Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Życie reportera żąda wielu poświęceń. To praca, która bywa niebezpieczna, ale zawsze jest niesamowicie wciągająca. Pomaga zrozumieć otoczenie, zaglądać tam, gdzie przeciętny człowiek nie ma wstępu. Jakie cechy charakteru trzeba posiadać, aby być naprawdę świetnym dziennikarzem? • Oriana Fallaci i Teresa Torańska. Obie były wybitnymi reporterkami, postaciami bezkompromisowymi, wzbudzającymi spore emocje. Dużo je dzieliło, lecz znalezienie wspólnego mianownika okazuje się być niezwykle ważną przygodą. Remigiusz Grzela to pisarz wszechstronny. Ma na swoim koncie, między innymi, publikacje dotyczące Ireny Jun, Stanisława Brudnego, Joanny Penson, Mariana Kociniaka. Zdążył nabrać wprawy w tworzeniu dobrych biografii, prowadzeniu rozmów-rzek. Tym razem postanowił zgłębić losy dwóch fantastycznych kobiet, które są prawdziwymi ikonami. Autor zabiera czytelnika w ekscytującą podróż, pozwalającą zaznajomić się z życiorysami bohaterek, przy okazji rysując specyficzne tło. Możemy zauważyć, iż prace Fallaci i Torańskiej nadal nie tracą na aktualności. Również ich ścieżki zdołały się poprzecinać, na jednym z najbardziej wymagających szlaków — reporterskim. • Natrafiłam na przyjemny zbieg okoliczności. Albo łut szczęścia. Od dość krótkiego czasu interesuje mnie postać Oriany Fallaci. Fascynacja pojawiła się nagle, niespodziewanie, trudno mi szukać zapalnika. Idąc różnymi tropami odkryłam też Teresę Torańską. I proszę, moja wiedza jeszcze dostatecznie nie rozkwitła, a już nadeszła pomoc. Książka Remigiusza Grzeli. Muszę przyznać — gdy tylko zerknęłam na zapowiedź, to natychmiastowo podjęłam decyzję o jak najszybszym przeczytaniu tej publikacji. Zaczęłam wiązać z nią duże nadzieje. Czego się właściwie spodziewałam? Solidnej dawki informacji, owszem. Ale przede wszystkim emocjonalności. Nie lubię suchych faktów, wręcz encyklopedycznych. Fantastycznie, że Grzela nie zawiódł moich oczekiwań i stworzył coś ważnego. Poprzeczkę postawiłam wysoko, może nawet za bardzo. Jednak autor znakomicie sobie poradził, pozostawił we mnie wiele myśli, które teraz skrupulatnie analizuję, segreguję. Cieszę się. • Oriana i Teresa były dużymi indywidualnościami. Porównanie ich to nie lada sztuka, szczególnie w sytuacji, jeśli równocześnie chce się pokazać wyjątkowość. Początkowo sądziłam, że bliżej mi do Fallaci, tego charakterystycznego stylu, dość agresywnego, lecz zawsze uczciwego. Chociaż często zarzuca się jej stronniczość. W tym momencie nie jestem taka pewna, czy w moim umyśle istnieje miejsce wyłącznie dla Włoszki. Torańska zauroczyła mnie determinacją. Jakoś mi wstyd, iż dopiero teraz znalazłam ochotę, aby lepiej poznać tę naprawdę niesamowitą kobietę. Powinnam zabrać się za to wcześniej, gdy jeszcze żyła. aktualnie nadrabiam, rozwijam ciekawość, którą zaczęłam pielęgnować dzięki Remigiuszowi Grzeli. • Ta książka powstała przez kilka lat. Czuć zaangażowanie, ogrom włożonej pracy. Fundamentalny wydaje mi się być już sam wstęp, gdzie autor zawarł odpowiedź na nurtujące wielu pytanie. Naturalnie przychodzi do głowy. Czy dziennikarki kiedykolwiek się spotkały? Może ktoś będzie zaskoczony, bo nie. Więc skąd pomysł, aby w ogóle powstał taki tekst? Sądzę, że nie trzeba specjalnie rozwijać tematu. Gołym okiem widać istotność, sens tego przedsięwzięcia. Należy posiadać spory talent do zgrabnego przedstawienia życia zawodowego i prywatnego, dodatkowo łącząc je z biografią kolejnej osoby. Odnaleźć podobne punkty. • Zauważyłam, iż Grzela pisał z czystej chęci, co zazwyczaj musi skończyć się pozytywnie. Przejechał tysiące kilometrów w celu zebrania odpowiednich materiałów, odkrył ważne dokumenty, prowadził rozmowy z najbliższymi dziennikarek. Całość czyta się niczym świetną powieść, wartką oraz złożoną, frapujących fragmentów. Warto też nadmienić, że ta pozycja nie traktuje jedynie o Orianie i Teresie. Jest również wiernym odwzorowaniem epoki, trudnej i wstrząsającej, której prób opisywania podjęły się obie kobiety. Czy wyciągamy jakieś lekcje z ich twórczości? Czy umiemy wczytać się w płynące zza kurtyny czasu słowa? Bywa ciężko, zważywszy na częstą nadinterpretację. Porządna żurnalistyka nadal trwa, wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć. • Książka Remigiusza Grzeli okrutnie wciąga. Z pewnością okaże się przydatna studentom dziennikarstwa, ale nie trzeba być na tym kierunku, aby chłonąć tę publikację. Świetnie napisana, wypełniona pasją, głęboka. Jestem ciekawa, co na temat tej pozycji powiedziałyby same zainteresowane. Pokuszę się o całkiem mocne stwierdzenie — mam dziwne wrażenie, że Fallaci i Torańska byłyby zadowolone.
-
Jakimi kryteriami kierujemy się, gdy próbujemy odnaleźć miłość życia? Niektórzy z nas spoglądają w gwiazdy i to za ich pomocą chcą uzyskać potwierdzenie słuszności swych wyborów. Ile tajemnic zostało zapisanych w kosmosie? Ile jeszcze czeka na odkrycie? • Brad Kronen od ćwierć wieku profesjonalnie zajmuje się astrologią. Z wykształcenia jest psychologiem, mieszka w Los Angeles. Jego klientami są celebryci, którym stawia karty, nakreśla horoskopy, opowiadając o wielu aspektach życia. Kronen postanowił napisać książkę, swoisty wstęp do przygody z astrologią, dla każdego. Skupia się w niej na zagadnieniu będącym siłą napędową świata, czyli miłości. Znaki zodiaku fascynują od dawna. Przypisane im cechy mają określać nasze charaktery, łączyć nas z innymi albo doradzać, których osób lepiej unikać. Zagadnienie ewoluowało przez wieki, dzisiaj docierając poprzez telewizję, Internet, po prostu też literaturę. Autor zebrał najważniejsze informacje i okrasił je świetnym dowcipem, dzięki czemu są znakomicie przyswajalne, z pewnością zachęcą do dalszych poszukiwań… • Wszyscy potrzebujemy odrobiny magii. Nie musimy wierzyć w skuteczność horoskopów i ślep w nie brnąć, ale dostarczają rozrywki. Tym większe zaskoczenie, gdy przynajmniej częściowo mają pokrycie w rzeczywistości. Sama, nie ukrywam, czerpię z tego jakąś radość, od czasu do czasu. Uważam, że