorsza merytoryczne. A to ojciec Wilhelma Habsburga to raz Leopold III, raz Leopold II, a to Jadwigę Andegaweńską koronował w jednym miejscu biskup Bodzanta, w innym Bodzenta, a jej grób otworzono w 1942 roku, na kolejnej stronie w 1949 roku, nawet Elżbieta Granowska staje się na moment Granecką, mało tego, Kazimierz Jagiellończyk zabrał swojego chorego syna, również Kazimierza, aby odpoczął wśród litewskich puszcz i lasów w 1498 roku, a zatem 6 lat po swojej śmierci i 14 lat po śmierci swojego syna, który to do tego jeszcze zmarł podobno na gruźlicę, ale to pewnie była mistyfikacja, ponieważ nikt z Jagiellonów ani przedtem ani potem na gruźlicę nie umierał, więc to z pewnością była ukryta skrzętnie przed wszystkimi choroba weneryczna, po czym w rozdziale o Zygmuncie Auguście dowiadujemy się, że zmarł między innymi... na gruźlicę - doprawdy perełki jagiellońskich historii. Za dużo jest również w tej publikacji domysłów, za dużo 'prawdopodobnie', 'zdaje się' i ocen tamtejszych czasów z perspektywy dzisiejszej oraz 'a co nie wiem to dopowiem'. Autorce zdarzają się lepsze momenty, ale jest ich bardzo mało, w moim odczuciu jest to krótki rozdział o Annie Cylejskiej, a także wątek o Zygmuncie Auguście. Na mały plus zasługuje również rozdział o Władysławie Warneńczyku, który z jednej strony niby nie powiela od jakiegoś czasu powtarzanych, rzuconych na grząski grunt teorii o jego rzekomym homoseksualizmie, wyjaśniając błędy w tłumaczeniu z łaciny, przez które ten pogląd w ogóle powstał, z drugiej strony przedstawia naciągane, naprawdę grubymi nićmi szyte argumenty na to, że jednak hipoteza ta może być prawdziwa. Książka jest bardzo nierówna, ewidentnie napisana i wydana pospiesznie bez jakiejkolwiek korekty merytorycznej i redakcyjnej. Szkoda. Gdyby dostała trochę więcej czasu, z pewnością rezultat byłby lepszy niż ostateczny efekt końcowy.