Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
majuskula
Najnowsze recenzje
1
...
12 13 14
...
45
  • [awatar]
    majuskula
    Z najświeższych obliczeń wynika, że po raz piąty sięgam po książkę autorstwa Nory Roberts, a cała masa jeszcze przede mną. Ale tym razem już opuszczamy świat książąt, księżniczek i ich miłostek. Nie ukrywam, polubiłam poprzednie fabuły, bohaterów, skomplikowane relacje rodzinne oraz wszelkie perypetie. Jednak nadszedł czas na zmiany — poznajemy niejaką Catherine. Lato odchodzi, lecz mamy do czynienia z dość wakacyjną lekturą, przyjemnie rozgrzewającą w ostatnio chłodne dni. Tak, twórczość Roberts jest, moim zdaniem, dobrą odskocznią od rzeczywistości, problemów, pomaga się odprężyć, gdy najbardziej potrzebujemy. odrobiny spokoju. Oczywiście, w tego typu literaturze trafiamy na pewne absurdy, banały albo niedorzeczności, aczkolwiek zazwyczaj przyjmujemy je z przymrużeniem oka. Nie bawią w złośliwy sposób, raczej „uroczy”, trochę bajkowy. A teraz skupmy uwagę na tytułowej bohaterce, jej ukochanym. Mała doza skromnych przemyśleń… • Schemat wygląda klasycznie: mamy damsko-męski duet, który na początku pała do siebie niechęcią. A im bardziej robią sobie na złość, tym mocniej się zakochują. Wiem, brzmi podobnie do wielu innych powieści. Lecz C.C. (to przezwisko Catherine) jest wyjątkowo sympatyczna, polubiłam ją, dzięki czemu zaciekawiły mnie jej dalsze losy. Trzymałam kciuki za szczęśliwe zakończenie i pomyślałam, iż fajnie byłoby rzeczywiście poznać taką osobę! Dowcipną, bystrą, wrażliwą, ale też silną. Trochę laurka, jeśli mam wymienić jakąkolwiek wadę, to chyba ogromny temperament! • Całość napisano prostym językiem, bez silenia na żenujące wyznania miłości. Dialogi wypadają naturalnie. Na uwagę zasługują opisy otoczenia, niezbyt rozwlekłe, aczkolwiek bardzo obrazowe, przenoszące czytelnika w sam środek historii. Tak, jakbyśmy obserwowali poczynania postaci będąc bliską im osobą, stojącą z boku, pozbawioną możliwości ingerencji, lecz żywo zainteresowaną wszystkim, co się dzieje. Dlatego książkę przeczytałam tę szybko, zajęła mi dwa wieczory, a wielu pewnie skończy ją w zaledwie kilka godzin. A jej miła atmosfera na trochę pozostanie w pamięci. • Sposób, w jaki powieść nakreśla dwie różne epoki potrafi zaciekawić. Tragiczna historia miłosna Christiana i Bianki, połączoną z tajemnicą zaginionego naszyjnika, to interesujący dodatek do głównej osi akcji, a ja zawsze przepadałam za retrospekcjami, zespojeniem przeszłości z tera­źnie­jszo­ścią­. Wpleciono nawet… duchy, co może niektórym nie przypadnie do gustu, jednak zapewniam — owe fragmenty trudno określić „żenującymi”. Natomiast relacja C.C. i Trenta jest po prostu słodka! Gdy opada między nimi wojenny kurz, zaczynają traktować siebie nawzajem troszkę staroświecko, a równocześnie niewinnie, romantycznie. Owszem, uczucie wybucha szybko, co łatwo zrozumieć, spoglądając na liczbę zadrukowanych kartek. Nie stracono ani chwili. • Podsumowując, wydaje mi się, że „Catherine” rozpoczyna całkiem fajny cykl! Z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy i już zacznę ich wypatrywać. A mam wrażenie, iż pojawią się stosunkowo często, patrząc na odstępy czasu między poprzednimi książkami. Jeśli lubicie literaturę lekką, sprawiającą sporo radości przy czytaniu, to zdecydowanie musicie zapoznać się z twórczością Nory Roberts. Wypada naprawdę dobrze w porównaniu z mnóstwem wspó­łcze­śnie­jszy­ch autorek, nie traci na aktualności, więc rozumiem jej fenomen, na który pracowała przez lata.
  • [awatar]
    majuskula
    Miesiąc temu obchodziliśmy kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego. Mijają lata, ale ta konkretna data nadal wzbudza w ludziach ogromne emocje. Świadkowie ciągle żyją, choć wielu, niestety, odeszło. Pokolenie, powolutku przemijające. Dlatego tak ważne jest utrzymanie pamięci. A literatura to znakomity nośnik, więc z niemałą przyjemnością sięgnęłam po najnowszą książkę Agnieszki Cubały. „Spotykamy się” już po raz drugi, poprzednie wydawnictwo naprawdę mi się spodobało, o czym pisałam w recenzji. Jeśli kogoś interesuje, proszę poszperać. Wówczas autorka skupiła się na temacie szeroko pojętej miłości, a tym razem oddaje głos kobietom. Różnym, których wspólną historią jest właśnie Powstanie… Bardzo ciekawe, ponieważ uważam, iż potrzebujemy publikacji poświęconych stricte płci żeńskiej, ich spojrzeniu na wojnę. Były jej istotną częścią, odważnymi żołnierkami, bohaterkami, czasami tracącymi po prostu wszystko. Dosłownie, wszystko. Słuchajmy tych słów… • Cubała skupiła uwagę nie tylko na znanych postaciach: Danucie Szaflarskiej lub Annie Świrszczyńskiej. Ich historie znałam wcześniej, chociaż nie aż w takich detalach. Jednak najmocniej frapowały mnie wątki dedykowane zwyczajnym kobietom, które pewnego dnia musiały porzucić marzenia, stanąć ramię w ramię przeciwko wrogom. Głodne, zmarznięte, często pozbawione zaspokojenia podstawowych potrzeb człowieka. Martwiące o przyszłość swoją i swoich dzieci. Z perspektywy lat te obrazy nadal budzą trwogę, a w moim przypadku, również spore zdziwienie. Skąd one brały siłę!? Bezimienne dziewczyny, ponad życie ceniące godność. Bo wyłącznie ją miały na własność, gdy miasto powstawało oraz upadało. • Na uwagę zasługuje ładne wydanie, wypełnione zdjęciami, nadającymi tekstowi jeszcze większą dawkę realizmu, choć same opisy są dostatecznie sugestywne, mocne, szokujące. Z kart książki spoglądają na nas prawdziwi ludzie. I mocno działa na psychikę uświadomienie, przez jakie horrendalne piekło przeszli. A raczej, przeszły. Wiele z nich umiało wyobrazić sobie śmierć, w końcu towarzyszyła im niczym dobra kompanka. Ale gwałt wzbudzał grozę. Myślę teraz o kobietach, dekadami niepotrafiącym mówić o swoim bólu, a nosiły go na barkach, samotnie. • Wracając do znanych uczestniczek Powstania, w jednym z wywiadów Agnieszka Cubała stwierdziła, że wyjątkowo nią wstrząsnęła biografia aktorki, Małgorzaty Lorentowicz. Gdy byłam dzieckiem, to lubiłam ją oglądać w popularnym serialu „W labiryncie”. Ta starsza pani imponowała mi emanującą od niej siłą, której wówczas nie umiałam sobie wytłumaczyć. Teraz już wiem, właśnie dzięki recenzowanej aktualnie pozycji, z czym musiała się Małgorzata zmierzyć. Gehenna nie minęła po wojnie. Lorentowicz dołączyła do Polskiego Czerwonego Krzyża, działu grobownictwa, gdzie pomagała w identyfikacji zwłok koleżanek, kontaktował z ich rodzinami. Dopiero praca w teatrze, później na planach filmowych, dawała jej namiastkę ukojenia… • „Kobiety ’44” to bardzo przejmująca, ale piękna lektura. Autorka podeszła do opisywanego przez siebie tematu z ogromnym szacunkiem, zain­tere­sowa­niem­, co przełożyło się na jakość książki. Rekomenduję każdej osobie, którą ciekawi zagadnienie Powstania Warszawskiego od różnych stron. Również czytelnikom poszukującym publikacji wciągającej oraz wzbudzającej emocje. Tak, jak już wspominałam wyżej, uroniłam kilka łez, dlatego polecam trzymanie chusteczek, bowiem jestem pewna, że Wy też poczujecie to, co ja. Czekam na kolejne pozycje sygnowane nazwiskiem Agnieszki Cubały.
  • [awatar]
    majuskula
    Oto kolejne spotkanie z twórczością Diany Palmer. I znowu zostałam wprowadzona w rozgardiasz! Autorka napisała tyle książek pod tyloma różnymi pseudonimami, że można skrobnąć na ten temat pracę doktorską. To w jakiś niezrozumiały sposób fascynujące. Owszem, jej powieści są zbudowane w ramach pewnych schematów, lecz, mimo wszystko, umiem docenić aż tak szeroką wyobraźnię. Wspominałam przy okazji poprzedniej recenzji, ale jeszcze przypomnę, że Palmer (właściwie: Susan Spaeth Kyle) podpisała się pod kilk­udzi­esię­ciom­a pozycjami. Trochę zwolniła tempo, jednak dalej publikuje, nieustannie poszerzając grono swoich miłośników. O nowe pokolenie. „Dżinsy i koronki” pierwotnie zostały wydane przez Dianę Blayne, w Polsce ciągle Palmer, czemu kibicuję, ponieważ oszczędza się czytelnikom zbędnego mętliku, gdy zechcą sięgać po większość ilość jej książek. Cóż, dodatkowo, to duży komfort dla pracowników księgarni. Wyobrażacie sobie wieczne bieganie między regałami!? • Parę naszych głównych bohaterów, Bess i Cade, dzieli pozornie wszystko. Ale, jak wiemy, przeciwieństwa się przyciągają, a ta młoda kobieta dosłownie traci głowę dla przystojnego Hollistera. Napotykają różne perypetie, które komplikują ich i tak trudną relację. Czyli, dosyć klasycznie. Łatwo przewidzieć zakończenie, aczkolwiek nie psuje to przyjemności z lektury. Mamy do czynienia z powieścią lekką, całkiem fajną, wręcz stworzoną do wypełniania nudnych wieczorów. Kojarzy mi się ze starymi serialami, naiwnymi, ale sprawiającymi, że w głupi sposób ciężko oderwać wzrok od ekranu. Naciągam komplement? Myślę, iż sporo osób przyzna mi rację. • Autorka odrobinę siliła się na przemycenie kilku prawd życiowych, z czego najważniejszą może być fakt, że nic nie trwa wiecznie, oprócz szczerego uczucia! Majątki ulatniają się niczym sen złoty, przyjaciele odwracają oczy, a emocje istnieją, będąc podporą w koszmarnych problemach. Brzmi banalnie, wiem, chociaż doceniam próby spuentowania historii czymś poważnym, pomimo lekkiego przegadania tematu. Naturalnie, rzeczywistość wygląda bardziej skomplikowanie, lecz wszyscy rozumiemy, jednym z zadań literatury jest umiejętność pocieszenia, pokazania złych momentów w lepszym świetle. Danie nadziei na pozytywną przyszłość? Również. • Perypetie naszego duetu obserwuje się z ciekawością, aczkolwiek przyznaję, zgrzytało mi podejście Cade’a do Bess. Tak, miał być ostrym macho, próbującym zniszczyć w sobie uczucia, ale cielęce oddanie kobiety chwilami działało mi na nerwy, podchodząc pod jakiś rodzaj syndromu sztokholmskiego. Słaba inspiracja, nie polecam brać z niej przykładu. A Bess to naprawdę miła dziewczyna, wcześniej tłamszona przez apodyktyczną matkę, a później ukochanego. Szczerze jej współczułam, poniekąd rozumiejąc przywiązanie do wybranka. Mimo tego, ich wspólna droga w oczach mej wyobraźni wyglądałaby zupełnie inaczej, bardziej feministycznie, jeśli mogę użyć podobnego określenia. Książka niewątpliwie wzbudza emocje, różnorakie, a z pewnością nie nudzi. • Osoby, które już znają twórczość Palmer i ją lubią będą zadowolone. Wiedzą, czego się spodziewać. Natomiast czytelnicy chcący dopiero rozpocząć przygodę z autorką powinny zacząć od poprzednich publikacji, inaczej mogą poczuć rozczarowanie. Podkreślę też jeszcze raz, że musimy pamiętać o tym, iż na „Dżinsy i koronki” warto patrzeć przez pryzmat innych czasów. Trzydzieści lat temu świat był negatywnie prostszy, przymrużmy oko momentami zadziwiające szczegóły. I poczekajmy na następne pozycje, zapewne wkrótce się ukażą!
  • [awatar]
    majuskula
    Piotr Kościelny awansuje na jednego z najbardziej interesujących współczesnych pisarzy polskich. To stwierdzenie opieram na całej masie pozytywnych recenzji dotyczących jego książek. W końcu nadszedł czas, abym ja sama mogła wyrobić sobie własne zdanie, przy okazji premiery nowej powieści, zatytułowanej prosto — „Zaginiona”. I tutaj przychodzi zaskoczenie, ponieważ opinie są teraz dość mieszane. Dlatego tym mocniej zaciekawiła mnie ta publikacja, lubię niej­edno­znac­znoś­ć. Już po skończonej lekturze muszę przyznać, że w sumie rozumiem pewien fenomen autora. Bo pisze naprawdę nieźle, co może wyczuć nawet taki laik w kwestii thrillerów, jak ja. Zawsze uważałam, iż najważniejszą zaletą tego typu książek jest umiejętność trzymania czytelników w napięciu. A właśnie to dostajemy. Fabuła była frapująca aż do zakończenia. Czego chcieć więcej? A, znajdzie się kilka kolejnych dobrych cech, o których wspomnę za moment… • Całość napisano dość surowym językiem, choć jednocześnie dbałym o szczegóły, tak ważne dla akcji. Autor ma dar do przenoszenia czytelnika w wykreowany świat. Odnosi się wrażenie, że rzeczywiście patrzymy na przedstawione otoczenie oczami bohaterów, idziemy tymi samymi ścieżkami. Duszna atmosfera, wzbudzająca poczucie niepokoju, nieb­ezpi­ecze­ństw­a czyhające na każdym kroku… Dlatego sądzę, iż tę książkę najlepiej czytać późną nocą, gdy nie musimy rano się zrywać z łóżka. Wówczas maksymalnie wyciągniemy z powieści to, co najistotniejsze. Sporo wątków wydaje się być początkowo fantazyjnymi, ale prędko rozumiemy, że tam wszystko jest możliwe. Zadbano o dużą dozę niespodzianek! • Właściwie, „Zaginiona” w pewien sposób smuci. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, lecz trzeba przyznać, iż Piotr Kościelny nie bawi się w słodziutkie momenty, gdzie bohaterów ochrania niewidzialny pancerz, ratujący ich z każdej opresji. Trochę łez, trochę złamanych życiorysów. Tak, jak wszystko wygląda naprawdę. W gruncie rzeczy, mamy do czynienia z powieścią całkiem realistyczną. Wszakże Kościelny od lat działa w branży dete­ktyw­isty­czne­j, zna to środowisko od podszewki, przy pisaniu zdecydowanie korzystał z własnych doświadczeń. Jak mógłby inaczej? • Tomasz Świderski, czyli bohater próbujący rozwikłać główną zagadkę, to postać po brzegi wypełniona osobistymi problemami. Walczy z alkoholizmem, a sprawa zaginionej Agnieszki jest dla niego swoistym bodźcem do ostatecznego pokonania nałogu. Wiem, że wielu narzekało na zbyt banalny wątek, jednak moim zdaniem, „Świder” został fajnie rozpisany. Nieco lepiej od naszego „ukochanego” psychopaty, chwilami mało roztropnego. Zabrakło mi szerszej perspektywy na aspekty psychologiczne, które zawsze mnie frapują. Nie tylko mnie, zresztą. Aczkolwiek interesująco wypadł Krzysztof, ofiara systemu, będący jasnym dowodem na fakt, jak łatwo można zniszczyć komuś życie. Znamy podobne przypadki z mediów, choć ciągle wydają się nierealne. Nic bardziej mylnego… • Krótkim słowem podsumowania, „Zaginiona” Piotra Kościelnego to idealna propozycja dla wszystkich fanów thrillerów, nawet tych osób, które są już doskonale zaznajomione z gatunkiem. Cieszy mnie, że polscy autorzy zaczynają dorównywać słynnym Skandynawom, gdy chodzi o „powieści z dreszczykiem”. Będę obserwować dalszy rozwój kariery pisarza, trzymam za niego kciuki i myślę, iż ma w zanadrzu jeszcze sporo pomysłów na kolejne fabuły. Klasyczne kryminały, ale posiadające w sobie głębię, odrobinę wzruszeń…
  • [awatar]
    majuskula
    Slavoj Žižek został niegdyś określony jako „światowej sławy enfant terrible antykapitalizmu”. I rzeczywiście, to wyrażenie nie odbiega od prawdy, gdy śledzimy karierę słoweńskiego filozofa, jego ogólny rozwój. A ja czytałam dużo o Slavoju, równocześnie przypadkowo unikając samej twórczości. Teraz (w końcu) nadarzyła się okazja do sięgnięcia po najnowszą publikację. Bardzo aktualną, bo dotyczącą tematu, który od kilku miesięcy spędza wielu sen z powiek — koronawirus. Ciągle pojawiają się nowe informacje, często sprzeczne, autorzy rozpoczęli pewien wyścig. Rynek wydawniczy konsekwentnie zostaje zalewany kolejnymi książkami, gdzie COVID-19 gra główną rolę. Fakt, sporo tych pozycji napisano na przysłowiowym kolanie, bez większej wartości merytorycznej. A jak to jest w przypadku Žižka? „Pandemię!” przeczytałam w parę godzin, a z recenzją miałam/mam kłopot. Ponieważ już doskonale rozumiem, że obserwacje autora są całkiem istotne. • Istotne, lecz wiem też, iż sam filozof należy do postaci, które są albo kochane, albo znienawidzone. Dlatego lektura trafi do konkretnego grona osób, fanów jego humoru, anegdot, a tych ostatnich nie brakuje. Pisząc o koronawirusie Žižek skupia się na stanie rzeczy i jego relacji z głównymi trendami filozoficznymi, nie zapominając o rekomendacjach filmowych oraz literackich, pomagających pojąć kontekst kulturowy przedstawianych przez niego opinii. Bardzo zainteresowało mnie metaforyczne porównanie choroby do wojny. Obie niezrozumiałe, ale często wynikające z siebie nawzajem, choć chwilami w mglistym sensie. Czy COVID-19 może być pożywką dla rasistów? Według autora, tak. • Czytając różne recenzje wydaje mi się, że to Slavoj Ž. w swojej najmniej prowokacyjnej i najmniej sensacyjnej formie. Sprawnie punktuje poszczególne problemy naszego aktualnego systemu świata, gdzie choroby i powstające z nich konsekwencje ciągle trafiają w biednych. Równocześnie, jest dość optymistyczny w swoich założeniach, uważając, że teraz, gdy cywilizacja zatrzymała się w nieoczekiwany sposób, ludziom może być łatwiej wyobrazić sobie, iż da się dokonać ogromnych zmian w naszych życiach. Jeszcze nie wiem, czy się z nim zgadzam. Chociaż, naturalnie, chciałabym. • Całość sprawia wrażenie szybkiego przepływu myśli, co jednak nie ujmuje logiczności wypowiedzi. Žižek wielokrotnie podkreśla, jak ważne jest zrozumienie faktu, że aktualnie wszyscy płyniemy tą samą łódką. Czy wprost do wodospadu? Jego zdaniem, radykalne zmiany już są w toku, lecz tylko od ludzi zależy, czy znają w sobie siłę, aby zawalczyć o dobrą przyszłość dla siebie oraz swoich dzieci. A tak właściwie, o jakąkolwiek przyszłość, inaczej czeka nas zagłada klimatyczna. Niewyobrażalne, ale pamiętajmy, iż jeszcze parę miesięcy temu wirusy kojarzyły nam się głównie z komputerami. Ograniczony konsumpcjonizm to pierwszy krok. Teraz wiemy, że życie z „okrojonymi” potrzebami jest realne. • Daleko mi do znawcy ekonomii i polityki, więc nie będę robić z siebie eksperta, dokładnie pojmującego wszystko, co przytoczono w tej książce. Aczkolwiek nawet ja umiem zauważyć kilka celnych „strzałów” w teoriach pisarza. „Pandemia!” z pewnością zachwyci grono jego stałych miłośników, choć sądzę, że warto sięgnąć po tę pozycję również wtedy, gdy nazwisko Žižka ledwo obiło nam się o uszy. Lektura na dwie godzinki, a może skłonić do własnych, naprawdę interesujących wniosków. I zachęcić do dyskusji.
Planowane i pożądane pozycje
Brak pozycji
CheshireCat
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo