Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
zgierun
Najnowsze recenzje
  • [awatar]
    zgierun
    Pierwsze, co mnie uderzyło podczas lektury to szata edytorska piękna jak czterystuletnia filiżanka shino. Książkę wydał PIW i to w czasach, kiedy jeszcze wydawnictwa szanowały czytelników. • Nie ma więc tam błędów, niechlujnych literówek, lapsusów językowych, nie ma nawet chochlików, mimo że to były czasy przedkomputerowe. Jedyny błąd jaki rzucił mi się w oczy to była zabłąkana gwiazdka (asterisk) udająca gwiazdkę przypisu, którego nie było. • Wystarczy wziąć do ręki niemal każdą książkę wydaną współcześnie, a tam - błędy gramatyczne, interpunkcyjne, składniowe a nawet ortograficzne aż biją po oczach. • Widywałam w książkach wydawanych przez (pozornie) szanujace się wydawnictwa zdania typu "stróżka potu spłynęła mu po plecach" (musiała mocno się rozłożyć ta stróżka, że aż spływała) Albo nagminne już wyrażenia w rodzaju "sroczka kaszkę ważyła w piwnicy, a teraz karze ważyć na wierzy". • Ta książka pod względem edytorskim jest idealna jak haiku i harmonijna jak ukiyoe Hokusaia. • Pod względem językowo-literackim - też. • To druga z książek przeczytanych w ramach akcji "Przytul książkę" - nasza biblioteka wyłożyła książki, których nikt nie wypożyczał od kilkudziesięciu lat (dokładnie - książki nie wypożyczone od dnia komputeryzacji biblioteki, mające na komputerowym koncie zero wypożyczeń). • Ja wiem, że Kawabata nie jest łatwy, ale żeby klasyka noblisty nie wypożyczać od tylu lat? • To nie jest książka "do czytania". Tu nie ma w zasadzie akcji, chociaż czas płynie i nieustannie coś się dzieje. Ale dzieje się po japońsku. Poprzez obrazy, wrażenia, spojrzenia, niedomówienia. Powój w kilkusetletnim wazonie (zwiędnie? Nie zwiędnie? i bohater myśli o tym przez trzy strony. Ale jak myśli!). • Postacie zdecydowanie nie dają się lubić, zwłaszcza postacie męskie. Ale patrzenie na świat ich oczami to bardzo ciekawe doświadczenie. • "Tysiąc żurawi" pokazało mi, że niezależnie od kultury i wyznawanej religii mężczyźni są do siebie podobni, a jesli się różnią, to właśnie mentalnością wynikającą z wyznawanej religii i kultury. Jednak w każdym - i Europejczyku i Azjacie - drzemie ta dichotomia, rozdarcie pomiędzy szufladkowaniem kobiety albo jako madonny albo jako ladacznicy. Ladacznicę się przelatuje, a Madonnę czci i napawa jej dziewiczą czystością. Co mnie zaskoczyło - wbrew obiegowej opinii, że takie patrzenie jest skutkiem wychowania w opresyjnej religii chrześcijańskiej, właśnie u bohaterów Kawabaty, którzy nie mają żadnych związków z chrześcijaństwem, jest to wynaturzone i posunięte wręcz do rodzaju absurdalnej paranoi. Z jednej strony kult czystości (także w sensie dziewictwa) posunięty do rodzaju natręctwa, z drugiej skrupulanctwo też zahaczające o nerwicę natręctw. W ogóle bardzo silne jest u nich poczucie grzechu - tym cięższego, że nie ma dla nich Odkupiciela, który mógłby ich od tego grzechu wybawić. Próbują się więc zbawić o własnych siłach, każdy na własny sposób, ale zupełnie im to nie wychodzi, bo wyjść nie może. • Na to wszystko nałożone jest postrzeganie kobiety, jako rzeczy i mężczyzny jako pana, któremu kobieta powinna służyć (ciekawa scena, kiedy świeżo poślubiona zona wchodząc w swoje nowe obowiązki pomaga mężowi zdjąć płaszcz - rola, jaką w naszej kulturze odgrywają mężczyźni). Najbardziej podobała mi się ostatnia część "Tysiąca żurawi" czyli listy Fumiko z podróży. Przepiękne opisy przyrody, a zarazem własnych stanów uczuciowych. Jest to o tyle ciekawe, że wielu autorom mężczyznom zupełnie nie wychodzą postacie kobiece (w drugą stronę też to działa). Kobiety pisane przez mężczyzn są jednym wielkim stereotypem albo mężczyzną na szpilkach i z doklejonymi rzęsami. U Kawabaty narracja się zmienia i Fumiko jest bardzo kobieca, tak jak Kikuji - bohater poprzednich części - był mężczyzną (co prawda mało męskim w naszym rozumieniu tego słowa, ale jednak zdecydowanie nie kobiecym). • Gdybym miała tę opowieść przyrównać do czegoś, co wszyscy znamy, jakiejś współczesnej kliszy popkulturowej - przyrównałabym ją do "Absolwenta". Mamy tu i mrs Robinson (chociaż trochę rozdwojoną na siebie i na demona, bo moim zdaniem Chikako, mimo że jest postacią z krwi i kości, pełni rolę demona z Kwaidanu). • I mamy dziewczynę (a właściwie dwie dziewczyny - znów rozdwojenie tym razem na madonnę i ladacznicę ale nic tu nie jest oczywiste i jednoznaczne), którą bohater kocha (albo tylko mu się tak wydaje). • Ale po japońsku wychodzi z tego zupełnie inna opowieść i generuje zupełnie innego rodzaju problemy niż w wersji amerykańskiej • "Śpiące piękności" to zupełnie inna historia - bardzo sensualna, powiedziałabym, że tu Kawabata jawi się jak taki Charles Bukovsky po japońsku - a więc przy zachowaniu całej japońskiej ulotności i harmonii oraz kultu piękna - jest bardzo fizjologiczny. A przy tym widać w bohaterze uśpione okrucieństwo, które nieustannie szuka okazji, by się ujawnić. Wprawdzie bohater do końca nad nim panuje, ale czytając tę opowieść myślałam sobie, że jeśli taka jest mentalność przeciętnego Japończyka, to nie dziwi wcale historia Junko Furuty (kto nie wie, niech sobie wygugla, jest szczegółowo opowiedziana w "Zagadkach kryminalnych" na yt). Jeśli nie zdarza się na co dzień, to tylko dzięki gorsetowi kultury, ceremonii oraz kultowi piękna. Kiedy tylko Japończyk przestaje czcić piękno i pozwala sobie na wewnętrzną brzydotę - budzi się w nim demon narcystycznego egoisty-badacza i nie ma już niczego, co mogłoby go okiełznać. • Podsumowując - czytało się powoli, ale było warto. To są wyłącznie moje wrażenia, Wy możecie mieć inne. Bo z prozą Kawabaty jest jak z haiku i jak z ceremonią herbacianą. A mówiąc po amerykańsku - jest jak z cebulą 😃 ma warstwy. I od odbiorcy zależy na której warstwie się skupi. Warto też coś wiedzieć o japońskiej kulturze, a przynajmniej nie przykładać do niej ani europejskiej ani popkulturowej miary, zanim się po tę książkę sięgnie.
  • [awatar]
    zgierun
    Świetne, klimacik jak u Christie, cała seria warta polecenia!
  • [awatar]
    zgierun
    Z dwunastu opowiadań warte polecenia jest niestety tylko ostatnie, autorstwa Robin Stevens, pozostałe spokojnie można pominąć. :(
  • [awatar]
    zgierun
    Tytuł zapowiada harlequinowate romansidło i w życiu bym po tę książkę nie sięgnęła, gdyby mojej uwagi nie zwrócił fakt, że wydało to WAM, a więc wydawca specjalizujący się w zupełnie innego rodzaju literaturze, nie wiedziałam nawet że wydają beletrystykę. • Postanowiłam sprawdzić, co to, tym bardziej, że obecnie coś takiego jak "literatura katolicka" praktycznie nie istnieje, jak dla mnie skończyła się w Polsce na Kossak, a za granicą na Brusie Marshallu. Jeśli nawet pojawia się coś pretendującego do tej półki, to albo jest lukrowane i ociekające hektolitrami zjełczałego liryzmu, albo przeciwnie, cały czas usiłuje podlizać się czytelnikowi udając, że wcale nie jest takie katolickie na jakie chciałoby wyglądać. • No i zostałam przyjemnie zaskoczona. • Po pierwsze tytuł - w zasadzie niep­rzet­łuma­czal­ny i chyba rzeczywiście tłumacz i redakcja wybrali najlepszą opcję. Bo jak przetłumaczyć słowo "passion" (The passion of Mary Margaret) kiedy pola semantyczne obu słów w polskim i angielskim ledwie na siebie zachodzą? Owszem, można, ale tytuł byłby niesprzedażowy i raczej by odstraszał :) • Książka ma formę pamiętnika, ale już na początku coś się nie zgadza. • Na początku jest krótki list do jakiejś Anieli, zaczynający się m.in. od słów "przeżyłaś mnie. Wiedziałam, że znajdziesz te notatki w szafce na bieliznę" datowanym na październik 2000, ale u samej góry jest notatka: "Znalezione pod oknem przez siostrę Bernadettę Fresnell, kwiecień 2025" • A dalej jest tylko ciekawiej. Okazuje się, że list dołączony jest do zeszytu, w którym ponad sied­emdz­iesi­ęcio­letnia siostra zakonna, Maria Małgorzata, spisuje historię swojego życia dla młodszych sióstr, które przyjdą po niej, a robi to na prośbę przełożonej, która poleciła coś takiego wszystkim starszym siostrom. • I jakby tego było mało, zaczyna od nocy swojego poczęcia, kiedy to "młody seminarzysta posiadł moją matkę wbrew jej woli pod murami Fortu McHenry". • Brzmi znajomo? Nic podobnego! W tej książce nic nie jest takie, jakie się z początku wydaje. • Siostra pisze chaotycznie, przeskakując czasem o całe dziesięciolecia do przodu, to znów cofając się - jak to bywa w tego rodzaju opowieściach, ale już po kilkunastu stronach czytelnikowi udaje się ogarnąć ten chaos i podążać za nią krok w krok. Warto tu dodać, że urodziła się w roku 1930, prowadzi więc czytelnika przez kilka epok, mamy i segregację rasową, i Ku Klux Klan, i wojnę, i syfilis, i AIDS, i męskie prostytutki (nie wspominając o damskich) ale nie jest to książka o żadnej z tych rzeczy, one się po prostu pojawiają tak samo, jak czasem pada deszcz, a innym razem wieje wiatr, na polu rośnie kukurydza, a rybacy poławiają kraby, ktoś się rodzi, ktoś umiera albo gdzieś wybucha pożar. Taki po prostu jest świat. I przez ten świat przechodzi bohaterka, "papistka", jak nazywają ją niektórzy (nie zapominajmy, że akcja dzieje się w USA, gdzie katolicy są mniejszością). • Spodobała mi się scena, w której s.Maria Małgorzata patrząc na zgliszcza nowej szkoły spalonej dopiero co przez Ku Klux Klan, ponieważ szkoła przyjmowała dzieci bez względu na kolor skóry, a także wszystkie sieroty (w 90% murzyńskie) z prowadzonego przez zgromadzenie domu dla sierot, pyta Morfeusza, jednego z wychowanków: - Jak mogli zrobić coś takiego? • Jest to oczywiście pytanie retoryczne, ale Morfeusz odpowiada: • "- Tak po prostu, siostro Mario Małgorzato. Nienawidzą nas, to wszystko. Powinnaś o tym wiedzieć. Jesteś katoliczką. • Ale musi być jakiś ważny powód takiej nienawiści. • Bez urazy, siostro Mario Małgorzato, ale tu się bardzo mylisz. Mogłoby jednak być jeszcze gorzej. Mogłabyś być katoliczką i do tego Murzynką. • Wzięłam go za rękę i patrzyliśmy na nasze marzenia rozpadające się w ognistej glorii głupoty, zważywszy na czasy, po części naszej własnej". • Ale to NIE jest książka o nienawiści ani o segregacji rasowej, ona po prostu się pojawia, tak samo, jak czasem pada deszcz, a innym razem wieje wiatr, na polu rośnie kukurydza, a rybacy poławiają kraby, ktoś się rodzi, ktoś umiera albo gdzieś wybucha pożar... • Jeśli przeczytacie zajawkę z tyłu książki, wyda się Wam, że ta książka jest o czymś jeszcze zupełnie innym i też - będziecie mieć rację i nie będziecie mieć racji. :) • A ja nie powiem, o czym ona jest. ;) • Jak jednak napisała bohaterka: "Jezus zawsze prowadził, mimo że nie jest zbyt ostrożnym kierowcą. Tak naprawdę, jeśli chcesz wiedzieć, bierze ostre zakręty z setką na liczniku". • Tak więc wreszcie znów można coś położyć na półce zarówno z beletrystyką chrześcijańską, jak i z beletrystyką katolicką. Nie mówię, że to jedyna książka z tego gatunku, wiem, że wyszło parę, nawet naszych rodzimych autorów, ale jeszcze nie miałam okazji się z nimi zapoznać (poza tymi, z którymi się zapoznałam i nie polecam :) ). Jednak jak na razie jest to pierwsza, która ma prawo na tę półkę trafić. I do tego nie jest ani trochę lukrowana, nie ma tam też ani grama podlizywania się czytelnikowi, ani ukłonów w stronę tych, którzy tego gatunku nie lubią. • Kto chce, niech sięga, ja uważam, że to dobra książka, oczywiście dla tych, którzy lubią dobrą literaturę obyczajową, z tej trochę lżejszej w czytaniu, ale dającej do myślenia. Ja to nazywam książkami bez pustych kalorii. • Polecam i już się zapisałam na inną powieść tej autorki. Muszę sprawdzić, czy będzie równie dobra. • Aha, jeszcze wady - tylko jedna: redaktor i/albo tłumacz z Krakowa, co skutkuje kwiatkami w rodzaju "ubrał sweter". Więcej grzechów nie pamiętam...
  • [awatar]
    zgierun
    No cóż... osobiście - nie polecam. • Zdaję sobie oczywiście sprawę, że nie jestem targetem, więc nic dziwnego, że mnie ta książka nie śmieszyła i nie przeczę, że część młodych czytelników może podczas lektury pękać ze śmiechu. • Ja jednak miałam ciarki. Pomijam psychopatyczne relacje między braćmi, ewidentną przemoc ze strony starszego brata i to zabarwioną sadyzmem, przy całkowitej ślepocie i głuchocie rodziców. Dużo bardziej przerażało mnie co innego. • Pół biedy jeśli dziecko będzie czytało "Rybkę zombie" wspólnie z rodzicami i ci pomogą mu oddzielić fikcję od faktów. Jednak moja wyobraźnia nieustannie podsuwała mi obraz dziecka, które traktuje żywe, czujące, stworzenie jak rzecz, albo dziecka, które w najlepszej wierze będzie godzinami nosić rybkę w zamkniętym woreczku, karmić ją jajkiem, spleśniałym serem czy spleśniałym chlebem ("rybka lubi wszystko, co zielone") wkładać ją w tymże woreczku do plecaka, by zabrać do szkoły, potrząsać woreczkiem czy choćby trzymać ją w "akwarium" które będzie kulistym naczyniem NAPEŁNIONYM WODĄ Z KRANU (sic!) do tego bez żadnego piasku, roślinek, napowietrzania, grzałki itd. • Przeraża mnie, że starszy brat otrzymuje jako zadanie domowe "badać wpływ zanieczyszczeń na stworzenia morskie" i nikt nie widzi niczego niestosownego w zatruwaniu rybki chemikaliami, by dokumentować to w postaci zdjęć - zwracam uwagę na fatalną metodologię tego "doświadczenia" i jego CAŁKOWITĄ BEZUŻYTECZNOŚĆ z naukowego punktu widzenia (zbyt mała próbka, brak próby ślepej, brak standaryzacji) oraz całkowitą niefrasobliwość dorosłych w tej kwestii (a także autorki, która nawet się nie zająknie na ten temat - przeciwnie, wmawia dzieciom, że tak właśnie wyglądają badania naukowe 🤦‍♀️). • Niby ta akurat rybka (na skutek działań starszego brata) zmieniła się w zombie, więc teoretycznie już nic nie może jej zaszkodzić, ale nie zdziwiłabym się, gdyby pojawiły się dzieci marzące o tym by nabyć taką właśnie rybkę i czym prędzej zamienić ją w zombie. Oraz rodzice, którzy nie dopytawszy w czym rzecz dla świętego spokoju taką rybkę kupią. • Natychmiast przypominają mi się "rybki breloczki", które można nabyć bodajże w Chinach - są to żywe rybki trzymane w zamkniętych na stałe woreczkach, do tego w zabarwionej wodzie😬😱 • Jestem tą książką przerażona i zniesmaczona. Odradzam. • Jeśli chcecie ją dać dzieciom TO TYLKO DO WSPÓLNEGO CZYTANIA. Z późniejszą dyskusją po lekturze. • "Chłopcy przestańcie, bo źle się bawicie • dla was to jest igraszką, nam idzie o życie".
Ostatnio ocenione
1 2 3
  • Tysiąc żurawi
    Kawabata, Yasunari
  • Bez znieczulenia
    Tadeusz W.
  • Siedem sióstr
    Pstrągowska, Maria
  • Szeptucha
    Menzel, Iwona
  • Dachołazy
    Rundell, Katherine
  • Zbrodnia nie przystoi damie
    Stevens, Robin
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo