Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
Rodzaj: | Biblioteki publiczne |
---|---|
Telefon: | +48 77 454 80 30 |
Województwo: | opolskie |
Adres: |
Minorytów 4 45-017 Opole |
E-mail: | sekretariat@mbp.opole.pl |
Biblioteka Główna
Poniedziałek 12:00 – 19:30
Wtorek 09:00 – 19:30
Środa 09:00 – 19:30
Czwartek 09:00 – 19:30
Piątek 09:00 – 19:30
Sobota 09:00 – 15:00
Najnowsze recenzje
-
W wydawnictwie Ossolineum, w serii „Sztuka czytania”, gdzie wcześniej ukazały się książki m.in. Edwarda Saida, Jacka Gutorwa czy Marjorie Perloff, pojawiła się publikacja W.G. Sebalda – Opis nieszczęćia. Esej o literaturze. Książkę na język polski przełożyła prof. Małgorzata Łukasiewicz, a posłowiem opatrzył Arkadiusz Żychliński. Wydawnictwo wznowiło już tomy wcześniejsze autora, m.in.: „Austerlitz” i „Pierścieni saturna”, które na portalach aukcyjnych osiągają zawrotne ceny, gdyż autor „Campo Santo”, cieszy się w Polsce niebywałym uznaniem, nie tylko w kręgach akademickich. Do tej pory znaliśmy Sebalda, jako autora wyrafinowanej prozy, rekonstruującego utwory z urwanych wspomnień, fotografii, uważnych obserwacji i zapamiętanych głosów. Otrzymaliśmy z nich palimpsestowe opowieści, wyrastające z dojmującego poczucia braku. • Tym razem dostajemy do ręki tom esejów, na który złożyły się teksty z kilku krytycznoliterackich książek germanisty, przez lata związanego z Katedrą Literatury Europejskiej na Uniwersytecie Anglii Wschodniej w Norwich. Znajdziemy tu eseje poświęcone twórczości Schnitzlera, Kafki, Canettiego, Bernharda, Rotha czy Walsera. Rzecz o żydowskich pisarzach języka niemieckiego, uwagi o Kellerze, Wyspie Świętego Piotra, stającej się na jakiś czas azylem dla uciekającego z Francji Jana Jakuba Rousseau, a na dokładkę, studium o obrazach Jana Petera Trippa. To książka o ludziach tęskniących za ostatecznym spokojem, za odjęciem lęku obejmującego ich ziemie niczyje. Oni sami pozostawali bowiem w rozkroku pomiędzy tworzeniem dzieła, a objaśnianiem pisma. Ten wysiłek odzierał ze złudzeń, nie niósł pocieszenia, a jedynie pewność, że po przekroczeniu progów, na zawsze zostawiło się swoje domy za sobą. Bo „sztuka musi przekraczać to, co według niezaprzeczalnego twierdzenia zachodzi w rzeczywistości”. • Najciekawsze teksty poświęcone są Kafce, Canettiemu, Rothowi i Walserowi. W rzetelnej egzegezie Kafkowskiego „Zamku” i wydobyciu na jaw jego mesjańskich uwikłań, Sebald demistyfikuje parabole, w których dostrzega nieustanne podważanie sensu i celu naszej egzystencji. Śmierć i życie trwa w nierozdzielnym uścisku, a Kafka wyciąga z tego faktu ostateczne konsekwencje. Podmiot jego prozy przypomina rekonwalescenta, któremu nie pomoże już żadna kuracja czy sanatorium. A władza decyduje, o tym, jaką częścią wolności jesteśmy w stanie się zadowolić, stąd nasza bezsilność, na którą w końcu cicho przystajemy. Pisarstwo Kafki jest tak przejmujące, ponieważ nie daje żadnych nadziei, na ucieczkę z niewoli historii. Czy nasza egzystencja zatem nie sprowadza się głownie do lęku przed utratą nadziei? W poświęconym z kolei autorowi „Hioba” szkicu „Kadysz za Austrię”, czytamy: „Jeżeli w sztuce w ogóle o coś chodzi – tak można streścić niełatwą do wytropienia estetykę Rotha – to o szczegół”. Te słowa są również bliskie samemu Sebaldowi, który jako czytelnik jest bardzo uważny i drobiazgowy.
