Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
woojteek
Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
  • [awatar]
    woojteek
    Victor Milán to amerykański pisarz znany głównie z wielokrotnie nagradzanej powieści The Cybernetic Samurai, która powstała jako owoc zainteresowania cybernetyką. Niemniej jednak mężczyzna rozpoczyna nowy rozdział w swojej wieloletniej karierze i w pełni oddaje się prawdziwej fantastyce, w której science fiction zostaje zdominowane przez... dinozaury. Władcy dinozaurów to bowiem pierwszy tom serii opatrzonej tym samym tytułem, która zabiera czytelnika do całkiem innego świata - Raju - wyrzeźbionego słowami Victora Milána. Amerykanin należy do tych autorów, którego nie pętają żadne łańcuchy wymagającej wyobraźni, tworzył bowiem powieści pod wieloma pseudonimami (Richard Austin, Robert Baron, S.L. Hunter), czym wykreował piękny bagaż doświadczeń liczący prawie sto wydanych książek oraz wiele opowiadań. Powieść Władcy dinozaurów rozpoczyna nową erę nawiązującą do fascynacji pradawnymi stworzeniami, w której Victor Milán dociera do granic świata słodkiej fantazji, które modeluje, kreując zupełnie nową rzeczywistość. • Raj - świat będący odbiciem czte­rnas­towi­eczn­ej Europy ogarnięty falą konfliktów dynastycznych oraz zabójczych wojen, gdzie chaos upodobał sobie wygodne miejsce. Raj - świat wykreowany przed Ośmiu Stwórców, którzy obejmują nad nim rzeczywistą władzę i wszystko leży w ich rękach. Raj - kraina na wzór gry, w której kości zostają rzucane przez stwórców, a pionkami są ludzie i dinozaury w pełni podporządkowani wyższym organom. Raj - okrutna kraina pełna nienawiści i radości, spokoju oraz chaosu, gdzie nic nie jest pewne, a intrygi zalewają rozległe obszary niczym śmiercionośne ostrza. Raj - świat, w którym po ziemi wraz z ludźmi stąpają pradawne stworzenia powołane do życia przez Victora Milána. Raj - obszar strategii cesarza Nuevaropy, Felipe, który zasiadając na Zębatym Tronie, pragnie przejąć realną władzę i odciąć swoją zależność od innych. Raj - kraina, w której wyobraźnia zabarwi się całą paletą barw i zaopatrzy w ostre zęby, broń, która pozwoli jej przetrwać do końca niebezpiecznej gry... • Ta książka to rewelacyjne połączenie Parku Jurajskiego z Grą o tron - takie oto słowa rekomendacji samego George'a R.R. Martina rozpoczynają przygodę w świecie stworzonym przez Victora Milána, co daje czytelnikowi jasno do zrozumienia, iż historia została już doceniona i uznana. Czy jednak na pewno? Po pierwsze, w żadnym stopniu nie trawię jakichkolwiek porównań. Jeśli dla tak cenionego autora jak Martin Władcy dinozaurów są zlepkiem dwóch innych powieści - tak niebanalnych i, przede wszystkim, oryginalnych - to w związku z tym łatwo można przylepić książce łatkę małego plagiatu, co w każdym przypadku skutkuje niesmacznym i przysłowiowym odgrzewanym kotletem. Toteż - jak wyraźnie widać - moja przygoda z książką Victora Milána nie rozpoczęła się szczególnie wyjątkowo, jednak bardzo szybko spostrzegłem, iż nie znajdziemy w niej ani Gry o tron, ani Parku Jurajskiego, co niezmiernie mnie ucieszyło. Fakt, tematyka powiązana z dinozaurami prawie większości osób kojarzy się bezpośrednio z powyżej wymienionym filmem, jednakże po zapoznaniu się z lekturą idea porównania jej do Parku Jurajskiego wydaje się po prostu lekko śmieszna. Cenię Martina, ale brawa dla niego! • Victor Milán postanawia całkowicie przekierunkować swoje dotychczasowe zainteresowania science fiction, poświęcając je rozległej fantastyce, czym wywołał niemałe zdziwienie wśród rzeszy jego wiernych czytelników. Czy była to jednak dobra decyzja? Ostatnimi czasy w ogóle nie mogę odnaleźć się pośród irracjonalnych światów, które z biegiem czasu wydają się po prostu takie same, choć stworzone są przez różnych autorów. Pozycja Władcy dinozaurów wydawała się stosunkowo odmienna, bowiem wyraźnie zaznaczała swoją oryginalność, wykorzystując w fabule pradawne stworzenia, co wywołało u mnie ogromne zainteresowanie. Niemniej jednak pomimo wspaniałego świata, który został ożywiony przez Victora Milána oraz pomimo dobrze zbudowanej fabuły i motywu dinozaurów kompletnie nie mogłem odnaleźć się pośród tych wszystkich czynników, które na pozór zachęcają do przeczytania powieści, ale mnie kompletnie rozczarowały. Może faktycznie mam jakieś szczególne wymagania do fantastyki po zapoznaniu się z Grą o tron albo po prostu twórczość Victora Milána po prostu nie trafiła w moje gusta. Według mnie w książce było stosunkowo za dużo chaosu w chaosie, co kompletnie mnie zdezorientowało. Każde pojedyncze zdarzenie popychało następne, trudne nazwy zaczynały pojawiać się bez końca, a ja, chcąc przeżyć fantastyczną przygodę i oderwać się od rzeczywistości, zacząłem się po prostu nudzić. Wymalowany słowem świat Władców dinozaurów naprawdę robi ogromne wrażenie, to chyba jedyny taki aspekt, który rzeczywiście mi się spodobał. Autor stworzył swoją krainę niezwykle precyzyjnie, zadbał szczególnie o motyw dinozaurów, przybliżając czytelnikowi na początku każdego rozdziału poszczególne stworzenia, które pojawiają się w powieści, i zatroszczył się o właściwy odbiór świata, bowiem jest on pełen różnorakich skrajności. Niemniej jednak dalsze snucie historii mocno mnie rozczarowało, toteż chwilami kompletnie się nie skupiałem i doprawy po przeczytaniu kolejnych dwudziestu stron dzieła Victora Milána moja wiedza na temat militarnych spraw i bohaterów była po prostu minimalna. • Władcy dinozaurów to książka pełna sprzeczności. Z jednej strony otwiera przed czytelnikiem wrota do tajemniczego świata, po którym twardo stąpają dinozaury i nadają mu char­akte­ryst­yczn­ej oraz - przede wszystkim - niebezpiecznej nuty. Natomiast patrząc z innej perspektywy, historia ta naszpikowana jest chaosem i naprawdę trzeba się natrudzić, żeby na bieżąco śledzić losy bohaterów. Niemniej jednak powieść Victora Milána to idealna pozycja dla miłośników fantastyki, którzy z pewnością zachwycą się pradawnymi stworzeniami i zawiłą fabułą bogatą w różnorakie intrygi. • [Link]
  • [awatar]
    woojteek
    Yaa Gyasi to ame­ry­kań­ska pisarka, która uro­dziła się w Gha­nie – afry­kań­skim pań­stwie nad Oce­anem Atlan­tyc­kim – nie­mniej jed­nak wycho­wała się w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, gdzie obec­nie mieszka. Pisarka ma dwa­dzie­ścia sześć lat. Droga do domu to jej pierw­sza powieść, w któ­rej ujaw­nia swoje afry­kań­skie korze­nie – fabuła prze­peł­niona jest magią i tajem­ni­czym kra­jo­bra­zem Czar­nego Kon­ty­nentu. Histo­ria Yaa Gyasi uznana jest przez wielu kry­ty­ków za jedną z naj­bar­dziej ocze­ki­wa­nych ksią­żek 2016 roku, która odkrywa przed czy­tel­ni­kiem egzo­tyczne tajemnice Afryki skąpanej w niewolnictwie. • Ghana, zachod­nie wybrzeże Afryki, XVIII wiek. Nie­mal 300 lat praw­dzi­wej histo­rii. Sie­dem poko­leń. Dwie sio­stry. Effia – żona angiel­skiego kolo­ni­za­tora, dowódcy twier­dzy Cape Coast Castle, posia­daczka tajem­ni­czego czar­nego kamie­nia, Afry­kanka, któ­rej życie zmie­niło się na lep­sze. Esi – nie­wol­nica, która w dra­ma­tycz­nych oko­licz­no­ściach zostaje wtrą­cona do lochu Cape Coast Castle, a następ­nie zostaje sprze­dana i wysłana za ocean do Ame­ryki, posia­daczka tajem­ni­czego czar­nego kamie­nia. Dwa odmienne światy. Jedno prze­zna­cze­nie. Jedna histo­ria, która odtąd roz­ciąga się na dwa kon­ty­nenty, uka­zu­jąc przez pry­zmat dzieci, wnu­ków oraz prawnu­ków Effii i Esii praw­dziwe obli­cze nie­wol­nic­twa i egzo­tycz­nej Afryki. • Droga do domu autor­stwa Yaa Gyasi to nie­za­prze­czal­nie jedna z tych histo­rii, które wywie­rają ogromny wpływ na czy­tel­niku, stają się tema­tem pochła­nia­ją­cym wszyst­kie myśli, które zaczy­nają krą­żyć bez­po­śred­nio wokół jed­nej idei – dzie­jów dwóch afry­kań­skich poko­leń spo­jo­nych ze sobą tajem­ni­czym czar­nym kamie­niem. Z każ­dym roz­dzia­łem, z każdą prze­czy­taną stroną dzieło zaczyna oży­wać, staje się wyjąt­kowo ela­styczne i zara­zem gorz­kie w odbio­rze. Przed­sta­wiona Afryka nabiera skraj­nych barw, bowiem jed­no­cze­śnie zostaje uwy­pu­klona jej egzo­tyczna i tajem­ni­cza strona oraz zwod­ni­czy cha­rak­ter połą­czony z nutą nie­wol­nic­twa. Yaa Gyasi dzięki swoim afry­kań­skim korze­niom zna­ko­mi­cie włada paletą barw, szki­cu­jąc każdy naj­drob­niej­szy ele­ment kra­jo­brazu i wyjąt­ko­wej histo­rii, toteż przez dany czas można prze­nieść się do Afryki, ujrzeć ją oczami wyobraźni i prze­ko­nać się o ciem­niej stro­nie kon­ty­nentu. To, co zde­cy­do­wa­nie wyróż­nia tę powieść spo­śród innych to zde­cy­do­wa­nie spo­sób uka­za­nia całej fabuły w postaci frag­men­ta­rycz­nych roz­dzia­łów poświę­co­nych kolejno każ­demu potom­kowi. Z jed­nej strony dzia­ła­nie to wywo­łuje pew­nego rodzaju dez­orien­ta­cję, gdyż wciąż na nowo trzeba przy­zwy­czaić się do odręb­nej histo­rii, nie­mniej jed­nak zja­wi­sko to jest dokład­nie prze­my­ślane i dopra­co­wane w naj­drob­niej­szym szcze­góle. Roz­drob­niona kon­struk­cja powie­ści stale powraca do poprzed­nich wąt­ków, infor­ma­cje o prze­szłych losach boha­te­rów i sytu­acji stale krążą w żyłach książki, nie pozo­sta­jąc jedy­nie mar­twymi ele­men­tami poszcze­gól­nych opo­wie­ści. Niem­niej jed­nak naj­bar­dziej utkwił mi w pamięci czarny kamień, który stał się waż­nym oraz nie­od­łącz­nym ele­men­tem Drogi do domu. Zde­cy­do­wa­nie nadaje to powie­ści ory­gi­nal­nego wydźwięku, spo­tę­go­wa­nego przed natu­ra­li­styczne odzwier­cie­dle­nie sytu­acji uka­za­nej w książce. Skut­kiem tego nie tylko obser­wu­jemy jałową zie­mię, bez­względny głód, krwawe wojny oraz ogar­nia­jące Afrykę łań­cu­chy nie­wol­nic­twa, ale także prze­no­simy się do lochów i dra­ma­tycz­nej sce­ne­rii, która naprawdę mrozi krew w żyłach. Yaa Gyasi oka­zała się autorką, która mimo począt­ków swo­jej kariery zro­biła naprawdę impo­nu­jące wra­że­nie, roz­po­ście­ra­jąc gamę naprawdę dobrze skon­stru­owa­nej przy­gody wypeł­nio­nej róż­nymi nutami, które na zmianę prze­pla­tają się, two­rząc pełną smaku sym­fo­nię bogatą w wątki i wyjąt­kową tema­tykę. • Droga do domu to zde­cy­do­wa­nie jedna z naj­bar­dziej tajem­ni­czych histo­rii, która jed­no­cze­śnie uka­zuje maje­sta­tyczny kra­jo­braz Afryki nasiąk­nięty egzo­tyką oraz zabój­czą naturę kon­ty­nentu, który stał się łatwym źró­dłem nie­wol­nic­twa. To przy­goda poświę­cona sied­miu poko­le­niom afry­kań­skiej rodziny roz­cią­gnięta nie­mal na 300 lat, któ­rej losy wiją się i prze­pla­tają, two­rząc nie­za­po­mniany obraz prze­peł­niony zapa­chem jało­wej ziemi, popiołu oraz pach­ną­cej nadziei. Gorąco pole­cam! • [Link]
  • [awatar]
    woojteek
    Pociąg to zde­cy­do­wa­nie jedno z naj­bar­dziej spe­cy­ficz­nych miejsc, w któ­rym gęsta mono­ton­ność przy­lega cia­sno do skóry, a znu­że­nie oraz niecier­pli­wość ata­kują wszyst­kich pasa­że­rów znie­nacka, plą­dru­jąc myśli i roz­sie­wa­jąc zia­renka nudy. Dokład­nie wtedy docho­dzi do pospo­li­tego zja­wi­ska zwa­nego symp­to­mem obser­wa­tora, toteż każdy ele­ment po dru­giej stro­nie szyby wydaje się nader inte­re­su­jący, prze­nika wprost do naszej wyobraźni i z każ­dym mija­nym drze­wem nabiera róż­nych odcieni, roz­wi­ja­jąc roz­ma­ite histo­rie i przy­pusz­cze­nia. Co wię­cej, pociągi są nie­za­prze­czal­nie bar­dzo tajem­ni­czymi miej­scami prze­peł­nio­nymi ludz­kimi histo­riami, myślami, pośpie­chem, zapa­chem kurzu i nutą zde­ner­wo­wa­nia. Tam każda osoba może stać się podej­rzana… • "Chcę tylko usiąść wygodnie na miękkim welurowym siedzeniu, poczuć na twarzy ciepło wpadającego przez okno słońca, poczuć, jak pociąg kołysze się i buja, buja i kołysze przy kojącym akompaniamencie rytmicznego stukotu kół." • Dziewczyna z pociągu - Paula Hawkins; str.13 • Paula Haw­kins to Bry­tyjka, która uro­dziła się i wycho­wała w sto­licy afry­kań­skiego pań­stwa Zim­ba­bwe – Harare. Obec­nie mie­sza w Lon­dy­nie. Swoją karierę roz­po­częła od pracy dla gazety The Times w dziale biznesu. Napi­sała eko­no­miczny porad­nik poświę­cony kobie­tom – The Money God­des. Niem­niej jed­nak w 2015 roku zade­biu­to­wała książką Dziew­czyna z pociągu. Powieść ta zyskała ogromną popu­lar­ność, prawa do jej wyda­nia zaku­piło aż 47 kra­jów, nato­miast prawa fil­mowe sprze­dano wytwórni Dre­am­works – pro­duk­cja ma uka­zać się już w 2016 roku. Pisarka pra­cuje obec­nie nad kolej­nym thril­le­rem psy­cho­lo­gicz­nym. • Opa­no­wana symp­to­mem obser­wa­tora Rachel wciąż podró­żuje pocią­giem, obser­wu­jąc wszystko, co dzieje się dookoła. Kobieta roz­ko­szuje się rutyną, a kur­so­wa­nie trasą Lon­dyn – Ash­bury staje się ważną czę­ścią jej funk­cjo­no­wa­nia, nadaje sens jej życiu, bowiem może obser­wo­wać pobli­skie domy, ludzi, różne obiekty… Niem­niej jed­nak jej wzrok naj­bar­dziej przy­kuwa dom numer 15. Pogrą­ża­jąc się we wła­snych pro­ble­mach oraz zata­pia­jąc smutki w alko­holu, Rachel zostaje wplą­tana w sprawę tajem­ni­czego znik­nię­cia miesz­kanki Blen­heim Road, któ­rej dom mie­ści się przy torach. Co wię­cej, stała pasa­żerka mimo swo­jej spe­cy­ficz­nej natury bar­dzo dobrze zna zagi­nioną, mimo że ni­gdy w życiu się nie spo­tkały… • Dziew­czyna z pociągu to zde­cy­do­wa­nie jedna z tych powie­ści, któ­rych poja­wie­nie się na świa­to­wym rynku książki wywo­łało dosyć gło­śne echo, toteż nie spo­sób było prze­oczyć infor­ma­cję o „zna­ko­mi­tym best­sel­le­rze” bry­tyj­skiej autorki. Muszę przy­znać, że z jed­nej strony mnie to ode­pchnęło, gdyż prze­sadna pro­mo­cja pozy­cji naj­czę­ściej zwia­stuje jej ubo­gie i słabe wnę­trze, nie­mniej jed­nak moją uwagę mocno przy­kuł wątek podróży pocią­giem, który w więk­szo­ści przy­pad­ków jest wyłącz­nie tłem powie­ści, zaś w dziele Pauli Haw­kins obra­zuje się jako zna­czący i jakże ważny ele­ment fabuły. Debiut Bry­tyjki to pre­cy­zyj­nie skon­stru­owana histo­ria prze­peł­niona szybką akcją i pory­wa­jącą fabułą, gdzie nie ma czasu na zawiłe opisy, które nudzą czy­tel­nika. Wprost prze­ciw­nie, nie można zła­pać tchu od nadmiaru intryg, które prze­szy­wają treść książki, eli­mi­nu­jąc nie­po­trzebne zwroty akcji. Według mnie, działa to zna­cząco na odbiór przed­sta­wio­nego świata, bowiem dosta­jemy czy­stą dawkę fik­cyj­nej rze­czy­wi­sto­ści bez żad­nych nie­przy­dat­nych zawi­ło­ści, co zda­rza się naprawdę rzadko. Ten­den­cja do nadmier­nego roz­pi­sy­wa­nia się nie została tu w żad­nym stop­niu wyko­rzy­stana, co dało moż­li­wość sku­pie­nia się na głów­nej boha­terce powie­ści – Rachel – przez co książka zyskała lekko psy­cho­lo­gicz­nego wyrazu. Postać ta zde­cy­do­wa­nie wyróż­nia się swoją postawą na tle innych, bowiem oddaje realizm pro­ble­mów dzi­siej­szego spo­łe­czeń­stwa – kobieta jest alko­ho­liczką, stra­ciła pracę i ma pro­blemy finan­sowe – co znacz­nie uła­twia odbiór przed­sta­wio­nej rze­czy­wi­sto­ści, która jest sio­strą bliź­niaczką tej, w któ­rej żyjemy. Tytu­łowa Dziew­czyna z pociągu nadaje rów­nież cał­kiem innego wydźwięku powie­ści, bowiem jest to osoba spe­cy­ficzna, któ­rej wykre­owany cha­rak­ter zdaje się ema­no­wać z książki, a zdol­ność oceny sytu­acji i symp­tom obser­wa­tora czy­nią z niej praw­dziwą bazę infor­ma­cji, któ­rych nikt nawet by nie zauwa­żył. To wła­śnie Rachel two­rzy z pocią­giem nie­ro­ze­rwalny zwią­zek, który zamiast ide­ali­za­cji przy­czy­nia się do praw­dzi­wego odwzo­ro­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści, która nabiera lekko tajem­ni­czego cha­rak­teru i z dnia na dzień uka­zuje łań­cuch przy­czy­nowo – skut­kowy akcji, odkry­wa­jąc śmier­telną tajem­nicę. Co wię­cej, książka Pauli Haw­kins bar­dzo zasko­czyła mnie swoją kom­po­zy­cją, bowiem każdy oddzielny roz­dział należy do odręb­nego boha­tera. Pozwala to na przed­sta­wie­nie sytu­acji z róż­nych punk­tów widze­nia postaci oraz na uka­za­nie rela­cji pomię­dzy nimi. • Dziew­czyna z pociągu to histo­ria skro­piona alko­ho­lem i wypeł­niona zapa­chem kurzu, która umoż­li­wia czy­tel­ni­kowi podróż do wnę­trza rozumu głów­nej boha­terki – Rachel – gdzie nic nie jest jed­no­znaczne, a każdy, nawet naj­mniej­szy ele­ment może mieć wiel­kie zna­cze­nie. To świet­nie skon­stru­owana powieść psy­cho­lo­giczna, która zawiera także pier­wiastki fabuły kry­mi­nal­nej, co w połą­cze­niu owo­cuje praw­dzi­wym thril­le­rem mro­żą­cym krew w żyłach, w któ­rym pociąg odgrywa ważną rolę – jest klu­czo­wym miej­scem akcji powie­ści. Odwa­żysz się wyru­szyć w podróż? Gorąco pole­cam. • [Link]
  • [awatar]
    woojteek
    Głód – nie­po­zorne słowo, które zabiło wię­cej ludzi, niż nie­jedna wojna. Głód – wyraz ocie­ka­jący ludz­kimi duszami, któ­rych przy­bywa z minuty na minutę. Głód – roślina zasa­dzona przez ludz­kość, któ­rej nie da się wyplenić, wbiła bowiem swe korze­nie zbyt głę­boko w struk­turę naszych ist­nień i wciąż zbiera ogromne żniwo. Głód – naj­gor­szy kata­klizm, naj­trwal­sza cho­roba spo­łe­czeń­stwa, na którą nie ma leku, naj­nie­bez­piecz­niej­sze zja­wi­sko na ziemi, cichy zabójca. Głód – pogrą­żone w ago­nii dziecko Trze­ciego Świata, które powoli wyziewa swoją duszę, łka­jąc w jałową zie­mię. Głód – ciemne oczy nie­na­tu­ral­nie chudych dziat­ków, w któ­rych kryje się przy­szłość owiana zapa­chem śmierci, przy­szłość, która łączy się z deli­kat­nym pło­mie­niem nadziei, gasną­cym z każdą godziną. Głód... • Wszyscy znamy głód, jesteśmy do niego przyzwyczajeni, czujemy go dwa, trzy razy dziennie. Nic nie jest w naszym życiu tak częste, powszechne, obecne jak głód. A równocześnie dla większości z nas nic nie jest równie odległe jak głód - prawdziwy. • Mar­tín Capar­rós – argen­tyń­ski pisarz i dzien­ni­karz, autor licz­nych repor­taży, miło­śnik natu­ra­li­zmu, wierny przy­ja­ciel zgub­nej rze­czy­wi­sto­ści, która obda­rza go spe­cy­ficzną tema­tyką bli­ską ludz­ko­ści. Jed­nym z jego repor­taży jest Głód, książka ceniona i dwu­krot­nie nagro­dzona: hisz­pań­ską Pre­mio Calamo i wło­ską Pre­mio Terzani. Capar­rós pra­co­wał jako dzien­ni­karz tele­wi­zyjny, radiowy i redak­tor naczelny kilku maga­zy­nów. Tłu­ma­czył także Wol­tera, Queveda oraz Szek­spira. Obec­nie podró­żuje i pisze, poszu­ku­jąc źró­deł peł­nych natchnień. • Tysięczne klęski. Każdego dnia na świecie, na naszym świecie, z przyczyn związanych z głodem umiera 25 tysięcy osób. Czytelniku, czytelniczko, jeśli zabierzesz się do lektury tej książki, zainteresujesz się nią i przeczytasz ją w, dajmy na to, osiem godzin, w tym samym czasie umrze z głodu 8 tysięcy osób. To dużo: 8 tysięcy. Jeśli tego nie zrobisz, ludzie umrą i tak, ale będziesz miał to szczęście, że się o tym nie dowiesz. Więc pewnie wolałbyś tej książki nie czytać; ja chyba też. Lepiej nie wiedzieć, kim są ci ludzie, jak to się dzieje i dlaczego. (Przeczytałeś jednak ten krótki akapit w ciągu pół minuty; wiedz, że w tym czasie na świecie umarło z głodu jedynie od 8 do 10 osób; możesz odetchnąć z ulgą). • Określana jako "reportaż totalny" książka Mar­tína Capar­rósa to zbiór autentycznych historii mieszkańców Nigru, Indii, Bangladeszu, Stanów Zjednoczonych, Argentyny, Sudanu Południowego oraz Madagaskaru, gdzie świat rządzi się całkiem innymi zasadami. Autor podróżując po świecie, stara się ukazać czytelnikom, czym tak naprawdę jest głód, który w dzisiejszych czasach jest niezrozumiałym zjawiskiem. Przedstawia wiele wątków dotyczących krajów rozwijających się, nakreślając wyraźnie istotę ubogiej struktury społeczeństwa, w którym głód zbiera największe żniwo. Reportaż Mar­tína to 716 stron obnażania zachowań korporacji, ignorowania głównego problemu przez największe organizacje oraz przedstawiania prawdziwego oblicza najgorszej choroby świata. To jedna z tych książek, w której bez cienia fikcji można ujrzeć prawdziwy świat, który ma dwojaką naturę - daje życie, ale także je odbiera. Capar­rós uparcie twierdzi, że lepiej nie czytać Głodu, gdyż po lekturze otaczająca nas rzeczywistość na pewno nie będzie wyglądała tak samo, jak dotychczas, natomiast temat głodu stanie się gorzki, wręcz cierpki i nie sposób będzie pozostawić go obojętnie. • "Głód Caparrósa wytrąca z równowagi, zmusza do myślenia, a często nawet do zrewidowania swoich poglądów. To imponujący rozmachem reportaż oddający głos tym, którzy na ogół milczą." • Głód to zde­cy­do­wa­nie jedna z naj­trud­niej­szych ksią­żek, jakie dotych­czas czy­ta­łem, bowiem prze­peł­niona jest praw­dzi­wym cier­pie­niem, które zdaje się prze­ni­kać ze stro­nic do naszej rze­czy­wi­sto­ści, jed­no­cze­śnie uka­zu­jąc realia tak odle­głe, a jed­nak bli­skie struk­tu­rze świata. Muszę przy­znać, że nie­zmier­nie trudno jest mi zebrać myśli po tak wyma­ga­ją­cej książce, bowiem nie spo­dzie­wa­łem się aż tak głę­bo­kiego wydźwięku i emo­cji, które prze­leją się na mnie pro­sto z fabuły. Byłem w pełni prze­ko­nany, że znam pro­blem głodu, że mam świa­do­mość sytu­acji, która roz­grywa się w Afryce, nie­mniej jed­nak Capar­rós udo­wod­nił, że moja wie­dza jest tylko cząst­kowa. Jest niczym kro­pla w oce­anie. Dla­tego też z każ­dym roz­dzia­łem byłem zszo­ko­wany tym, jak temat głodu omi­jany jest przez media, mini­ster­stwa i inne orga­ni­za­cje dzia­ła­jące na skalę świa­tową. Oka­zuje się bowiem, że to nie tylko wyjąt­kowa cze­pli­wość autora, ale rze­czy­wi­sty obraz obec­nego świata – świata, w któ­rym omija się prawdę sze­ro­kim łukiem. Jedną z sytu­acji, które przed­sta­wiają wyjąt­ko­wość orga­ni­za­cji pań­stwo­wych jest zastę­po­wa­nie głodu frazą nie­do­ży­wie­nie struk­tu­ral­ne. To ofi­cjalne wyra­że­nie spraw­nie eli­mi­nuje głód i zaciera skrajne emo­cje, toteż jest cał­kiem ina­czej odbie­rane przez ludzi. • Nie bez wąt­pie­nia kolo­ry­styka okładki utrzy­mana jest w ciem­nych bar­wach, bowiem zbiór repor­taży Capar­rósa to istny hołd dla osób dotknię­tych gło­dem, któ­rzy mil­czą, nie mając siły, by krzyk­nąć. Niem­niej jed­nak smutny odcień, który koja­rzy się na pierw­szy rzut oka z żałobą, jest ade­kwatny do tre­ści, obra­zu­ją­cej głód z każ­dym naj­mniej­szym szcze­gó­łem. Za pośred­nic­twem książki czy­tel­nik prze­nosi się w wiele miejsc na świe­cie, gdzie ludzie umie­rają z głodu, toteż można ujrzeć praw­dziwe życie prze­siąk­nięte ubó­stwem, gdzie głów­nym pro­ble­mem nie są pie­nią­dze i ban­ko­wość, a brak żyw­no­ści. Z każdą stroną, z każ­dym roz­dzia­łem główny temat zaczyna przy­bie­rać tempa, kolejne argu­menty i przy­kłady zale­wają umysł, uka­zu­jąc sto­pień naszej nie­wie­dzy. Dra­styczne echo książki naprawdę daje się we znaki. W moim przy­padku było tak, że kom­plet­nie zanie­mó­wi­łem – fabuła mnie przy­tło­czyła, oka­zała się za ciężka. Jed­nak po pew­nym cza­sie Głód znów pochło­nął moje myśli i spo­wo­do­wał burzę w mojej gło­wie, kreu­jąc zupeł­nie inną teo­rię. Książka Capar­rósa to naprawdę udany obraz pełen gory­czy, smutku i śmierci. To dzieło na skalę świa­tową, o któ­rym ciężko coś powie­dzieć, gdyż lek­tura ta mówi sama za sie­bie. • Na świecie wciąż jest 1,4 miliarda ubogich, czyli ludzi, którzy wydają mniej niż 1,25 dolara dziennie. Miliard czterysta milionów ubogich, czyli ludzi, którzy nie mają niczego z rzeczy uznawanych przez nas za tak codzienne, tak oczywiste - domu, jedzenia, ubrania, światła, wody, perspektyw, nadziei, przyszłości - nie mają teraźniejszości. • Głód to nie­wąt­pli­wie mocna powieść, która z każ­dym roz­dzia­łem uka­zuje czy­tel­ni­kowi tysiąc małych świa­tów roz­miesz­czo­nych na Ziemi, gdzie każdy okru­szek chleba ceniony jest na miarę złota, a każdy ubogi posi­łek staje się moż­li­wo­ścią prze­trwa­nia. To przy­goda, któ­rej nie da się zapo­mnieć, bowiem uka­zuje reali­styczne obrazy ubó­stwa, cier­pie­nia oraz cią­żą­cej śmierci, która roz­sie­wa­jąc głód, czyha niczym sęp. Głód Mar­tína Capar­rósa to nie­sa­mo­wita książka, która zmie­nia postrze­ga­nie na świat, zmie­nia myśli i sku­pia je na jed­nym kon­kret­nym pro­ble­mie, nęka­ją­cym lud­ność od wie­ków – na gło­dzie. Ser­decz­nie pole­cam! • [Link]
  • [awatar]
    woojteek
    Jak szybko Twoje zniknięcie zainteresuje innych? • Kryminały od lat zaskakują mnie swoją skomplikowaną formą, która potrafi skutecznie zwodzić czytelnika i manipulować nim do tego stopnia, że poznana przez niego historia okaże się prawdziwym labi­ryn­tem. Labi­ryn­tem, który skrywa tysiące kory­ta­rzy, śle­pych uli­czek, tajem­nych przejść i ukry­tych dróg, co naprawdę gra­ni­czy z cudem, żeby się z niego wydo­stać i roz­wią­zać wszyst­kie napo­tkane zagadki. Niem­niej jed­nak są tylko dwa wyj­ścia z powie­ści – to ukryte daleko przed nami i kry­jące się z tyłu. Spe­cy­fika kry­mi­na­łów jest dosyć szcze­gólna ze względu na budowę całego szkie­letu fabuły, który bez względu na cią­gły grad intryg oraz wybu­chy akcji wciąż stoi nie­wzru­szony, pod­trzy­mu­jąc główny wątek i wyraź­nie go eks­po­nu­jąc. Dla­tego też docho­dzę do wnio­sku, że kry­mi­nały uka­zują praw­dziwy kunszt pisar­ski, który obja­wia się w każ­dym dopra­co­wa­nym detalu, uwy­pu­kla­ją­cym wszyst­kie zdol­no­ści autora. • Tetra­gon to powieść autor­stwa pol­skiego pisa­rza, Tho­masa Arnolda, któ­rego twór­czość pozna­łem już wcze­śniej za sprawą jego poprzed­niej książki – 33 dni prawdy. Muszę przy­znać, że poprzeczka od samego początku została usta­wiona bar­dzo wysoko, bowiem kry­mi­nały tego autora są oso­bliwe i cha­rak­te­ry­zują się szybką akcją, powstałą z róż­nego typu roz­dzia­łów, które kolejno okre­ślają naj­waż­niej­sze i jakże klu­czowe momenty w książce, nie­ko­niecz­nie do końca ujaw­nia­jące wszyst­kie sekrety. Toteż Tetra­gon to kolejna zawiła histo­ria, pełna ukry­tych poszlak, nie­malże nie­zau­wa­żal­nych, a jak istot­nych dla całego biegu sprawy, które pię­trząc się, two­rzą poczu­cie kom­plet­nej dez­orien­ta­cji, bo momen­tami nic, kom­plet­nie nic do sie­bie nie pasuje. Zagłę­bie­nie się w wykre­owa­nej rze­czy­wi­sto­ści jest sto­sun­kowo pro­ste, bowiem już od pierw­szych stron można posma­ko­wać wyraź­nej tajem­ni­czo­ści, która wprost prze­siąka całą powieść, potę­gu­jąc jej kry­mi­nalny wydźwięk, a także fabuła zachęca, by dołą­czyć do grona eks­per­tów, któ­rzy sta­rają się roz­wi­kłać sprawy na pozór bez­na­dziejne, a jed­nak kry­jące wię­cej, niż mogli­by­śmy się spo­dzie­wać. • James Adams oraz David Ross to główni boha­te­ro­wie Tetra­gonu cha­rak­te­ry­zu­jący się nie­prze­cięt­nym myśle­niem oraz nie­sa­mo­witą zdol­no­ścią deduk­cji, pozwa­la­jącą spraw­nie roz­wią­zać każdą zagwozdkę. Cóż, może w pew­nym stop­niu przy­po­mi­nają dobrze nam znane postaci ze świata lite­ra­tury sym­bo­li­zu­jące kry­mi­nał, Hol­mesa i Wat­sona, ale jed­nak ich szcze­gólne cha­rak­tery oraz zadzi­wia­jące umie­jęt­no­ści uka­zują wyjąt­kową cząstkę pomy­sło­wo­ści autora. Enig­ma­tyczne sprawy, nie­zro­zu­miałe zabój­stwa oraz nie­ja­sne dowody zbrodni, z któ­rymi męż­czyźni muszą sobie pora­dzić, są tak szcze­gól­nie zawiłe, że czy­tel­nik odnosi wra­że­nie, że wszyst­kie te czyn­niki kom­plet­nie do sie­bie nie pasują, samo­ist­nie się wyklu­czają i nie­moż­liwe jest, żeby połą­czyć je w całość. Niem­niej jed­nak Tetra­gon uka­zuje tym szcze­gólny kon­cept autora, który jest naprawdę godny uwagi i wcale nie ociera się o sza­blo­no­wość. Fak­tycz­nie wcią­gną­łem się w histo­rię książki z nadzieją, że będzie to kolejna dawka mro­żą­cego w żyłach kry­mi­nału, ale nie spo­dzie­wa­łem się, że aż tak bar­dzo histo­ria otrze się o ele­menty hor­roru, co nadało całej histo­rii wyszu­ka­nego smaku i ory­gi­nal­no­ści. Zde­cy­do­wa­nie na uwagę zasłu­guje rów­nież wątek biblijny, który jest kapi­tal­nym zwień­cze­niem całej powie­ści i potę­guje strach pomie­szany z cie­ka­wo­ścią. Pomysł ten strasz­nie przy­padł mi do gustu, bowiem uświa­da­mia czy­tel­nika, ile pracy wło­żył autor, żeby jego histo­ria ożyła, nabrała roz­pędu i wciąż zaska­ki­wała na każ­dym kroku. Muszę przy­znać, że naprawdę warto było wró­cić do twór­czo­ści Tho­masa Arnolda ze względu na wra­że­nia, jakie wywie­rają jego powie­ści. Nie dość, że kon­struk­cja Tetra­gonu wywo­łuje podziw, to pew­nego rodzaju efekt fil­mowy potę­guje cie­ka­wość oraz chęć na wię­cej tajem­ni­czych zaga­dek. Niem­niej jed­nak zamiast efek­tów spe­cjal­nych dosta­jemy wybu­chowe intrygi, które potra­fią w łatwy spo­sób uwię­zić czy­tel­nika w książ­ko­wym świe­cie. • Pod­su­mo­wu­jąc, Tetra­gon to praw­dziwa tyka­jąca bomba, która w każ­dej chwili może wybuch­nąć, zsy­ła­jąc na czy­tel­nika lawinę gorą­cych intryg, które zdolne są roz­grzać do czer­wo­no­ści nie­jedną wyobraź­nię. Co wię­cej, wykre­owana przez autora histo­ria naszpi­ko­wana tajem­ni­czymi zabój­stwami, zagi­nię­ciami i poszla­kami tylko czeka na kogoś, kto ma odwagę wkro­czyć do wydziału zabójstw w Cle­ve­land i zachły­snąć się krwawą przy­godą w świe­cie detek­ty­wi­stycz­nych zaga­dek. Gorąco pole­cam! • [Link]
Niepożądane pozycje
Brak pozycji
Należy do grup

grejfrutoowa
Olciaczar
ksiazkomania
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo