Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zaawansowana książko, czekolado i ciepłoholiczka ,
grafoman jako-taki,
studentka z ambicjami na mega pedagoga,
marzycielka przy klasycznej muzolandii,
często społeczny, cichy, odludek,
jednocześnie paszczur wygadany (po kawie każdy może;)
Najnowsze recenzje
-
„Miłość Ci wszystko wybaczy…” od lat mówi nam znana piosenka. Czy, aby na pewno wszystko? Czy wybaczy poniżenie, ukartowane wspólnie zdrady i raczej całkowicie aspołeczne, przeczące idei związku zachowania? • Zanim cokolwiek zacznę pisać o tej powieści, ma do was prośbę: wyobraźcie sobie przez chwilę, waszą wizę związku idealnego, pełnego ochów i achów, równowagi i zrozumienia, zaspokojenia i wspólnych celów… a teraz w opozycji do takiego wymarzonego partnerstwa postawcie całkowite jego przeciwieństwo, w którym w sumie strach i żądza kontroli nad drugim człowiekiem odgrywa rolę priorytetową, z dziwnymi odchyłami od jakiejkolwiek normy, pozornie nie szkodzącym personom spoza związku… niezła kicha, prawda? • Tak ogólnie przedstawia się związek Edwarda i Darii. On dużo od niej starszy, na każdym kroku podkreślający swoją wyższość intelektualną, okazuje się zwykłym szczurem szukającym sposobu na zaspokojenie własnych potrzeb. Ona: zielonooki, niski, rudzielec, przed czterdziestką, niby-pisarka, niby-dziennikarka, niby-zakochana, a w gruncie rzeczy poddająca się opiece starszego mężczyzny, jak sama mówi: to on ją ukształtował. Darię poznajemy, gdy zostaje skazana na 12 lat więzienia. Za zabicie Edwarda. Stoi sobie spokojnie przed panią wychowawczynią Izą i duma nad jej pięknem i swoim zmarnowanym życiem. • Czy boi się więziennych realiów? Czy uda jej się od nich uciec? W jaki sposób przetrwa piekło kobiecych tortur, gwałtów i poniżenia? • Będzie trudno. Po pierwsze Daria to intelektualistka, a takie ponoć najszybciej odpadają, po drugie już na wstępie atakuje jedną ze strażniczek, po trzecie na jej ciało ostrzy sobie ząbki jedna z jej współlokatorek z celi – przerażająca, wielka Agata… • Jak potoczą się dalsze losy bohaterki? Czy się nie podda? Czy pogodzi się z tym co zrobiła? Znajdzie wewnętrzny spokój? Ukojenie? Czy też wyląduje na Dworcu Centralnym przygnieciona poczuciem winy? Czy w końcu dowiemy się dlaczego, tak naprawdę zabiła męża? Zrobiła to z premedytacją czy w afekcie? • Pani Maria Nurowska jest znaną w Świecie polską powieściopisarką, której książki przetłumaczono na szesnaście języków. Obecnie korzysta z uroków Bukowiny Tatrzańskiej, która co jakiś czas przewija się w jej powieściach. Dla mnie „Drzwi do piekła” oraz kontynuacja „Dom na krawędzi” to pierwsze zetknięcie się z twórczością autorki. Bohaterkami jej utworów są głównie kobiety, których los nie rozpieszcza, a mimo to dają jakoś radę, biorą się z nim za bary i na swój sposób zwyciężają – tak samo jest z Darią. • Na samą książkę składają się wspomnienia bohaterki przeplatane wydarzeniami czasu teraźniejszego powieści. Jest to zabieg dość powszechny i mile widziany, jednakże zwracam się z małą uwagą do wydawcy: gdyby planowano wznowienie książki, proponowałabym oddzielenie wspomnień, chociażby kursywą, inaczej tworzy się niepotrzebny mętlik w głowie czytelnika. • Wprowadzając narrację pierwszoosobową autorka sprawia, że główna bohaterka na czas czytania książki wnika w nas do głębi. To my jesteśmy tą zagubioną kobietą, to my nie wiemy do końca co się dzieje, staramy się walczyć z toksycznością związku i to my, w końcu stykamy się ze światem otoczonym murem. Dzięki temu, początkowy, odruchowy sprzeciw przeciwko zaakceptowaniu, a co dopiero mówić o polubieniu morderczyni, jest stopniowo niwelowany. • Przyznam szczerze, że początkowo bohaterka nie robiła na mnie pozytywnego wrażenia. Wydawała mi się mało rozgarniętą dwudziestolatką, dlatego dowiadując się ile ma lat byłam w małym szoku. Widać, iż był to zabieg dobrze przemyślany przez panią Nurowską, w końcu Daria, to jakby wciąż zagubiona dziewczyna, która stara się odnaleźć siebie. • To co oczywiście sprawiło, że bez szemrania sięgnęłam po tę powieść to trzy mocne zdania: • „Daria kochała męża. • I zabiła go. • Z miłości.” • I już myśli sobie mały czytelnik, że właśnie to będzie sednem całej powieści. Nic bardziej mylnego. Zabójstwo Edwarda to tylko środek, do pokazania nam po trochu pokrętnej psychologii, więziennego rygoru, specyfiki życia w tym miejscu. Autorka przed napisaniem książi udała się do takiego ośrodka, aby zebrać potrzebne materiały, dzięki którym czujemy specyfikę więzienia dla kobiet. • To co najbardziej spodobało mi się w powieści to bardzo żywe, plastyczne i wielowymiarowe bohaterki – współwięźniarki Darii. Pamiętajmy, że na wszystko patrzymy jej oczami, tak więc i dla nas początkowo Kochanka, Agata czy Manko wydają się zupełnie inne niż w rzeczywistości. W sumie nic dziwnego, gdy pierwszą informację na ich temat zdobywamy od Izy – wychowawczyni: • „ – Powiem Ci słowo o Twoich współwięźniarkach. Ty masz największy wyrok, oprócz Ciebie w celi będą jeszcze cztery kobiety. Dwie z nich to tak zwana para, są zajęte sobą i nieszkodliwe, obie złodziejki, recydywistki. Trzecia to nietypowa, jak je tu nazywamy, bo zrobiła manko. Siedzi od trzech miesięcy. Starsza kobieta, nikt jej nie zaczepia. Uważaj na ostatnią, to zdeklarowana lesba. Właśnie wyszła na wolność jej faworytka, więc jest wściekła jak osa. Ma cały harem, ale tamtą chyba kochała. Może okazać się nie przyjemna. Zachowuj się tak, jak radziłam, nie dopuść jej za blisko, nic o sobie nie mów. Milczenie tutaj jest złotem. I nigdy się nie skarż nikomu z personelu, bo zostaniesz okrzyczana kapusiem i drogo za to zapłacisz.” (1) • Również tło psychologiczne zasługuje na pochwałę. Ciągłe rozterki bohaterki, wspomnienia, które nagle ją nachodzą, próba wytłumaczenia przed samą sobą karygodnego zachowania, trochę erotyki, poczucia zmarnowanego życia, początkowy brak chęci do czegokolwiek, końcowy strach przed wyjściem na światło dzienne. Do tego konsekwentne budowanie napięcia, ciągła akcja, ruch, potem mały przystanek wspomnieniowy i znowu akcja – wszystko to daje nam znamiona dobrego kryminału czy thrillera, jednakże aby zaklasyfikować te pozycję w takich gatunkach, musiałaby w niej występować, jakaś większa tajemnica, czy bardzo trudna do wyjaśnienia zagadka. • Aby wszystko ładnie się komponowało, było dopięte na ostatni guzik nie możemy zapomnieć o opisach świata przedstawionego. Autorka przenosi nas na małą wieś Borysówkę, potem do warszawskiej willi na Malczewskiego oraz oczywiście do więziennego zaduchu celi. Za każdym razem wyraźnie odczuwamy klimat danego miejsca, bez niczego jesteśmy w stanie wyobrazić sobie wiejski kościółek, miejski pęd czy szarość krat. Opisy są plastyczne, niewymuszone, niezbyt drobiazgowe, ale też i niezbyt ogólne, po prostu w sam raz. • Czy powieść wywarła na mnie chociaż w małym stopniu negatywne wrażenie? Gdy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że zdecydowanie nie. Nie jest to może książka na miarę wielkich klasyków, ale czyta się ją naprawdę dobrze, szybko i przyjemnie. Przy tym można się wiele nauczyć, zaznać nowych doświadczeń oraz zadumać się nad zachowaniami ludzkimi, które są naprawdę nieprzewidywalne. • Czy historia o tym babińcu jest przygotowana z myślą tylko i wyłącznie o czytelniczkach? Wydaje mi się, że nie. Każdy facet spokojnie może po nią sięgnąć i czuć równie wielkie zadowolenie z lektury co kobieta. Jednakże nie jest to powieść dla ludzi o słabych nerwach i wyobraźni, która nie zniesie dajmy na to opisu gwałtu, gdyż takie parę razy pojawiają się w „Drzwiach do piekła”. • W moim mniemaniu jest to książka dla każdego, kto chce z lekka poszerzyć swoje horyzonty, poznać ten „brudny” Świat. Pierwszymi osobami, które powinny po nią sięgnąć są na pewno ludzie pragnący studiować resocjalizację – niech przynajmniej przez lekturę zobaczą z czym mogą się zetknąć podczas późniejszej kariery zawodowej. Kolejni kandydaci na czytelników to wszyscy powyżej dajmy na to piętnastego roku życia – młodsi niech komplementują losy innego powieściowego „bladego” Edwarda. • Tym którzy zechcą zetknąć się z historią Darii Tarnowskiej polecam najpierw zgłębić „Niebezpieczne związki” o których dość często wspomina nasza główna postać, gdyż utożsamia się z jedną z bohaterek tejże powieści . I może „Trzech muszkieterów”… Dumas zawsze musi się jakoś wkręcić do pozycji o więzieniu. • Miłość, nienawiść, przyjaźń, pokora i człowieczeństwo w pełnym tego słowa znaczeniu. Czego chcieć więcej? • Zapraszam was do lektury. Nie pożałujecie. • (1) „Drzwi do piekła” Maria Nurowska; wyd. Znak 2012, str.9
-
Jak to zwykle ze mną bywa, udałam się do biblioteki z zamiarem znalezienia czegoś co mnie zadziwi. Autorów z mojej stałej rubryki „lubię, kocham, szanuję, do końca życia czytuję” miałam już z deczka dość, bo w końcu ile można ganiać w koło Macieja? Dlatego też, myślę sobie pomału, acz konsekwentnie: może coś krajowego? Po co podróżować po całym świecie, Ameryka ostatnio zawiodła, Chiny z lekka się znudziły, trzeba zastosować się do hasła „dobre, bo polskie”. Na stoliku, gdzie leżą jeszcze niepoukładane księgi, mój sokoli wzrok kreta wypatrzył grube tomisko. Na okładce facet, co to łypie raczej nieprzychylnie (z treści dowiadujemy się dlaczego). Jako osoba skryta mówię do siebie, bynajmniej nie szeptem (a potem się dziwić, że ludzie dziwnie na mnie patrzą): czemu by nie? Twarz może nie zachęca, ale ileż można gładkie lico wampirzych Edwardów czy innych wróżek znosić? Wzięłam, raz kozie śmierć. I dobrze zrobiłam, bo takiego ubawu, zadumy wszelakiej i radości z czytania od czasów dawnych nie miałam. • Jako, że to dziennik logicznym wywodem jest, iż nasz narrator to sam Jerzy Pilch (którego nawiasem mówiąc nazwisko ciągle przeinaczam, nie wiedząc czemu na Plich). Persona dotąd mi nie znana, co za pewne wielu uzna za hańbę raniącą. Na szczęście strata została wyrównana, kolejną (choć dużo mniejszą) książkę autora nabyłam, ale o tym już niebawem. Pisarz osobą w polskim światku kulturalnym, jest znaną między innymi za sprawą licznych powieści, dramatów, scenariuszy oraz pracy dziennikarskiej w wielu poczytnych magazynach. Felietonista, dzięki „Dziennikowi” doszło mu nowe zaszczytne miano: memuarysta. • Książka obejmuje dwa ważne dla historii naszego narodu lata: 2010 z powodów wiadomych i 2011 (zdałam maturę), plus wspomnienia autora z czasów gdy berbeciem i studencikiem mógł się mienić. Ponoć sporą część tekstów zamieszczonych w tejże pozycji możemy odnaleźć w „Przekroju”. Ja szacownej gazetki nie czytam, więc ani mnie to grzeje, ani ziębi, ale Ci którzy po nią sięgają zapewne nie raz na nazwisko Pilch trafili. Nawet w podręczniku do języka polskiego dla szkół średnich, zbudowanego na nowej podstawie programowej, został umieszczony fragment „Dziennika” – to akurat może was zniechęcić, ale przeglądając książkę młodszego z przedstawicieli mojego rodu, natrafiłam przez przypadek na kawałek tejże pozycji, wiec uznałam, że nie ma co – pochwalę się swoim zmysłem detektywa. • Nie będę wam streszczać zawartych w książce finezyjnych wypowiedzi, pełnej ciepła, dużej dawki sentymentu za utraconą młodością, który jest z kolei przykryty grubą pierzyną ironii, sprawiającej, że śmiałam się w głos podczas lektury. • Sami możecie zobaczyć, że o katastrofie smoleńskiej wcale nie trzeba pisać z namaszczeniem okraszonym dziesięciotomowymi teoriami spiskowymi – a autor mógłby, czemu by nie, w końcu też doznał straty, niepowetowanej wręcz, za sprawą tej tragedii. Nie trzeba też męczyć się polityką, krzyżowymi powstańcami i innymi tematami, które nawet dwudziestolatkę mogą doprowadzić do siwizny. Oprócz piłki nożnej. To już autora świętość wrodzona – nawet, jak chciał i już mocne postanowienie odprawy dla szlachetnego sportu wypracował, nie podołał. W tym temacie szczerze go rozumiem, bo sama piłkę bardzo lubię, tylko w naszym wydaniu oglądać nie mogę, bo trzy reakcje w ten czas walczą we mnie ze sobą: śmiać się, płakać – krzyczeć – kopać (dokładnie w takiej kolejności), czy serdecznie wypiąć cztery litery. Ze względu na to drugie mam zabronione przez rodzinę i światek mój cały oglądanie meczy. Tak, jakoś da się to przeżyć, bo w sumie żałować nie ma czego. Od Euro nie biorę. Oby tak dalej, autorowi też polecam odwyk piłkarski. • W delikatny sposób Pilch daje prztyczka moherowskiemu katolicyzmowi, potrzebie bycia uznawanym za ciągle bitego i sponiewieranego męczennika narodu. Wiele gorzkiej prawdy możemy w tych momentach dojrzeć, choć nie powiem, że się wtedy człowiek nie uśmiecha w duchu – pisarz w sumie wszystko potrafi przekazać, tak że trudno się nie śmiać, choć temat ciężki, jak waleń. Przy tym nie męczy nas morałami, zamiast tego z jajem pokazuje co mu na wątrobie leży. • Najbardziej lubiłam, gdy autor wspomnieniami powracał do rodzimej Wisły, która z tego co widzę teraz, często przewija się w jego twórczości. Jest w tym jakaś nieuchwytna nutka, melodia niemal tęsknoty okraszonej z lekka goryczą, cichym uśmiechem, który sprawił, że i mi się za domem zatęskniło. • Co tu dużo gadać, pisarz w pełni wyrazistym tonem, stylem felietonowym, jak sam mówi daje nam pożywkę dla serca, umysłu i duszy nawet. Ci co lubią pomęczyć się nad moimi wpisami wiedzą, jak kocham plastyczny język, który niemal z filmową precyzją oddaje nam dany obraz – tutaj to znalazłam nie raz, nie dwa, a za każdym pochyleniem się nad książką. Czy to w mieszkaniu autora, czy to na warszawskich, krakowskich czy wiślańskich ulicach, czułam się, jakbym szła obok młodego i starego Pilcha. Piszę starego, bo jakby nie było swoje latka ma, na koncie mnóstwo publikacji, pojawiającą się notorycznie sklerozę… ale patrząc na to, jak tworzy i przemawia do swojego czytelnika, widać, że młodość jeszcze ciągnie go za kurtkę, nie pozwalając tak do końca osiąść na mieliźnie. • Dlatego Jerzy Pilch (znowu bym się pomyliła) również do rubryki wybrańców trafił, co prowadzi do tego, że zapewne szybko pojawi się wpis o kolejnej jego książce – parę upatrzonych i potajemnie sprowadzonych już mam. • „Dziennik” polecam wszystkim bez wyjątku – czy kobieta, czy mężczyzna, szczyl bądź staruszek ze sztuczną szczęką – czytajcie, coś dla siebie na pewno znajdziecie.