Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Czytając Synowi książki zawsze jestem tuż przy nim. To nasze wspólne chwile. Czytanie nie jest wyłącznie sposobem na zabicie czasu czy poznanie świata; przede wszystkim to poznawanie własnego Dziecka jest dla mnie absolutnie kluczowe. Kątem oka podpatruję jego reakcje. Doświadczam niemal na sobie na sobie zmian w jego dziecięcym ciele: czuję napinanie wewnętrznych strun i symfonię emocji grających mu w duszy. Ten Mały Człowiek to najwspanialsze dzieło stworzenia - a ja mam zaszczyt móc go z uwagą i fascynacją odczytywać.
Czytam też samej sobie. Dla rozrywki, poznania lub ubogacenia duchowego. Potrafię docenić każdy typ książki, jeśli dzieło jest dobre, zapada w pamięć i zostawia we mnie choćby swoisty wodny znak. Sięgam też po te, które pozornie kaleczą czytelnika. To nieoceniona kuracja dla niegdyś zmartwiałej duszy. Parę wybitnych książek przewartościowało mój system wartości i sprawiło, że zmieniłam sposób postrzegania świata. Lektury otwierają mnie na świat. Dzięki nim jestem, kim jestem i gdzie jestem. Świat znów potrafi mnie zdumiewać.
Jednak wciąż to kiążka, która otwiera przede mną moje Dziecko i mnie samą, która scala nasze myśli i jednoczy we współodczuwaniu, pozostaje dla mnie czymś najcenniejszym, co mogę nam ofiarować w prostocie życia; wspólna lektura to najbardziej wartościowy prezent.
-
Nie umiem znaleźć odpowiednich słów wyrażających moje uznanie dla tej lektury. To nie zachwyt, nie fascynacja. Temu, co czuję, bliżej do szacunku, jaki może wzbudzić autorytet mentora. Ale książka?... • To pozornie prosta, rymowana i ilustrowana książeczka dla dzieci. Jest opowiastką o mieszkańcach dwóch krain: Tu i Tam. Obie nacje różnią się od siebie kolorem (niebiescy i żółci). Ich członkowie są do siebie uprzedzeni i wrogo nastawieni. Ostrzegają swoje dzieci przed mieszkańcami drugiej krainy, straszą nimi. Patrząc na ilustracje widzimy, że krainy są od siebie odgrodzone dość licho. To jednak w zupełności wystarczy, bo obydwie nacje trzymają się na dystans. Do czasu, gdy mały Julek i Ninka dają się ponieść swojej naturalnej dziecięcej ciekawości i niewinności... i zielenieją. • Tu zaczyna się ich dziecięcy dramat: doświadczają frustracji, agresji i lęku dorosłych, którzy przypadkowe spotkanie dzieci traktują jako coś absolutnie złego. Dorośli pełni obaw próbują chronić swoje pociechy przed wyimaginowanymi zagrożeniami. Równocześnie emocje w obu krainach sięgają zenitu: wybucha wojna. Wojna, podczas której musi dojść do bezpośredniego zranienia przedstawicieli obu nacji (małe ukłucie, jak igłą), by ze zdziwieniem odkryli oni, że... są tacy sami. Mają bowiem taką samą, czerwoną krew. • To punkt zwrotny całej historii. Piękny happy end, zdawałoby się. Mieszkańcy obu krain żyją w przyjaźni i zgodzie, na ilustracjach widać, że ich kolory zaczynają się mieszać, jest coraz więcej zieleni (ale nie zdominowała ona wszystkiego, mieszkańcy nie są odarci ze swojej odmienności, zieleń występuje raczej w małych akcentach). I mogłoby być cudownie, gdyby pewnego dnia do obu krain nie przypłynęli Inni. Czerwoni. Historia zatacza koło. • Opowieść jest tak przejmująca, że nie może mi wyjść z głowy. Dzięki użytej do jej skonstruowania wierszowanej narracji i kolorowych, dziecięcych obrazków, w odbiorze nie jest straszna. Sposób podania jest niezwykle wyważony i dostosowany do wrażliwości docelowego młodego odbiorcy. Młody Czytelnik został po lekturze bez strachu, ale też zrobiła na nim wrażenie. Doświadczenie i wiedza życiowa dorosłego człowieka powodują natomiast, że ja osobiście tonę w smutku. Czuję pokłady rozjuszającej mnie wewnętrznie bezsilności - bo właśnie takie jest życie. Dokładnie tak ten świat funkcjonuje. • Na styku odmiennych kultur od zawsze rodzą się konflikty. Ludzie ludziom nie raz zgotowali ten los. Czy kiedykolwiek uda się wyjść z tego błędnego koła?... Mam nadzieję, że tak. Dzięki takim książkom, jak ta, pokolenia następujące po nas mają szansę na odpowiednio wczesną refleksję. Mocno tego życzę najmłodszym.
-
Książka do uważnego, niespiesznego czytania wraz z dzieckiem. Narracja jest oszczędna. Sprzyja naturalnym pauzom pomiędzy poszczególnymi kwestiami, tworząc przestrzeń dla budzącej się ciekawości i refleksji. Dziecko co drugie zdanie dopytywało: "i co?", "a co to było?", dając tym wyraz żywemu zainteresowaniu treścią. • Młody Czytelnik z aprobatą przyjął przesłanie wyrażone wprost na końcu książki: najbardziej wartościowym odkryciem może okazać się przyjaźń. • Lektura może być szczególnie cenna dla rodzica poszukującego w literaturze dziecięcej wartościowych myśli a także pretekstu do zatrzymania się w pośpiechu towarzyszącemu codzienności.
-
Twórczość autora lubię. Nie wiem więc, czy to kwestia chwilowego przesytu poezją dziecięcą, czy tomik jest słabszy od dotychczas poznanych, ale dla nas okazał się niezbyt angażującą przyjemnostką na raz.
-
Nie byłam pewna, czy to książka odpowiednia dla Młodego Czytelnika. Nie wiedziałam o niej nic, poza tym, co widać na pierwszy rzut oka - a widać tajemniczą ilustrację i tytuł z okładki, brak recenzji czy ocen, nazwisko autora. Właśnie autorstwo Agnieszki Taborskiej skłoniło mnie do sięgnięcia po tę pozycję, dając nadzieję na naprawdę wartościową i mądrą treść. Ale jaką?... • Niezbyt śmiało wkraczałam w fantazyjny świat, będący jakby urzeczywistnieniem eterycznego marzenia sennego. Zerkałam przy tym co chwilę na reakcję Synka, gotowa przerwać, gdyby abstrakcja uciekająca przed sklasyfikowaniem i objęciem rozumem go przerosła. Moje obawy trwały jednak tylko moment, bo dziecko chłonęło tę kreację z autentyczną radością. • Mogę więc teraz śmiało napisać: to niezwykłe dzieło. Dzieło z granicy snu i jawy, rzeczywistości i świata wyobraźni, wyrażone fantastycznym tekstem i wybitnymi ilustracjami. Nie są one "piękne" w potocznym, powszechnie przyjętym rozumieniu tego słowa. Wymykają się współczesnym kanonom. Są nieoczywiste i fantazyjne. Surrealistyczne. Momentami kojarzyły mi się terż z najsłynniejszym dziełem malarza Edvarda Muncha, ale nie było w nich równocześnie nic wzbudzającego strach. Tę początkową nutę lekkiego niepokoju czułam prawdopodobnie ze względu na warstwy tabu, skojarzeń i odniesień naniesione na moje postrzeganie na przestrzeni życia. Spłynął więc na mnie spokój, gdy zobaczyłam reakcję Młodego Czytelnika. Pod tym względem jest niemal czystą kartą i w sposób naturalny dostrzega i docenia piękno nieoczywiste, nieprzystające do współczesnej popkultury. • Opowieść karmi wyobraźnię, wzbogaca ducha. Nie ma moralizatorskiego wydźwięku, mimo to dostrzegam w niej dydaktyczne walory. Tym cenniejsze, że nie potrzeba tu słów, rozmów. Wystarczy doświadczenie obcowania z niespotykaną w literaturze dziecięcej estetyką.
-
Atlas anatomii zwierząt dla najmłodszych. Realistyczne, "przezierne" ilustracje wybranych zwierząt i umiejscowionych w ich wnętrzach wybranych struktur anatomicznych opatrzone są słowem komentarza, w tym opisem niektórych struktur i porcją ciekawostek. Wizerunki zwierząt naprawdę zasługują na uznanie, choć są tak naprawdę dość ubogie (trzeba spieszyć z wyjaśnieniami, że oczywiście dane zwierzę też ma wątrobę/serce/jelita, tylko tu nie jest to pokazane). Dobór prezentowanych zwierzaków wydaje się przypadkowy; jest to swoisty skrótowy przegląd różnorodności fauny. Bardzo miłym zaskoczeniem jest pokazanie tych mniej oczywistych i zdecydowanie rzadziej omawianych zwierząt, jak skorpion czy homar. Tu nawet dorosły laik z zainteresowaniem odkryje nowe dla niego informacje.