-
„Cztery pory roku” to wraz z „Księgą ziół” i „Niebem i ziemią” swoista trylogia refleksyjnych miniatur o filozoficznym rodowodzie, węgierskiego klasyka literatury. Książka podzielona jest na dwanaście miesięcy odpowiadających rokowi kalendarzowemu, a kolejne dygresje i rozważania orbitują wokół kolejnych miesięcy. To swoistego rodzaju egzystencjalna medytacja nad stawaniem się i poddawaniem się nastrojom chwili. Márai zapisuje swoje zapatrzenia, wyrastające z obserwacji zmiennych rytmów przyrody, metamorfoz pogody, lekturowych fascynacji. Zapisuje promieniujący od rzeczy i świata blask. Notuje znaki i cienie. Powiada: „Nie wystarczy żyć bez bólu: do życia konieczna jest także radość”. • To pisarz, który jak mało kto w XX wieku, brawurowo i przejmująco opisał człowieka wydanego na pastwę życia, niosącego zwątpienie, ciężary ponad własne siły, traumy nie do przepracowania, a jednak po kres swych dni głoszący chwałę obecności i traktujący istnienie jako dar. Dar, który możemy wypełnić światłem, kiedy zewsząd czyhają cienie tego wszystkiego, co wraz z nadejściem nocy zapada się w swoje nieistnienie. To pisarz, który jak nikt inny pokazał, że poza naszą sprawą z własnym językiem i pogłębianiem wrażliwości, reszta jest przykrą buchalterią. Że w ostatecznym rachunku idzie o wierność sobie, o głosy domagające się w nas uwagi, o słowa, od których nie tak łatwo się odwrócić. • Márai pisze o tym, aby spalać się w tym, co nas wewnętrznie trawi. „W istocie jesteśmy grzechem, słabością, tym, co staramy się zataić (…) wędrujemy przez niziny, przez życie, którego prawdziwych granic nigdy dokładnie nie znamy”. „Życie pracuje nieprzerwanie: w ciszy, w półmroku”. „W człowieku jest coś boskiego, co nigdy się nie wyczerpie, i jest także coś ludzkiego, co potrafi straszliwie cierpieć”. „W każdym jest odrobina muzyki, która jest jego, tylko jego sztuką”.
-
Książka autora "Czułości" jest wyrazem wdzięczności za zdania, z którymi się dłużej było, za widoki z wolna stające się naszymi, za słowa, dzięki którym bardziej i mocniej się jest. Książka stanowi wyraz pochwały pisania, któremu zawdzięcza się niejeden zachwyt, zdziwienie, urok. To próba opisania fascynacji płynącej z lektury książek Andrzeja Stasiuka – autora tratującego wszelkie dale, dostojnika nagłych zwarć atomów, gwałtownika łaknącego przestrzeni. Pisarza forsującego kolejne granice, coraz bardziej zbliżającego się do tego, co ludziom wspólne: do małych radości, niepognębionych niczym nadziei, dotkliwych boleści, rozległych smutków. • Gleń pokazuje nam autora Wschodu jako tego, który za każdym razem, na tle drobiazgowo ujętego krajobrazu, na tle bezmiaru opowiada, od nowa, człowiecze bolączki i dylematy. Dla wszystkich nas podobne, bliskie, ostateczne. Gleń zabiera nas w podróż po tym pisarstwie. Przemierza przestrzenie lektury nieomal fizycznie, na własną rękę, szukając w opisanych krajobrazach swoich prawd, olśnień czy zachwytów. Niestrudzenie pociągają go chwile zawieszone w swojej pełni. Autor monografii przedstawia drugiego człowieka, którego można otoczyć ramieniem, wspomóc słowem, wzmocnić spojrzeniem albo kieliszkiem. Olśnienia objawiające łączność wszystkiego ze wszystkim w efemerycznych interwałach zdziwienia i zapatrzenia. • To książka o poczuciu utraty wpisanej we wszystko. O trwodze istnienia, którą można czasami zostawić daleko w tyle. O przyjaźni będącej gwarantem swobody i niezależności myślenia stwarzającej kontekst, aby nasze słowa mogły wybrzmieć i rezonować dalej. O uważności i próbie zespolenia rzeczywistości ze słowami przylegającymi do niej jak plaster na ranie. Książka traktuje o kwestii języka, który sprawia, że nasze istnienie udaje się czasami zespolić z sensem, ale nie zawsze. O momentach, które dopiero co osiągają swój zenit, by momentalnie zacząć gasnąć w coraz bardziej, niewidoczne, cienie. • Adrian Gleń napisał książkę o drodze, którą musimy pokonać i w której liczy się sama aktywność, umiejętność bycia w każdej chwili, nawet gdy cel, oddala się niespiesznie, niczym nieufne wobec nas zwierzę. To książka o człowieku świadomie rezygnującym z projektowania siebie, wybierającego styk rzeczywistości z metafizyką. „Stasiuk. Istnienie” to rzecz o „dzikiej błędni bezkresu”. • „Wschód słońca nigdy nie będzie czekał na rację nauki. Ktoś powie na to, że ludzie przywykli do regularności tych zjawisk, tak jakby to, do czego przywykliśmy, było zrozumiałe samo przez się. Tak jakby to, do czego przywykliśmy, było możliwe bez zamieszkiwania” (Martin Heidegger, przeł. J. Mizera) – Adrian Gleń wyciągną z tej nauki jej ostateczne konsekwencje, i opowiedział o nich, w trakcie swojej lektury Andrzeja Stasiuka.
-
Mendel Singer mieszka w Zuchnowie (dzisiejsza Ukraina) i jest miejscowym nauczycielem, zapoznaje dzieci z nauką Biblii. Wiedzie zwyczajne życie: do bólu przewidywalne, momentami dotkliwe, momentami niosące otuchę. „Życie Mendla płynęło spokojnie, niby nikły, nędzny strumyk pośród ubogich drzew”. Nie miał w dotychczasowym życiu sytuacji, której mógłby żałować, nie pragnął żadnej rzeczy, której nie posiadał. Poza prostym układem odniesień, honorowanym przezeń do tej pory, reszta była zbędna i egzotyczna jak odległe krainy od biedy wymieniane w prasie. Dochował się czworga dzieci, w tym ostatniego Menuchima, nie do końca sprawnego. Żona jego skarżyła się tyle ile skarżyć na męża musi się żona. Dzieci nie dokazywały, rzadko codzienność doprowadzała go do szewskiej pasji. Ot, normalna, rodzina, w początkowych latach XX wieku. Świat, póki co, naznaczony klęskami, jeszcze ostatecznie nie wypadł z kolein. • Ale Bóg, do którego w codziennych modlitwach zwracał się Mendel, restrykcyjnie przestrzegane posty, życie zgodne z duchem Pisma, rabin u którego pomocy szukała żona, nic nie mogli wskórać na pogarszający się stan zdrowia najmłodszego dziecka. Ten, „Leżał tak w kącie, jak kawał błota”. Z biegiem lat przez usta przechodziło mu jedynie słowo „mama”. Aż los postanowił doświadczyć Mendla i jego rodzinę jeszcze raz i jeszcze raz. I znowu. A zaczęło się od żony Mendla. „Od chwili narodzin Menuchima w sercu jej była noc, w każdej radości smutek. Wszystkie uroczystości były męczarnią, wszystkie dni świąteczne – dniami żałoby. Nie było już więcej wiosny i nie było lata. Wszystkie pory roku miały na imię: zima. Słońce wschodziło wprawdzie, ale nie grzało”. • „Hiob” to powieść o poświęceniu, które jest kuźnią dla charakteru. O cierpliwości, za którą gratyfikacja jest odroczona w czasie na wiele, wiele lat. Książka o tym, co można sobie powiedzieć w chwili pożegnania na całe życie, a może lepiej: czego nie udaje się powiedzieć, co potem zalega i zatruwa myśli czarną melancholią. O bezgłośnej i zwodniczej zmianie wpisanej w każdy podstęp dnia, pełzającego z wolna w noc. O ludziach nie wierzących w żadne cuda, bo obce im szczęście, nie darowane troski. O tym, że jak nie stać nas dłużej na siłę do wytrzymywania rozpaczy, wiara zaczyna obumierać. O samotności, która nie daje satysfakcji, ale oddala zwątpienia.
-
Proza Modiano ma wygładzone kanty, przez co wydaje się jak senny, oniryczny opar, unoszący się nad rzeką przecinającą miasto niczym melancholijna wstęga. Jego proza jest w tajemniczy sposób prawie zawsze nostalgiczna, sprawia wrażenie kurortu, który opuszcza ostatni gość, a poza sezonem kręcą się tu już tylko przypadkowi przechodnie, ptaki kołują wciąż za okruszkami, ludzie próbują gonić swój czas. Enigmatyczne wrażenie, jakie sprawia ta proza, przywodzi na myśl nastrój filmów Frederico Felliniego, obchodzącego w tym roku stulecie urodzin. Fabuła rozwija się niespiesznie, człowiek z wolna zapada się w barowy nastrój, jaki ta proza ewokuje. Jakbyśmy popadali w lekkie odurzenie. Jakbyśmy obserwowali scenę, gdzie na moment, w różnych miejscach, unosi się kotara i zaraz opada. • Ambrose Guise, wzięty pisarz kryminałów, przyjeżdża z Londynu do Paryża na spotkanie ze swoim japońskim wydawcą. Do Paryża, z którym niegdyś był związany. „Byłem częścią tego miasta, byłem listowiem drzew, odbiciem deszczu na chodnikach, szmerem głosów, drobinką pyłu wśród milionów ulicznych drobinek”. Przyjazd staje się przyczynkiem do podróży w minione i próbą wyjaśnienia rzeczy, jakie miały miejsce w przeszłości, bo choć rzuciły się cieniem na dalszym życiu protagonisty opowieści, do dziś pozostają niewyjaśnione, zadomowiły się w mroku. Niektóre sprawy – dowodzi autor „Ulicy ciemnych sklepików” – najlepiej zostawić dla siebie. • Modiano pisze o tym, że nigdy nie wracamy do punktu wyjścia. Stale ponawiane pytanie jego prozy brzmi: na ile przeszłość jest obecna w teraźniejszości? Modiano z pasją maniaka stale zastanawia się, co się dzieje z naszym czasem przeszłym, bo wiadomo, że nie wszystko mieszczą wspomnienia. „A może przeszłość i teraźniejszość mieszają się z sobą? Może istnieje jednak, na przekór wszystkim, z pozoru tak rozmaitym perypetiom życia, jakaś utajona jedność, jakiś przeważający zapach?”. • To kameralna powieść o tym, że być może to jedno życie, którym żyjemy (albo które nas żyje), składa się z kilku jednocześnie. O tym, że świat byłby nudny, gdyby każdy z nas zawsze zachowywał powagę. Że „nikt nie odpowiada nigdy na pytania, które nam leżą na sercu.”