Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
agnesto
Najnowsze recenzje
1
...
6 7 8
...
112
  • [awatar]
    agnesto
    KOŚCI, jakie nosisz w kieszeniach, poupychane i nie wiadomo czyje i dlaczego...babcia wie, potrafi je nawet ułożyć, jak obrazek z puzzli. przyłożyć i złożyć... ale te kości wygrzebane z ziemi, po której chodzimy - co one tu robią? • tak się zaczyna powieść - niby niepokaźna, a jakże otępiająca w treści - nie do szybkiego czytania. Nie. To ksiązka do powolnego wchodzenia i przesiąkania ową literacką atmosferą. Jest patologia, są przekleństwa, są dzieci, które chciałyby uciec od rodziców i wiecznie zmieniających się konkubentów mamy. dzieci, które opuszczają lekcje i mają problem z przystosowaniem, z towarzystwem innych i z bliskością. dzieci, które próbują sklejać w sobie duszę z resztkami godności. Rodzeństwo, które wraz z wiekiem ma ze sobą coraz mniej wspólnego. • ale - to nie jest oczywista historia ludzi z zatęchłej miejscowości. dusisz się tu, swędzi cię skóra od niemycia i gorąca. opary papierosów, czy alkoholu wżerają się w mózg, a skóra chłonie je każdym porem. czujesz się lepka i brudna... czasem nie masz czum oddychać, albo oddychasz płytko, bo płuca nie dają rady więcej tlenu w sobie pomieścić. Jest babcia, a umarła przecież. przychodzi w wigilię z rodziną Fulde, a przecież i ich już nie ma. leżą na cmentarzu - i ona, dziecko, dziewczynka przecież - widzi ich wszystkich. nawet z nimi rozmawia. Czy to prawda, czy złuda? • co jest prawdą w tej powieści? • nie wiesz. • interpretuj sobie sam tą skumulowaną treściowo powieść, bo chyba o to tu chodzi, albo w większości. czytasz i widzisz po swojemu. każdy inaczej i co innego • tu są łzy i śmiech. czasem miłość, choć przeważa jednak obojętność i odruch odtrącania • tu jest ławka, na której możesz usiąść z babunią, która nie zawsze jest przystępna • tu jest pudło, telewizor, który w większości służy konkubentom mamy do zabicia czasu nic-nierobienia, którzy co to rano wyłażą z pokoju i łażą po kuchni szukając jedzenia z Biedronki... • Tu są duchy i ludzie. są baśnie i rzeczywistość, cmentarz i rzeka niedaleko... • jest bieda i syf i samo-wychowanie • czy to powieść o wszystkim, czy o niczym?
  • [awatar]
    agnesto
    Zacznę od końca. Cóż to za kosmiczno-między-galaktyczna uczta czytelnicza! Cóż to za wspaniała podróż czytelnicza... Niebywała przygoda pełna akcji, komedii i ironii, komedia, która nie ma planu, bo ten sam się tworzy. I może scedujmy ów kłopot, jeśli takowym jest, na maszynę o napędzie nieprawdopodobieństwa, która sama sobie sterem i kapitanem. I choć to maszyna, która miała być najznakomitsza i najlepsza i najbardziej precyzyjna, okazała się w rzeczywistości kapryśna, jak kobieta i fochy ma. Jak każdy zresztą, kto przebywa gdzieś tam, albo gdzieś nigdzie. To statek „Serce ze Złota” z garstką Ziemian na pokładzie (homo sapiens), choć Marvin to raczej rozlazłe błoto w formie góry z plasteliny, a dwugłowemu BleBleBleStworowi dalej do człowieka niż bliżej. Nawet ten, który jest człowiekiem, Zaphod to – według pradziadka – „Marnotrawiusz i okropnie zarozumiały wypierdek”. • No, ale „(...) cóż warci są życia wszelcy żyjący?” • Ale, ale – wracamy do powieści, którą czytasz i przy której jednocześnie „odpoczywasz po godzinach ciężkiego popołudniowego odpoczynku na plaży” (lub balkonie). • Na początku było Słowo – oj, to nie ta historia. W tej tutaj najpierw był wszechświat, a potem cała reszta. Choć są i tacy, co wierzą, że pierwsze było kichnięcie, potem smark, trzeci w kolejności był ów wykichany Wszechświat, a czwarte w tworzeniu było słowo - „Na zdrowie”. Faktem pozostaje, że spór trwa do dziś. • To zacznę jeszcze raz... • Na początku stworzono Wszechświat. Potem było bum, trochę zamieszania i dymu i oto mamy dwa latające obiekty - jeden ociężały, acz najpotężniejszy i najbardziej nieobliczalny statek z Ziemianami na pokładzie zwany „Serce ze złota” i jeden obrzydliwy statek Vogonów, który (cóż za planowany niefart) leci kursem na Ziemian. Tu od razu szybko nadmienię, że gdy już poznasz w tej historii kto z kim i dlaczego i po co i jak, to tak się wciągniesz w lekturę, że nie dość, że się spocisz (od tempa akcji i śmiechu), to przy okazji zapomnisz, jak się nazywasz i ile masz głów (nie mówiąc o twarzy). I w ogóle będziesz dociekał, gdzie wylądowałeś, bo twój własny pokój okaże się być zbyt „ziemski”. Jednak po lekturze „Restauracji na końcu świata” będziesz sobie w skrytości czytelniczego kosmodromu obiecywał, że jeśli kiedykolwiek spotkasz samego siebie, to tak się trzaśniesz, że od razu zapomnisz, kto ci przywalił. Obiecujesz sobie, że to było pierwszy i ostatni raz (i wcale nie chodzi o cios). Obiecujesz sobie tkwiąc umysłem gdzieś w czasoprzestrzeni literkowego wszechświata z pośladkami na tapczanie, że od teraz – od „Restauracji na końcu świata”, będziesz częściej sięgał po podobne książki. I koniecznie z rysunkami. Te muszą być z najwyższej półki (kreślarskiego talentu ilustratora), muszą być co najmniej tak świetne, jak te w „Restauracji”. Wywołują bowiem zawroty głowy, niekontrolowany śmiech i jednocześnie są, jak postoje międzyplanetarne. Gapisz się na szczegóły, jak sroka w gnat (czy raczej jak Ford Prefect w konsolę podczas awarii napędu nieprawdopodobieństwa, gdy pojazd stracił moc). • Wypośrodkowując morał z tej powieści można rzec co następuje - Wszechświat jest tak niewyobrażalnie wielki, że jego rozmiary mogą wywołać mózgopokręcenie oraz oczopląs, dlatego większość istot myślących (MYŚLĄCYCH!!!) o tym, woli zapomnieć. Wielu z ochotą przeniosłoby się do jakiegoś mniejszego miejsca. Do zakątka odpowiedniego dla ich horyzontów myślowych. Lecz tu panuje WIR CAŁKOWITEGO ZROZUMIENIA wszystkich BioForm – brzmi jak szyfr? Po lekturze „Restauracji” nic ci obce nie będzie. A i humor ci się poprawi (skutek uboczny). • W powieści jest wiele śmiesznych momentów i trudno wskazać ten jeden. Niemalże w każdym rozdziale absurd (kosmiczny) bawi i śmieszy. Warto jednak wyszukać najlepszego smaczku (według mnie) o podłożu przedsiębiorczym. Opowieści kustosza Wiru Zrozumienia o szczęśliwej planecie, na której powstało zbyt wiele sklepów obuwniczych i samych butów, co doprowadziło do gospodarczego krachu. Populacja niemalże wymarła, a co poniektórzy (ci bardziej Bio-formą elastyczni) przemutowali się w ptaki przeklinając stopy i chodzenie po powierzchni. • I masz tu ambaras, żeby wszyscy chcieli naraz – nawet dwie stopy, czy już nie stopy, którym od nadmiaru niedobrze się zrobiło i źle na tym wyszły – na bosaka. • Polecam z nieprzerwanie trwającym ubawem w sobie.
  • [awatar]
    agnesto
    POMIĘDZY • czytanie takich powieści jest dla mnie rozkoszą, a ta stała się jednocześnie odkryciem niesamowitego autora - pana Pawła. • Magia i realizm • ludzie i drzewa • biali i Cyganie • Kobiety i mężczyźni... • i ja pomiędzy, pomiędzy wszystkim i niczym jednocześnie. • czytałam i świat znikał, albo to ja znikałam i czasem zastanawiałam się kto bardziej i szybciej. ja pomiędzy stronami powieści, która mnie doszczętnie pochłonęła. nie było mnie tu, bo byłam tam, w niej, cała. pomiędzy postaciami, czasem koło pochylonej gruszy, która zawsze tu była, byłam w tej krainie w środku lasu, w Zrębach, gdzie raz w roku bagno wyłaziło z ziemi, gdzie grzęzły i nogi i myśli i alkohol tumanił... Gdzie przybyli Cyganie i on, Białowłosy, obcy, a meliorant i mądry nie byle kto, bo gadał z księdzem podczas ślubu, którego nie powinno być.Potem był on, dziwny nieco ni ciemny, ni biały, dziecko gdzieś pomiędzy dwoma ojcami. Rodzice jacyś dziwni, babcia jeszcze gorsza. Uciekał, do Ignacego, który milczał, bo nie miał potrzeby gadać. siedzieli razem, jeden koło drugiego i byli. byli koło ogniska i to płomienie opowiadały. snuły historie o tym, co było, a czego nie ma. o ludziach, którzy pomarli, którzy nie chcieli żyć, albo zmarło im się z pętlą na gardle, czy w wozie po kolana. ogień snuł powieści, a trzeba było tylko słuchać. • Pomiędzy życiem a nie-życiem • pomiędzy miłością a nienawiścią • pomiędzy tym tu i tam • i z tym czymś w sobie, po wyczytaniu powieści do końca, po pogładzeniu jej, po przytuleniu, z tym czymś siedzisz w sobie. czymś co osiadło między sercem, a duszą. treść puszcza korzenie, osadza się jak stare drzewo, silne, którego nikt nie zrani. ta powieść zostaje na zawsze - we mnie. • uwielbiam takie historie, które toczą się gdzieś poza mną, ale mnie otaczają i porywają. przenoszą gdzieś, gdzie chciałam, a czego nie umiałam namalować. łapią mnie te historie w siebie i budzą zachwyt i smutek i coś Pomiędzy smutkiem, że on, że ta książką, ma swój koniec, a ja chciałabym dalej, więcej i więcej • To raczej odczucia, nie recenzja - nie wiem, może coś POMIĘDZY? • Paweł Radziszewski dziękuję za ucztę... za tą powieść, za talent do snucia opowieści, za słowa, które ją tworzą... • za wszystko w niej i poza nią • Paweł Radziszewski proszę pisać i pisać, bez końca, ciągle... bawić się pisaniem historii, które będą pomiędzy życiem, a kartkami papieru...
  • [awatar]
    agnesto
    najsłabsza z części tej trylogii. • mądra - lecz nieco przegadana. ciągnięte są nieistotne wątki i czasem nie wiadomo o co chodzi i po co to jest. trochę szkoda, bo po świetnej pierwszej, druga była już inna, nieco gorsza i miałam nadzieję na skok owej sinusoidy w górę, gdy sięgałam po trzecią - ostatnią, zamykającą historię. Lecz - jak w to w czytelniczym życiu bywa - rożnie się trafia. Sinusoida opadała w dół w dalszym ciągu
  • [awatar]
    agnesto
    Pani Mirosława, patrząc i słuchając osób, które utyskiwały na opiekę nad starszą, schorowaną osobą, myślała: • „Człowieku, czemu narzekasz? Przecież musisz tylko nakarmić, przypilnować i położyć spać”. • Myślała, dopóki jej to nie spotkało i sama nie stała się opiekunem własnej siostry. Bo to wcale nie jest takie proste, jak się wydaje. Okazuje się bowiem, że najważniejszym czynnikiem u każdego – czy to opiekuna, czy chorego – jest psychika. Wszystko wydaje się łatwe, wręcz banalne, gdy człowiek staje się obserwatorem, jednak choroby otępienne, czy starcze, związane z upływem czasu, mają bardzo trudny przebieg. Doświadczają każdego i każdego „wystawiają na próbę„ - czy da radę? Jak długo? Kiedy się podda, bo przecież prędzej, czy później każdy polegnie na tym „chorym polu bitwy”. • Wygra silniejszy – Alzheimer. Taka jest prawda. • Historie trzech zaledwie rodzin, jakie przedstawił Przemek, autor, to jedynie zarys tego, co się przeżywa w czterech ścianach domu, gdy próg przekracza Alzheimer. A zmienia się wszystko i wszyscy. Ktoś choruje, ktoś staje się współchorującym, a ktoś – mamiąc własną psychikę, długo walczy nie dopuszczając do siebie prawdy. Jednak przed tym nie ma ucieczki – Alzheimer to rodzinna tragedia. • I pojawia się we mnie pytanie – czy w tej chorobie można czuć się szczęśliwym? Czy tak zwyczajnie można cieszyć się z tego, co się ma, gdzie się jest i z kim? Większość osób chorych na „alzhojmera” (jak mówi Pani Irena) sprawia wrażenie pogodnych, niemalże pogodzonych z losem. Wprawdzie uśmiechają się twarzą pooraną zmarszczkami, ale ich oczy są dziecięco beztroskie. Chorzy stają się dorosłymi (acz pomysłowymi) dziećmi. • Dramat kontra komedia? - zapytasz. • Dlaczego życie jest tak okrutne? • Otóż nie. Przemek Pawelec stawia stopę blokującą zamykające się tuż przed nosem drzwi i udowadnia, że życie nawet z chorobą u boku może być szczęśliwe dla wszystkich. „Miłość, jaką się budowało przez lata nie ulega osłabieniu”. To ciało choruje, a uczucia częstokroć jeszcze bardziej się wzmacniają. Szczęście to praca przez lata, której nie kończy Alzheimer. Wspólne życie, czy życie samo w sobie jest trudne, ale piękne. • Psychika – to dopiero niewiadoma. Wszystko zależy od niej, a leczy się ją w każdej chorobie, nawet najlżejszej. Przy postępującym otępieniu, to ona, na równi z chorobą musi być poddana obserwacji. Dlatego warto w sobie dzień po dniu budować siłę i miłość i szukać dobra i piękna wokoło. Tak zwyczajnie. Póki człowiek... wie co robi, wie, gdzie jest i jaki jest dzień kalendarzu. Dopóki człowiek pamięta smak ulubionej kawy, czy ciasta z orzechami. • Czytaj te rozmowy z przerwami, rozłóż sobie te historie na poszczególne dni. One tego wymagają, im się to wprost należy z racji szacunku. Tylko wtedy uchyli się w nas furtka do innego, nieznane nam myślenia. Wyczytane słowa osadzają się w duszy. Myślisz o człowieku, jak o robocie, w którym wystarczy by jeden element się zepsuł i robot staje się niczym. Jeden organ. W tych ludziach korozja umiejscowiła się w mózgu. Stępiła postrzeganie, bystrość, czy racjonalność. Zatrzymała w pędzie życia. Choroba sama wybiera sobie ofiarę, jak i tych, którzy się nią opiekują. Losowanie? Na kogo wypadnie, na tego bęc?... Nie. Ona też ma sens i jest po coś, bo w świecie nic nie dzieje się bez powodu. • Pomyślałam, że to zapomnienie i uwstecznienie dorosłych uchroniły ich być może od innych nieszczęść i tragedii? Może stały się ratunkiem dla czegoś, czego nie wiem, a co mogło się wydarzyć? Może rzeczywistość byłaby gorsza aniżeli choroba? Podobnie rzecz ma się z opiekunami – może i oni od czegoś uciekli? Może tak miało być? • Ale... • „Oddanie w czasach nienawiści” to też hymn o samotności. Rozmowy z chorymi i ich opiekunami skrywają za kurtyną odizolowanie i wyobcowanie. Wypada się z normalnego życia i zatapia się w innej przestrzeni i innym wymiarze. Świat chorego na Alzheimera nagle się kurczy, staje się wręcz klaustrofobiczny. W tym jego małym świecie żyje też opiekun. Duszą się sobą, pilnują i czasem chcą z niego uciec, choć ucieczki nie ma. Choroba się zacieśnia, powoli, powoli... Człowiek traci rozum, wycofuje się z gry, staje się dzieckiem. Zostaje zmuszony do zajęcia „miejsca na ławce rezerwowych”, którzy raczej nie wrócą już do zdrowia. • Najbliżsi, bo to na nich w pierwszej kolejności spada troska o chorych, też szukają pomocy. Wpadają w depresje, szukają ucieczki. Chcą to wszystko zostawić i schować się. Nie słyszeć, nie widzieć, nie musieć... • Ale Przemek Pawelec w tych spisanych słowach uwypukla życie, pokazuje jego bezcenną wartość. Życie trzeba łapać, korzystać z każdej minuty i cieszyć się tym, co się ma i kim się jest. Bo dziś jest, a jutro? • Oby to życie każdemu smakowało. Oby to życie było codzienną ucztą... • Ale tylko z jednym nie zgodzę się z Przemkiem, autorem. Nie mamy czasów nienawiści. Mamy czas akceptacji, pokory i - jakby nie patrzeć - małej, ale obecnej dobroci. Nie nosimy w sobie ani zła, ani nienawiści, ani tym bardziej pogardy do innych. Wprost przeciwnie - wyciągamy do siebie dłonie i ratujemy tych, co tkwią w mroku własnego postrzegania. Wyciągamy chorych na światło dzienne. Tak odbieram te spisane rozmowy, jak i ludzi, których obserwuję. • Tyle przemyśleń we mnie siedzi. Tyle myśli... • Trzy rozmowy, trzy historie, a treść tak głęboka, tak prawdziwa. • Poruszająca książka.
Ostatnio ocenione
1
...
94 95 96 97 98
  • Plaża Muszli
    Hermanson, Marie
  • Niezłomny
    Jolie, Angelina
  • Sputnik Sweetheart
    Murakami, Haruki
  • Dzika droga
    Strayed, Cheryl
  • Pan Mercedes
    King, Stephen
  • Mów do niej
    Goldman, Francisco
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo