Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Wyjątkowa • na swój sposób inna... • bez dużych liter zaczynających nowe zdania. • bez przystanku czytelniczego • i pisana w formie ciągłych powtórzeń, powrotu słów, zdań, obrazów... • Powieść - użyję słowa - RZEKA. on, stary malarz i jego obrazu stojące przy ścianie, jedne odwrócone do ściany, inne zaś blejtramami. Są te, które pojadą na wystawę i te, z którymi trudno się rozstać, które na sprzedaż nie trafią. jak wiele innych, na strychu, z którymi człowiek nie ma ochoty się żegnać. • i jest ktoś, kto odwiedza starego artystę. • hermetyczny wręcz świat, ludzie w nim i słowa. • coś się dzieje, koś pije, ktoś w delirce nie ma siły wstać z łóżka, nawet jeśli trzeba napić się, wódki, by drżenie i zimno ustąpiły i by zacząć jakoś dzień... • agaKUSIczyta
-
Człowiek powinien walczyć cały czas, w takim dobrym, pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jak Stefania o rodzinę, o siebie i o pamięć, bo ta przeżyje ich wszystkich. Bo jedynie pamięć przetrwa, gdy świadków nie będzie. A Stefanii przyszło żyć w czasach, których nie wybierała. Przyszło jej doświadczyć wszystkiego, czego doświadczyć nie powinna i być kobietą wtedy, gdy ludzi miało się za nic. • A miało być inaczej, bo wszystko zaczęło się, jak w bajce. • Była miłość i ukochany Franciszek. Był dom, była gorąca zupa przegryzana wielką pajdą chleba, były świeżo upieczone rogale drożdżowe. Były kury i krowa w oborze i pierwsza ciąża i to matczyne, Stefy, czekanie na maleństwo. Była... nadzieja. Lecz nagle zrobiło się ciemno. Nadleciały wrogie samoloty, spadły pierwsze bomby i polała się niewinna krew. Od tego momentu nic już nie było takie, jak wcześniej. Zmienił się świat i ludzie wraz z nim. Wkroczył głód, taki do trzewi, choroby, łzy i śmierć. Ta się wręcz rozsiadła, jak gość za stołem w kuchni, który z uśmiechem mówi o sprawunku w okolicy, a wychodząc zabiera to, po co przyszedł. • Ludzkość zapłaciła wysoką cenę, by dotrzeć do punktu, w którym dziś jest. Zapłaciła i Stefania i Franek i Stasia i Waldek i miliony wraz z nimi. W obliczu tak wszechpotężnej i wiecznie nienasyconej śmierci w pewnym momencie coś w człowieku pęka, a owo pęknięcie ujawnia zgrozę. Wypływa strach przed doczesnością, którego nie sposób uchwycić, by ponownie w ową wyrwę wepchnąć. Nie da się zatrzymać koła wojny, jak nie da się przywrócić życia, które z ciała ludzkiego uszło. Nie sposób chwycić w dłoń szklankę wodę, bo ta wypada, bo palce bolą, bo dłoń poraniona do kości... • Stefania przetrwała, a wraz z nią Franek i dzieci. I nieliczni jej bliscy, ledwie garstka, garstka – niemalże szczęściarzy. Ludzkie perełki, których nie powinno być. I ty, czytając, uzmysławiasz sobie, że miłość świeci światłem tak czystym i jasnym, że pokonuje wszystko. Mimo bólu, mimo cierpienia, mimo upokorzeń, strachu i bezsilności. Szczera miłość zwycięża. Agata Pakuła spisała losy ludzi, o których powinny powstać tomy, tomiska całe. I tak, jak postać na obrazie trzeba malować tak, by mogła w nim jak najciszej zamieszkać, tak autorka swoją rodzinę opisała tak, by ta z godnością mogła na nowo ożyć. Bo to część i historii i jej samej. Gdyby nie pazerność życia, gdyby nie nikłe resztki życia, które łapała babcia – teraz nie byłoby ani jej, ani tej niepozornej książki. Nie było nikogo, ani niczego. To dzięki Stefanii i Frankowi dzieje się to tu i teraz. Żyje Agata i żyje pamięć o tych ludziach. Ich dusze żyją wiecznie, jak i pamięć. • „Stefania i wojna” to druga publikacja Agaty Pakuły o rodzinie Knapczyków. Tu jest Stefania – kobieta – żona – mamusia – babcia. Wcześniejsza książka, „Przez 581 dni byłem tylko numerem” to losy Franciszka Knapczyka, który trafił do obozu koncentracyjnego. I przeżył. On – mężczyzna – mąż – tatuś – dziaduś... Wrócił do domu. Wrócił do rodziny i rozpłakał się z wdzięczności. Wrócił, choć miał paść, jak zwierzę. Wrócił, choć wracali nieliczni. Wrócił... Wrócił, a reszta nie miała już znaczenia. • Pamięć łączy się ze startą, z brakiem. Pamięć, to okruchy obrazów, z których Agata Pakuła misternie składa portrety ludzi. I choć pamięć nie utrzymuje przy życiu, to jednak jakoś spowalnia to tracenie i umieranie. Nie ma dotyku, przytulenia, oddechu bliskości. Nie ma – ale jest coś ponad tym. Są myśli, ciepło w sercu i duma. Wspominania są u Agaty oknami duszy, które ta otwiera, i przez które wpuszcza słońce. Staje przy nich, czuje na twarzy delikatny powiew wiatru, zamyka oczy. Serce mocno bije. Stawia ostatnią kropkę przy ostatnim zdaniu i czyje się... pełna. • Agata Pakuła spuszcza głowę i szepcze „Dopełniło się... Jestem tu i teraz... Jestem ja dla Was...” • I można pytać, gdzie w 1939 roku był Bóg? Można mieć pretensje i żal i można odwrócić się od Boga, że tak zostawił, że dał to, co dał, że odebrał chleb, nadzieję i człowieczeństwo ... Ale czy to nie oznaka miłości? - pytam. Po czytaniu uzmysławiasz sobie, że to była Boża miłość. Dzięki niej przeżyła silna Stefania i jej Franek i reszta. Dzięki miłości Najwyższego każda kromka chleba, jaką człowiek brał potem do ręki, była najcenniejszym skarbem na ziemi. Każdy dotyk drugiego człowieka największym klejnotem. Każdy łyk gorącej herbaty z miodem smakował, jak nigdy wcześniej. Ta Boża miłość dała ludziom po wojnie nowy zmysł – radość, która była i w sercu i na języku i w oczach... • Czytasz i dziękujesz za to, co masz i gdzie jesteś i co osiągnąłeś. • Czujesz pokorę wobec życia, wdzięczność i wierzysz, że wszystko musiało być po coś. To coś każdy odnajdzie na swój sposób. Jednak prawdą jest, że o takich ludziach trzeba pisać i pisać i pisać... • agaKUSIczyta
-
Co jeśli po tym życiu nie ma życia i dziadek nie spotka babci? Mama Gottfrida wierzy, że jest, a ona zazwyczaj ma rację. Ale gdyby po życiu ziemskim, tym tu i teraz nie było nic potem? Bo przecież nikt, kto żyje, nigdy tam nie był... Skąd wiadomo, że tam jest dalszy ciąg bycia człowiekiem? Hmm, i że bunia tam jest w zwykłym, ulubionym pasiastym fartuchu i w chustce na głowie? I skąd wiadomo, że dziadek, gdy tam trafi – w co wątpi cała rodzina – ją odnajdzie? • O co z tym dziadkiem chodzi? - zapytasz. To słuchaj - dziadek to człowiek, którego nie postawisz w szeregu z tymi, co są mili, bo on ani myśli taki być. To bezsprzecznie wie jego syn, który – właśnie ze względu na tę jego obcesowość – nie chce odwiedzać go w szpitalu. Stary człowiek czepia się wszystkiego, obraża każdego, a swoich fochów nie stara się nawet ukrywać. Co to, to nie. Krzyczy, mówi głośno i wszystko komentuje. Nie liczy się ze słowami. Jest niegrzeczny, szorstki, trudno z nim wytrzymać. Nikt z personelu go nie lubi. Jest tolerowany z racji bycia pacjentem i to zmusza pielęgniarki do usługiwania mu w złości. Raz w tygodniu, w soboty przyjeżdża do niego syn z wnukiem, jego imiennikiem, Gottfridem. I nie byłoby o czym pisać, ani tym bardziej czytać, gdyby właśnie nie ten mały szkrab, który wszystko – dosłownie i w przenośni – zmienia. Nawet dziadka, acz powoli. Okłamując rodziców sam jedzie w odwiedziny do staruszka. Spędza z nim czas, a co najważniejsze – swój czas daje mu i ten czas dla niego ma. Przywozi mu kanapkę i piwo – to, co dziadek chciał zjeść, bo szpitalne jedzenie wpędza go w jeszcze gorszy, wisielczy humor. I tak od wizyty do wizyty, aż obydwaj uciekają z placówki, by ostatni raz dziadek mógł spełnić swe marzenie. Wszystko dzięki wnuczkowi, który nie dość, że staje się odpowiedzialny za zdrowie dziadka, to jeszcze staje się małym kłamcą. Bo jeśli coś się nie uda, co powie rodzicom? • Ten czas bycia razem zmienia każdego. Najbardziej dziadka. Coś z tym starym człowiekiem dzieje się... dobrego. Gottfrid też coś w sobie czuje – rosnącą miłość do dziadusia. • Jak to się potem potoczy – poczytaj. Poczytaj i zamyśl się. Uśmiechnij się. Dodam tylko, że dziadek Gottfrid w ostatnich godzinach życia poprosił małego Gottfida by ten dowiedział się, czy istnieje królestwo niebieskie? Bo skoro można zobaczyć coś, co nie istnieje – jak gwiazdy – to chyba może istnieć coś, czego nie widać? Coś jest, ale czegoś nie widzimy, co nie znaczy, że nie istnieje... i tu jest szkopuł. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas. • Czy istnieje królestwo niebieskie? Hm, pewien człowiek opisał w gazecie swoją historię śmierci. Nie żył kilka godzin, a potem obudził się z powrotem do życia. Mówił, że „(...) wessał go czarny tunel, którym przedostał się do świetlistego miejsca. Woda odbijała światło padające na nią z góry. Spływała po skałach, jak na obrazku w babci Biblii. Anioł stał na skalnym urwisku i wskazywał na raj, a z ciemnych chmur, niczym woda z prysznica, rozchodził się snop światła”. • Pierwsze, co mi się ciśnie na usta, to powiedzieć, że każda babcia i każdy dziadek chciałaby mieć takiego wnuczusia jak książkowy Gottfrid. Dorastający chłopiec, którego wnętrze jest skarbcem mądrości i czułości jednocześnie. To dziecko o złotej wręcz duszy, którą poznaje dziadek. • I oto stają obok siebie - dorastający Gottfrid i starszy Pan. Nie znają się, nic o sobie nie wiedzą. Są jak dwie czyste kartki papieru, które dopiero oboje zapiszą. Ale teraz, pierwszy moment w szpitalnej sali nie jest taki, jak powinien być. Przecież dziadkowie tacy nie są – myśli chłopiec w pierwszym odruchu, ale w jakiś niewysłowiony sposób odczarowuje tego zatwardziałego człowieka. Zaczynają rozmawiać z sobą, przyjaźnić wręcz. I mimo hardości i początkowej wściekłości staruszka, wręcz furii, okazuje się on być kimś dobrym i szczęśliwym i nawet uśmiechniętym. A to wszystko dzięki wnuczkowi, który... z każdym kolejnym dniem staje się mu coraz bliższy. • W chorobie dziaduś doświadcza bezinteresownej przyjaźni. Poznaje wnuka, który nie ocenia go po zawartości portfela, a po głębi serca. I to zmienia staruszka. Wszystko się w nim przestawia i układa, jak puzzle, które dotąd układał z babcią, a których sam nie ma ochoty. Wnuk okazuje się być dzieckiem mądrzejszym od własnych rodziców. Ma swoje zdanie i swoje serce i to serce właśnie odkrywa dziadka Gottfrida. • I, po kilku dniach okazuje się, że to jego serce... bezgranicznie kocha Dziadunia. • Tacy są „Uciekinierzy” Ulfa Starka. I choć to niepozorna z wyglądu książka okraszona prostymi rysunkami, to gwarantuję, że cię oczaruje. Ona w jakiś magiczny sposób onieśmiela czytelnika. Sprawia, że z zapomnianego kufra pamiątek wysypują się stare zdjęcia z dziadkami. Otwierają się wspomnienia, wracają uśmiechy sprzed lat i obrazy tych, których już nie ma. Pojawia się wdzięczność za bycie tym, kim się jest. Dziękujesz za dzieciństwo i beztroski śmiech u boku babci. Wspominasz silnego dziadka i jego szorstkie od pracy dłonie. Podczas czytania budzi się w tobie czar dorastania. • Ta książka daje wiarę w dobro. Pokazuje, że ono nigdy nie umiera – ba – jest wręcz niezbędne, by umrzeć w szczęściu i bez strachu o to, co dalej. • „Uciekinierzy” to mądra książka, w której jest i gniew i bunt i niezgoda na decyzje innych. Jest egoizm starszego człowieka i brak porozumienia między dorosłymi pokoleniami. Ale jest i tęsknota i łzy i ból. Tu jest wszystko. Tu jest człowiek wraz ze swoimi słabościami, które są i które często dają o sobie znać. Tu jest człowiek ze wszystkimi swoimi marzeniami, które – wbrew pozorom – wcale nie są trywialne. A w tle jest rodzina, miłość i zrozumienie. Przecież życie trwa, co udowadnia mały Gottfrid. Nasze życie to nie tylko to ziemskie. Jest i życie potem, nieco inne, ale chyba lepsze. Z pewnością bardziej kolorowe. • Nie przegap tej powieści. • To w pewien sposób perełka literacka. To niewyobrażalne czytelnicze piękno skryte w okładkach. To magia uczuć ukazana w prostej historii. To cudowny lek na wszystko. Przez cały rok. Lek, który koi serce i okrywa je ciepłym kocem. • agaKUSIczyta
-
Piękna, spokojna, zastanawiająca • o ludziach na odludziu, o miłości, o byciu razem do śmierci, ciągle, wiecznie... • w lodowym klimacie • wspaniała uczta filmowa - bardziej do obserwacji i oglądania niż słuchania
-
co za lektorzy !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! • co za wspaniała uczta słuchania i czytania i przebywania w towarzystwie i Ferdynanda i czytających !!!! • świetna książka, a przygody psa, co stanął na dwóch nogach - bezbłędne.