Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Zacznę przewrotnie, zabawnie, acz prawdziwie, własnym wierszykiem: • „Kot jest dobry, • kot jest zły, • kot ma czasem ostre kły. • Czasem kusi, • czasem zwodzi • i nikt nie wie o co chodzi. • Jest dziewczyną, • jest demonem, • ale zawsze ancymonem.” • Dodam szybko, ancymonem, na którego losie bardzo ludziom zależy. W szczególności Se-i, dziewczynce uczącej się w pobliskiej szkole oraz Hae-su, która została zwolniona z kliniki, w której jeszcze niedawno pracowała. Przez lata była kompetentną terapeutką. Doradzała pacjentom, próbowała powściągać ich emocje, nadać właściwy kierunek nastrojom, które w sobie nosili i być służyć pomocną dłonią. Miała programy na antenie i wypowiadała się jako fachowiec oraz ekspert - do czasu, gdy skoncentrowana na podsuniętym do odczytu skrypcie zapędza się w ocenę osoby, której nie zna, a którą wydaje się, że może postawić w złym świetle. Z tekstu wynika, że to lekkoduch, co więc stoi na przeszkodzie, by nie powiedzieć o nim prawdy? Jednak po kilku miesiącach od tej emisji, okazuje się, że dosadne słowa stały się przyczyną tragedii. Jednak dochodzi do ekstremalnie dziwnej sytuacji – odpowiedzialność spada na Hae-su. A gdzie reszta? W studiu było tak wielu ekspertów, którzy też dyskutowali na ten temat, padło wiele słów z wielu ust... Czy to jest tylko i wyłącznie wina Hae-su? Czy może stała się kozłem ofiarnym, bo ktoś musiał przecież nim zostać? • Odszedł od niej mąż, Tae-ju, z którym planowała kupiony dom postawić od nowa i przekształcić zapuszczony teren w przydomowy ogród. Planowali tak wiele, wspólnie, bo przecież przyszłość była przed nimi i czas na wszystko. Lecz jak się okazało nie było czasu na miłość. Na nic. Wszystko zostało bez zmian, na lata. Nic nie zrobili. Z sobą też. • „(...) Bezczynność też może być wyborem; czasem bywa ona trudniejsza niż wszelkie próby działania” tłumaczyła sobie. • Codzienność bez pracy zmieniła Hae-su o trzysta stopni. Trwała w pustce, w apatii i samotności... Pisała listy, których nie wysyłała, bo ciągle były nie takie, jak powinny być. Złe słowa, złe uczucia, złe intencje. I choć listy nigdy nie zostały nadane, to jednak pomagały Hae-su w oczyszczaniu myśli. Pomagały uchwycić emocje i żal do ludzi, którzy też byli w to zamieszani. Obwiniała tylko siebie, bo inni tak robili. Wzięła na siebie odpowiedzialność, koiła się i przepraszała, lecz wiele było niejasności w tym antenowym występie. • „Nie ma sensu pałać niechęcią do całego świata. Tylko głupcy tak robią”, a „czas nie płynie w linii prostej. Nie wszystkie przeżywane przez nas chwile biegną równolegle do osi przyczynowo-skutkowej”. • Aż pewnego dnia staje na jej drodze Se-i, dziewczynka. • Pojawiają się i koty, które zna dziecko - Rzepek i Czarna. • I nic już nie jest takie, jak wcześniej. Wszystko się zmienia. I ona, i dni i dziewczynka i ich otoczenia. Wystarczyło miauczenie kociąt, opieka nad nimi i ktoś o wiele młodszy u boku. • Życie zaczęło płynąć inaczej. • Chciałam uniknąć wnikania w fabułę. Analizy scen, czy osobowości bohaterów. Czytając czułam pewien rodzaju spokój. Czytałam o niesprawiedliwości, o niesłusznym linczu, o kobiecie poszukującej sensu i dziewczynce, której szkolna codzienność przypomina walkę. Obie są w pewnym stopniu ofiarami. Jak te dwa koty, które doglądają i które zbliżają je do siebie. • W „Dobrym uchu” Kim Hye-Jin świat ludzki miesza się ze zwierzęcym, zło z dobrem, a pokora z gniewem. Odnajdziesz tu mieszankę emocji, a wszystko co dotąd skrywałeś w sobie, wychodzi nagle powierzchnię - powoli i niespiesznie. Historia Hae-su otula cię i zaczynasz nią żyć. Zaczynasz współodczuwać. Stawiasz siebie w sytuacji głównej bohaterki. Stajesz się pogardzaną przez szkolne koleżanki Se-i. Grasz w dwa ognie, kupujesz saszetki z karmą dla kotów, siadasz w cieniu miłorzębu. Wszystko staje się bliskie, wręcz namacalne. • Czytasz – i co zaskakujące – nie oceniasz. Nikogo. Czytasz o kobiecie, która zmaga się z sobą, z własnymi myślami i z przeszłością, ale nie krytykujesz jej za nic. Ani za pokorę, ani za naiwność, ani za to, jak trywialnie wręcz weszła w kocie sfery. Wiesz, że wszystko jest po coś, że wszystko dzieje się nie bez powodu. Ufasz autorce i dajesz się ponieść. • Wnioski snujesz na końcu. Rozmyślasz, analizujesz, czasem nawet uśmiechasz się na myśl o przeczytanej właśnie historii. Losy bohaterów wnikają w ciebie. Oblewają ci duszę spokojem, wręcz melancholią. • Czujesz spokój i harmonię. • Czasem nawet słyszysz miauczenie kotów... • agakusiczyta
-
Marzenie – każdy jakieś ma. Każdy do niego dąży. • Marzenie – to cel, a wszystko, co robimy, by go osiągnąć, nadaje sens życiu i zwykłemu byciu. Droga ku marzeniu jest już w nas wytyczona, trudna, ale ciągle na horyzoncie. • Marzenie dodaje skrzydeł, buduje motywację. • Z marzeniem tak jest, ale… nie zawsze. Tadeusz Dołęga-Mostowicz w „Złotej Masce” kreśląc losy osiemnastoletniej Magdy z Warszawy udowadnia, że marzenie może być i radością i bólem jednocześnie. Że marzenie, to ogromna praca, to wiele wyrzeczeń, rozstań, to samotność pośród tłumu. I łzy, słone łzy ronione w ciemnym, obcym pokoju. Łzy, które palą policzki, potęgujące poczucie strachu i zagubienia. Strach mieszka w duszy i zimnem spowija ciało Magdy. Tkwi pomiędzy – pomiędzy marzeniem, a rzeczywistością, które nijak nie chcą się połączyć. • Marzenie może też omamić i przesłonić racjonalność. Marzenie może ranić bliskich i niszczyć, deptać okazywaną miłość i stać się samolubnym jedynakiem, egoistycznym celem samym w sobie. Moje marzenie nie musi być naszym. Twoje nie musi być moim. Ale i moje łzy nie są twoimi... • Lecz najlepiej zacząć od początku. • „Marzyć można samemu. We dwójkę można co najwyżej porozmawiać” ileż to prawdy w tym jednym zdaniu, ile głębi. Życie ciągle nas czegoś uczy, ciągle przekonuje nas o własnej racji i wyciąga na swoją powierzchnię, by się człowiek nie zatracił ani w majakach, ani w marzeniach. Bo chcąc przetrwać wszelkie zawirowania, burze i tragedie, człowiek musi stać na pewnym gruncie. Pewny grunt pod nogami pozwoli sięgać wysoko, a czy bohaterka, Magda trafiła na taki? • Magda jest córką rzeźnika, który prowadzi sklep. A córka Magda? - nie dla niej praca w tym miejscu, nie dla niej mięso i kasa do prowadzenia. Jej dusza wyrywa się zza krat codzienności. Świat na nią czeka – inny niż ten tu. W głowie pełno marzeń i to jedno – taniec. Taniec wskazuje drogę, nieznaną, trudną, ale jakże szczęśliwą. I Magda rusza. Bez rodziny, wyklęta przez ojca, pozbawiona domu i ciepła dorasta w szybkim czasie. Słono płaci za ten nowy, tak dziwny świat. Zdana na własne siły doświadcza upokorzeń, powszechnej wrogości i jadowitych szpilek ironii tych, którzy okazali się być fałszywymi sprzymierzeńcami. Trafia na niewłaściwych mężczyzn, poznaje gorycz zdrady i bezdomności. Tańczy w teatrze, na wymarzonej scenie, ale ten taniec nie smakuje tak, jak powinien. W gardle pali gorzkie uczucie niższości i nic nie układa się tak, jak powinno. Z tej strony obraz nijak ma się do tego, który oglądała zza kasy rzeźni. Ktoś podmienił płótno, ktoś ją oszukał stawiając przed oczy falsyfikat. • Tylko scena była prawdą. Tylko scena dawała ukojenie. • Gdy występowała, czuła się jakby nie była sobą, albo jakby właśnie wtedy była sobą najbardziej. Nic nie istniało poza sceną i nią na tej scenie. Oślepiające żarówki, pot na plecach, widownia, która siedzi, a której nie widać. I ona – tancerka. Ona – artystka. To dla niej tu przyszli... • Czy Magda chciała być w teatrze? - myślisz poznając jej losy. Czy chciała być w rewii? Chyba nie. Marzyła o innym, piękniejszym życiu, a teatr był jej po drodze. Sam fakt wyrwania z domu, bycia w tym miejscu swojego życia, było zapewne trudniejsze, lecz z pewnością piękniejsze. Życie nie było takie, jak wcześniej. Już przecież nie była tą samą Magdą ze sklepu mięsnego, która siedzi do południa przy kasie. • Pożegnalny marsz. Okręt podnosi kotwicę. • Żegnaj. • Żegnajcie... • „Złota Maska” jest historią o prawdziwym, acz słonym życiu. Wszystko ma znaczenie. Nawet własne korzenie, rodzice i to, kim jesteś dzięki nim. Autor szepcze ci do ucha - Doceń ojca i kochaj go, bo tylko jego masz. Zauważ siostrę i jej dobro. Przytul, gdy czujesz, że tego potrzebujesz. Szanuj pracę i pamiętaj o sobie. Ty jesteś ważna. • Tadeusz Dołęga-Mostowicz porusza delikatne struny kobiecości i wrażliwości w tobie. Gra na nich sentymentalną, acz smutną melodię. W tle słychać słowa chóru „Dawaj, a dostaniesz”. Świat z każdą kolejną stroną nabiera wyrazistszych kolorów, emocje coraz bardziej dochodzą do głosu. Wniosek nasuwa się sam - o życie trzeba dbać. • Po lekturze zastanawiasz się, czy warto za wszelką cenę dążyć za marzeniem? Zwłaszcza podszytego egoizmem? Co warte jest marzenie, które rani i rzuca w sidła samotności? Które zmusza do zamknięcia drzwi domu rodzinnego? Co jest warte takie marzenie? Pytania rodzą się w tobie, ewoluują. Szukasz złotego środka, który odnajdujesz ciągle w innym miejscu. • A Tadeusz Dołęga-Mostowicz – jakże on wspaniale pisze. Jak prowadzi po treści, po słowach i po malowniczym klimacie sprzed lat. Odradza się powojenny świat i ludzie wraz z nim. Wszystko w powieści żyje. Czujesz każde słowo na skórze, w uszach pobrzmiewa melodia tamtych lat. Tak niebywała książka stanowi nie dość, że hołd dla czasów, które odeszły, to swoim pięknem czaruje. • Takich książek nie ma wiele. • Taka książka to wyjątkowa perła o wartości nie do oszacowania. • agaKUSIczyta
-
On to wszystko zaplanował. • Sznur, szczury, kanały, kajdanki... • „To teatr... Właśnie oglądamy jego spektakl” - spektakl mordercy, którego ofiarami są kobiety mieszkające w Krakowie. To reżyseria i scenariusz obsesyjnie wręcz zafiksowanego tyrana, który z szyderczym uśmiechem prezentuje sztukę pod tytułem „Kajdany” i wystawia ją na deskach komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. A – żeby nie było nudno – zaprasza widza i do krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej. Tam, prócz niedowierzania zapewnia atrakcje wizualne i węchowe. Fetor ciał w różnym stopniu rozkładu nie każdy jest w stanie znieść. A ty? • „Kajdany” to sztuka nieprzewidywana, której końca nie sposób przewidzieć. Jako widz jesteś skazany na jej oglądanie i całkowite oddanie się reżyserowi. Teatr zamknął swe bramy po twoim wejściu – nie masz ucieczki. Zapłaciłeś za bilet, jesteś gościem – rozgość – szepcze Kowaliński. • Kurtyna idzie w górę. • Tak jest w książce, lecz by teatr „mógł się dziać” potrzebny był niezwykle pomysłowy autor, Bartłomiej Kowaliński. To od niego wszystko się zaczyna. Biorąc Kraków na warsztat literacki tworzy niebywałą wręcz fabułę, która nie dość, że często się zmienia, to jeszcze nic dokładnie nie wyjaśnia ani do niczego konkretnego nie zmierza. Śledztwo tkwi w martwym punkcie, a poszlaki nijak nie chcą się skomponować w spójny obraz. Na scenę wkracza prokurator, Agnieszka Sadowska oraz komisarz Sebastian Korczula. Dwie, diametralnie różne osoby, które wraz z ekipą dochodzeniową, szukają mordercy kobiet. Ciała nie rozkładają się proporcjonalnie do mijającego od czynu czasu. Zmasakrowane ciała, trudne do zidentyfikowania, brak wielu części czaszki, martwe zwłoki nikomu nie potrzebne. Truchła, które kiedyś były eleganckimi kobietami. • Śledztwo prowadzi najmroczniejszymi zakątkami Krakowa. Schodzisz na ciemnych piwnic, do wilgotnych, zatęchłych kanałów, szukasz śladów, gdzie ich pozornie nie ma, lecz czujesz, że są, bo sprawca musiał coś przeoczyć. A co najważniejsze, wraz z policjantami budujesz przypuszczalne motywy i przebieg wydarzeń. Lecz to tylko domysły, domniemane obrazy, które trzeba łączyć na wiele sposobów... • Czytasz i próbujesz zachować dystans. Próbujesz być zimnym obserwatorem, lecz w pewnym momencie, na pewnej stronie, twój upór puszcza i personalizujesz się z mundurowymi. Dochodzi do ciebie smród rozkładającego się ciała, mierzi cię widok larw jedzących zwłoki, boisz się iść przez rewitalizowany obecnie park w środku nocy. Czujesz sobą permanentne rozczarowanie, bo tak wiele robisz, a ciągle tkwisz w tym samym punkcie. • I choć początkowo byłeś zaledwie amatorem kryminalistyki z powieścią w dłoniach, to z czasem stajesz się coraz bardziej wtajemniczany w zagadnienia. Tworzysz profil mordercy, budujesz obraz wydarzeń, które mogły mieć miejsce i czuwasz. Bo morderca wraca i dobrze zna topografię miasta – to bardzo groźny przeciwnik. • Autor z idealną precyzją literackiego krawca stworzył treść „Kajdan”. Przemyślana fabuła, dialogi i bohaterowie – to wszystko współgra ze sobą i porywa w wir. Czytelnik nie może się oderwać. Krótkie rozdziały potęgują ciekawość, która z każdą stroną rośnie coraz bardziej – aż do książkowego finału. Zachwycasz się pomysłowością, drobiazgowością i dokładnym rozplanowaniem treści. W „Kajdanach” wszystko ma znaczenie, a każde słowo jest po coś. • Kowaliński zmusza do spostrzegawczości. Opisy w „Kajdanach” mają ogromne znaczenie – w końcu to one tworzą scenerię książki, tą nader mroczną i ciemną przestrzeń, w którą czytelniczo wchodzisz. Nie sposób zachować dystans. Każda z postaci to ktoś z krwi i kości, na pozór tak odległy, lecz za razem tak realny i dziwnie bliski. Czujesz ich zmagania, bezradne walenie głową o mur, ozy bojaźń o siebie. Tak pisze się tylko dobre kryminały, a „Kajdany” takie są. • Nic więcej nie trzeba chcieć. • agaKUSIczyta • mniej
-
Książkom, którym przydziela się status zwycięzcy podczas wręczania nagrody Pulitzera przysługuje specjalny przywilej. I tu się narażę wielu czytelnikom, ale co 3 książka to jakaś pomyłka. przykładem jest choćby ta - SPRZEDAWCZYK. dla mnie - mówiąc szczerze - stanowiąca kpinę z czytelnika. Bo sięgasz po nią i co? kompletne rozczarowanie już na 5 stronie. • bełkot o wszystkim i niczym • agaKUSIczyta
-
Czas zwalnia, jakby niewidzialna przestrzeń napierała na wskazówki zegara i blokowała im drogę po cyferblacie. Zmienia się atmosfera, zapachy i odczucia bycia człowiekiem. Nagle, przytłoczony całodziennym ciężarem i chaosem tego miejsca, które ujawniają się wieczorem, czujesz, że coś się z tobą dzieje. Nie chcesz tu być ani dnia dłużej, to nie twoje miejsce, nie twój świat. Nie chcesz tu być, ale gdzie indziej się podziejesz? Jak zostawisz rodziców na pastwę niczego i wszystkich zarazem? Jako jedyny syn musisz tu być, jak pies u smyczy. Na ojca nie możesz liczyć, na sąsiadów tym bardziej. Wszędzie leje się wódka, ludzie nie dbają ani o wygląd ani o siebie ani o miejsce, w którym osiedli. Tu wszystko jest nijakie, wszystko razi brzydotą. • Było nic, powstał PGR i jeden blok z głęboką piwnicą pod nim i długimi korytarzami w niej, ciągnącymi się, jak labirynt pod tymi, którzy śpią w łóżkach i jadają przy stołach patrząc w okna mieszkań. Cegła po cegle, rozebrano pałac i zaczęto budować bloki. Miało ich być trzy, a ledwo jeden stał niecały. Czekano na dostawę cegieł, bo wszystko utkwiło z mieszkańcami włącznie. Pegeeru nikt nigdy nie widział, bydła nikt nigdy nie hodował. Mają tu wprawdzie dyrektora, wielkiego Pana z czwartego piętra, którego nie wiadomo czy przesłała centrala, czy wypadł krowie spod ogona. Ale został. Jednak to miejsce i to Państwowe Gospodarstwo Rolne to abstrakcja istniejąca jedynie w dokumentach. Jest prężne i dochodowe, co może udowodnić skrupulatna księgowa z czwartego piętra, żona dyrektora. Czarno na białym, miesiąc po miesiącu, rok po roku liczy, zestawia, prognozuje. • Starzy piją, dzieci dorastają - albo i nie, kobiety w ciągu dnia tuszują siniaki, a wieczorami taszczą do domów upitych do nieprzytomności mężów. Komuś marzy się życie w piwnicy, komuś ucieczka z tego beznadziejstwa, innemu nic w głowie nie siedzi, bo najlepsze to trwać bez marzeń i celu. Duże dzieci próbują uciec, ktoś wyjeżdża do szkoły internatem i przepada w innym świecie, bo do czego tu wracać? Dorośli decydują czy mieszkać nad czy pod ziemią, jak krety w korytarzach bez okien. • Ale „(...) Każdy nosi w duszy piętno pegeeru, które nie zniknie nawet jeśli uda się stąd wyjechać. Jedni będą obwiniać swoje pochodzenie za każdą poniesioną porażkę, życiu innych nada ono sens (…). Ale … koniec tego świata dopadnie każdego, nawet jeśli schowasz się przed nim pod ziemią”. • Wdech dla złapania jasności umysłu, wydech. I tak kilka razy, bo jeden raz to za malo by wyzbyć się z puc tego wszystkiego. • Wypuszczasz z siebie stęchliznę, dym papierosowy wżerający się w ciuchy, opary wódki i pot niemytych ludzkich ciał. A wszystko wedle zasady, że „(...) posłusznym trzeba być tylko samemu sobie, nikomu innemu”* • Wpuszczasz w siebie, w czytelnicze zmysły słowa i obrazy i czekasz aż spuchną w tobie i rozsadzą ci ciało i umysł. Czekasz, aż ogrom treści zelży nieco ucisk w głowie, bo wiesz, że bez tego nie podołasz. Nie wiesz kiedy stałeś się mieszkańcem ciasnego osiedla i nie umiesz wykrztusić z siebie słowa. Twoja wrażliwość czytelnicza wyłapuje milczące twarze ludzi szarych, jak popiół, bez celu bez planów, bez niczego. Dlatego dla prostych umysłów jesteś niezrozumiały, jesteś obcy. • Czujesz się, jakbyś stał „nad rzeką, w której rozpływa się niezręczna cisza”. • I ta cisza w którymś momencie sprawia, że stajesz się widzem owej sztuki teatralnej z marną scenografią w tle. • „Człowiek twardnieje z wiekiem, jak drzewo, jeżeli jednak trafi się w odpowiednie miejsce, to można mu zrobić krzywdę nawet patykiem”*. I zastanawiasz się, czy to jest powodem do picia? Czy wódka łagodzi codzienność? A może blokuje po kilku kieliszkach marzenia i łatwiej jest żyć? • Każde miejsce i każdy czas mają swoje tajemnice, bo są sprawy, które nie powinny dotyczyć nikogo z zewnątrz. Są sprawy, o których szybko się zapomina, tak, jak nieuchronnie zapomina się o wszystkim z upływem czasu. Jakby ten czas pochłaniał historie ludzi i zwierząt. Ziemia rusza się, a jej taniec przenikają dni i noce, tworzy pory roku i uzmysławia mijanie czasu. Uzmysławia, że koło trwania kręci się miarowo, dla każdego bez wyjątku. • A ten zegar... Tik, tak – wskazówki prą do przodu minuta po minucie. • Drobinki życia przesypują się w klepsydrze codzienności. • Przyjdzie śmierć i tu skończysz. W niczym z niczym... • Tik, tak – kolejna godzina minęła... I kolejna noc... • Tik, tak... • Kto ma tyle odwagi, aby być sobą? Bo gdy zostaniesz kimś, kogo sobie wymyślisz, to wciąż nie jesteś kimś. Tkwisz jak posąg, którego nawet tu w PGRze brak. Nie jesteś bohaterem, pomnika nie doczekasz. Tu niczego nie doczekasz... • Niebywała powieść. Powieść z gatunku tych, z którymi się jednoczysz i personalizujesz i które włażą w ciebie całe. Ta ich treść i słowa i losy bohaterów, to wszystko wżera się tkankę i zostaje. • Paweł Radziszewski to mistrz pisania, snucia treści i łączenia słów w odpowiednim szyku. Czytasz i sztywniejesz. Czytasz i nic poza książką nie istnieje. • Przeżyłam i przeżywam do dziś. • *Paweł Radziszewski „Pomiędzy” • agaKUSIczyta