Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
majuskula
Najnowsze recenzje
1
...
22 23 24
...
45
  • [awatar]
    majuskula
    Przeszłość nas nie definiuje, ale w pewien sposób kształtuje. Odkrywanie własnych korzeni może być okrutnie trudne i żmudne, ale warte tego poświęcenia — często przynosi rozwiązanie wielu problemów, poplątanych na przestrzeni lat… • Adriana Lisboa to brazylijska pisarka, która już od od dawna mnie ciekawiła, ale nigdy nie miałam sposobności, by konkretnie zgłębić się w jej twórczość. Na szczęście, nadeszła odpowiednia ku temu okazja, a do moich rąk trafiła jej powieść, nosząca intrygujący tytuł. Kolory jako element literatury są bliskie mojemu sercu, głównie ze względu na Vladimira Nabokova, znakomicie umiejącego je mieszać ze słowem. Taka drobna dygresja, jednak posiadającą swoją wartość, bowiem Vladimira i Adrianę łączy upodobanie do bardzo poetyckiego przekazywania myśli. „Kruczogranatowe” umie zauroczyć od pierwszych stron, dzięki dużemu potencjałowi technicznemu. Wiem, że nie każdy jest miłośnikiem tego typu stylistyki, lecz sama muszę przyznać, iż zostałam miło zaskoczona. Spodziewałam się czegoś gorszego w wykonaniu — autentycznie przyjemna niespodzianka, obym natrafiała na większą ich ilość. Dość cienka książka, kryjąca w sobie mnóstwo mądrości, o której wspomnę za chwilę. • Autorka w pewien sposób przeniosła własne doświadczenia. Od wielu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale ciągle czuje się Brazylijką. Tworzy w języku portugalskim, pielęgnuje pamięć, poprzez ukazywanie dziejów swego kraju. Podobnie jak jej bohaterka, Vanja, dostrzega różnice, które zgrabnie opisuje, równocześnie unikając wybierania tego, co jest jej zdaniem lepsze lub gorsze. Ostateczną ocenę pozostawia czytelnikowi, za co Adrianę szanuję. Pochodzi z szalenie interesującego miejsca, wypełnionego bogatą kulturą. „Czarnogranatowe” skupia się nie tylko na wątku czysto obyczajowym. Najmocniejszy punkt całości? Tło historyczne, bardzo frapujące. Przyznaję, wcześniej mało wiedziałam o Brazylii, co właśnie gorliwie nadrabiam. • Lisboa nie zajmuje się wyłącznie swymi powieściami. Jest także tłumaczką, lubi pisać wiersze, parała się również muzyką. Większość jej zainteresowań obraca się wokół szeroko pojętej sztuki, co jasno wyłania się ze specyficznego stylu, subtelnego w przekazie, choć poruszającego mocne tematy. Szczególnie widać to na przykładzie jednego z bohaterów. Fernando był członkiem komunistycznej partyzantki, wierząc, że walczy o wolność swoją i swoich rodaków. Autorka w pięknej formie nakreśliła tę skomplikowaną historię, wzruszając oraz skłaniając czytelnika do wielu refleksji, dotyczących różnych aspektów. • „Kruczogranatowe” charakteryzuje się wspaniałym przedstawieniem umysłu nastoletniej dziewczynki, nieustannie szukającej swego miejsca na świecie. Niczym drzewo bez korzeni, konsekwentnie próbuje utrzymać się w pionie. Z jej ust pada sporo mądrych słów. Obserwujemy dorastanie, ale najistotniejsze jest dojrzewanie. To dość sarkastyczna postać, chwilami zabawna, lecz ciągle wzbudzająca sympatię. Relacja Vanji z Fernandem potrafi podbijać serca. „Tylko” ojczym okazał się człowiekiem o dużej empatii, chociaż sprawiał wrażenie gburowatego, zamkniętego w sobie. Należy zrozumieć, iż nacechowała go tragiczna przeszłość. Mamy do czynienia z niezwykle spójną fabułą, bohaterami o głębokich osobowościach, godnych zapamiętania na długo. • Wzruszająca opowieść, nie żałuję ani momentu spędzonego na lekturze. Publikacja warta uwagi, przede wszystkim ze względu na różnorodność podejmowanych w niej tematów — można odkryć wielorakie oblicza i Brazylii, i Stanów Zjednoczonych. Myślę, że jeszcze wrócę do tej książki, aby pozaznaczać interesujące fragmenty. To istna kopalnia cytatów, uniwersalnych, fundamentalnych w swojej prostocie. Historia o trójce „wygnańców”, którzy są w stanie stworzyć rodzinę. Bowiem więzy krwi nie należą do najważniejszych kwestii, gdy zaczyna nam na kimś zależeć.
  • [awatar]
    majuskula
    Boże Narodzenie miewa różne oblicza! Czasami widziane w krzywym zwierciadle, potrafi na moment odstąpić od patosu i wywołać szczery śmiech. W jaki sposób? Za pomocą opowiadań, oczywiście! Przezabawnych, ale z morałem… • Zmarły przed trzema laty Terry Pratchett nadal jest bardzo poczytnym pisarzem. Jego książki zachwycają kolejne pokolenia, a char­akte­ryst­yczn­y styl się zupełnie nie starzeje. Przyznaję, może nigdy nie byłam specjalną miłośniczką tego autora, jednak potrafię docenić talent, zaangażowanie w pracę, istniejące przez ten cały czas. Święta zbliżają się ogromnymi krokami, a ja uwielbiam wprowadzać się w odpowiedni nastrój za pomocą zimowej literatury. W tym roku mój wybór padł na pośmiertną publikację, właśnie Pratchetta. To wielka niespodzianka dla fanów, bożo­naro­dzen­iowy­ prezent. Sama z ciekawością zasiadłam do lektury, rozgrzewając się herbatą, podgryzając ciastka — i stwierdzam, że ciężko wyobrazić sobie przyjemniejszą chwilę. Niepozorna książeczka, wypełniona po brzegi dowcipem, zarażającą dobrym humorem. Brak śniegu już tak nie przeszkadza, gdyż przynajmniej mogłam o nim poczytać, a opisy są naprawdę sugestywne! Dlatego warto ratować się gorącym napojem. • Samo wydanie jest po prostu piękne, zaprojektowane z dbałością o szczegóły. Okładka cieszy oko, do tego stopnia, iż wygląda na ciekawą ozdobę półki, właśnie w tym świątecznym okresie. W środku znajdziemy sporo ilustracji, zabawnych, troszkę kojarzących mi się ze starymi komiksami. Pojawiają się chyba na każdej stronie, świetnie komponując z tekstem. Duża czcionka nadaje całości taki rys przypominający czytane w dzieciństwie bajki. Odpowiednie porównanie, ponieważ „Sztuczna broda Świętego Mikołaja” w swojej narracji raczej miała brzmieć niczym opowiadana przy kominku baśń. Jeśli o ten efekt chodziło autorowi, to zabieg się udał, posiłkowany dokładnie szatą graficzną. • W książce zamieszczono dziesięć historyjek, które pochłania się niesamowicie szybko. Wystarczy jeden wieczór, ale wydaje mi się, że wielu będzie wracało do poszczególnych fragmentów. Momentami absurdalny humor potrafi doprowadzić do łez, widać brytyjski dowcip, choć wiem, iż nie każdy go lubi. Niemniej jednak po ten zbiorek chyba sięgną głównie osoby już zapoznane z Pratchettem, więc wszyscy powinni być zadowoleni. Pieczenie ogromnego placka, komputer piszący list do Świętego Mikołaja, babcia opiekująca się wielkim śniegoludkiem — to tylko kilka sytuacji, które nam się przedstawia. • Nie umiem się do czegokolwiek przyczepić. Rozdziały są króciutkie, lecz nie pozostawiają w poczuciu niedosytu. Każde z opowiadań jest bardzo oryginalne, po prostu wyjątkowe, wyróżniające się. Za wspólny mianownik można uznać przede wszystkim styl, aczkolwiek fabularnie sprawiają, iż trudno się w jakimkolwiek stopniu znudzić. Proste, a równocześnie niosą różnorakie przesłania. Pozbawiono je tradycyjnej pompatyczności, zastępując nią szaloną spontaniczność. Terry Pratchett łączył ze sobą, tylko powierzchownie, obce wątki, tworząc z nich coś zupełnie nowego. Normalnie nikt nie pomyślałby o Świętym Mikołaju, który próbuje pracować w ogrodzie zoologicznym! Nie wspominając (a jednak, wspominam) o kurku żyjącym na dachu, mającym wpływ na pogodę! • Oto publikacja zwyczajnie niezbędna do poczytania w czasie Bożego Narodzenia. Nie musimy tego robić samotnie, książeczka świetnie trafi do młodych miłośników literatury, którzy powinni chętnie potowarzyszyć nam w podróży wokół świata wymyślonego przez Terry’ego Pratchetta. Autora już nie ma, ale zostawił po sobie całą masę wspaniałych historii, regularnie powracających w różnych formach. Warto korzystać z przywileju, bo ciężko trafić na podobne poczucie humoru. „Sztuczna broda Świętego Mikołaja” może okazać się też cudownym prezentem!
  • [awatar]
    majuskula
    Taka już nasza ludzka natura, że interesuje nas wszystko, co jest niezbadane, podejrzane, tajemnicze. Do praktycznie każdego wydarzenia można przypisać teorię będącą zaprzeczeniem logiki. Jednak okazuje się, iż nie zawsze tego typu zabiegi są irracjonalne… • Byłam jeszcze dzieckiem, gdy w moim domu pojawiła się gazeta nosząca intrygujący tytuł „Faktor X”. Lubiłam ją przeglądać, a potem czytać, skupiając uwagę na niesamowitych historiach. Naturę tego dwutygodnika chyba najlepiej określa jego podtytuł — „Twoje archiwum niewyjaśnionych zjawisk i zdarzeń”. Każdy numer poświęcano różnorakim zagadnieniom, ale zawsze krążącym właśnie wokół zjawisk paranormalnych i teorii spiskowych. Tak zaczęła się moja przygoda z tematyką. Wiem, wiele osób puka się w czoło, co bywa normalną reakcją. Jednak przyznaję bez bicia, uwielbiam zgłębiać opowieści mające w sobie nutkę zaskoczenia. Posiadające dużo warstw, tylko czekających na odkrycie. Dlatego zdecydowałam się sięgnąć po publikację autorstwa Nicka Redferna. Natychmiast przypomniała mi o nieodżałowanym „Faktorze X”, więc postanowiłam odświeżyć wspomnienia, a przy okazji poszerzyć wiedzę. W każdym razie, na to ostatnie miałam nadzieję, co połowicznie mi się udało. • Kilka słów w kwestii oprawy graficznej. Do samej okładki nie mam specjalnych zastrzeżeń, choć lepiej prezentowałaby się, gdyby była twarda. W środku znajdziemy mnóstwo zdjęć okraszających tekst, wszystkie są w bardzo dobrej jakości. Zwracam na to uwagę, ponieważ zauważyłam dziwny „trend”, że w niektórych książkach nie dopilnowano procesu tworzenia. Wtedy możemy natknąć się na „spikselowane” obrazki, psujący cały efekt. Świetnie, iż w publikacji Redferna tego uniknięto. Natomiast przydałaby się trochę większa czcionka, dla starszych czytelników, aby nie męczyć wzroku długą lekturą. Jednocześnie rozumiem, wówczas egzemplarz stałby się naprawdę gruby, nawet nieporęczny. Już teraz swoje waży! • Pozycja składa się z trzech dużych rozdziałów: „Starożytne wizyty obcych”, „Teorie spiskowe” i „Nowy ład światowy”. Podrozdziałów wypisać nie będę, gdyż jest ich całe mnóstwo. Aż się zdziwiłam z ilości. Autor porusza wiele wątków, głównie tych popularnych, lecz zdarzyło się też kilka niespodzianek, zwłaszcza w temacie UFO, których zazwyczaj średnio mnie zajmował. Jednak Redfern potrafi zaciekawić swoim stylem, dość prostym, zrozumiałym, aczkolwiek wypełnionym po brzegi pasją. W końcu stworzył już około trzydziestu książek, a trzeba przyznać, taka liczba robi wrażenie. • Wracając na moment do wspomnianego wyżej „Faktora X”. Dowiedziałam się, że Nick Redfern pisywał do tego magazynu, co wyjaśniło mi zastanawiające podobieństwo. Tym samym straciłam odrobinę obiektywizmu. Nad lekturą spędziłam parę interesujących dni, wciągnęła mnie, pomogła odświeżyć informacje. A trochę ją zaniedbałam z biegiem lat, toteż przyjemnie było odkurzyć dawne hobby. Natknęłam się na opinie, jakoby autor narzucał swe zdanie, ślepo wierząc w mało racjonalne rzeczy, tuszując dowody na własną głupotę. Dosłownie. Ja odnoszę inne wrażenie. To po prostu ogromna część jego życia, choć nie zawsze się z nim zgadzam, owszem, ale ani razu nie odczułam wpychania mi na siłę jakichś poglądów. • „Tajemna historia świata” jest pozycją idealną przede wszystkim dla osób, które lubią tego typu klimaty. Nie ryzykowałabym nawracania sceptyków, bo uważam, że mamy prawo do swoich opinii. Jeśli wśród Waszych bliskich są ludzie dzielący z Wami pasję, to wówczas spokojnie możecie im polecić tę publikację, a następnie wymienić spostrzeżeniami. Ja egzemplarz właśnie pożyczyłam tacie, czyta ciągle rzucając w moją stronę komentarze na temat danego wątku, więc ma teoria o dyskusji się sprawdza — teoria wcale nie spiskowa!
  • [awatar]
    majuskula
    Pozornie banalne szczegóły mogą stworzyć wspomnienia, które zostaną z nami na długie lata. Dziecko w parku, specyficzna powierzchowność nieznajomego człowieka , kolor morza w pewien letni dzień — oto detale, „sfotografowane” oczami i przyozdobione w odpowiednie słowa… • Koniecznie muszę się przyznać, że Claudio Magris, aż do tej pory, był mi postacią kompletnie obcą. Co gorsza, zauważyłam, iż w sumie nie należy w Polsce do najp­opul­arni­ejsz­ych autorów, co po skończonej lekturze „Migawek” zaczęło mnie poważnie zastanawiać. Dlaczego w ogóle zdecydowałam się zapoznać z twórczością pisarza? Primo, opis książki, gdyż od dawna jestem miłośniczką krótkich form. Zazwyczaj zawierają w sobie więcej niż opasłe tomiska. Secundo, po raz kolejny na jaw wyszło moje ocenianie za pomocą okładki, proszę mi wybaczyć słabość. Ot, zwyczajnie piękna: minimalistyczna, w jakiś sposób dająca do myślenia. Cóż, zawsze pocieszam się, że egzemplarz przynajmniej będzie dobrze prezentować się na półce, jeśli treść okazałaby się zbyt kiepska. Na szczęście, „Migawki” to zbiór bardzo oryginalny, czytanie było prawdziwą przyjemnością. W trakcie czynności nadchodziło sporo refleksji, a wspomnę o nich za chwilę. • Próbuję sklasyfikować tę publikację, przypisać ją do konkretnego gatunku, ale bezskutecznie. Ciężko prowadzić dysputy o wartkiej akcji, bo ona po prostu nie istnieje. Czy uznaję to za wadę? Nie, ponieważ bywają sytuacje, gdy człowieka nachodzi ochota na książki wprawiające w zadumę, uspokajające emocje. Chwila odskoczni od codzienności, choć w jakimś stopniu też w niej zatrzymująca. Pisarz pokazuje własne spojrzenie na różnorakie kwestie, począwszy od problemów społecznych, na analizowaniu czyichś zachowań skończywszy. Oczywiście, nie zawsze zgadzam się z opiniami Magrisa, aczkolwiek trudno mu odmówić zdolności obserwacji. Posiada pewien ważny talent — zwracania uwagi na detale. • Rozdziały są bardzo krótkie, czyta się je jednym tchem, chociaż zdarzało mi się, iż do nich momentalnie wracałam, odkrywając nowe znaczenia poszczególnych zdań. To pozycja wielowarstwowa, wymagająca odrobiny skupienia. Aby nie przeoczyć istotnych rzeczy, móc wynieść z lektury jak najwięcej informacji. A tych ostatnich nie brakuje. Chciałabym sięgnąć po inne publikacje Magrisa, porównać je z „Migawkami”, gdyż ciekawi mnie pewna sprawa — czy cechą char­akte­ryst­yczn­ą autora jest specyficzna atmosfera, którą umie przywołać? Pełna rozsądku, inteligentnych wypowiedzi. Z drugiej strony, dość oniryczna. Same prze­ciws­tawn­ości­. • Całość napisano pięknym językiem, poetyckim, ale równocześnie uniknięto popadania w banały. Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że spaceruję razem z autorem, razem z nim dyskutuję. Dlaczego ten niepozorny zbiór krótkich opowieści aż tak mi się spodobał? Pierwsze skojarzenie — kartki z tworzonego pospiesznie pamiętnika, niczym robienie zdjęć bez użycia aparatu, wyłącznie słowami. Claudio Magris dotknął wielu tematów, których samymi jesteśmy świadkami lub nawet uczestnikami, często nie zdając sobie z tego sprawy. To obraz ludzkich odruchów, mających wyraźny wpływ na funkcjonowanie świata. Pisarz nie boi się ironii, dowcipkowania, lecz zawsze w wyważony sposób, co chyba najbardziej mi odpowiada. • „Migawki” skutecznie zachęciły mnie do dalszych poszukiwań i trochę żałuję, że dopiero teraz zetknęłam się z prozą Magrisa. Cóż, lepiej późno niż wcale. Komu polecam lekturę? Z pewnością osobom pragnącym wyciszenia, kiedy nadarzy się wolny wieczór. Wystarczy tylko jeden, na początek, a uważam, iż będziecie do tej publikacji wracać. Jest wypełniona ważnymi fragmentami, warto je pozaznaczać, co też również niezwłocznie uczyniłam. Świetna propozycja na przedwiośnie, gdy już zaczynamy wypatrywać lata. Życie to oczekiwanie.
  • [awatar]
    majuskula
    Dom, czyli miejsce, które trudno zamknąć w konkretnych ramach, tak dużo ma znaczeń. Zdarza się, że warto wrócić do dalekiej przeszłości, próbując zbudować pewną przyszłość. Jak wiele odwagi należy w sobie mieć, gdy trzeba stawić czoła rodzinnym tajemnicom? • Wiosenne powietrze niesie całkiem dobry humor, więc człowiek ma ochotę go podtrzymać za wszelką cenę. To wpływa również na dobór lektur — dlatego zdecydowałam się sięgnąć po powieść dość lekką, niewymagającą ogromnej uwagi, ale też która niewzbudzającą politowania. „Olszany”, po samym opisie, wydały mi się być książką na tyle ciekawą, aby móc ją przeczytać bez większych wyrzutów sumienia. Miałam rację, przyjemna historia, fabularnie niezbyt oryginalna, aczkolwiek napisana w takiej formie, że trudno ziewać w trakcie. Przyznaję, od dawna przepadam za pozycjami skupionymi na odkrywaniu sekretów sprzed lat, gładko łączących się z tera­źnie­jszo­ścią­. A tego typu powieści jest cała masa, prawda? Ciężko wówczas nie powielać pewnych schematów. Sztuka polega na poprowadzeniu akcji w sposób frapujący, by nie nudzić. Autorka wyszła z tej próby obronną ręką, dzięki kilku zabiegom, o których wspomnę za chwilę. • Po pierwsze, warto zwrócić uwagę już na samych bohaterów. Ciekawie wykreowanych, bardzo ludzkich. Julia Borowicz może kojarzyć się z żeńskimi postaciami znanymi z mnóstwa innych książek, owszem. Pracuje jako architekt, nie narzeka na brak zajęć, ale serce zostało doszczętnie złamane przez ukochanego mężczyznę, a przecież mieli się pobrać. Jednak jej widoczna z biegiem akcji przemiana sprawia, że Julię da się polubić, trochę współczuć wszystkich perypetii. Natomiast najbardziej przypadł mi do gustu ksiądz Artur, człowiek przesympatyczny, uroczy, kapłan z powołania. Trudno byłoby określić teraz każdego bohatera, bo jest ich sporo, lecz nie umiem znaleźć żadnego, który by mnie rozczarował. • Po drugie, opisy przyrody. Naturalne, bez popadania w patetyczne tony. Sprawiające, iż odnosi się wrażenie spacerowania po urokliwych zakątkach, malowniczym miasteczku. Pomorze jest przepiękne, więc cieszę się, że zostało przedstawione w autentyczny sposób. Niektórym wyda się zbyt baśniowy, ale zaręczam — warto odwiedzać takie miejsca. Na szczęście, sprzyja też temu literatura, czego „Olszany” są najlepszym dowodem. To dla mnie ogromny plus, możliwość oderwania od rzeczywistości bez wychodzenia z domu. Dlatego wysoko oceniam styl Agnieszki Litorowicz-Siegert, sugestywny oraz przyjemny w odbiorze. • „Olszany” zawierają w sobie całe mnóstwo zagadek i sekretów, tylko czekających na rozwiązanie. Bywają trochę przewidywalne, co jednak nie psuje radości z czytania. Osobiście lubię klimat aż kipiący od tajemniczości, a nie ma nic ciekawszego od rodzinnych historii. Głównie dlatego ciężko odrzucić swój egzemplarz, bo człowiek jak najszybciej chce się dowiedzieć, czy jego przypuszczenia dotyczące dalszego rozwoju akcji na pewno okażą się słuszne. W każdym razie, ja lekturę skończyłam stosunkowo szybko, potem dumając, że byłoby miło naprawdę spotkać tak zgraną społeczność, dbającą o wzajemne relacje, pomagającą sobie w tarapatach. Cóż, na ten moment pozostaje sympatia do bohaterów literackich — dobre i to! • Powieść Agnieszki Litorowicz-Siegert zdecydowanie spodoba się osobom przepadającymi za książkami obyczajowymi, ewentualnie chcącym po prostu odpocząć przy lekkiej fabule. Kilka interesujących wątków, cała gama postaci — oto przepis na niezłą pozycję, którą też spokojnie można podarować mamie albo babci, co również zamierzam uczynić. Wiem, za często wspominam o pogodzie, jednak myślę, że już wkrótce przeniesiemy się z egzemplarzami do ogrodu lub parku. A proszę wierzyć, „Olszany” skutecznie zachęcą do docenienia zieleni, budzącej się do życia przyrody.
Planowane i pożądane pozycje
Brak pozycji
CheshireCat
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo