Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
agnesto
Najnowsze recenzje
1
...
34 35 36
...
112
  • [awatar]
    agnesto
    Trudna i smutna jednocześnie jest ta powieść. Ale dlatego, że jest prawdziwa. Ona, wieśniaczka, uważana za dziwną, stara już, czekająca na śmierć. On, młody, obecnie bez weny twórczej reżyser teatralny. Osoba dziarsko prąca przez życie bez zadumy nad nim, bez hamulca, bez sumienia. Całkowite przeciwieństwo starowinki Sońki. I właśnie te dwie osoby stawia na swojej drodze Najwyższy. Jemu psuje się auto, ona przechodzi obok i widzi go, jak w furii krzyczy do trzymanej słuchawki. Nikt nie może mu teraz pomóc, kumple nie dają rady, bo jest coś ważniejszego, bo coś innego...mechanik, ten też odpada... Zostaje mu... Sońka. A ta oferuje nocleg. Lecz co on u niej? W tej biedzie? W tym zatęchłym domu? On elegant? On miastowy? Absurd... pierwsze myślenie idzie znanym nam torem, lecz co robić, gdy człowiek nagle tkwi w samym środku wsi, nie ma samochodu, telefon nie łapie zasięgu, a w podorędziu zostaje staruszka? I przekracza progi jej domu, i słucha jej opowieści o życiu, o młodości, o miłości jedynej... Słucha wszystkiego tego, co było, co już nie przyjdzie, co odeszło bezpowrotnie zostawiając po sobie tylko ją. Ją, która w osobie Igora widzi powiernika swego życia, a raczej jego końca. Mówi mu wszystko, by zrzucić ten ciężar noszony od lat i by to swoje czekanie na śmierć wreszcie zakończyć. Igor jest dla niej niemalże Białym Panem z Nieba, który zakończy jej zbyt długie już życie. Opowiadając mu o sobie, Sońka daje mu jednocześnie nadzieję na sztukę teatralną. Brzmi śmiesznie? Może, ale Igor pochłonięty słuchaniem już widzi życie Sońki wystawiane na scenach teatru. Już widzi siebie w panteonie sław. Już widzi sztukę, na którą bilety sprzedadzą się na pniu. Ale zanim to się stanie, siedzi przy starym stole, słucha starej kobiety i ... wchodząc w jej życie, wchodzi i w swoje. Swoje jałowe, inne, jakby prostsze. Ten stół, ten dom, ta wieś... To wszystko otwiera mu oczy na samego siebie. • Tej książki nie sposób przeczytać szybko. Szybkość niweluje wiele detali. Wiele umyka, zatraca się, gubi jakoś niedorzecznie. Tą książkę trzeba smakować powoli. I choć jest niewielka, to jednak jej treść i głębia sprawiają, że nie zostaje obojętna dla czytelnika. A co w niej najlepsze, zmusza do powrotu. Zakorzenia się powoli w umyśle, nie pozwala o sobie zapomnieć i permanentnie odnosi się wrażenie, że ponowne sięgnięcie odkryje coś nowego. Że inaczej ją odbierzemy. Że - tak - będzie boleć. Każde zdanie będzie ranić. Smutek z kart rozleje się w nas... ponownie... Ale to jest taka powieść, która żyje nawet po zamknięciu ostatniej strony.
  • [awatar]
    agnesto
    Trudna i smutna jednocześnie jest ta powieść. Ale dlatego, że jest prawdziwa. Ona, wieśniaczka, uważana za dziwną, stara już, czekająca na śmierć. On, młody, obecnie bez weny twórczej reżyser teatralny. Osoba dziarsko prąca przez życie bez zadumy nad nim, bez hamulca, bez sumienia. Całkowite przeciwieństwo starowinki Sońki. I właśnie te dwie osoby stawia na swojej drodze Najwyższy. Jemu psuje się auto, ona przechodzi obok i widzi go, jak w furii krzyczy do trzymanej słuchawki. Nikt nie może mu teraz pomóc, kumple nie dają rady, bo jest coś ważniejszego, bo coś innego...mechanik, ten też odpada... Zostaje mu... Sońka. A ta oferuje nocleg. Lecz co on u niej? W tej biedzie? W tym zatęchłym domu? On elegant? On miastowy? Absurd... pierwsze myślenie idzie znanym nam torem, lecz co robić, gdy człowiek nagle tkwi w samym środku wsi, nie ma samochodu, telefon nie łapie zasięgu, a w podorędziu zostaje staruszka? I przekracza progi jej domu, i słucha jej opowieści o życiu, o młodości, o miłości jedynej... Słucha wszystkiego tego, co było, co już nie przyjdzie, co odeszło bezpowrotnie zostawiając po sobie tylko ją. Ją, która w osobie Igora widzi powiernika swego życia, a raczej jego końca. Mówi mu wszystko, by zrzucić ten ciężar noszony od lat i by to swoje czekanie na śmierć wreszcie zakończyć. Igor jest dla niej niemalże Białym Panem z Nieba, który zakończy jej zbyt długie już życie. Opowiadając mu o sobie, Sońka daje mu jednocześnie nadzieję na sztukę teatralną. Brzmi śmiesznie? Może, ale Igor pochłonięty słuchaniem już widzi życie Sońki wystawiane na scenach teatru. Już widzi siebie w panteonie sław. Już widzi sztukę, na którą bilety sprzedadzą się na pniu. Ale zanim to się stanie, siedzi przy starym stole, słucha starej kobiety i ... wchodząc w jej życie, wchodzi i w swoje. Swoje jałowe, inne, jakby prostsze. Ten stół, ten dom, ta wieś... To wszystko otwiera mu oczy na samego siebie. • Tej książki nie sposób przeczytać szybko. Szybkość niweluje wiele detali. Wiele umyka, zatraca się, gubi jakoś niedorzecznie. Tą książkę trzeba smakować powoli. I choć jest niewielka, to jednak jej treść i głębia sprawiają, że nie zostaje obojętna dla czytelnika. A co w niej najlepsze, zmusza do powrotu. Zakorzenia się powoli w umyśle, nie pozwala o sobie zapomnieć i permanentnie odnosi się wrażenie, że ponowne sięgnięcie odkryje coś nowego. Że inaczej ją odbierzemy. Że - tak - będzie boleć. Każde zdanie będzie ranić. Smutek z kart rozleje się w nas... ponownie... Ale to jest taka powieść, która żyje nawet po zamknięciu ostatniej strony.
  • [awatar]
    agnesto
    Bardzo lubię tą sagę. Jest wyjątkowa (nigdy nie używałam tego słowa do opisu powieści), ale tu śmiało tak mogę powiedzieć. • "Kochankowie" to piąta część sagi rodu Neshov. Cztery wcześniejsze tkwią we mnie do dziś, zakorzeniły się we mnie. Wiele scen ciągle do mnie powraca, dlatego po latach, gdy ukazała się piąta część moje oczekiwania były wysokie. Czy sprosta wcześniejszym? Czy nie będzie słabym dopiskiem do czegoś, co jest bardzo dobre? Czy nie będzie smętną, naciąganą fabułą wskazującą na to, że autorce bardziej zależało na zarobku niż na czytelnikach? • I co się okazało? • "Kochankowie" to powieść jakością i tekstem zbliżona do wcześniejszych tomów. Niezwykle wciągająca. Pełna tego, co miały poprzednie części, czyli jakiejś nienazwanej tajemniczości. Dobrze jest znać całą historię rodziny. Gdy Tormod wraz z żoną i synem prowadzi dom i hodowlę. Bo tu się wszystko zaczęło i tu się teraz kończy. Tormod po latach zostaje oddany do domu opieki. Tu odwiedza go jeden z synów, Margido, przedsiębiorca pogrzebowy, oraz wnuczka Torunn, która przejęła majątek po dziadkach. I wydawać by się mogło, że Tormod jest, jak zawsze, nikim znaczącym, a jednak... Tormod ma głębokie życie wewnętrzne. Ma także świadomość własnej starości i niedołężności ciała. Jego wszelkie upadki są dla niego ujmą i upokorzeniem. Słowa nie są w stenie zamazać skutków. Słowa nie stanowią wytłumaczenia. Opiekunowie widzą siniaki, opuchnięcia czy złamania, co stanowi potwierdzenie jego ułomności i demencji. • Ci, co go odwiedzają patrzą podobnie. Biorą efekty za oczywistość. Za następstwo upływu lat. Czy słusznie? • Prócz życia Margida i Torunn jest jeszcze Erlend i Krumme. Prowadzą swoje życie przy adoptowanych dzieciach, remontują nowo zakupioną willę, próbują razem sprostać każdemu kłopotowi. • I każdy żyłby w odrębnych zbiorach, gdyby nie nagłe wydarzenia, które ponownie skupiają rodzinę w Neshov. • Ragde ponownie stanęła na wysokości zadania. Po raz kolejny dała mi do rąk bardzo dobrą powieść. Powieść, która pochłania od pierwszych stron. Trudno się odizolować mentalnie od bohaterów. Trudno otrząsnąć się z historii, z fabuły, ze smutku. Bo ten miesza się w nas i osiada. Personalizujesz się niemalże z każdym z bohaterów. Nie jest możliwością przejście obok nich bez poczucia jakiejś bliskości, wprost zażyłości. I czasem chciałbyś złapać któregoś za rękę i przytulić, doradzić coś, albo tylko posiedzieć w ciszy. Jesteś nimi wszystkimi.
  • [awatar]
    agnesto
    Bardzo lubię tą sagę. Jest wyjątkowa (nigdy nie używałam tego słowa do opisu powieści), ale tu śmiało tak mogę powiedzieć. • "Kochankowie" to piąta część sagi rodu Neshov. Cztery wcześniejsze tkwią we mnie do dziś, zakorzeniły się we mnie. Wiele scen ciągle do mnie powraca, dlatego po latach, gdy ukazała się piąta część moje oczekiwania były wysokie. Czy sprosta wcześniejszym? Czy nie będzie słabym dopiskiem do czegoś, co jest bardzo dobre? Czy nie będzie smętną, naciąganą fabułą wskazującą na to, że autorce bardziej zależało na zarobku niż na czytelnikach? • I co się okazało? • "Kochankowie" to powieść jakością i tekstem zbliżona do wcześniejszych tomów. Niezwykle wciągająca. Pełna tego, co miały poprzednie części, czyli jakiejś nienazwanej tajemniczości. Dobrze jest znać całą historię rodziny. Gdy Tormod wraz z żoną i synem prowadzi dom i hodowlę. Bo tu się wszystko zaczęło i tu się teraz kończy. Tormod po latach zostaje oddany do domu opieki. Tu odwiedza go jeden z synów, Margido, przedsiębiorca pogrzebowy, oraz wnuczka Torunn, która przejęła majątek po dziadkach. I wydawać by się mogło, że Tormod jest, jak zawsze, nikim znaczącym, a jednak... Tormod ma głębokie życie wewnętrzne. Ma także świadomość własnej starości i niedołężności ciała. Jego wszelkie upadki są dla niego ujmą i upokorzeniem. Słowa nie są w stenie zamazać skutków. Słowa nie stanowią wytłumaczenia. Opiekunowie widzą siniaki, opuchnięcia czy złamania, co stanowi potwierdzenie jego ułomności i demencji. • Ci, co go odwiedzają patrzą podobnie. Biorą efekty za oczywistość. Za następstwo upływu lat. Czy słusznie? • Prócz życia Margida i Torunn jest jeszcze Erlend i Krumme. Prowadzą swoje życie przy adoptowanych dzieciach, remontują nowo zakupioną willę, próbują razem sprostać każdemu kłopotowi. • I każdy żyłby w odrębnych zbiorach, gdyby nie nagłe wydarzenia, które ponownie skupiają rodzinę w Neshov. • Ragde ponownie stanęła na wysokości zadania. Po raz kolejny dała mi do rąk bardzo dobrą powieść. Powieść, która pochłania od pierwszych stron. Trudno się odizolować mentalnie od bohaterów. Trudno otrząsnąć się z historii, z fabuły, ze smutku. Bo ten miesza się w nas i osiada. Personalizujesz się niemalże z każdym z bohaterów. Nie jest możliwością przejście obok nich bez poczucia jakiejś bliskości, wprost zażyłości. I czasem chciałbyś złapać któregoś za rękę i przytulić, doradzić coś, albo tylko posiedzieć w ciszy. Jesteś nimi wszystkimi.
  • [awatar]
    agnesto
    Wesołe? Zabawne? Komiczne? • Mogłaby użyć wszystkich dostępnych przymiotników lecz one i tak nie znajdą odbicia emocji, jakie wzbudzały owe felietony Mrożka. Spółdzielnia i jej prezes. A skoro spółdzielnia, to i misja. To i zadania do wykonania. A prezes swój chłop, czasem nawet sam czynnie włączał się w działania pracowników. A to noszenie kapelusza, a to szanowne przywitanie zacnych gości w progach, jak nie zakładu pracy, to w domowym zaciszu, które wraz z przybyciem ludzi ciche już nie było. Zwłaszcza, że jeden z pracowników stał za zasłoną z przygotowanymi workami do nadmuchania, które miał przebić dla efektu wybuchu szampana, którego prezes nie umiał otwierać, a który miał dać wystrzałowy efekt. A, że butelka francuska i nie dała się otworzyć, korek ani drgnął w kilku pod rząd i trzeba było wyciągnąć czystą, a worki... każdy dziurawy, pewnie też francuskie... to i prezes nie zawsze wszystko był w stanie przewidzieć. Ale było picie, było śmianie się, były czasem zaliczki, choć rzadziej, a szkoda, bo każdy dla dodatkowego grosza gotów był na wszystko. Nawet na narażanie swego zdrowia. Bo czyż poeci nie tworzyli w bólu? Poezji nie pisali wtedy najlepszej? Ach... gdzie te spółdzielnie sprzed lat?
Ostatnio ocenione
1
...
94 95 96 97 98
  • Atlas chmur
    Mitchell, David
  • A lasy wiecznie śpiewają
    Gulbranssen, Trygve
  • Wichrowe Wzgórza
    Brontë, Emily
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo