Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Lepiej nie czytajcie tej książki przed jedzeniem, bo będziecie cały czas głodni. • Ale to nie jest książka kucharska ani nawet nie jest kulinarna, choć bohaterki, a przynajmniej jedna z nich, lubią dobrze zjeść i potrafią docenić to, co naprawdę dobre. Potrafią też cieszyć się życiem, mimo prześladowania w szkole i mimo zdobycia tytułu Złotego, Srebrnego i Brązowego paszteta. • Oczywiście nie przychodzi im to bez wysiłku, ale książka pokazuje, że można cieszyć się życiem pozostając sobą i naprawdę nie ma obowiązku dopasowywania się do cudzych oczekiwań i wzorców – Jak to mówi jedna z bohaterek: "chwytaj obelgi, które ci rzucają, i rób sobie z nich kapelusze". • Polecam - bardzo smakowita, bardzo pozytywna i bardzo budująca lektura.📖👌😋👍
-
Książka bardzo słusznie nagrodzona National Book Award i choć - jak mniemam - napisana przez 100% Amerykankę, to jednak przynajmniej sprawia wrażenie rzeczywistej historii hinduskiej dziewczyny. • Słabością, a równocześnie siłą tej książki jest happy end 🙂 • Słabością - bo podejrzewam, że taki happy end zdarza się 1% dziewcząt w podobnej sytuacji. • Siłą - bo to daje nadzieję czytelnikowi, ustawia go we właściwej perspektywie do jego własnych problemów i sprawia, że po przeczytaniu tej książki ciepło mu się robi na sercu. • Bo w gruncie rzeczy bardzo niewielu czytelników chciałoby żeby bohater, z którym już zdążyli się "skleić", dostał od życia tylko kopniaka ponieważ life is brutal. • I summa summarum takie zakończenie jest lepsze także dlatego, że pokazuje jak niewielkimi środkami można odmienić życie wielu. I że "never give up", a jeśli wychowano cię na bierną i pokorną, to mimo wszystko jednak znajdą się tacy, którzy ci pomogą. I że niekoniecznie trzeba się w życiu rozpychać łokciami albo buntować (bunt jest modny, a to de facto też forma zakamuflowanej bierności), co bynajmniej nie oznacza pochwały uciśnionej cnoty siedzącej w kącie i nawlekającej perełki łez na srebrną nić cierpienia. Nawet pozorna bierność może być de facto bardzo czynna i twórcza, i chyba właśnie o tym jest ta książka. • I o tym, że w gruncie rzeczy więcej jest na świecie dobrych ludzi niż złych, w co i ja głęboko wierzę. • I że zdobywanie wiedzy, edukacja, oraz zdobywanie i rozwijanie umiejętności, zwłaszcza tych bazujących na wrodzonych talentach - już samo w sobie jest nagrodą i prędzej czy później zaprocentuje, i to potężnie. • A wszystko w indyjskich klimatach i to bynajmniej nie papierowych. Ani nawet nie bollywoodzkich. • Dla kogo? • Targetowana jest do sytych białych dzieciaków, których największym problemem jest czy zamówić frytki czy może nuggetsy. Ewentualnie - jeśli ten problem wydaje się banalny, to zawsze jeszcze mogą uciec w poszukiwanie własnej tożsamości. • Ale targetowana bez natrętnego dydaktyzmu i bez machania transparentami. • Myślę że i dorosłym będzie się dobrze czytała - ja przeczytałam ją z prawdziwą przyjemnością. Te zapachy, kolory, smaki, dźwięki zostają na długo. • Polecam. • Warto.
-
Skonczylem wreszcie, wylacznie z poczucia obowiazku, wypociny pani Katarzyna Droga dotyczace Joanny Chmielewskiej. W ktoryms z wywiadow pani Droga zapytana zostala, czy uwaza, ze ksiaza ta Chmielewskiej by sie spodobala. Autorka odrzekla, ze nie wie, ale mysli, ze Chmielewska nie mialaby sie do czego przyczepic…. • Obawiam sie, ze gdyby Chmielewka zyla, wytoczylaby pani Drogiej taka sprawe sadowa, po ktorej pani Droga by sie nie pozbierala. • Ta ksiazka jest stekiem bzdur. Wymieszane, ugniecione w jedno zakalcowate ciasto fakty z Autobiografii Chmielewskiej i dodana niestrawna polewa wymyślona przez panią autorke. • Żeby nie być posądzoną o plagiat, pozmieniała co nieco cytowane wypowiedzi i fakty - co właściwie pogarsza tylko sprawę. No tak, ale gdyby tego nie zrobila, to w zasadzie musialaby przepisac Autobiografie… • Bo - jak sie zdaje - na tejze Autobuografii wylacznie bazujac, (no, ponoc film jeszcze obejrzala o Chmielewskiej…), pojechala sobie niczym niejeden uczniak zzynajacy opis lektury z tzw. bryka. I popuscila przy okazji wodze niezbyt lotnej fantazji. No ale jak nie miala zadnych innych faktow w reku, to co w zasadzie miala zrobic? • Potworne. Przerazajce wrecz, bo jak mozna tak zmieniac komus biografie?! Ani z nikim, kto Chmielewska znal, nie gadala, ani nie wysilia sie, zeby gdzies sie czegos dokopac, nie, zerznela ordynarnie z Autobiografii, przy okazji mieszajac wszystko kompletnie. Przypominam uprzejmie, ze na tym Forum mamy ludzi ktorzy i znajli Chmieleska i jej rodzine i znajomych, a nawet jesli nie znali, to znaja doksonale jej tworczosc, czytama wieloktronie, znaja wywiady z nia i znaja jej charakter, sposob bycia, poglady, a takze jej biografie. Niektorzy prawie na pamiec!;) • Skad pani Droga wziela na przyklad potwornie irytujace znienawidzone przez Chmielewska zrobnienia imion, jakimi rzekomo sie Chmielewska, jej znajomi i rodzina do siebie zwracali, pojac nie sposob. • Najgorsze jednak jest to, ze wiele faktow jest tak przerazliwie, razaco i czesto glupio wypaczonych, a wrecz pozmienianych, ze to zgroza ogarnia!!! • No wiec Joanna Chmielewska w grobie sie, szanowna pani, przewraca! Masakra! • Zeby nie byc goloslownym, w kolejnych postach wylicze niektore karygodne, oburzajace i niedopuszczalne bledy, pomylki i przeinaczenia (bo wyliczenie wszystkich wymagaloby napisania calej ksiazki od nowa!!!!). O sytuacjach kompletnie wymyslonych nawet mi sie nie chce pisac. • Za najwieksza zbrodnie jednak uwazam, ze na nazwisku Chmielewskiej jadac, i bazujac niemal wylacznie na jej wlasnej Autobiografii (i jej ksiazkach), pani Droga napisala cos, co osmiela sie nazywac „swoja ksiazka”. • Tyle tylko, ze owa ksiazka nie jest ani psem ani wydra, ni to jest biografia ni to fikcja literacka. Jest to „dzielo” bedace w duzej mierze wypaczonym, nieudolnym, pozbawionym oryginalnej finezji i humoru powtorzeniem wyimkow z Autobiografii. • Po co komu taki bubel?? Nie wiem! Najgorsze ze niektorzy moga to cos przeczytac i uwierzyc! A Wydawnictwo Znak cos takiego wydalo! I o zgrozo, sprzedaje sie pani Droga w dodatku jako „biografka Chmielewskiej”!!!! Slodki moj Ty panie… ! • Ze rodzina Chmielewskiej milczy, to ja tego nie rozumiem… Mam nadzieje, ze tego potwornego czegos nie czytali po prostu!! • Źródło • Całość tu: [Link]
-
Pierwsze, co mnie uderzyło podczas lektury to szata edytorska piękna jak czterystuletnia filiżanka shino. Książkę wydał PIW i to w czasach, kiedy jeszcze wydawnictwa szanowały czytelników. • Nie ma więc tam błędów, niechlujnych literówek, lapsusów językowych, nie ma nawet chochlików, mimo że to były czasy przedkomputerowe. Jedyny błąd jaki rzucił mi się w oczy to była zabłąkana gwiazdka (asterisk) udająca gwiazdkę przypisu, którego nie było. • Wystarczy wziąć do ręki niemal każdą książkę wydaną współcześnie, a tam - błędy gramatyczne, interpunkcyjne, składniowe a nawet ortograficzne aż biją po oczach. • Widywałam w książkach wydawanych przez (pozornie) szanujace się wydawnictwa zdania typu "stróżka potu spłynęła mu po plecach" (musiała mocno się rozłożyć ta stróżka, że aż spływała) Albo nagminne już wyrażenia w rodzaju "sroczka kaszkę ważyła w piwnicy, a teraz karze ważyć na wierzy". • Ta książka pod względem edytorskim jest idealna jak haiku i harmonijna jak ukiyoe Hokusaia. • Pod względem językowo-literackim - też. • To druga z książek przeczytanych w ramach akcji "Przytul książkę" - nasza biblioteka wyłożyła książki, których nikt nie wypożyczał od kilkudziesięciu lat (dokładnie - książki nie wypożyczone od dnia komputeryzacji biblioteki, mające na komputerowym koncie zero wypożyczeń). • Ja wiem, że Kawabata nie jest łatwy, ale żeby klasyka noblisty nie wypożyczać od tylu lat? • To nie jest książka "do czytania". Tu nie ma w zasadzie akcji, chociaż czas płynie i nieustannie coś się dzieje. Ale dzieje się po japońsku. Poprzez obrazy, wrażenia, spojrzenia, niedomówienia. Powój w kilkusetletnim wazonie (zwiędnie? Nie zwiędnie? i bohater myśli o tym przez trzy strony. Ale jak myśli!). • Postacie zdecydowanie nie dają się lubić, zwłaszcza postacie męskie. Ale patrzenie na świat ich oczami to bardzo ciekawe doświadczenie. • "Tysiąc żurawi" pokazało mi, że niezależnie od kultury i wyznawanej religii mężczyźni są do siebie podobni, a jesli się różnią, to właśnie mentalnością wynikającą z wyznawanej religii i kultury. Jednak w każdym - i Europejczyku i Azjacie - drzemie ta dichotomia, rozdarcie pomiędzy szufladkowaniem kobiety albo jako madonny albo jako ladacznicy. Ladacznicę się przelatuje, a Madonnę czci i napawa jej dziewiczą czystością. Co mnie zaskoczyło - wbrew obiegowej opinii, że takie patrzenie jest skutkiem wychowania w opresyjnej religii chrześcijańskiej, właśnie u bohaterów Kawabaty, którzy nie mają żadnych związków z chrześcijaństwem, jest to wynaturzone i posunięte wręcz do rodzaju absurdalnej paranoi. Z jednej strony kult czystości (także w sensie dziewictwa) posunięty do rodzaju natręctwa, z drugiej skrupulanctwo też zahaczające o nerwicę natręctw. W ogóle bardzo silne jest u nich poczucie grzechu - tym cięższego, że nie ma dla nich Odkupiciela, który mógłby ich od tego grzechu wybawić. Próbują się więc zbawić o własnych siłach, każdy na własny sposób, ale zupełnie im to nie wychodzi, bo wyjść nie może. • Na to wszystko nałożone jest postrzeganie kobiety, jako rzeczy i mężczyzny jako pana, któremu kobieta powinna służyć (ciekawa scena, kiedy świeżo poślubiona zona wchodząc w swoje nowe obowiązki pomaga mężowi zdjąć płaszcz - rola, jaką w naszej kulturze odgrywają mężczyźni). Najbardziej podobała mi się ostatnia część "Tysiąca żurawi" czyli listy Fumiko z podróży. Przepiękne opisy przyrody, a zarazem własnych stanów uczuciowych. Jest to o tyle ciekawe, że wielu autorom mężczyznom zupełnie nie wychodzą postacie kobiece (w drugą stronę też to działa). Kobiety pisane przez mężczyzn są jednym wielkim stereotypem albo mężczyzną na szpilkach i z doklejonymi rzęsami. U Kawabaty narracja się zmienia i Fumiko jest bardzo kobieca, tak jak Kikuji - bohater poprzednich części - był mężczyzną (co prawda mało męskim w naszym rozumieniu tego słowa, ale jednak zdecydowanie nie kobiecym). • Gdybym miała tę opowieść przyrównać do czegoś, co wszyscy znamy, jakiejś współczesnej kliszy popkulturowej - przyrównałabym ją do "Absolwenta". Mamy tu i mrs Robinson (chociaż trochę rozdwojoną na siebie i na demona, bo moim zdaniem Chikako, mimo że jest postacią z krwi i kości, pełni rolę demona z Kwaidanu). • I mamy dziewczynę (a właściwie dwie dziewczyny - znów rozdwojenie tym razem na madonnę i ladacznicę ale nic tu nie jest oczywiste i jednoznaczne), którą bohater kocha (albo tylko mu się tak wydaje). • Ale po japońsku wychodzi z tego zupełnie inna opowieść i generuje zupełnie innego rodzaju problemy niż w wersji amerykańskiej • "Śpiące piękności" to zupełnie inna historia - bardzo sensualna, powiedziałabym, że tu Kawabata jawi się jak taki Charles Bukovsky po japońsku - a więc przy zachowaniu całej japońskiej ulotności i harmonii oraz kultu piękna - jest bardzo fizjologiczny. A przy tym widać w bohaterze uśpione okrucieństwo, które nieustannie szuka okazji, by się ujawnić. Wprawdzie bohater do końca nad nim panuje, ale czytając tę opowieść myślałam sobie, że jeśli taka jest mentalność przeciętnego Japończyka, to nie dziwi wcale historia Junko Furuty (kto nie wie, niech sobie wygugla, jest szczegółowo opowiedziana w "Zagadkach kryminalnych" na yt). Jeśli nie zdarza się na co dzień, to tylko dzięki gorsetowi kultury, ceremonii oraz kultowi piękna. Kiedy tylko Japończyk przestaje czcić piękno i pozwala sobie na wewnętrzną brzydotę - budzi się w nim demon narcystycznego egoisty-badacza i nie ma już niczego, co mogłoby go okiełznać. • Podsumowując - czytało się powoli, ale było warto. To są wyłącznie moje wrażenia, Wy możecie mieć inne. Bo z prozą Kawabaty jest jak z haiku i jak z ceremonią herbacianą. A mówiąc po amerykańsku - jest jak z cebulą 😃 ma warstwy. I od odbiorcy zależy na której warstwie się skupi. Warto też coś wiedzieć o japońskiej kulturze, a przynajmniej nie przykładać do niej ani europejskiej ani popkulturowej miary, zanim się po tę książkę sięgnie.
-