Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
agnesto
Najnowsze recenzje
1
...
18 19 20
...
112
  • [awatar]
    agnesto
    Czy segregacja ludzi według jakiś odgórnie przyjętych norm jest czymś ludzkim? Czy podziały są konieczne – zwłaszcza na tych lepszych i gorszych czy odstających od przyjętej „normy”? Każdy ma prawo do oddychania, uśmiechu, do robienia planów na przyszłość, bo ona prędzej czy później nadejdzie, czy do zwykłego bycia, egzystowania. Mamy prawo, wszyscy bez wyjątku – i biedni i bogaci i uczciwi i oszuści, chorzy i zdrowi – wszyscy mamy prawo żyć. Po lekturze „Wodnego tancerza” mam ochotę wykrzyczeć to na ulicy, na której zbity tłum ludzi wyczekuje autobusu. Mam ochotę wykrzyczeć to z dachu najwyższego budynku w mieście – by mój głos dotarł wszędzie i do wszystkich. A wystarczyła lektura „Wodnego tancerza” Ta-Nehisi Coates, by zaczęły we mnie buzować emocje. Choć to mało powiedziane – buzują we mnie gniew i złość. • Hiram, główny bohater powieści to czarnoskóry sierota, który nie wie, co to miłość rodzicielska. Jego ojciec od momentu jego narodzin nie interesował się nim, bo o dzieciach z „lewego” łoża się nie mówi, zwłaszcza, gdy jest się białym na włościach zarządcą innych. Takie dziecko to bękart i niewolnik. Hiram w wieku sześciu lat zostaje bez matki, dlatego pojęcie i poczucie miłości jest mu zupełnie obce. Nie zna miłości, nie zna oddania drugiemu – wszystkiego uczy się podczas dorastania, obserwacji oraz wizji, Kondukcji. Hiram to dziecko wyrzucone poza nawias życia. Matka widoczna jest jedynie podczas odchodzenia, nie odwraca się, a odchodzi tańcząc na moście. Jak wyglądała? Dlaczego mnie zostawiła? - zastanawia się chłopiec. • Kondukcja, jakiej doświadcza Hiram to zdolność widzenia tego, co było, a co często jest niejasne. To dar i przekleństwo równocześnie. Jako czarnoskóry został w chwili urodzenia wrzucony do szuflady opatrzonej napisem „Gorszy”. Takich ludzi wygania się biczem w pole, bierze do robót – nawet najgorszych i najbardziej upadlających. Takich ludzi też trzeba korzystnie sprzedać - z dużym zyskiem. Tak to bowiem funkcjonuje. Biali ludzie – nabywcy, czarnoskórzy – towar. Biali ludzie na czarnoskórych niewolnikach zbudowali swe bogactwa, lecz owo bogactwo przyniosło jedynie rozleniwienie i gnuśność, niewiedzę i dumę wraz z egoizmem. • Niewolnictwo stanowi fabułę „Wodnego tancerza”, lecz nie rozsiadamy się w luksusowych fotelach posiadaczy owych Utrudzonych. Wkraczamy pomiędzy czarnoskórych, perfidnie wyzyskiwanych niewolników, z nimi zasiadamy przy jednym stole, z nimi śpimy, z nimi też marzymy. O czym? O lepszym życiu, o własnych czterech kątach, o własnej roli do uprawy i rodzinie. Marzymy o tym, co się każdemu człowiekowi należy. • Lecz „Nieważne, czy się wybaczy ale nie wolno zapominać, bo to tyle, co umrzeć. Historia musi przetrwać. Historia jest życiem, jest szczęściem noszonym w sercu, które każdy ma. Nawet ta historia, która krwawi – żyje”. • Ta-Nehisi Coates napisał książkę, której treść rani serce, igra z uczuciami i przekonaniami, jakie się w sobie miało. Mój bunt i gniew sięgają zenitu przenikając się wzajemnie. Nikt bowiem nie zasłużył sobie na tak uwłaczające życie, na jakie skazano niewolników. Nikt nie zasłużył na bicze, pogardę, opluwanie, czy kopanie. Co z godnością? Co z szacunkiem? Co z duszą? Coates rozlicza się z minioną – lecz nadal żywą – historią Ameryki. Jego słowa i prowadzenie czytelnika poprzez strony powieści sprawia, że łkasz do wnętrza. W głównej mierze w obliczu własnej bezradności. Czytasz, a losy bohaterów kładą się w tobie, jak ciężkie głazy. Personifikujesz się z nimi, choć nie powinieneś, bo to sprawia, że krwawisz. Łzy barwią się na czerwono, kapią z brody, dłoni i trzymanej książki. • Czytając „Wodnego tancerza” o czarnoskórych, zniewolonych ludziach nasunęło mi się skojarzenie z „Przeminęło z wiatrem”, czy popularnym przed laty serialem „Północ Południe”. Bardzo lubię treść osadzoną w tamtych latach i wyobrażanie sobie połaci plantacji, jednak nie godzę się na poniżanie i wyzysk drugiego człowieka. Na to absolutnie nie wyrażam aprobaty. A w takie struny uderza autor „Wodnego tancerza”. Wrzuca czytelnika w sam środek smutnych i zmęczonych niewolników. Nie ocenia, nic nie narzuca. Sam musisz mądrze wybrać – szepcze Ta-Nehisi Coates. • „Wodny tancerz” to niesamowita powieść, która stopniowo zapuszcza w tobie korzenie,, by w konsekwencji zostać w tobie...Z tobą... Na zawsze już. Nigdy o niej nie zapomnisz, bo treścią jesteś już naznaczony. To stygmat umysłowy. • Zmieniasz własne postrzeganie czarnoskórych zarówno bliskim kontakcie, jak i czytając różnego rodzaju teksty lub powieści z czarnoskórymi w roli głównych bohaterów. Ich skóra, dłonie, błyszczące czoła – zachwycasz się nimi, współczujesz im, a gdy nadarza się okazja spędzenia z nimi trochę czasu, zauważasz coś jeszcze. Smutek. Smutek w oczach – w oczach, które zbyt wiele widziały cierpień, bólu i upokorzeń. To oczy ludzi, którzy zmagają się z osobowością, z rasą i z izolacją, jakie wybudowali we własnych głowach. • I ten smutek, niedola i historia zostały zamknięte w „Wodnym tancerzu”. • Polecam – szczerze i z sercem białej kobiety. • Niesamowita powieść. Piękna, mądra, urokliwa.
  • [awatar]
    agnesto
    O czym marzymy? Czy jesteśmy osobami, którymi chcemy być, czy jesteśmy aktorami na scenie zwanej „życiem”? A może chcemy coś przeżyć, lecz nie wypada, nie przystoi? A w ogóle, to po co się zmieniać, skoro tak jest wygodnie? Wszyscy znają nas właśnie, jako takich. Nam samym, gdy się nad tym zbytnio nie zastanawiamy, jest w sumie nawet nieźle... Po co zmieniać coś, co sprawdza się od lat? Takie myśli naszły mnie ostatnio i nie ukrywam, że za sprawą lektury „Małego Lorda” (tytuł oryginału „Mały Lord Fauntleroy”- i dziwię się, że polski tytuł tak skrócono, co odbieram za wielkie i nikczemne uchybienie). Takie zagłębianie w psychikę sprawia, że podświadomie zadajesz sobie pytania generowane przez lekturę, a jednocześnie wiesz, że tylko dobra książka może coś takiego sprawić. W „Małym Lordzie”masz to zagwarantowane. • Powieść angielskiej pisarki Frances Hodgson Burnett ukazała się w 1886 roku, ponad 150 lat temu, a co najważniejsze, zachwyca do dziś. Mnie szczególnie i nie umiem tego jakoś racjonalnie wyrazić, bo nic szczególnego w akcji się w niej nie dzieje, nie ma nagłych zrywów adrenaliny, ani zbyt skomplikowanych osobowościowo bohaterów. Jest za to prosta historia siedmiolatka, Cedryka Errola i jego matki, a także – czego dowiadujemy się później, posiadłości i fortuny hrabiego Dorincourt. Bo, jak się okazuje, piękny i urodziwy blodynek, który zachwyca ludzi swoim wyglądem, sercem i dobrocią, i który wraz z matką-wdową mieszka w biedzie, z dnia na dzień staje się hrabią o sporym majątku. I ma dziadka, który z tego oto tytułu zaprasza go do siebie. Matkę też, lecz jej nie zaprosi w mury swego domostwa, czego ta dowie się na miejscu. Nie będę analizować fabuły, ani zdradzać tym samym więcej szczegółów – tak pokrótce wygląda treść „Małego Lorda”, która może i wydaje się banalna, lecz banalną – zapewniam – nie jest. • Ta powieść, okraszona pięknymi rysunkami Reginalda B.Bircha, jest niezgłębioną studnią wielu wątków i przemyśleń, które te za sobą pociągają. Oto poznajemy małego, dobrego i ślicznego chłopca, aniołka wręcz, który bardzo szybko zjednuje sobie ludzi, który nie ma wobec nich uprzedzeń, każdemu poświęca czas, z każdym porozmawia i o każdego jest ciekaw. Oto jego życie właśnie ulega kompletnej zmianie, jeśli chodzi o otoczenie i z dnia na dzień trafia między hrabiów, docentów i szlachciców. Przekracza „wysokie progi” wyłożone statusem posiadanych majątków i tytułów, wchodzi w całkiem nieznany sobie świat – ale, co zaskakujące, wszystko go cieszy i raduje. Wszystkich odbiera, jako dobrych i szlachetnych. Jego dziadek, hrabia Dorincourt znany z grubiaństwa, złośliwości i złego humoru, schorowany człowiek, który w samotności coraz bardziej pogłębiał się w swych dolegliwościach. Niemiły dla służby, czy dla zwyczajowego „plebsu”. Nikt, absolutnie nikt, nie ma o nim dobrego zdania, ba – wszyscy go nienawidzą, o czym nie mówią głośno. A tu? A tu zjawia się Cedryk, nieskalane uprzedzeniami, ani złem dziecko, które w dziadku dostrzega tylko dobro i pokorę. I z czasem ów starszy pan zaczyna je odczuwać, coś się w nim budzi. Obecność wnuka zmienia go. Staje się coś nieprawdopodobnego, co, jak wielu powie, zdarza się tylko w przesłodzonych powieściach. A ta? Z 1886 roku? To przecież nic innego, jak czytadło na podobieństwo tych sióstr Bronte – nic, tylko wzruszenia, łzy i miłość tak nieszczęśliwa, że aż trywialna. Dlatego staję w opozycji, bo mnie ta książka zaczarowała. Banalna treść porusza głębokie struny delikatnej duszy, zmusza do zadumy i kontemplacji. Stawiasz sobie pytanie – dlaczego ja nie jestem takim dobrym Cedrykiem? Dlaczego szybciej oceniam, niż powinienem? Dlaczego skreślam kogoś i nie daję ani mu, ani sobie szansy? Czy życie na tym właśnie polega, czy to tylko moje głupie zasady gry zwanej „życie”? • Małe dziecko zmienia ludzi. Jest dobrem pomiędzy złem, białym pośród czerni i uśmiechem, pośród łez i gniewu. Małe dziecko naprawia, naprawia codzienność. Ot tak, nieświadomie. I to jest niebywale cenne. Używając biblijnych słów „zatwardziali kruszeją”. To aktualna do dziś klasyka literatury, która teraz dostąpiła zaszczytu reedycji. Nowe okładki – piękne, oryginalne ilustracje – zachwycające i treść, tak cenna i wartościowa i tak aktualna. • „Mały Lord” to konglomerat katechizmu, poradnika i dobrej lektury. Ciężko jest przerwać czytanie, bo jesteś w jakiś magiczny sposób ciekawy dalszych losów bohaterów. Czujesz wypieki na policzkach, w brzuchu burczy, lecz ty zapominasz o całym bożym świecie, bo teraz twoim światem jest posiadłość w Anglii. Jesteś gościem na przyjęciu iście królewskim i zamroczony wpatrujesz się w blond główkę dziecka, które olśniewa. Ciebie też.
  • [awatar]
    agnesto
    uwielbiam ten duet - podobnie, jak Asteriksa i Obeliksa kreski Goscinnego i Uderzo. • tu mamy owych dwóch gagatków, Kajko i Kokosza. Pewnego dnia znajdują jajo - wielkości jaja strusia, ale zakładają, że z takiego jaja będzie duży kurczak, a z dużego kurczaka, duża kura i tak kolejne jajo i kolejna kura i Kokosz założy hodowle, którą oczywiście będzie konsumował. Ale, jak to w życiu bywa - kłótnia nie ma końca, bo czyje jest to jajo? kto je znalazł? • w konsekwencji wysiaduje go - przez miesiąc - Kokosz, aż pęka twarda skorupka i wykluwa się smok, zielony, milusi smoczek, który z żadnego profilu nie przypomina kury... ani koguta... ani nic z drobiu... Ów smok zostaje nazwany Milusiem, a że jest małym smoczkiem, to figle mu w głowie, zabawy bez końca i psoty wszelakie. W wiosce nikt nie chce go mieć w domu, bo nie można nocą spać, demoluje domy, nie daje się wychować... wszyscy są bezradni. Włącznie z Kajko i Kokoszem, którzy chcą - w akcie desperacji - dopłacić komuś, kto Milusia od nich weźmie. • I tu kończę zdradzać co i jak, dodam, że Miluś przysparza kłopotów Lubawie i Mirmiłowi, do tego nawet Hegemonowi z wioski sąsiedniej i każdemu, kto się napatoczy - nawet kogutowi (bo w wiosce wszystkie kury zjadł Kajko...) • Wspaniałe historie, rysunki i detale na nich. Wszystko tak perfekcyjnie zachwycające, że czytasz i rechotasz. Oczy ci się świecą z fascynacji - rysunki i dialogi są świetnie dobrane i wzajemnie się uzupełniają. A do tego Kajko i Kokosz - kultowa para z dawnych lat.
  • [awatar]
    agnesto
    Oto dziewczynka Sabina z kotem i chłopiec Adam ze starym Psem Rufusem. I wielkie morze, które ich dzieli, dlatego się nie znają, nic o sobie nie wiedzą, nie mają wręcz świadomości o swoim istnieniu. Stoją na dwóch odrębnych brzegach patrząc na jedno morze. Lecz owo morze nie tylko ich rozdziela. Rozdziela też dwie różne ziemie, dwa różne ludzkie charaktery, dwa światy tak kompletnie inne, a jednocześnie niemalże identyczne. Sara jest głodna, burczy jej w brzuchu lecz stara się tego nie zauważać. Głód jest stałym elementem życia. Wraz z kotem idzie przed siebie śpiąc byle gdzie, spotykając różnych ludzi, pokonując wiele trudności. Nie jest sama i chyba to daje jej takie, a nie inne spojrzenie na rzeczywistość. Mruczący milusiński Kotek sprawia, że dni są miauczące i nieco puszyste i dziewczynka – chyba dzięki temu – ma takie, a nie inne spojrzenie na świat. To dziecko, które z pokorą przyjmuje to, co daje los. Jest szczera, uśmiechnięta i wrażliwa. • A jaki jest Adaś? Adaś to chłopiec diametralnie inny. Zapadł na wydawałoby się nieuleczalną chorobę, którą nazwałam „balastem życia”. Przygnieciony głazem smutku, żalu i żałoby, która boli i kuje od środka cierniami, robi krok w tył o wycofuje się z życia. Zapada się w sobie. Poddaje się. Kładzie do łóżka bez sił, przykrywa kołdrą niemocy i czeka na śmierć, która zdaje się być obecna przy jego łóżku. Lecz zanim weźmie duszę Adasia, do drzwi nieproszona zapuka Sara. I wszystko się zmienia. • Nie będę zdradzać szczegółów, bo nie mogą. Nie mam prawa, nie mam prawa innym zabierać tej tajemnicy ubranej w piękno słów i rysunków. Ta niegruba książka mylnie i pochopnie oceniana jako pięciominutowa czytanka, okazuje się być wspaniała treścią panią w czarodziejskiej sukni. Jej wartość dopełniają ilustracje Pani Emilii Dziubak, która mnie swoimi rysunkami oczarowała. Otumaniła wręcz. Sprawiła, że zamarłam na końcu i jeszcze raz wróciłam do wcześniejszych słów i stron. I do ilustracji. • Tekst łączy się z rysunkami, przenika je by tworzyć spójną jedność, która tylko w takim komponencie jest najpiękniejsza. Słowa są przyciągane przez odpowiednie kolory, a kolory wybierają sobie słowa. To bajeczna układanka o tak dużej powierzchni, że trudno objąć ją rozsądkiem. To barwne klocki, które czytasz. Budzi się twoja wyobraźnia. Zanika horyzont granic. Jesteś swobodnym umysłem, który maluje obrazy na wzór i podobieństwo tych z „Długiej wędrówki”. Głaszczesz kota, który przyniósł upolowaną mysz, i który ją spałaszował siedząc obok twojej nogi. Czujesz smak pieczywa, chrupiącej skórki i delikatnego i ciepłego jeszcze miąższu, w który zanurzasz nos, by najpierw nasycić się zapachem. Trzymasz wypiek w dłoniach, jak najcenniejszy skarb na świecie. Twój skarb. Siadasz na łóżku Adasia, z którego uchodzi życie i głaszcząc go po włosach karmisz gorącym rosołem. Łyżka za łyżką, jak w różańcu koralik nadziei za koralikiem. Modlisz się w duchu, by stał się cud, by ozdrowiał, by coś się stało. • Aż rodzą się... kocięta. • „Długa wędrówka” Martina Widmaka to książka o nadziei, o wierze i o wartości życia. Życia przez duże „Ż”, bo życie samo w sobie jest cudem. To dar, który trzeba cenić, i o który trzeba walczyć. To powieść okraszona niesamowitymi ilustracjami, które zmuszają do zatrzymania, kontemplacji i myślenia. Zastanawiasz się nad sobą, nad swoim losem i tym, co on ci jeszcze da, czym cię zaskoczy. Ale nie chcesz poznać przyszłości, bo życie winno być przygodą, która trwa dzień po dniu. • Niesamowita powieść. Piękna, mądra, urokliwa.
  • [awatar]
    agnesto
    Wspaniała • Magiczna • Piękna • Wakacje i szkoła i zadanie domowe do wykonania - każdego dnia zapisywać w dzienniczku jedno zdanie, jedną rzecz, która się zdarzyła. I ośmiolatek pilnuje swoich zapisków - a jest rok 1939 i wakacje, ostatnie w przededniu wojny światowej. • Zdania, rysunki. • Wszystko otumania. Bo piękne kolory wakacji stają w kontraście z ciemnym niebem, po którym latają samoloty. Słychać strzały, wybuchy bomb, wojna...
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
98
  • Miło, niemiło
    Janáč, Milo
  • Błękitni
    Rodziewiczówna, Maria
  • Zaburzenie
    Bernhard, Thomas
  • Szkarłatna litera
    Hawthorne, Nathaniel
  • Starość
    Skåber, Linn
  • Dobre ucho
    Kim, Hye-jin
Nikt jeszcze nie obserwuje bloga tego czytelnika.
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo