Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
majuskula
Najnowsze recenzje
1
...
20 21 22
...
45
  • [awatar]
    majuskula
    Kara śmierci od lat budzi ogromne kontrowersje. Najczęściej myśli się o niej w kategorii sprawców przestępstw, a zapominamy o tych, którzy ewentualny wyrok mieliby wykonać — o katach, osobach legalnie zabijających. Jakie konsekwencje niesie za sobą ten zawód? • Od dawna interesuję się tematyką tak zwanej „true crime”, czyli polskiej „prawdziwej zbrodni”. Jak można się domyślić, dotyczy ona wszystkiego, co związane z szeroko pojętą kryminologią, z różnymi jej obliczami. To niezwykle rozległy zakres pewnych zjawisk, od strony naukowej, ale też kulturowej. Bardzo ciekawią mnie książki poruszające kwestie morderstw, a naprawdę ucieszyłam się, gdy uzyskałam sposobność przeczytania publikacji skupionej na zawodzie ciężkim, acz dość fascynującym, zwłaszcza z perspektywy czysto historycznej. Przedstawiam postać Johna Ellisa, zmarłego ponad osiemdziesiąt pięć lat temu, lecz opowiadającego nam „zza grobu” o swojej pracy. Ellis, urodzony w Anglii, jako młody człowiek zgłosił się do szkolenia w więzieniu Newgate — tym samym został katem. Przekazał wspomnienia, będące świetnym zbiorem anegdot (niezbyt zabawnych, to chyba kiepski dobór słowa) z czasów pełnionej przez niego służby. A działo się wtedy sporo, więc lektura mocno wciąga. • Muszę nadmienić, że abstrahując od jego zawodu, życiorys Ellisa frapuje. Imał się różnych zajęć, lubił próbować nowych rzeczy, wysoko stawiał poprzeczkę. Zawsze dawał z siebie maksimum. Będąc katem starał się usprawnić działania systemu, czym nie przysporzył sobie sympatii wspó­łpra­cown­ików­. Na niektórych składał skargi, inni wręcz chcieli go pobić. A wszystko dlatego, bo dostrzegał w więźniach ludzi i rozumiał, iż kara śmierci bywała nieadekwatna do popełnionego czynu. Pragnął, aby jak najmniej cierpieli w momencie śmierci, a takie postępowanie nie należało do mile widzianych. Do każdej egzekucji podchodził fachowo, co wymagało czasu oraz energii. • W książce trudno szukać mrożących krew w żyłach historii, to bardziej skupienie na detalach. Zapoznajemy się z ostatnimi chwilami skazańców, oczami Ellisa obserwujemy ich zachowania, a te wyglądały różnie. Nie zawsze wiązały się z płaczem, krzykiem, próbą ucieczki. Zdarzali się więźniowie, którzy tuż przed śmiercią potrafili się bawić, z lekkością stawiać czoła temu, co ich miało czekać. Ogromnym plusem publikacji są zamieszczone w niej zdjęcia kryminalistów. Tym sposobem łatwiej jest się wczuć w te wszystkie sytuacje, lepiej zrozumieć przekazywane informacje. • Ta pozycja ma sporą wartość naukową, gdy patrzy się na nią wyłącznie poprzez pryzmat zdobywanej wiedzy. Jednak skłania też ku wielu przemyśleniom, dotyczącym, oczywiście, kary śmierci. Przyznaję, że sama nadal nie mam dokładnie określonej opinii, aczkolwiek naszła mnie refleksja, o której napisałam już wyżej: perspektywa rychłego zgonu powinna przerażać. Bazując na wspomnieniach Ellisa można stwierdzić, iż bywa zupełnie inaczej. Zastanawiam się, jak wzbudzić w przyszłych kryminalistach strach, skoro nie martwi ich nawet własne odejście? Wstrząsnęły mną opowieści o skazanych niewinnych ludziach, a poczucie nies­praw­iedl­iwoś­ci jeszcze podkreśla seans serialu „Taśmy winy”, gdzie przedstawiono tego typu historie — serdecznie polecam, jako dodatek do lektury. • „Dziennik kata” to świetna propozycja dla osób zain­tere­sowa­nych­ kryminologią, przeszłością silnie związaną z tera­źnie­jszo­ścią­. Wbrew pozorom, John Ellis w swoim memuarze poruszył zagadnienia istotne dla naszych czasów, nietracące na aktualności. Książkę czyta się niesamowicie szybko i z pewnością sięgnę po kolejne tomy z serii „Rozmowy z Katem”, bo drugi za mną. A już niedługo ją Wam zaprezentuję — jest równie ciekawa, dlatego mam nadzieję, że wkrótce ukażą się następne publikacje. Trzymam kciuki za powodzenie całego przedsięwzięcia!
  • [awatar]
    majuskula
    Piękne dziewczyny, które łamią serca. Przyjaciele, którzy potrafią pocieszyć przy kieliszku wódki. A w tle jazz, mogący uciszyć nawet najbardziej nieznośne myśli. Jednak wszystko się komplikuje, gdy w bliskim otoczeniu dochodzi do fatalnej w skutkach zbrodni… • Nie będę ukrywać, czekałam na tę książkę, która zauroczyła mnie, gdy przeczytałam jej zapowiedź. Było o niej naprawdę głośno, tuż przed samą premierą. Radio, telewizja, gazety — zewsząd widziałam, słyszałam zachęcające informacje. Dlatego dość wysoko postawiłam poprzeczkę, zwłaszcza ze względu na fakt, że uwielbiam lata sześćdziesiąte, nie tylko te najsłynniejsze, amerykańskie. Sądzę, iż Polska tamtych czasów zasługuje na uwagę z wielu powodów. Pojawiło się wtedy mnóstwo utalentowanych artystów, różnych dziedzin. Jednym z nich był Krzysztof Komeda. W tym roku wypadała pięćdziesiąta rocznica jego śmierci, właśnie ta data łączy się z premierą „Około północy”. Oczywiście, nieprzypadkowo. Lubię muzykę Komedy, trzymała się mnie duża ciekawość, jak Mariusz Czubaj wplecie tę historię w swoją książkę. Całość pozytywnie zaskakuje, ponieważ autor świetnie spoił ze sobą skoro wątków. A co najważniejsze, udało mu się zachować spójność. • To moja pierwsza styczność z twórczością Czubaja, więc ciężko stwierdzić, czy ta pozycja wypada lepiej od pozostałych. Ale z pewnością jestem w stanie uznać, że nie mamy do czynienia z klasycznym kryminałem. Zbrodnia, jako oś fabuły, majaczy gdzieś w oddali. Dlatego uważam, iż miłośnicy „historii z dreszczykiem” mogą poczuć się dość rozczarowani, co rozumiem, jeśli liczyli ma coś podobnego. Aczkolwiek spoglądanie na „Około północy” w szerszym spektrum prowadzi do innych wniosków. Trudno sklasyfikować tego typu powieści, są zbyt eklektyczne na konkretne ramy. Lecz w tym przypadku warto dać książce szansę, bo posiada wiele zalet. • Główny bohater, a jednocześnie narrator, to interesująca postać. Ktoś już słusznie zauważył, kojarzy się on z aktorami żywcem wyjętych z filmów noir, od początku lektury miałam przed oczami Humphreya Bogarta, jego długi płaszcz i kapelusz. Ciekawym zabiegiem okazało się wpasowanie w fabułę popularnych nazwisk, jak wspomniany Komeda, Hłasko, czy Cybulski. Ich śmierci, pozornie nieistotne dla samej akcji, są symbolem końca pewnej epoki. Trudnej, lecz równocześnie pięknej. Autor znakomicie oddał tę char­akte­ryst­yczn­ą atmosferę. Myślę, że wymaga to dużej dozy wrażliwości. • Mariusz Czubaj wykonał kawał świetnej roboty, gdy chodzi o klimat właśnie. Zaimponował mi ogromem zdobytej wierszy, dbałością o detale. Perfekcyjnie odmalował otoczenie, przytaczając popularne ówcześnie marki, stroje, utwory muzyczne. Przyjemnie w trakcie czytania włączyć sobie „Astigmatic”. Tego typu książki potrzebują odpowiedniego nastroju, wtedy tylko zyskują. Zwłaszcza wątek obyczajowy, życiorys głównego bohatera, z którego nie chcę za wiele zdradzać — ale wzrusza i fascynuje. Sam sposób prowadzenia powieści jest płynny, wciągający. Lektura na dwa wieczory, choć już na końcu człowiek żałuje, że pora odłożyć egzemplarz. Będę do niego wracać, ponieważ naprawdę spodobał mi się styl autora. Sądzę, iż nadal mogę dużo z tej publikacji wynieść. • „Około północy” prezentuje się bardzo oryginalnie na naszym rodzimym rynku wydawniczym. Fabuła zasługuje na jak największe uznanie. Owszem, już pisałam wyżej, książce daleko do kryminału, takiego wprost z definicji. Niemniej jednak ta obyczajowa strona całości wypada na tyle dobrze, że warto samemu zapoznać się z powieścią. Rekomenduję sympatykom muzyki jazzowej, chcącym poczytać o czymś zgodnym z ich zain­tere­sowa­niam­i. Ukłony dla autora, jeszcze raz gratuluję wspaniale napisanej historii, trzymając kciuki za kolejne (niewątpliwe) sukcesy.
  • [awatar]
    majuskula
    Śnieg zasypuje sekrety, ale nie jest w stanie ukryć kiełkującego zła. Kto stoi za brutalnym morderstwem? Czy sprawca zostanie schwytany? Jednak czasami wydaje się, że nawet magia może być bezużyteczna, gdy przychodzi stawić czoła przeszłości… • Niejednokrotnie wspomniałam, ciągle „zaprzyjaźniam” się z tak rozległym gatunkiem, jakim jest fantasy. Ostatnio trochę od niego odpoczęłam, ale stwierdziłam, że pora wyruszyć w dalszą podróż. Tym bardziej, iż uzyskałam możliwość przeczytania pierwszego tomu z cyklu „Tajemnica Askiru”. Zanim zapoznałam się z samym opisem, to przyznaję — wydawało mi się, że trafię na dość schematyczną fabułę. Odległe krainy, magiczne przedmioty, walka dobra ze złem. Chyba wszyscy znamy podobne historie. Aczkolwiek spotkała mnie pewna niespodzianka, a jest nią po prostu oryginalność. Autor, Richard Schwartz, pochodzi z Niemiec, już to okazało się zaskoczeniem, bowiem zaczęłam przyzwyczajać się do pisarzy amerykańskich, czasem szwedzkich, jakby inni nie istnieli. Wyłączając paru świetnych polskich twórców. Do tego nadeszło jeszcze kilka osobliwych cech, o których opowiem za chwilę. „Tajemnica Askiru” od początku sprawiała bardzo pozytywne wrażenie, ciężko temu zaprzeczyć. • Mocno zaintrygował mnie char­akte­ryst­yczn­y dla tej książki „duszny” klimat, niepokojący, wypadający naprawdę realistycznie. A wszystko za pomocą miejsca akcji, czyli karczmy, gdzie dochodzi do specyficznej zbrodni. Kto maczał w niej palce? Bohaterowie zostają tam uwięzieni, za sprawą ciągle powiększającej się śnieżycy. Łatwo się w nich wczuć, gdy oczekują na poprawę sytuacji. Całość z każdą kartką staje się dosłownie klau­stro­fobi­czna­, powieść idealna do poczytania w nocy. Aż żałuję, że nie sięgnęłam po nią po raz pierwszy zimą, efekt mógłby być jeszcze lepszy. Niemniej jednak, nawet w upalne lato robi wrażenie. Ukłony dla autora za umiejętność znakomitego przedstawienia otoczenia. • Schwartz pisze w sposób lekki, dość prosty, bez zabawy w nazbyt kwieciste określenia. Pasuje mi to do ogólnego zarysu fabuły. Poznajemy całą gamę magicznych stworzeń: wilkołaka, krasnoluda, elfkę. Wszyscy zostali ciekawie wykreowani, zwłaszcza narrator historii, Havald, postać dla nas tajemnicza, lecz również fascynująca. Mimo oglądania świata jego oczami nieustannie czuć, że kryje w sobie mnóstwo sekretów. Cykl liczy siedem tomów, w Polsce wydano do tej pory trzy, więc myślę, iż największe zaskoczenia wciąż są przed nami! Aż trudno się ich doczekać. • Powieść ma kilka oblicz. Naturalnie, zgodnie z moimi wcześniejszymi słowami, jest przede wszystkim enigmatyczna. Jednak dialogi potrafią także rozbawić, bohaterowie dają się lubić, choć trzeba pamiętać, że w tej książce nic nie bywa oczywiste, a nasze przypuszczenia mogą okazać się zupełnie błędne. Historia wciągnęła mnie od pierwszych stron, pomimo gabarytów, trudno odłożyć egzemplarz. Widać, iż autor włożył w swoje dzieło naprawdę dużo pracy, dbając o każdy szczegół, za co należy mu się uznanie. Razem z postaciami przeżywamy ich rozterki, poznajemy ich zalety oraz wady, jakbyśmy sami spędzali z nimi czas w karczmie. Goszczący tam bandyci budzą zrozumiałą grozę — czy to oni stoją za morderstwem? • Richard Schwartz wpadł na dobry pomysł i wspaniale go zrealizował. Bardzo liczę, że kolejne tomy spod znaku „Tajemnicy Askiru” są równie świetne, zamierzam po nie w najbliższym czasie sięgnąć, oczekując polskich wydań czterech następnych części. To seria idealna nie tylko dla miłośników fantasy, ale też dla osób chcących rozpocząć przygodę z tym gatunkiem. Warto dać Schwartzowi szansę, mamy do czynienia z utalentowanym pisarzem. Jej oryginalność się broni, teraz rozumiem te wszystkie pozytywne opinie — nie były przesadzone.
  • [awatar]
    majuskula
    Pewne osoby mają talent do opisywania świata w taki sposób, że zawsze trafiają w sedno. Nie od razu da się z nimi zgodzić, ale po głębszej analizie widać ogromną błyskotliwość i intelekt — wówczas już ciągle szukamy ich opinii. • Manuelę Gretkowską bliżej „znam” (niestety, nie osobiście, stąd cudzysłów) od kilku lat. Próbuję sobie przypomnieć moment, gdy pierwszy raz sięgnęłam po jej książki. Jednak zawsze mi gdzieś majaczyła, czy to w gazetach, czy w telewizji. Wówczas byłam jeszcze młodziutka, za mało dojrzała, aby zainteresować się tą kobietą. Aczkolwiek po przeczytaniu słynnej „Polki” dosłownie natychmiast poszukałam reszty opublikowanych powieści, a Manuela stała się jedną z moich ukochanych polskich autorek. Ze względu na wiele czynników. Lubię ten styl pisania, bardzo bogaty w metafory, odnośniki do kultury. Lubię, że czasami potrzebuję paru dni do zrozumienia sensu jej wypowiedzi. To osoba, którą albo się kocha, albo nie cierpi. Nikogo nie pozostawia obojętnym. Ucieszyłam się widząc zapowiedź wywiadu stworzonego w formie książki. Szybko poczułam, iż mogę sporo z lektury wynieść. Na szczęście, miałam rację, warto było poczekać na tak dobrą pozycję. • W tej publikacji Manuela Gretkowska udowadnia, jak barwną jest osobowością. Miła odskocznia od jej powieści, które, już wspomniałam, uwielbiam, po prostu czułam pewien niedosyt po czytaniu wrzucanych na Facebooka felietonów. Przejrzenie ich zajmowało mi kilka chwil, a chciałam więcej i więcej. Podobnie rzecz miała się z wywiadami. Początkowo, mimo entuzjazmu, trzymały się mnie nieco mieszane uczucia. Patrycja Pustkowiak, pisarka oraz dziennikarka, podjęła się trudnego zadania. Niełatwo przeprowadza się tak specyficzne rozmowy, trafia z adekwatnymi spostrzeżeniami. Ale, już po lekturze, przyznaję — obie, i Manuela, i Patrycja, świetnie uzupełniają swe pytania i odpowiedzi. Całość wypada naprawdę płynnie. • Gretkowska po raz kolejny pokazuje swój talent do obserwacji otoczenia. Sięga do rozmaitych tematów, nie tylko bieżących. Przybliża też, między innymi, dzieciństwo, informacje o nim nie są mi obce, lecz dobrze było sobie wszystko odświeżyć. Jednak ludzie chcący lepiej poznać życiorys Manueli będą zdecydowanie zadowoleni. Dużo w tym retrospekcji, opowiadań o rodzinie, dorastaniu na łódzkich Bałutach. Ale to wyłącznie fragment całej historii, bowiem ważną rolę gra także teraźniejszość, zwłaszcza od strony politycznej. Pisarka od lat interesuje się życiem społecznym, co wyraża na paru różnych płaszczyznach. • Wielu może się ze mną nie zgodzić, aczkolwiek zawsze szanowałam tę mistyczną twarz Manueli, która nie boi się mówić o pewnych nadp­rzyr­odzo­nych­ zjawiskach, a bywała ich świadkiem. Opowiedziała o nich Patrycji Pustkowiak, pełno osób początkowo popuka się w głowę, lecz warto na chwilę skupić się na tych słowach. Jak dla mnie, Gretkowska odznaczyła się sporą odwagą, nie wstydzi się własnych przekonań, co zachęca do wzięcia z niej przykładu. Jeśli zdecydujecie się na egzemplarz papierowy, to należy zaopatrzyć się w ołówek, ponieważ świetne cytaty gonią jeszcze lepsze. Jest ich całe mnóstwo, ważnych przesłań. Dobrze je zaznaczyć, by móc za każdym razem wracać. • „Trudno z miłości się podnieść” to pozycja skierowana przede wszystkim do sympatyków twórczości Manueli Gretkowskiej, lecz po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że może spodobać się też tym, którzy chcieliby przybliżyć sobie sylwetkę pisarki. Jej przeciwnicy zapewne znajdą na kartach książki kolejne argumenty, aby utwierdzić się w antypatii, natomiast fani dalej będą ją uwielbiać. Warto samemu sięgnąć, wyrobić zdanie, a nawet podzielić się nim z innymi. Zawsze pamiętając o wzajemnym szacunku, pomimo dzielących nas różnic — to ważne.
  • [awatar]
    majuskula
    Życie w rodzinie królewskiej nie zawsze oznacza, że wystawne bale, piękne klejnoty i dworskie ploteczki będą trwały wiecznie. Zdarza się, iż wszystko pryska niczym bańka mydlana — wówczas należy szykować się na nowe życie, co może być trudne… • To wielka radość, gdy trafia się na nowości wydawnicze w pełni zgodne z naszymi zain­tere­sowa­niam­i. Dlatego naprawdę ucieszyłam się widząc zapowiedź książki poświęconej Marii Fiodorownej, matce cara Mikołaja II. Dynastia Romanowów zaciekawiła mnie dokładnie dwadzieścia dwa lata temu. Dobrze pamiętam początek mojej pasji — obejrzałam wówczas film animowany o Anastazji, ale pragnę zaznaczyć, że była to wersja wydana wyłącznie na kasetach wideo. Może ktoś z Was kojarzy właśnie tę konkretną ekranizację tragicznej historii. I od tamtej chwili staram się poszerzać moją wiedzę dotyczącą rodziny carskiej, choć, przyznaję, troszkę się zaniedbałam. Świetnie, iż nadarzyła się okazja do przeczytania powieści autorstwa C.W. Gortnera. Tym sposobem odświeżyłam dawne hobby i mam nadzieję do niego wrócić na stałe. Tyle z moich prywatnych zwierzeń, pora na skupienie się na książce. A jest znakomita, nie można zaprzeczyć. • Maria Fiodorowna zawsze wydawała mi się trochę „szarą eminencją”. Jej rola była niez­aprz­ecza­lnie­ olbrzymia, aczkolwiek zazwyczaj ludzie skupiają się głównie na Mikołaju, Aleksandrze i ich dzieciach. A szkoda, bo Minny (jak nazywali ją bliscy) to postać fascynująca. Ciekawiło mnie, czy Gortner zdoła na kartach swej powieści ukazać jej cechy charakteru, specyficzną osobowość. Wyszedł z tej próby obronną ręką, przedstawiając różne etapy życia Marii. Począwszy od bycia krnąbrną nastolatką, poprzez mieszkanie w Rosji, skończywszy na walce o byt. Równocześnie obserwujemy też dzieje Europy, mocno skonfliktowanej „dzięki” najp­otęż­niej­szym­ władcom. To nie lada gratka dla każdego miłośnika nauk o minionych czasach. • Myślę, że autorowi należą się gratulacje za jego konsekwencję w odzw­ierc­iedl­aniu­ prawdy. Oczywiście, to zbeletryzowana biografia, lecz wstawki fikcyjne są na tyle nikłe, iż bez problemu można je przemilczeć. Doskonale rozumiem, w pewnych momentach po prostu trzeba nagiąć historię, w końcu nie mamy do czynienia z monografią. Aczkolwiek na uwagę zasługuje spostrzeżenie — Gortner się przyłożył, zminimalizował ten zabieg, co doceniam. Ale również od początku miałam wobec niego spore wymagania, gdyż powieść o Marlenie Dietrich bardzo wysoko postawiła poprzeczkę. • Nadal podoba mi się styl pisania, znany ze wspomnianej „Marleny”. Piękne przybliżenie otoczenia, zwłaszcza malowniczego Sankt Petersburga. Aż znowu poczułam chęć, aby się tam wybrać, mimo naturalnych zmian spowodowanych upływem czasu. Niemniej jednak, w trakcie czytania, przed oczami stawał mi Pałac Zimowy wraz z jego mieszkańcami. Patrzenie z perspektywy Marii tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że losy Romanowów są tak ciekawe, że warto do nich wracać. Autor nie pokusił się o stworzenie bajkowej laurki, gdzie wszyscy są kompletnie niewinni oraz krystaliczni. Wypunktował słabości tej rodziny i ich znajomych, dzięki czemu łatwiej jest zrozumieć smutny koniec, a równocześnie współczuć… • Jeśli lubicie historię, lecz niekoniecznie przepadacie za opasłymi tomami, wypełnionymi wyłącznie datami, wówczas z pewnością musicie sięgnąć po tę pozycję. Przystępna, wciągająca, idealna na upalne dni, gdy potrzebujemy odpoczynku, a nie chcemy sięgać po zupełnie lekkie fabuły. Christopher Gortner po raz kolejny pokazał klasę, mam nadzieję, że wkrótce nadrobię zaległości i przeczytam inne jego książki, za co zabieram się od kilku miesięcy. Czekam też na informację o nowych — czuję, iż będą świetne! Trzymam za to kciuki.
Planowane i pożądane pozycje
Brak pozycji
CheshireCat
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo