Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Do czytania wybieram najczęściej literaturę sprzed XXI wieku, nie stronię od liryki i dramatu, czasami sięgam po reportaż, a najrzadziej decyduję się na literaturę popularnonaukową. Bardzo lubię czytać biografie, wspomnienia, listy i dzienniki.
Poniższe wyrywki z czytanych przeze mnie tekstów mocno ze mną współgrają, więc są przedłużeniem tych kilku słów o sobie :)😊
„Ciekawe jest widzieć, że niemal wszyscy ludzie wielkiej wartości zachowują się z prostotą i że niemal zawsze owa ich prostota jest brana za świadectwo tego, że są niewiele warci”.
Myśli, Giacomo Leopardi
„Intensywność marzeń, ważniejsza jest od ziszczeń”.
Wysoki Zamek, Stanisław Lem
-
Rozczarowała mnie ta biografia. • Zabrakło mi w niej pasji autora w tym, by z uczuciem oddać portret pisarza. I stąd zapewne to wrażenie nijakości. • Poza kilkoma ciekawymi fragmentami z życia Steinbecka otrzymujemy kiepskie streszczenia jego powieści, po których przechodzi ochota na sięgnięcie po oryginały. Przynajmniej mnie przeszła. Na szczęście te najbardziej znane utwory już czytałam. • Tym, którzy nie czytali jeszcze „Gron gniewu”, radzę, by ominęli ich streszczenie w biografii Soudera, ponieważ zdradza, jakże ważne dla wywołania końcowego wrażenia – zakończenie. • Podobało mi się kilka ciekawostek mówiących o pisarskiej drodze powieściopisarza i tych zwracających uwagę na różnorodność jego utworów, a także opis jego samotnego pobytu nad jeziorem Tahoe i dla odmiany, spędzonego w doborowym towarzystwie, niezwykle barwnego i malowniczego rejsu po Zatoce Kalifornijskiej. Urzekł mnie klimat tej wyprawy i przynajmniej dla niej warto było tę książkę przeczytać. • Ale gdzie ten gniew? Ta złość Steinbecka na świat? Te niezwykle silne emocje targające człowiekiem? • Wściekłość jest ostatnią z cech, którą po przeczytaniu tej biografii przypisałabym powieściopisarzowi. Przeciwnie, biografia pokazuje Steinbecka jako introwertyka, skupionego na sobie, na tym by spokojnie i wygodnie żyć, najlepiej z dala od szumu wielkiego świata, a w gronie znajomych i bliskich. • Interpretacja lektora nie była najgorsza, ale jego przesadne akcentowanie dwóch wyrazów: Tahoe i ale - działało mi na nerwy. • Myślę, że nie jest to zła biografia i warto przeczytać chociażby po to, by wyrobić sobie własne zdanie. • Moich oczekiwań jednak nie spełniła.
-
Bardzo wzruszająca, ilustrowana opowieść o pewnym domu, o przemijaniu i wspomnieniach. • Nie mogę uwierzyć, że zwykły komiks może wyzwolić tyle emocji. Chociaż według mnie to nie jest zwykły komiks. • Zgadzam się z tym, co przeczytałam na okładce: • "Dzieło doskonałe. Mimo pozornej prostoty i pewnej swojskości podejmuje temat upływu czasu w sposób godny największych dzieł literackich". • Trudno napisać mi coś więcej nad to. • Polecam.
-
Tak naprawdę, to nie potrafiłam się w tym tekście Mularczyka odnaleźć. Ani to nie był dla mnie reportaż, ani scenariusz, ani opowieść filmowa. Wszystkiego tam było po trochu. Fakty zlewały się ze zmyśleniem, z nadinterpretacją i manipulacją. • Podczas lektury stale towarzyszyły mi emocjonalne i interpretacyjne wzloty i upadki, z przewagą tych ostatnich, niestety. • Bardzo drażniło mnie manieryczne narzekanie producenta i reżysera na pomysły i wizje scenarzysty. Zawsze było nie tak, a gdy było już tak, to i tak było nie tak. • Główna bohaterka i jej historia też nie do końca mnie przekonały. Irytowała mnie powierzchowność, schematyczność, brak psychologicznego pogłębienia postaci. • Możliwe, że ten utwór, właśnie przede wszystkim miał pokazać mechanizmy fałszowania rzeczywistości. Takie przeinaczenie zwykłej prawdy, w nadzwyczajną, ale "chodliwą" nieprawdę. • Uważam, że wielu czytelnikom może się spodobać, ale ja, sięgając po "Śmietnik...", oczekiwałam zupełnie czego innego.
-
Słowa Mularczyka mówią same za siebie: „Czytając reportaż, czytamy niejako opowieść o bohaterze, o autorze i sobie samym”. • I te reportaże takie właśnie są. • To nie są zwykłe teksty. One, by nabrać znaczenia powinny zostać przefiltrowane przez wrażliwość czytelnika. • Bo z nimi podobnie jest jak z miłością, o której Mularczyk pisze tak: „Jak opowiedzieć miłość, która teraz dopiero nazwana jest w słowach, a przedtem była kolejnym stworzeniem świata?” • Zbiór tych bardzo ludzkich, zwyczajnych historii uznaję za najbardziej wartościowy emocjonalnie tekst poznany w ostatnim czasie.
-
Od wielu lat cenię sobie twórczość Andrzeja Mularczyka. Nie tylko jako autora scenariuszy niezapomnianych „Samych swoich”, ich kolejnych części, „Niespotykanie spokojnego człowieka”, a potem mojego ukochanego „Domu” i w końcu „Katynia. Post mortem”. • Uwielbiam słuchowiska jego autorstwa, a jednemu z nich jestem wierna blisko 30 lat. • Tym razem sięgnęłam po cztery opowieści filmowe ze zbioru „Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni”. • Ten piękny, poetycki tytuł pożyczony został z wiersza „Historia” Baczyńskiego i jest zarazem tytułem czwartej opowieści. Tytuły pozostałych trzech, to: „Julia, Anna, Genowefa”, „Szczękościsk”, „Mgła” (film, na jej podstawie nosi tytuł „Przerwany lot”). • Wszystkie historie dotyczą powojennych niezagojonych ran, które zamiast zabliźniać się wraz z mijającym czasem pulsują i nabrzmiewają. • Poczułam się przytłoczona tymi opowieściami i mocno przeżywałam każdą z nich. Tyle emocji, niewypowiedzianych żalów, tęsknot i nienazwanych oczekiwań. Mocna psychologiczna proza, po lekturze której rodzi się wiele pytań. • Zastanawiałam się, która z historii podoba mi się najbardziej i nie potrafię się zdecydować. Każda jest inna i wyjątkowa. • Polecam, chociaż trzeba nastawić się na to, że to przygnębiające i smutne teksty.