każdy sposób zdobywania wiedzy jest dobry, może w przyszłości się przydać. Postanowiłam sięgnąć po książkę autorstwa Brada Kronena. Słyszałam o nim dużo pozytywów, stąd kredyt zaufania. Zaczynając lekturę, nie miałam specjalnych oczekiwań. Tak szczerze, to trudno było mi się na cokolwiek nastawić. O dziwo, spotkało mnie sporo niezłej zabawy. Muszę pochwalić wydawnictwo za pomysł na okładkę, bo namawia do czytania, nie jest kiczowata, co często zdarza się w przypadku publikacji o takiej tematyce. Ładnie się prezentuje, bardzo estetycznie, bez przesadnej feerii barw. • Tę pozycję najlepiej traktować w kategorii ciekawostki. Początkowo zdziwił mnie gabaryt, bo wydawało mi się, że wszystko da się opisać na ledwo kilkudziesięciu kartkach. Mimo tego, całość czyta się naprawdę szybko i lekko. Oraz przyjemnie. Kronen „przemycił” kilka informacji ocierających się o astronomię, historię, mitologię. Ten zabieg dość mocno zaskoczył. Przyznam, że chciałabym, aby Brad poświęcił kolejną publikację tej bardziej naukowej stronie wróżbiarstwa. Sądzę, iż ma ku temu odpowiedni potencjał, a cały dział go interesuje. „Miłość zapisana w gwiazdach” została porządnie skonstruowana, trudno znaleźć jakieś większe minusy, a poszerzanie horyzontów zawsze jest wskazane. • Książka, zgodnie z tytułem, krąży wokół uczuć romantycznych i udanych związków, ale zawarte w środku porady można podpiąć też pod przyjaźń, relacje z szefem lub członkiem rodziny. Ta uniwersalność to bardzo przydatna cecha, zwłaszcza podczas dowolnej interpretacji danych połączeń. Największy atut to, w mej opinii, styl Kronena. Wiele razy skłonił mnie do uśmiechu swoimi sarkastycznymi uwagami. Komentuje w zabawny sposób, nie siląc na wydumaną atmosferę pełną niezrozumiałej grozy. To sprawiło, że odnosiłam wrażenie, iż rozmawiam z dobrym znajomym, który chce uchylić rąbka tajemnicy. Świetnym człowiekiem. • Jestem zadowolona, że autor podkreślił ważną kwestię — każdy związek może być szczęśliwy lub stać kompletną katastrofą, bez względu na układ gwiazd. Przecież ostateczne wybory tworzymy my sami, kowale swego losu, mamy na niego wpływ. Ta publikacja przede wszystkim skłania do paru przemyśleń na temat własnego charakteru, zastanowienia się nad nim. Pukałam się w czoło wyczytując wady mojego zodiaku, ale po głębszym namyśle znalazłam w tym trochę prawdy. Ciekawym pomysłem na jesienny wieczór jest przeglądanie książki w większym gronie. Usiąść w kółku, przy herbacie i cieście, podyskutować o naszych podobieństwach oraz różnicach. Gwarantuję, sporo się o sobie dowiecie! • „Miłość zapisana w gwiazdach” to interesująco napisana książka, która dobrze nadaje się na prezent dla bliskich. Oczywiście, musimy pamiętać, że mimo wróżb, choćby zgodnych z rzeczywistością, jesteśmy indywidualnościami, więc należy tę pozycję czytać z lekkim przymrużeniem oka. Sądzę. iż Brad Kronen w istocie posiada dużą wiedzę w dziedzinie astrologii, toteż obiecuję, iż nie trafimy w jego publikacji na „bajeczki”. Naprawdę przyjemna lektura!
-
Pisanie dziennika wymaga wiele pracy. Współcześnie bardzo chętnie prowadzi się go w sposób wirtualny, za pomocą bloga. Mimo tego, zawsze jest szansa, aby ukazać swoje przemyślenia w formie tradycyjnej — zebrać całość i przedstawić w książce. • Krystyna Janda popularność zdobyła dzięki wielu interesującym rolom. Matka trójki dzieci, otworzyła własny teatr, ma na swoim koncie mnóstwo uznanych nagród. Tym razem ma okazję zaczarować wielbicieli nieco inaczej, bo literacko. Oto druga część jej „Dziennika”, czyli frapującego zbioru wpisów, które wcześniej publikowała na swej stronie. Aktorka sięga po naprawdę zróżnicowaną tematykę. Opowiada o stosunku do wielu spraw, najwięcej uwagi poświęcając, naturalnie, sztuce. Dużo wspomina, przenosząc czytelnika w czasie, zdradzając sekrety z planu filmowego, dzieli się zabawnymi anegdotami, potrafiącymi poprawić humor. Przytacza rodzinne rozmowy, prowadzone w Milanówku, rekomenduje książki. Zdecydowanie umie zaciekawić, gdy snuje kolejną powieść, pełną szczegółów, choć niekiedy brakuje wolnej chwili, aby wszystko dokładnie zapisać… • Chyba nie ma osoby, której musiałabym przedstawiać postać Krystyny Jandy. To niewątpliwie wybitna aktorka, bardzo zasłużona dla polskiej kultury. Dla mnie pozostanie Agnieszką z „Człowieka z marmuru”, bezapelacyjnie. Z przyjemnością wracam do tego filmu i kompletnie nie jestem w stanie sobie wyobrazić innej odtwórczyni głównej roli. Doskonale też wiem, że ostatnimi czasy Janda wzbudza pewne kontrowersje ze względu na przekonania polityczne. Ja zwyczajnie unikam angażowania w tych rejonach, jednak można zauważyć niepochlebne komentarze rzucane pod adresem aktorki. Momentami wulgarne. Wspominam o tym, ponieważ często zapomina się o jej dokonaniach artystycznych, nad czym ubolewam. Sama od kilku miesięcy miałam ochotę przeczytać pierwszą część „Dzienników”, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja, chociaż w moje ręce wpadł tom drugi. Warto było poczekać na tę pozycję, bo, szczerze — jest cudowna, w wielu detalach, które wyłuszczę, oczywiście. • Parę razy czytałam krótkie felietony autorstwa Krystyny Jandy, lecz trudno było mi stworzyć jakąkolwiek opinię. Aktualnie z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że posiada ona spory talent pisarski. Z radością brnęłam przez kolejne strony, równocześnie żałując, iż książka staje się coraz cieńsza. Jakimś sposobem zburzono mur między „panią znaną z ekranu” a jej wielbicielami. Zdradzę, że wcześniej zdarzały mi się chwile, gdy myślałam o tej aktorce i kojarzyła mi się z damą: piękną, ale konsekwentnie niedostępną. To błędne wrażenie, sypię głowę popiołem. Z kart bije ogromne ciepło, zaangażowanie. Życzyłabym sobie, bym więcej obcowała z taką literaturą. • Najbardziej interesowały mnie fragmenty poświęcone szeroko pojętej sztuce. Autorka z wielką celnością wypowiada się w kwestiach teatru, filmu, pokazując olbrzymią, imponującą wiedzę. Przyznam, że sama zapisałam parę nazwisk oraz tytułów, by móc się później konkretniej z nimi zapoznać. Właśnie to uczucie uwielbiam — gdy mam możliwość wynieść coś z lektury, oprócz rozrywki. Takie poszerzanie horyzontów jest niezwykle satysfakcjonujące. Z rozrzewnieniem spoglądałam na każdą wzmiankę o mojej ukochanej Agnieszce Osieckiej, o innych artystach. Zebrałam mnóstwo informacji, autentycznie przydatnych. • Podczas czytania wydawało mi się, iż to po prostu rozmowa. Z dobrą przyjaciółką, mającą dużo do przekazania i potrafi to znakomicie robić, bez nudy. Z serdeczną kobietą, pragnącą zaprosić do świata swoich przemyśleń. Taką, która za minutę zaparzy następną filiżankę herbaty, ciągle kontynuując wątek. Osoby regularnie zaglądające na mego bloga mogą się domyślić, że polecę wszystkim zaopatrzyć się w ołówek lub karteczki. Strzał w dziesiątkę. Janda zasypuje nas ciekawymi anegdotami, wzruszającymi albo wzbudzającymi uśmiech. Wiele jej słów trafiło prosto w me serce, jakkolwiek banalnie to brzmi. Czyste aforyzmy, godne zapamiętania. Koniecznie muszę poszukać poprzedniego tomu i uzupełnić kolekcję — rekomenduję Wam identyczne posunięcie. • Najnowszy tom zapisków Krystyny Jandy jest pełen błyskotliwych myśli, ciepła, skrzący dowcipem. Zdecydowanie przypadnie do gustu miłośnikom talentu aktorki, osobom chcącym lepiej ją poznać. Tym ostatnim — serdecznie polecam. Warto przyjrzeć się Jandzie i wyrobić sobie na jej temat zdanie bez wpływu mediów. Negatywną lub pozytywną, a przeczytanie tej publikacji z pewnością pomoże.
-
Od śmierci Stanisława Brzozowskiego minął już ponad wiek. Jednak jego myśli są nadal poddawane analizom, we współczesnym świecie, nie tracą na znaczeniu i wartości. Żył krótko, lecz zdążył stworzyć dzieła, które zdecydowanie miały spory wpływ na innych autorów. • Filozof, pisarz, krytyk teatralny i literacki. Urodził się w zubożałej rodzinie szlacheckiej. Przez pewien czas studiował na wydziale przyrodniczym, nie ukończył tego etapu, gdyż został relegowany z uczelni za współorganizację protestu. Przebywał w carskim więzieniu, to tam zachorował na gruźlicę, która ostatecznie stała się przyczyną śmierci. W sanatorium poznał swoją przyszłą żonę, Antoninę Kolberg. Oskarżano go o współpracę z carską policją polityczną, współczesne badania dowiodły, że była to zwykła intryga. Brzozowski przeszedł przez dużą ewolucję swoich poglądów, naginał filozofię Marksa, pod koniec życia nawrócił się na katolicyzm. Jego poglądy kształtowały samoświadomość narodowej inteligencji. Na ten temat, między innymi, w swej książce pisze Maciej Urbanowski, historyk literatury polskiej, od dawna interesujący się Stanisławem Brzozowskim. • Oto kolejny tom z serii „Projekt: Egzystencja i Literatura”. Dyskutuję o tym przedsięwzięciu z wielką przyjemnością, każdy nowy wolumin wydaje mi się być jeszcze lepszy. Wspominałam niejednokrotnie, ale znowu muszę nadmienić, że najbardziej podoba mi się to zupełne zróżnicowanie w tematyce. Następna jest Julia Hartwig, mam ogromną nadzieję, iż wkrótce przeczytam poświęconą jej publikację. Ostatnio otrzymaliśmy w nasze ręce książkę o Jarosławie Marku Rymkiewiczu, teraz wybór padł na Stanisława Brzozowskiego. Postać autentycznie intrygującą, ze względu na bogatą biografię, ogromny talent, literacką karierę, którą przerwała przedwczesna śmierć. Przyznaję, moja wiedza w tym zakresie dopiero się rozwija, od niedawna lepiej poznaję Brzozowskiego, lecz uznaję to za frapującą podróż. Sięgnęłam po tę pozycję właśnie z tego powodu. Chciałam odkryć coś nowego, odnaleźć bodziec do dalszych poszukiwań, spędzić czas nad wciągającą lekturą. • Zdecydowanie można zauważyć, że Maciej Urbanowski jest człowiekiem pełnym pasji. Pragnę zapewnić osoby pełne obaw, czy podołają tej książce — zaręczam, iż warto spróbować. Nie została napisana suchym językiem, czysto naukowym. Sam autor wyraźnie zaznaczył, nie mamy do czynienia z monografią Brzozowskiego. To dość indywidualne spojrzenie na jego postać, poparte latami doświadczeń, zgłębiania w przedmiot rozważań. Już we wstępie trafiamy na ważne stwierdzenie, dotyczące pisania o ulubionych twórcach. Bywa trudno, pojawiają się wątpliwości. Osobiście uważam, iż problemy może sprawiać pozostanie obiektywnym w ocenie, ewentualnie jej pominięcie, pozostawienie wolnego wyboru czytelnikowi. Urbanowski znakomicie sobie poradził w tej sferze. • Na całość składa się zbiór dziewięciu esejów. Publikowane na przestrzeni lat, zostały zebrane, odpowiednio przygotowane. Co najistotniejsze, na próżno szukać tam chaosu w jakiejkolwiek formie. To spójna publikacja, choć poruszająca wiele ważnych wątków. Lecz, zgodnie z tytułem, głównym motywem jest stosunek Stanisława Brzozowskiego do szeroko pojmowanej nowoczesności. To bardzo zajmujące zagadnienie, zważywszy na rozwój pisarza, jego dualistyczne podejście do problematyki. Z jednej strony, zależało mu na unowocześnieniu Polski, swoich rodaków, ale z drugiej odczuwał głębokie przerażenie wobec pewnych idei. Nie wierzył, że postęp jest związany wyłącznie z kompletnym odcięciem od przeszłości. • Najmocniej mnie przyciągnął rozdział poświęcony Antoninie, żonie Stanisława. Ukłon dla Macieja Urbanowskiego za słuszne przyjrzenie się „Tonce”, jak zwykł nazywać ją mąż. To niesamowita kobieta, a jednak rzadko można znaleźć o niej dłuższe wzmianki. A szkoda, po cichu liczę, iż ktoś postanowi przeprowadzić śledztwo, stworzy o Antoninie całą książkę. Tymczasem, sporo światła rzuca esej. Kolejny, równie świetny, stara się odpowiedzieć na pytanie: czy myśli Brzozowskiego jest nadal aktualny? Poprzez różne opinie dochodzimy do meritum. Co przewrotne, on sam unikał słówka „aktualny”, zwłaszcza w kontekście literatury. Ogromnym plusem są zamieszczone zdjęcia oraz obszerna bibliografia — przyznam, że zawsze zwracam na to uwagę w takiego rodzaju pozycjach. • Publikacja Macieja Urbanowskiego interesująco przedstawia poglądy Stanisława Brzozowskiego, rodzinę, maluje tło epoki. To książka, która z pewnością powinna trafić w ręce osób przepadających za twórczością tego autora, chcących głębiej wniknąć w interpretację poszczególnych dzieł, przyjrzeć się jego życiu. To naprawdę ciekawy materiał, świetnie skonstruowany.
-
Czasem się wydaje, że nie spotka nas w życiu już nic dobrego, zwłaszcza po przejściu mnóstwa złych momentów. Jednak los uwielbia płatać figle i podtykać szansę na radość w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach. Ile można poświęcić, aby wygrać z pechem, sięgnąć po miłość? • Rok 1930, Indie. Eliza Fraser swoje dzieciństwo spędziła w egzotycznych Indiach, lecz śmierć ojca sprawiła, że będąc jeszcze dziewczynką wróciła z matką do Anglii. Mijają lata. Eliza jest młodą wdową, a jej wierny towarzysz to aparat fotograficzny. Kobieta stawia pierwsze kroki w karierze fotografa. Nadarza się okazja, by wyruszyła w podróż — dostaje propozycję pracy w Radżputanie. Zadanie polega na uwiecznianiu rodziny królewskiej, ale też zwykłych ludzi. Eliza przybywa do pałacu, gdzie ma mieszkać cały rok. Nie jest mile widziana przez większość otoczenia władcy, lecz znajduje wspólny język z jego młodszym bratem, Jayem. Szybko odkrywają, że wiele ich łączy. Niestety, dużo czynników próbuje zagrozić ich szczęściu. Czy mimo intryg i przeciwności książę będzie mógł związać się z ukochaną? • Aż trudno uwierzyć, że to już czwarta książka Jefferies, która do trafiła w me ręce. Zebrałam ładną kolekcję i liczę, iż sukcesywnie będzie się powiększać. Lubię powieści obyczajowe, ale często nie zostawiają we mnie głębszych śladów. Są interesujące, spędzam nad nimi przyjemny czas, jednak nie dostarczają takich wzruszeń, których bym pragnęła. W przypadku tej pisarki jest inaczej — do tej pory nie odczułam rozczarowania. Doskonale wiem, sporo osób stwierdzi, że to literatura niskich lotów, lecz muszę walczyć ze stereotypami. Naprawdę polecam zapoznanie się z autorką, danie jej szansy do wykazania. Szczególnie teraz, gdy wieczory stają się coraz zimniejsze, a mamy możliwość wybrania się w cudowną, acz niebezpieczną podróż. Do samych Indii, gdzie powita nas cała plejada bohaterów, niekoniecznie pozytywnych — czy to nie dodaje dreszczyku emocji? Pytanie retoryczne, oczywiście! • Jako estetka, muszę zwrócić uwagę na okładki. Wszystkie tworzą ciekawą całość, bardzo ładnie prezentują. Przyznam, iż obejrzałam wersje zagraniczne i wypadają o wiele gorzej. Jeśli nie macie pomysłu na prezent dla kogoś bliskiego, a dana osoba uwielbia czytać, to taki pakiet z pewnością okazałby się trafiony. Ot, mała dygresja z mojej strony. Wracając na główny tor, również trochę powiązany z pięknem — opisy! Już wcześniej się nimi zachwycałam, ale znowu należy nadmienić. Są prześliczne. Dinah Jefferies ma ogromny talent do odmalowywania otoczenia. Zawsze czuję, że jestem tuż obok postaci, obserwuję świat ich oczami, każdy detal. • Sama interesuję się fotografią, więc jakoś miałam wrażenie, że Eliza wzbudzi we mnie niemałą sympatię. Miałam rację, naprawdę dobrze skonstruowany charakter. Ma swoje wady, co czyni ją bardziej ludzką. Bywa strasznie naiwna, czasami człowiek ma ochotę nią potrząsnąć, lecz ciągle współczuje i kibicuje, aby pokonała problemy. A napotkała ich sporo. Jej relacja z Jayem od początku jest skazana na wszelkie możliwe niedogodności. To ciekawy mężczyzna, duet idealnie ze sobą współgra, co zalicza się do zadań wyjątkowo trudnych, patrząc na te wszystkie kłopoty. • Autorka znowu musiała poświęcić mnóstwo czasu na zebranie odpowiednich materiałów, co doceniam i podziwiam. Świetnie odmalowała historyczne tło, które wcale nie jest tak odległe. Eliza, jako wdowa, staje się w Indiach uczestniczką jednej z największych zbrodni. Powinna zostać spalona na stosie, dosłownie. Nie umiała zadbać o męża, więc nie ma prawa do życia. Brzmi okrutnie, ale doskonale wiemy, iż zabobony ciągle rządzą światem, w wielu miejscach rytualne mordy są na porządku dziennym. Mamy tutaj powieść bardzo romantyczną, jednocześnie przedstawiającą ważny kawałek prawdy. Uprzedzenia istnieją, w różnej formie i trzeba zadać sobie pytanie: czy my również ich czasem nie praktykujemy? • „Zanim nadejdzie monsun” to kolejna fantastyczna książka, która wyszła spod pióra Jefferies. Wbrew pozorom, nadal aktualna! Wyraźnie pokazuje, że niechęć tylko ze względu na inne pochodzenie może prowadzić do tragedii. Jestem pewna, iż miłośnicy twórczości autorki będą zachwyceni, a przy okazji pojawią się następni fani. Niecierpliwie czekam na następne publikacje sygnowane jej nazwiskiem. Zdecydowanie warto obserwować tę karierę!