Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
PrzeCzytajka
Najnowsze recenzje
1
...
12 13 14
...
33
  • [awatar]
    PrzeCzytajka
    „Pora na miłość” to debiut Malwiny Ferenz, który swoją premierę miał wczoraj tj. 9 maja br. • W pierwszej kolejności zainteresował mnie tym, że akcja umieszczona jest we Wrocławiu. Mieszkałam tam swego czasu, darzę to miasto ogromnym sentymentem, dlatego byłam bardzo ciekawa tejże lektury. • Czy Malwina Ferenz zabrała mnie w autentyczną podróż wrocławskimi ulicami i zakątkami? • Czy ten debiut można uznać za udany? • Przekonacie się o tym lada chwila. • Jest taki stan ducha, który nie ma ani wieku ani odpowiednich miejsc czy pór roku. Pojawia się i sprawia, że nagle jesteś gotowa na wszystko. To właśnie miłość. • Zdawałoby się, że nic nie jest w stanie połączyć karierowiczki z banku ze starą panną z kotami, świeżo upieczoną maturzystką i gospodynią domową. Jednak życie pisze swoje przewrotne scenariusze. • Wśród urokliwych ulic Wrocławia coś burzy spokój czterech niezwykłych kobiet. • Magda traci pracę, kończy czterdziestkę i kolejny słoik nutelli. Julia pnie się po szczeblach kariery podczas, gdy jej teściowa wznosi modły o wnuka. Kaśka podgląda wrocławian z parkowych drzew i uwiecznia ich na zdjęciach, a Aniela rozsiewa optymizm na prawo i lewo doprowadzając tym do szału wszystkie sąsiadki. • Nieoczekiwany punkt zwrotny w życiu każdej z nich sprawia, że muszą zweryfikować swoje dotychczasowe życie. Bo gdy los mówi “sprawdzam”, przychodzi czas na decyzje, które będą mieć swoje konsekwencje. • Czy wybiorą słusznie? Czy wybrną z tego zwycięsko? Czy zdadzą egzamin? • Powieść „Pora na miłość” Malwiny Ferenz zaskoczyła mnie, gdyż sądziłam, że jest to jedna spójna historia. Tymczasem okazało się, że autorka prowadzi nas ulicami miasta oraz oprowadza nas po jego pięknych zakątkach mniej lub bardziej znanych o różnych porach roku. Powieść podzielona jest na cztery części, spędzamy we Wrocławiu lato, jesień, zimę oraz wiosnę. Każda z pór roku to odrębna historia o ludziach, którzy pozornie nie są ze sobą w żaden sposób powiązani, a jednak autorka miło połechtała moje czytelnicze ego i w sposób płynny i niezbyt oczywisty powiązała wszystkie cztery historie ze sobą. Bardzo mi się ten zabieg podobał, no i oczywiście co tu dużo mówić – w pewnym sensie odzwierciedla to idealnie klimat Wrocławia, bo choć miasto należy do sporych i przewija się przez nie tryliard populacji – to jednocześnie jest to Miasto Spotkań, gdzie świat często i gęsto okazuje się być bardzo mały i wszyscy gdzieś się tam pokątnie znają. To autorce udało się elegancko przemycić w tej powieści i uchwycić owe zjawisko w sposób idealny. • Maliwna Ferenz bardzo autentycznie oddała klimat oraz charakter miasta. Czułam się fantastycznie spacerując ponownie Rynkiem Głównym obok mojej ulubionej przeszklonej fontanny i wręcz czułam na ramionach krople wody z kurtyn wodnych :), odwiedziłam Park Szczytnicki – jeden z najładniejszych moim zdaniem we Wrocławiu, słyszałam terkoczące tramwaje sunące po szynach ospale w godzinach szczytu (ah...to było najgorsze zwłaszcza latem i zimą), przeszłam się Placem Dominikańskim i Grunwaldzkim i wypiłam piwko na Wyspie Słodowej. Cudnie było! Nie będę ukrywać, że autorka świetnie udźwignęła tematykę opisów – nie były zbyt długie ani nudzące. Wręcz przeciwnie, miasto opisane jest lekko, plastycznie i ekspresyjnie, nie ma czasu, bo ten w tym miejscu nigdy nie stoi. Autorka nie idealizowała – to co jest paskudne we Wrocławiu należycie zaznaczyła, za co ma ode mnie ogromnego plusa – bo to jednak było dla mnie ważne i dzięki temu wizyta we Wrocławiu pod rękę z Malwiną uważam za bardzo udaną. • „Pora na miłość” to cztery różne historie, ukryte pomiędzy torami tramwajowymi i starymi murami kamienic. To historie jakich wiele, wiadomo nie od dziś, że życie pisze różne scenariusze i nie zawsze jest kolorowo. Kaśka, Julia, Magda, Aniela – to cztery główne bohaterki, każda w innym wieku, każda z nich doświadcza życia i miłości oraz smutku w zupełnie odmienny sposób. Postaci zarówno główne jak i poboczne są dobrze wykreowane i naprawdę, wiele razy utożsamiałam się z nimi. Miałam wrażenie, jakbym je kiedyś minęła na ulicy czy spotkała pod wiatą przystankową. Jest to dużym plusem – kolejnym zresztą – bo dzięki temu rok spędzony z nimi we Wrocławiu mija w mgnieniu oka, i to dosłownie. • „Pora na miłość” to cztery opowieści pełne ciepła o poszukiwaniu miłości i o tym, że rządzi się ona własnymi prawami. Nigdy nie przychodzi do nas wtedy, kiedy chcemy, ani w takiej formie jak sobie ją wyobrażamy. Czyż nie prawda? • Właśnie to Malwina Ferenz uwydatniła w swoich historiach i poczyniła to w najciekawszy z możliwych sposobów, bez zatapiania się w banałach i przewidywalności. • Serdecznie wam polecam powieść „Pora na miłość”, bo jest to książka idealna na ciepłe przedwakacyjne popołudnia, która z własnego pokoju czy ogrodu przeniesie Was błyskawicznie do Wrocławia, gdzie poznacie całe mnóstwo prze­symp­atyc­znyc­h ludzi jak również poznacie Stolicę Dolnego Śląska od podszewki.
  • [awatar]
    PrzeCzytajka
    „Kogut domowy” swoją premierę na rynku wydawniczym miał 18 kwietnia br. Natasza Socha zaś należy do grona moich ulubionych autorek, zatem jej najnowsza powieść była moją lekturą obowiązkową na liście „do przeczytania”. Intrygujący tytuł oraz opis okładkowy wzmogły jedynie mój apetyt na tę lekturę. • Tytułowy „Kogut domowy” to Jakub – która rzucony na głęboką wodę musi w mig ogarnąć sytuację, jaką narzuciło mu życie. Wyskakuje z garnituru, wciąga na tyłek dresy oraz kuchenny fartuszek z gruszką i uczy się latać na miotle. I nagle okazuje się, że "To nie maratony były trudne, nie łażenie po jaskiniach, budowa domu czy naprawa starego gramofonu, z którego Jakub był tak bardzo dumny. Najtrudniej było dorosnąć do roli ojca, zwłaszcza w wieku czterdziestu trzech lat." • Nie będę Wam za dużo zdradzać. Bo chciałabym żebyście sami się przekonali, że nie zawsze w życiu oczywista jest oczywistość. • „Kogut domowy” jest swoistym rodzajem petycji wystosowanym przez autorkę zarówno wobec kobiet jak i mężczyzn. Kobietom - Natasza Socha zwraca uwagę na to, że nie wolno nam popełniać tego błędu, który często robimy odsuwając partnera od domowych obowiązków i życia rodzinnego, bo same wówczas zapędzamy się w tzw. kozi róg. Dajmy im szansę wykazać się na tym polu i zaufajmy im, skoro radzą sobie z młotkiem i siekierą – poradzą sobie z kuchennym nożem, odkurzaczem i dziećmi! • Natomiast mężczyznom autorka pragnie dodać skrzydeł – pragnie by otworzyli się na życie domowe i nie rozpatrywali tego w kategoriach „pantoflarstwa”. Co to, to nie! • „Pantoflarz” to nie mężczyzna, który pomaga żonie, wyręcza ją, spaceruje z wózkiem itp. „Pantoflarz” to ktoś, kto nic nie sądzi, nie ma własnego zdania, papuguje po żonie, nie wie czym jest samodzielność, nie jest mu ona zresztą do niczego potrzebna, wręcz się jej boi. Brak mu siły woli i charakteru. Nie bierze odpowiedzialności ani za siebie, ani za nikogo innego. Jednym słowem współczesne duże dziecko. • Dlatego uważam, że „Kogut domowy” jest książką, którą powinien przeczytać każdy mąż, każdy facet, każdy partner czyli każdy męski twardziel, który za głowę rodziny się uważa i co rano wychodzi z domu, a wraca późnym popołudniem, słaniając się na nogach i padając jak „pies Pluto”. • Drogi Mężczyzno: • - jeśli sądzisz, że ogarniasz w życiu wszystko, a Twoja druga połowa siedzi w domu i nic nie robi? • - jeśli właśnie straciłeś etat i brniesz w totalną załamkę? • - jeśli pomagasz sporadycznie swej drugiej połowie w domowych obowiązkach? • - jeśli myślisz, że w życiu wystarczy, że pracujesz zawodowo i poza tym nic już robić nie musisz (no bo przecież pracujesz!)? • - jeśli uważasz, że nic się JEJ nie stanie, jak wracając ze spaceru z dziećmi zakupi dwa kilo ziemniaków, opłaci po drodze rachunki i skoczy przy tym po szampon oraz kilka innych sprawunków potrzebnych na „już”? • - jeśli wracasz do domu zmęczony i przeszkadza Ci dziecięcy śmiech i wrzawa? • - jeśli uważasz, że jesteś prawdziwym mężczyzną „z ikrą i jajami”? ( Wierzę w to, że tak!) • - jeśli masz dziś gorszy dzień i zupa była za słona, a kotlet za twardy? • - jeśli szanujesz swoją kobietę? • - jeśli uważasz, że prawdziwy facet, to ten który wygodnie rozłoży się przed domem i bierze chłodny browar w łapę, by się zrelaksować? • - jeśli sądzisz, że zrobienie zakupów w drodze z pracy uwłacza Twej godności, bo przecież ona i tak zrobi to lepiej i nie ma nic innego na głowie, no a Ty jesteś już zmęczony? • Jeśli chociaż na jedno z wyżej postawionych pytań odpowiedziałeś „Tak”, to powinieneś przeczytać „Koguta domowego”. • Gwarantuję, że odkryjesz sporo„mrocznych” tajemnic z otaczającego Cię najbliżej świata, zmienisz poglądy na wiele spraw, inaczej spojrzysz na swój dom, swoje dzieci i swoją kobietę. • A ty droga Kobieto – jeśli jesteś już po lekturze powieści, nie chowaj jej na półkę, nie oddawaj do biblioteki i nie pożyczaj przyjaciółce – podrzuć ją swojemu mężczyźnie do torby, którą codziennie bierze do pracy (najlepiej tuż obok śniadaniówki). Daj sobie szansę i jemu, bo „ojcowie są całkiem dobrymi matkami, trzeba im tylko dać szansę.” • Za egzemplarz do recenzji ogromnie dziękuję Autorce i Wydawnictwu PASCAL. • Cała recenzja na blogu.
