Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Najnowsze recenzje
-
Spacerujesz po ulicach Gelnicy. Słowacja to wiesz, ba, prowincja wedle wielu, a dla ciebie to po prostu „dziura”. Nogi niosą cię z pewnością do knajpy. Głowa jakaś przymroczona od szumiących w niej promili. Idziesz, by się dobić, zaliczyć zjazd i pomóc ciału, bo rano wszelkie chęci do życia straciło. Każdy ranek najgorszy jest, brak alkoholu w lodówce, depresja kroczy obok, a że teraz południe i wyszedłeś z domu, to cel masz jeden - apteka vel knajpa. Źródło życia i wiary w bezsens. • „(...) Miasto przyjmuje obraz w części dramatu dokumentalnego, a częściowo karnawału groteski”*. • Twoje tą groteską jest. • Łazisz od knajpy, do pustego domu. Od pustego kieliszka, do w miarę pełnej butelki. Czasem nawet zaciągniesz się czymś wspomagającym. Kolorowo jest po alkoholu, w życiu trzeźwego kolorów brak. Stąd pewnie pomysł na nie-pracę za barem u znajomego, który postanowił stanąć po zwycięskiej stronie kapitalizmu. Miał być świetny interes, jednak czego szukać w kasie baru, gdy pracownicy w nim piją więcej od klientów? • Ale wszystko ma swoje granice. Jak to w życiu, bo „Życie to proces, który się przegrywa, bez względu na to, co się robi i kim się jest. Pozostaje nam tylko obstawić wynik (...) Powiem wam, nigdy nie chciałem umrzeć w łóżku. Na materacu zdychają słabeusze. Uczciwy człowiek wybiera się na tamten świat prosto z knajp. W najgorszym wypadku wracając z niej”. • Takie życie prowadzi bohater „Miło, niemiło” Milo Janaca. Od życia to on tak naprawdę ucieka, topi je w alkoholu dzień po dniu. Topi w butelkach, kieliszkach i kuflach, a wszystko to spowija dymem z papierosów. Wedle zasady – odwróć lustro, nie zobaczysz prawdy. Bo ta jest okrutna. • „Miło, niemiło” jest tak naprawdę historią o ludziach przegranych. O tych, co zajmują najniższe rzędy na trybunie życia i nie chcą zrobić nic, by zmienić miejscówkę. To bezdomni, to alkoholicy, narkomani, ale i samotni, czy zagubieni. To ludzie, którzy żyją ślizgając się po bardzo kruchej tafli lodu skutego alkoholu. Każdy krok grozi utonięciem. • A czy znajdziesz tu niepokoje społeczne? Bardziej niepokoje jednostek ludzkich lecz dla mnie jest to w głównej mierze książka satyra o degradacji społecznej. To literacki obraz tego, na co patrzymy, a o czym nie mówimy. Nie mówimy, bo mijamy, milczymy i szybko krytykujemy. Milo Janac zaś odważył się wejść w buty tych ludzi i napisać o nich przez pryzmat tragikomedii. Dokonał też autopsji literackiej naszych czasów – smutnej, acz prawdziwej. Dla złagodzenia kalibru podaje nam powieść parodię. • Dlatego „Miło, niemiło” świetnie się czyta. Tu styl pisania, słowne gry bohaterów i ich szybkie riposty sprawiają, że o tym, co najgorsze w społeczeństwie czytasz z przyjemnością. Ba, sprawia ci to radość nieziemską. Bo podczas czytania jest po prostu miło. • „Miasto nocą. Londyn” Sukhdev Sandhu, Książkowe Klimaty • agaKUSIczyta
-
Jak dobrze jest poczytać o wartościach cenionych przed laty. O szacunku do ziemi i jej zarządzaniu od dziada pradziada, o mądrym jej gospodarowaniu, ale i o ludziach z tamtych czasów. O tradycji, o obyczajowości i dobrych gustach. O tym, jak człowiek cenił to, co miał, żywił rodzinę z tego, co zebrał, a czasem i sprzedał. I, czego dowodzi Rodziewiczówna, takie historie są świetnym tematem powieści. • Oto kurtyna odsłania scenę teatralną, a ty w ciszy, jako widz, zostajesz przeniesiony w świat arystokracji i właścicieli ziemskich oraz codzienność ludzi, którym życie nie zawsze sypie diamenty pod nogi. Oto Leon Holszański, który musi wracać do dawnego domu rodzinnego i stać się zarówno jego panem, jak i zarządcą. Alfred, jego brat, który dotychczas piastował to stanowisko, zginął w tragicznych okolicznościach, więc ojcowizna przeszła na kolejnego, ostatniego potomka rodu. Na Leona. I to on, prócz kasy i dobrego, acz mądrego jej zarządzania, ma w obowiązku utrzymanie ziem, ale i „gęby do wykarmienia” bo są i kucharki i gosposie i służący i kamerdyner i cała rzesza innych pracowników. I trzeba gospodarzyć i trud znosić i troski w sobie nosić... A troska to rzecz, „(...) której nikt nie kupi. Troska cię znajdzie wszędzie i dzieciom jej nie oszczędzisz. Bo nawet zmieniając miejsce człowiek nosi ze sobą ciężary, zgryzoty, zawody i straty, klęski i smutki”*. • Leon Holszański jest odludkiem, typem człowieka stręczącym od ludzi. Zmuszony do towarzystwa przebywa z nim, czasem i bryluje, lecz szybko umyka do swej gburowatości i malkontenctwa. Jest bierny, wręcz apatyczny, a obowiązki zarządzania nijak mu nie wychodzą. Do czasu, bo to najczęściej czas i ludzie zmieniają wszystko. Leon dzięki przyjaźni z panem Grzymałą oraz właściwymi osobami, zmienia się. Coś w nim samym pęka i samoczynnie otwiera mu oczy i uszy i serce. Tak, serce, bo i to zakochuje się. Zakochuje się ponownie po latach w tej samej kobiecie. I choć jest już starsza, jak i on sam, to okazuje się, że to dawne uczucie tli się w ich duszach do teraz. • I choć to prosta historia, to jednak coś w niej jest. Coś, co zachwyca, zatrzymuje przy lekturze, ale i pobudza myśli. Ten prosty język, jakim posłużyła się autorka, okazuje się być tym najlepszym. Tu każda rozmowa dokądś zmierza, każde spojrzenie oczu, czy myśl ma znaczenie. Sceny przenikają się tworząc barwny wachlarz tamtych lat. Rodziewiczówna staje się malarzem pięknego, literackiego obrazu, któremu z przyjemnością się przyglądasz. • No i dialogi... Te bohaterów dysputy i słowa. Bezbłędne, jak choćby słowa hrabiego Maszkowskiego: • „Człowiek jest jak koń! Bez tresury - kawaler, z narowami – stary kawaler, z ułogą – mąż złej żony. Ale mąż dobrej żony to ideał konia.” • „Błękitni” to powieść o ludziach, o ich charakterach, aspiracjach i marzeniach. Autorka dokonała skrupulatnego przekroju postaci, by dać wiarygodny obraz tamtych lat, co zrobiła … urzekająco. • Czytaj i samego siebie stawiaj w różnych miejscach i sytuacjach. Dokonuj personifikacji i baw się nią. Bacznie obserwuj poczynania i zapędy bohaterów, a po zakończeniu czytania długo, długo o niej rozmawiaj. Zapewniam, że jest o czym. • „Klejnot” Maria Rodziewiczówna, wydawnictwo MG • agaKUSIczyta
-
Zastanawiam się, czy lepiej być leczącym, czy chorującym? Czy lepiej być lekarzem dusz i ciał, czy jednak lepiej być po drugiej stronie, czyli pacjentem choćby z niegroźnym katarem? Skąd te moje pytania? Oto, za sprawą Thomasa Bernharda jestem w małej miejscowości, w której każdy chce pomocy i każdy na nią czeka. Ludzie nagminnie chorują, a leczy ich jeden medyk. Z tej niewielkiej miejscowości, z której każdy lekarz, gdy tylko zdobędzie lepszą posadę i praktykę od razu ucieka, tu został tylko jeden posunięty w latach doktor. I, jakby nie patrzeć, jego praktyka zawodowa nigdy się nie kończy, ba, nigdy praktycznie nie śpi. To praca, od której się nie odpoczywa. W końcu od chorób i niedomagań nie ma przerw. • Do starego ojca przyjeżdża studiujący syn. Jest uczniem Wyższej Szkoły Górniczo-Hutniczej w Leoben i kształci się na górnika. Ojciec jest dumny z syna, jednak znacznie gorzej wypada córka, której psychika wymaga stałej terapii lekowej, a i ta często okazuje się zawodzić. Ich matka zmarła i została ich trójka, trójka budująca rodzinę, która rodziny raczej nie przypomina. Każdy mieszka gdzie indziej i nikt z nikim nie potrafi rozmawiać. Ich wzajemne relacje zanikają coraz bardziej. Są, ale nic o sobie nie wiedzą. Nie znają się w ogóle. „Tak długo mieszkamy pod jednym dachem, ale się nie znamy”, uzewnętrznia się doktor obcemu człowiekowi, którego akurat skończył badać. • Pewnego dnia ojciec zabiera odwiedzającego go syna na objazd po pacjentach. Starzy, schorowani ludzie przyjmują lekarza, a ten każdego bada i chcąc nie chcąc spędza z nim trochę czasu. Syn, jako towarzysz bierze w tym udział - jest obserwatorem własnego taty, ale i słuchaczem obcych sobie ludzi. Jednak staje się coś, co go zaskakuje. Podczas tych odwiedzin okazuje się, że i ojciec zaczyna mówić, a mówi o sobie, o życiu i o przeszłości. Rozmawia z chorymi, jednak owe początkowe dialogi stają się tak naprawdę monologami samotnych i chorych ludzi. Mówią o wszystkim, jakby gorycz skrywanych dotąd słów musiała z nich wreszcie, co sprawia, że i lekarz, w przypływie nieznanych mu dotychczas impulsów, uzewnętrznia własne troski. Syn, zatrwożony szczerością ojca, po raz pierwszy w życiu ma okazję słyszeć, by ten mówił o rodzinie z takim uczuciem i z takimi emocjami. • „Każde z nas absolutnie samo dla siebie, chociaż jesteśmy ze sobą niezwykle mocno związani. Całe życie to jedna wielka próba zbliżenia się do siebie nawzajem”. Syn spuszcza głowę, milczy. • Wizyty u chorych i rozmowy ukazują świat, który jest smutny, szary i jakże posępny. Obcy ludzie uzewnętrzniają się obcym, podczas gdy bliscy nie wiedzą o wielu troskach i zmartwieniach. Lekarz staje się dla nich powiernikiem i jednocześnie lekarzem dusz, bo to ktoś komu można się wyżalić, a i sama persona tego zawodu budzi u ludzi respekt. Ciało już słabe, zżarte zachłanną chorobą, ale te myśli, które nie chorują, te smutki... Ciału nic nie pomoże, ale trzeba sercu ulżyć choćby wyrzuceniem z siebie tej ciężkiej, zalegającej kamieniem prawdy. Trzeba poczuć lekkość w sobie, co jest czasem lepsze niż same leki i osłuchanie pleców. • Wdech, wydech... • Te rozmowy są różne. Nigdy optymistyczne. Te rozmowy stanowią sens „Zaburzeń”, a same odwiedziny doktora stanowią jedynie pretekst do zwierzeń. Ludzie tęsknią za sobą, lgną do siebie, lecz nie każdy ma odwagę mówić to tym, którym powinien. Ujawniają swoje troski komuś postronnemu, kto ich nie będzie oceniał. Szukają pocieszenia, które daje samo wypowiedzenie na głos tego, co dotąd siedziało w środku. Mówią o niesprawiedliwości, o smutku, o państwie, czy o własnej rodzinie. Mówią o marzeniach i straconych szansach. I nie ma znaczenia, czy chorym jest biedak, czy możny Pan, książę Saurau, do którego też zagląda medyk. Ci ludzie są jednakowi. • Thomas Bernhard sens swojej powieść skrył w słowach wychodzących z ust chorych ludzi. Powieść pisał zaledwie kilka miesięcy i wydawać by się mogło, że jest to spójna treścią książka. Wielu jednak doszukuje się w niej „zbitku” dwóch różnych. Jednak potrzeba rozróżniania musi i nam rzucić się w oczy? Chyba nie, bo nie o to tu raczej chodzi. Według mnie monologi pacjentów tej małej mieściny stanowią idealny film ówczesnych czasów. Ludzie żyją bez szans na lepsze dni. Osiada na nich marazm i niemoc. Przyplątują się choroby. I tak naprawdę nie ma znaczenia status majątkowy, czy pochodzenie. Wszyscy są równi wobec prawa i praworządności, jak i wobec siebie samych. • Bernhard idealnie nakreślił ludzkie troski, które do dziś niewiele nie zmieniły. I właśnie ta uniwersalność „Zaburzenia” stanowi wielki walor powieści. • agaKUSIczyta
-
Czas zwalnia, jakby niewidzialna ręka przetrzymywała wskazówki zegara. Zmienia się atmosfera, zapachy i odczucia. Boli cię serce od ludzkich niegodziwości i ich poniżania. Jesteś zamknięta w ciemni i czekasz na wyjście, na to wyrzucenie siebie i dziecka na ludzkie spojrzenia, osądy i pogardę. Na ich „rzucanie kamieniami” w ciebie, bo przecież jesteś przeklęta. Dopuściłaś się grzechu, Hester Prynne – szepcze opętany gniewem lud. Snuje się ich syk jadowitych języków, każdy prze do przodu, bo chce widzieć. • Aż otwierają się wrota. Jeden krok, drugi... • Ale co ona ma na piersi? - pyta jeden drugiego. Co to jest? • To litera „A” wycięta z delikatnej czerwonej tkaniny, obdziergana misternym haftem i ozdobiona fantazyjnymi zawijasami złotej nici. To precyzyjnie wykonana ozdoba stroju winowajczyni. I co nie umknie żadnej plotkarze, zdradza ona zręczność i szeroką, acz gustowną wyobraźnię tej, co go wykonała. Ta litera rzuca wokół refleksy światła. Ma moc zaklęcia, pozbawiającego winowajczynię wszelkich zwyczajnych relacji z pozostałą częścią rodzaju ludzkiego i zamykającego ją w pewnej przeznaczonej tylko dla niej sferze. Izoluje ją, bo ów symbol, jak stygmat, widać od razu. • Każda z kresek litery „A” ma dokładnie trzy i jedna czwarta cala długości. Zapytasz, czy to ozdobny element stroju? Szybko odpowiem – przyłóż do serca, do piersi, a poczujesz „niemalże fizyczne odczucie palącego gorąca, jakby litera ta nie była z czerwonego materiału, a z rozgrzanego czerwonego żelaza”. • Ta litera jest ci przeznaczona. Czujesz wręcz jej ciężar na piersi. I pewnie coś byś sobie zrobiła, by uciąć to zhańbione od teraz życie, ale jest ona. Córka. Niewinne, małe dziecko, które musisz wychować. Jest ta Perełka, której dałaś życie. I choć nigdy nie ujawnisz jej ojca, to dla niej żyjesz, tylko dla niej. Dla siebie chyba nie warto, myślisz. Ojciec tej kruszyny to twoja tajemnica i stąd ta kara. Dopuściłaś się Hester nierządu w małżeństwie. Masz bękarta. • Wdech dla złapania jasności umysłu, wydech. Wdech, by nie upaść od nadmiaru cierpienia w sobie, wydech. Wdech i dasz radę – ze wszystkim. I zdzierasz z siebie tą szkarłatną literę, ciskasz pod nogi. Lecz Perełka patrzy wrogo. To nie ty, mamusiu – mówi jej wzrok. Nie ty. Bez litery jesteś inna, niby wolna, lecz jakaś słaba. Jesteś wolna, lecz to kosztuje i przerasta cię i z trwogą sięgasz po ten odrzucony materiał i umieszczasz go na właściwym sobie miejscu. • Tak wygląda zarys i jednocześnie początek „Szkarłatnej litery” Nathaniel
a Hawthorne
a. Czytasz z ciekawością, zatrwożeniem i jakimś gniewem milczenia w sobie. Dawkujesz sobie słowa i czekasz aż osiądą w tobie, by móc je poczuć. Czytasz o przeklętej przez ludzi i wyklętej przez kościół kobiecie, która poczuła czym jest miłość, i która się tej miłości poddała. Lecz, wbrew temu, co mówią ludzie, nie żałuje tego. Jest dziecko, jest wspomnienie i on. Bo ojciec Perełki żyje pośród społeczności. W ciszy ciemnego pokoju przeżywa katusze, zadaje sobie ból i pogardza sobą. • Ale gdy ich oczy spotykają się gdzieś w przelocie... • Gdy serce nadal bije i czuje - i twoje i jego... Kochasz, nadal, bez pretensji. Kochasz po swojemu i tą miłość w sobie pielęgnujesz, bo jest twoja. • Czujesz w sobie strwożone bicie serca. Z każdą wyczytaną stroną coraz bardziej stajesz się Hester Prynne. Wnikasz w jej skórę i w nią całą. Nie dowierzasz emocjom, jakie biorą cię we władanie. Zewsząd przytłacza cię ludzka pogarda. Czytasz i dusisz się od przytłaczającej atmosfery tego miasta. Dusisz się od fałszu, który unosi się nad ludźmi, jak chmura gradowa. Nienawiść walczy z miłością, a wszystko skąpane w niebiańskim blasku. Pokłady tych uczuć buzują między sobą, kotłują lub przenikają, by czasem przemienić się w idealną miłość. • Czytasz i czujesz, że od nienawistnych spojrzeń obrastasz rdzą, która wnika we wrażliwe tkanki twojego ciała. Granica wytrzymałości przesuwa się. Zamykasz oczy. Walczysz by być obojętnym, co jest prawie niemożliwe, bo czujesz to, co Hester. I choć za autorem powtarzasz, jak mantrę, że wypełnia się los, że to przeznaczenie, że to też kara i pokuta za życia, to płaczesz. • Korozja nie osiada na duszy. • Płaczesz, bo czujesz do końca. Współczujesz... • „Na czarnym polu litera A, czerwona”. • To jest siła tej powieści. To jest jej piękno. • Za doborową lekturę dziękuję Stowarzyszeniu Sztukater. • agaKUSIczyta -
wspaniała książka - ni to powieść, ni zlepek historii o ludziach w każdym wieku, ni wspaniała baśń o mijającym czasie i starzeniu się i tym, co przynosi życie każdemu z ns • są starsi ludzie i źli i złośliwi, ale są i radośni i łapiący życie jak nikt na ziemi. są młodzi, co nie doceniają tego co mają i kim są i łapią depresję z banalnych powodów. są łzy i alzheimer i radość i dotyk i przytulenie. jest zgoda na bycie sobą, nawet ze zmarszczkami i żylastą szyją. • STAROŚĆ ma wspaniałe rysunki - Lisa Aisato - mistrzyni i perfekcjonistka w każdym calu rysunku. uwielbiam wszelkie publikacje, w jakich zamieszcza swoje ilustracje - pełne detali i mikro pięknych szczegółów. patrzysz i uśmiechasz się do nich i patrzysz jak na największe dzieło sztuki • Niesamowita publikacja • agaKUSIczyta