  • [awatar]
    PrzeCzytajka
    „Mediatorka” Ewy Zdunek zainteresowała mnie z racji posiadanego tytułu. Mediacje i negocjacje to były jedne z moich ulubionych zajęć na studiach. Dlatego bardzo byłam ciekawa co mnie spotka podczas lektury tej powieści. • Poruszająca, choć też życiowo zabawna historia mediatorki sądowej, która musi nie tylko pomagać innym w rozwiązywaniu problemów, ale przede wszystkim stawić czoło własnym… • Mediacja to często jedyna okazja, by rozwiązać problemy, które dotykają wielu rodzin. Praca, która jest prawdziwym powołaniem. Czy jednak pomoże głównej bohaterce poradzić sobie z własnymi kłopotami? • Nękanie ze strony byłego męża, jego groźby pod adresem dzieci, wymagająca praca, brak wsparcia ze strony rodziców, to tylko niektóre wyzwania bohaterki. Musi ona jednak nie tylko stawiać im czoło, ale także pomagać w rozwiązaniu zawikłanych sytuacji rodzinnych w sądzie. Wszak od mediatorów oczekujemy cudów… • Pasjonująca powieść o przedstawicielce tak mało znanego zawodu, pełna przejmujących historii z sal sądowych, oparta na zawodowych doświadczeniach autorki. • Bardzo długo zastanawiałam się jak ugryźć napisanie tej recenzji. Zawsze staram się być mocno subiektywna podczas pisania o przeczytanych przeze mnie książkach. • Lubię sięgać po nowych autorów – z nadzieją, że do kolekcji moich ulubionych dołączy kolejny. • Jednakże w tym przypadku pierwsze spotkanie z piórem autorki nie należało do udanych i muszę to napisać chociaż serce mnie boli – ale zawsze w opisywaniu swoich wrażeń po lekturze jestem szczera. • A zatem, powiem prosto z mostu – spodziewałam się pasjonującej lektury, a tymczasem początek przeczytałam, zaś resztę przemęczyłam. W międzyczasie przeczytałam kilka innych książek, co nie zdarza mi się praktycznie nigdy jeśli lektura wciągnie mnie w swoje szerokie ramiona fabuły. Widzicie więc, że była to niezmiernie trudna dla mnie przeprawa. • Opisywane w „Mediatorce” przypadki mediacji jakie główna bohaterka prowadziła były opisywane sucho i bezemocjonalnie – zdaję sobie sprawę, z tego, że czasem nie da się inaczej. No ale...czy musiało być tych przypadków aż tak wiele? Fajnie jest poznać od podszewki nietypowy zawód – który cieszy się coraz większą popularnością i najpewniej jest bardzo przyszłościowy, ale gdybym była na etapie podejmowania decyzji co do wyboru kształcenia i przyszłej kariery, po takich relacyjnych opisach od razu bym zrezygnowała. Może gdyby owe przypadki niosły ze sobą jakąś głębszą puentę, jakieś wnioski...ale nie, pozostawione są one tylko i wyłącznie na etapie zakończenia mediacji, a potem równie sucho wyrażona jest wzmianka o tym, że uczestniczka/nik umarł bądź nadal pozostają skłóceni. Czyli koniec końców człowiek, który nie ma pojęcia o tej pracy, jest w stanie pomyśleć sobie jedno – na co i po co komu są te mediacje, skoro i tak niczego nie dają? • Kolejną sprawą, która mnie zmęczyła było prywatne życie Marty. No tutaj to się dzieje...nie powiem, że nie. Rozwód, porwanie dzieci, otwarte konflikty z matką, bierny ojciec, wypadek samochodowy i tym podobne, a w tym wszystkim Marta, zagubiona i nieco zbita z życiowego tropu, która w tym samym czasie podejmuje zawodowo kolejne i kolejne mediacje. • Przy czym na samym końcu okazuje się, że wszystko to, czego Marta doświadczała w życiu na prywatnej stopie jest nieprawdą czy też iluzją jej własnego umysłu, gdyż wszystko to sobie wyimaginowała, no i jak by tego było mało dowiaduje się, że została adoptowana. • Boszsz… kompletnie się w tym pogubiłam, a jednocześnie poczułam się zirytowana i zawiedziona takim obrotem sprawy. • Marta raz kreśliła się w moim odczuciu jako osoba doświadczona i inteligentna, ale jej działania zdawały się temu przeczyć. • Powiecie, że człowiek czasem doświadcza w życiu sytuacji, które go przerastają. Owszem...sama nie raz i nie dwa stawałam na krawędzi załamania nerwowego, też jestem po rozwodzie, samotnie wychowuję dziecko, w ciągu roku straciłam dwie najbliższe mi osoby, a relacje z mamą nie zawsze są w kolorach tęczy...ale staram się zachować choćby minimum racjonalności w swoim myśleniu. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mój były mąż zabiera mi syna i nie wiem gdzie on jest, i go nie szukam! Absolutnie poruszyłabym niebo i ziemię, by znaleźć swoje dziecko. Tymczasem główna bohaterka w tym czasie zajmuje się mediacjami i żyje pracą, spotyka się z przyjaciółmi, których rady są kolokwialnie mówiąc „o kant d… rozbić”, bo przecież ojciec nie zrobi krzywdy swoim dzieciom. No nie :( • Albo choćby sytuacja, o której wspominałam wcześniej (czyli załamanie nerwowe Marty i jej urojenia) – nie mogę po prostu uwierzyć, że mając wokół siebie przyjaciół, nie mówiąc o matce czy ojcu – nikt jej nie powiedział, że dziwnie się zachowuje, i że powinna uda się do specjalisty po pomoc. • I tak to się wszystko w tej książce toczyło, dość dziwnym torem. Czytałam, brnęłam z mozołem, by się dowiedzieć, że większość z tego co przeczytałam nie działo się naprawdę, a jedynie w umyśle Marty. • Jedno co mi zostało w głowie to nurtujące pytanie „Co autor miał na myśli?”. • Nie chcę byście pomyśleli, że jestem całkowicie nastawiona „anty”, zatem wspomnę, że najbardziej podobały mi się perypetie kominiarza Zbyszka. Tak. Zdecydowanie to było na plus i wywołało na mojej twarzy uśmiech w czasie lektury. • „Mediatorki” w takiej formie jaka jest, osobiście nie mogę Wam polecić z czystym sumieniem, bo musiałabym zwyczajnie skłamać. Książka jest moim zdaniem zbyt irracjonalna. Postaci są nierealistyczne i zdarzenia są mocno naciągane – zwłaszcza reakcje Marty na to, co się dzieje w jej życiu. • Sama fabuła – ma pewien potencjał – którego niestety, moim zdaniem, autorka nie wykorzystała i zwyczajnie skupiła się na nic nie wnoszących w powieść wątkach. Po co? • Czy konieczne było wtrącanie w fabułę wątku kryminalnego, który nota bene dla mnie był jakby wycięty z nisko budżetowego filmu sensacyjnego, zagmatwało to cały obraz, który i tak był wystarczająco trudny do przełknięcia. • Zbyszek i Betka – przyjaciele Marty, bez korzeni, bez przeszłości, jako postaci drugorzędne zasłużyły sobie jedynie na poszlakowe poznanie, a szkoda. • Odkąd prowadzę bloga to zawsze bałam się, że któregoś dnia dojdzie do takiej sytuacji, że książka mi się nie spodoba. Jak to wówczas napisać? Jak wyrazić swoje zdanie bez urażenia autora czy kogoś w wydawnictwie? • Postanowiłam, że nie będę kłamać. Napisałam szczerze o swoich odczuciach i pozostaje mi mieć nadzieję, że ciąg dalszy tej historii, czyli drugą część autorka napisze tak, aby było dobrze i przede wszystkim realnie w odczuciu czytelnika. • Szkoda, że książka nie przypadła mi do gustu. Spodziewałam się po prostu czegoś zupełnie innego. • Czegoś co mnie porwie, co będzie wnosiło w moje życie nowe refleksje, przyniesie iskry, które zapalą pewien rodzaj zadumy i pochylenia się nad życiem, które nas nie oszczędza. Oczekiwałam, że praca mediatora będzie pokazana nie na zasadzie przydługich suchych relacji, po których jedyną myślą kołaczącą w moich zwojach mózgowych było to, że mediacje są do niczego nie potrzebne z braku pozytywnych efektów. • Jeszcze nie wiem czy sięgnę po kolejną książkę autorstwa Ewy Zdunek. • Ponoć każdy zasługuje na druga szansę. • Póki co odpuszczam. Może kiedyś.
  • [awatar]
    PrzeCzytajka
    „Grzech” to debiutancka powieść Max’a Czornyj’a, po którą sięgnęłam w sumie przez przypadek zwabiona opisem okładkowym. Lubię kryminały, a że ostatnio jest mały zastój w moich ulubionych seriach – to stwierdziłam, że może warto sięgnąć po coś stosunkowo świeżego na rynku wydawniczym. • Jakie moje było pierwsze spotkanie z Max’em Czornyj’em? • Czy kolejny debiut, po który sięgnęłam w ostatnich dwóch latach okazał się być strzałem w dziesiątkę, czy wręcz przeciwnie? • Niebawem zdradzę wam wszystkie sekrety… • W Lublinie dochodzi do serii zaginięć. Ktoś porywa kobiety, a ich rodziny otrzymują tajemnicze listy. Do sprawy zostaje przydzielony wybuchowy komisarz Eryk Deryło. • Gdy znalezione zostają pierwsze zwłoki, na miasto pada strach, a presja wywierana na lubelską policję rośnie. • Tropy mnożą się i plączą. Krąg podejrzanych się poszerza. • Strach przeradza się w panikę. Ciało kobiety zostało okrutnie zbezczeszczone, z rozmysłem upozowane i porzucone na jednym z lubelskich cmentarzy. Morderca przez cały czas znajduje się o krok przed ścigającą go policją. • Do sprawy włącza się Miłosz Tracz, profiler mający za zadanie przygotować portret psychologiczny sprawcy. • „Grzech” to niesamowite połączenie kryminału, dobrego psychologicznego thrillera oraz dobrze skrojonego horroru. Ten debiut z pewnością zasługuje na Waszą uwagę – jeśli odnajdujecie się w takich gatunkach literackich i lubicie przyśpieszone tętno podczas lektury. • Powieść jest napisana lekkim językiem, bez zbędnego lania wody, choć nie brakuje opisów mających za zadanie uzupełnienie pewnych kwestii lub lepsze poznanie bohaterów. Akcja toczy się wartko, pędzi do przodu nieubłaganie, co z kolei powoduje niemożność oderwania się od lektury. • Chora gra podjęta przez mordercę i porywacza jest dobrze przez niego zaplanowana, dzięki czemu jest on dwa kroki dalej przed policją. • Czytelnik ma możliwość śledzenia i uczestniczenia w fabule zarówno z perspektywy stróżów prawa, idąc z nimi ramię w ramię podejmuje próby poskładania wszystkich faktów w spójną całość oraz zbierania coraz to mnożących się nowych dowodów w sprawie. Uczestniczy również w powieści poznając punkt widzenia od strony chorego umysłu sprawcy, który jest w moim odczuciu prawdziwym mistrzem manipulacji i perswazji. • Max Czornyj uderzył mocno i mrocznie w rynek wydawniczy i przypuszczam, że nie spocznie na laurach, będzie jeszcze nie raz zaskakiwał swoim stylem oraz talentem do tworzenia niewyobrażalnie wciągających historii, które będą krążyć gdzieś nad granicami obłędu i szaleństwa. • „Grzech” jak dla mnie ma tylko dwa minusy – spokoju nie dają mi dwa wątki: jeden dotyczący Roberta Wolskiego i jego zachowania, przed zaginięciem żony, oraz dziwnego zachowania profilera Miłosza Tracza, gdy stara się powiązać fakty dotyczące motywów działania mordercy. Czytałam te fragmenty dwa razy i nie wiem, co o tym sądzić, bo nagle się urywają i nie za bardzo potrafię się do nich odnieść...Być może autor nawiąże do nich w kolejnej części i wówczas wszystko nabierze innego wymiaru. • Powieść ściele się trupem – to fakt, jednakże muszę przyznać autorowi duży plus, za to, że makabryczność działań psychopaty nie jest przedstawiona „tu i teraz”. Owszem mamy do czynienia z jego postępowaniem, widzimy bezpośrednio co robi, ale bardziej na zasadzie przewrotności jego skomplikowanego umysłu. Autor świetnie zastosował w tym względzie wszelkie możliwości manipulacji językowej. Czornyj nie mówi wprost – nie widzimy okrucieństwa mordercy, ale styl i dobór słownictwa, jaki zastosował w tych fragmentach mocno odziałuje na psychikę i wyobraźnię czytelnika, staje się on bowiem świadomy tego, co się może stać, strach i ból porwanych kobiet jest współodczuwalny i wyziera ze stron powieści zastygając w niemym krzyku. • To niezaprzeczalnie wbija w fotel i nie pozwala oderwać się od powieści. Wiedziona ciekawością co dalej dotarłam do ostatnich stron książki z nadzieją na wyjaśnienie choćby kilku kwestii...jednak autor nie dał mi wytchnienia... • Koniec „Grzechu” okazał się być dopiero początkiem! • Mam milion pytań w głowie, które pozostało bez odpowiedzi. Cały ogrom emocji, które nagromadziły się we mnie, a nie znalazły ujścia. • Jednym słowem Max Czornyj swoją powieścią rozbudził mój apetyt i bez skrupułów pozostawił mnie na głodzie. • Jeśli lubicie dobrą akcję z dreszczem strachu przebiegającym po karku, mnóstwo tajemnicy i nierozwikłanych wątków, które są dopiero początkiem wielkiej niewiadomej...to jest to książka idealna dla Was. • Ja z pewnością sięgnę po kolejną część serii...chociaż tak naprawdę nie potrafię przewidzieć co ona mi przyniesie. • Mam tylko nadzieję, że autor na świetnym debiucie nie zakończy swojej kreatywności w budowaniu napięcia, sterowaniu czytelnikiem wedle własnych zasad oraz potęgowaniu irracjonalnego strachu, który odczuwałam podczas czytania tej powieści.
  • [awatar]
    PrzeCzytajka
    „Nieodnaleziona” Remgiusza Mroza to kolejna w jego literackim dorobku powieść. Wszystkich nie czytałam, ale uwielbiam serię prawniczych kryminałów jego autorstwa. W międzyczasie próbowałam przeczytać inną jego serię z komisarzem Forstem – jednak po trzech tomach odpadłam, nie wspominając o „Czarnej Madonnie”, która w zeszłym roku wkroczyła na rynek wydawniczy z wielką pompą owianą tajemnicą, a którą to porzuciłam niestety po dwóch rozdziałach. Widocznie sięgnęłam po nią w nieodpowiednim dla siebie momencie. • Jednak wydana w tym roku „Nieodnaleziona” zwróciła moją uwagę. • Czy trafiła w mój gust i czy nie poległam podczas jej czytania, dowiecie się w dalszej części recenzji. • Gdybym oświadczył jej się chwilę wcześniej, nigdy by do tego nie doszło. Nie napadnięto by nas, ja nie trafiłbym do szpitala, a ona nie zniknęłaby na zawsze z mojego życia. • Dziesięć lat po zaginięciu narzeczonej, Damian Werner jest pewien, że nigdy więcej jej nie zobaczy. Pewnego dnia trafia jednak niespodziewanie na ślad ukochanej – ktoś zamieszcza jej zdjęcie na jednym z profili spotted, szukając dziewczyny. • Werner jest gotów przyjąć, że to przypadkowe podobieństwo, spotter wgrywa jednak drugie zdjęcie. Zdjęcie, które zrobił jej sam Werner na kilka dni przed zaginięciem – i którego nikomu od tamtej pory nie pokazał. • Kto szuka dziewczyny? I czy to naprawdę ona pojawiła się po dziesięciu latach? • Damian znał swoją narzeczoną od dziecka, spędzali ze sobą każdą chwilę. Szukając odpowiedzi na kolejne pytania, odkrywa jednak, że nie wiedział o niej wszystkiego... • „Nieodnaleziona” to thriller psychologiczny, który moim zdaniem napisany jest bardzo dobrze, rzekłabym, że wyśmienicie, który zafascynował mnie od pierwszych stron i wciągnął bezapelacyjnie w szalony wir zdarzeń. • Ten jeden dzień spędzony z Mrozem przyniósł mi ogromną dawkę adrenaliny. • Czy może być coś lepszego? • Czy książka, która w upalny dzień powoduje gęsią skórkę na rękach może być zła? • Moim zdaniem „Nieodnaleziona” to poza prawniczą serią Remigiusza – jest jego jedną z lepszych powieści. Z pewnością warto zwrócić na nią uwagę i poświęcić czas na jej czytanie. • „Nieodnaleziona” porusza społeczny problem przemocy wobec kobiet. Mróz obrazowo przedstawia okrucieństwo fizyczne jakiego doświadczają setki kobiet w naszym kraju. Nie zapomina jednak, że przemoc to również psychiczne znęcanie się nad słabszym, zastraszanie, uzależnianie od siebie, odcinanie kontaktów, tak by ofiara skazana była tylko i wyłącznie na swojego kata. • Mróz świetnie sobie poradził z tym tematem – aczkolwiek (w moim odczuciu bohaterka jego powieści, próbująca wyzwolić się spod jarzma przemocy, została przedstawiona nie do końca autentycznie). Jest to oczywiście tylko i wyłącznie moje subiektywne odczucie – możecie się z tym nie zgodzić i macie do tego prawo. • Z moich prywatnych obserwacji wiem, że znaczny procent kobiet, które każdego dnia doświadczają przemocy fizycznej i psychicznego nękania, nie posiada tak szerokiej wiedzy informatycznej jaką ma Kasandra. Owszem – są wyjątki – i mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej mogą się wyplątać z patowej sytuacji, Jednakże biorąc pod uwagę, że akcja rozgrywa się w Polsce i realia są również typowe dla naszego kraju, to niestety z żalem muszę stwierdzić, że w moim odczuciu mało jest takich kobiet, które aż tak byłyby w stanie operować wiedzą i doświadczeniem informatycznym, a jeśli już potrafiłby to zrobić, to uważam, że mogłyby wyplątać się z toksycznego związku w o wiele łatwiejszy i prostszy sposób aniżeli bohaterka wykreowana przez autora. • Niemniej jednak – powieść jako całość – wywarła na mnie pozytywne wrażenie, w przeciwnym wypadku nie pochłonęłabym jej w jeden dzień. • „Nieodnaleziona” trzyma w napięciu, gwarantuje sporo emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Fabuła jest skomplikowana i kluczy po bezdrożach kolejnych stron, by w którymś momencie się zacieśnić. Plastyczny styl autora i sposób kreowania poszczególnych sytuacji, daje bardzo do myślenia. Zakończenie również jest mocno zaskakujące – powiem szczerze, że tego się nie spodziewałam. • Muszę pochwalić autora również za obrazowe i odważne opisy przemocy domowej. W naszej rodzimej literaturze mało jest tych odważnych – mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. • A szkoda! Bo akurat to zjawisko pretenduje to grupy tych najbardziej powszechnych, ale i do tych najbardziej niszowych, upychanych nadal wśród czterech ścian, gdzie rozgrywa się dramat. • Może dzięki właśnie takiemu obrazowemu przedstawieniu sprawy (chociaż włos się od tego na głowie jeży) – ktoś kiedyś podniesie słuchawkę, kiedy za ścianą usłyszy odgłosy domowej przemocy. I nie pozostanie obojętny. • „Nieodnaleziona” jest powieścią, po którą warto sięgnąć i nie trzeba być „mrozomaniakiem”, by dostrzec w niej ogrom potencjału i dobrej idei, którą autor chciał przekazać czytelnikom. • Zachęcam Was zatem do sięgnięcia po nią i naocznego przekonania się, o tym że autor potrafi zmrozić krew w żyłach.
Ostatnio ocenione
1
...
6 7 8
...
26
  • W cieniu tamtych dni
    Majcher, Magdalena
  • Obca w świecie singli
    Mirek, Krystyna
  • Kruchy fundament
    Sęk, Barbara
  • Wiedźma duszona w winie
    Obuch, Marta
  • Kropla nadziei
    Michalak, Katarzyna
  • Bosonoga bogini
    Czarkowska, Iwona
monia2066
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo