Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Oleska Biblioteka Publiczna
[awatar]
Olesno OBP
Rodzaj: Biblioteki publiczne
Telefon: +34 358 28 34
Województwo: opolskie
Powiat: oleski
Adres: ul. Aleksandra 5
46-300 Olesno
E-mail: bibliosfera@olesno.pl

Wypożyczalnia Główna czynna od poniedziałku do piątku w godz. 8:30 - 18:00, w soboty w godz. 8:00 - 13:00


bibl­iote­kaol­esno­.pl

Oleska Biblioteka Publiczna - w Internecie od 2000 roku.

Internetowa Biblioteka Olesno: bibl­iote­kaol­esno­.pl

Biblioteka Olesno również na Facebooku i Instagramie

Województwo: opolskie
Powiat: oleski
Adres: ul. Aleksandra 5
46-300 Olesno
E-mail: bibliosfera@olesno.pl

Najnowsze recenzje
1 2 3 4 5
...
10
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Ilona Wiśniewska, urodzona w 1981 roku prószkowianka spod Opola, z zawodu polonistka i fotografka, związała swe życie z Norwegią, z północną Norwegią. Od 2010 r. mieszka na Spitsbergenie, rodzina jej męża – Birgera Amundsena – pochodzi z Finnmarku, północno-wschodniej części ojczyzny Nansena. O tych miejscach, znanych Wiśniewskiej z autopsji, opowiadają napisane przez nią do tej pory książki. A napisała ich dwie... Pierwsza z nich to reportaż zatytułowany „Białe. Zimna wyspa Spitsbergen”. Za tę książka (ukazała się w 2014 roku) autorka została nominowana do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej i do tytułu Kobiety Roku 2015 w plebiscycie portalu wp.pl. Druga książka, opatrzona tytułem „Hen. Na północy Norwegii”, wydana została przez Wydawnictwo „Czarne” w 2016 roku. Wiśniewska na co dzień współpracuje z „Polityką”, regularnie publikując na jej łamach swoje reportaże, oraz z pismami podróżniczymi. • „Hen. Na północy Norwegii” to historia największego okręgu admi­nist­racy­jneg­o Norwegii, rozciągającego się w północno-wschodniej części tego kraju graniczącego od południa z Finlandią, od wschodu z Rosją, a od zachodu z norweskim okręgiem admi­nist­racy­jnym­ Troms. Przedstawiając miejsce, które uczyniła bohaterem swego reportażu, autorka stwierdza: „Dla przyjezdnego Finnmark to największy i najrzadziej zaludniony region Norwegii, rozciągnięty wzdłuż wybrzeża Morza Barentsa, za kołem podbiegunowym. (…) Finnmark to pięć fiordów … (…) Finnmark to garstka ludzi, ryby i renifery, kamień na kamieniu, bezwzględne morze, zimne lato, surowa zima i wiatr, który mąci świadomość.” Finnmark to także, jak dowiedzieć się można w trakcie lektury, swoisty tygiel narodowościowy: mieszkają tam Norwegowie, ale przede wszystkim Saamowie, Kwenowie, Finowie, Szwedzi, Pomorcy, kolscy Norwedzy, którzy wrócili z kolonizacji rosyjskiej strony granicy oraz przybysze z obcych krajów (bardziej lub częściej! mniej serdecznie przyjmowani przez „miejscowych”). Książka o Finnmark opowiada więc o ludziach – twardych, zahartowanych, nieufnych wobec obcych, o okrutnej często, choć urokliwie egzotycznej północnej przyrodzie, o trudnej teraźniejszości i tragicznej przeszłości tej krainy. Podzielona jest na trzy części. Bohaterem pierwszej uczyniła autorka Iberta Amundsena, 90-letniego tuziemca. Życie jego i jego rodziny obrazuje los mieszkańców całego regionu. Druga część poświęcona została historii rdzennej ludności tych obszarów, czyli Saamom (lub jak chcą Szwedzi – Lapończykom). Trzeci rozdział przedstawia bardzo trudną, rzec można nawet beznadziejną współczesność Finnmarku. • Dzisiejszy Finnmark w ujęciu reporterki to powszechne bezrobocie, wszechobecna bieda, umierające osady, puste, opuszczone przez mieszkańców domy, świat ludzi starych (bo młodzi wyjechali). I nie są w stanie zmienić tej sytuacji wysiłki zapaleńców, którzy organizują tam daleko na Północy festiwale światowe, propagują sztukę uliczną, oferują bezpłatne hotele. A nawet stawiają swoiste pomniki-symbole. Jednym z takich pomników jest autobus wkopany w śnieg w miejscowości Vardo. Wiśniewska w jednym z wywiadów tak opowiada o powstaniu tego pomnika: „Autobus stał w tym mieście i rdzewiał, był pamiątką po tym, jak połowa miasta wyjechała po upadku fabryki. Pewnego dnia przyjechał do tego miasta artysta, zorganizował całą akcję, żeby wbić autobus szoferką do dołu w śnieg, unieruchomił go linami i w ten sposób przekazał “Nikt już stąd nie wyjedzie. Nikt tego miasta nie opuści”. Z wraku zrobił pomnik, memoriał po dawnych czasach”. Ten niecodzienny posąg ozdobił okładkę reportażu. I moim zdaniem robi raczej przygnębiające wrażenie – podkreśla rzeczywistość kompletnej ruiny i opuszczenia w bezkresnej pustce, nie odwrotnie. • W swojej książce autorka buduje pesymistyczny obraz życia ludności rdzennej. Nazwa Finnmark wzięła się od norweskiego określenia Saamów – finn. Norweskie finn, czy szwedzkie lapp niosą ze sobą negatywne konotacje. Rdzenni mieszkańcy tych ziem długo byli postrzegani jako podkategoria ludzi. Stąd totalna norwegizacja tych ziem: aby zamienić niezrozumiały język nomadów Północy na norweski, a szamanizm i joik zastąpić bezwzględnym chrześcijaństwem i psalmami. Na szczęście nie w pełni się ta polityka powiodła... I dzisiaj można jeszcze posłuchać tradycyjnej muzyki ludności Północy. Autorka przedstawia czytelnikowi najsłynniejszą na świecie saamską wokalistkę śpiewającą • joik – Mari Boine (która śpiewając ten rodzaj muzyki postąpiła wbrew woli rodziców, bezwzględnie znorwegizowanych tubylców). Poznajemy także innych Saamów, którzy pragną nauczyć swych współbraci dumy ze swojego pochodzenia... • Wiśniewska wyjaśnia w swojej książce, że tytułowe słowo „hen”, podobnie jak w języku polskim, w norweskim również odnosi się do odległości. Z tą różnicą, że to północne hen jest bardzo elastyczne. Dla mnie to „hen” to po prostu „tam gdzieś” (nieważne – blisko czy daleko). Autorka prowadzi czytelnika hen już to pobudowaną nie tak dawno znowu niezbyt gęstą siecią dróg, już to hurtigrutą, czyli promem morskim (i choć hurtig znaczy szybko hurtigruta to najwolniejszy obecnie środek lokomocji). Pozwala jej to przedstawić niektóre miejsca i miejscowości nieco bliżej. W ten sposób czytelnik odwiedza Kjollefjord, Vardo, Kirkenes, rosyjski Nikiel i wiele jeszcze innych osad i skupisk ludzkich. I w ten sposób również czytelnik poznaje krajobrazy i atmosferę tego zakątka ziemi. • Dla mnie Finnmark – po lekturze reportażu Ilony Wiśniewskiej – to olbrzymia przestrzeń, pusta, odkryta, bezdrzewna, z urokliwym, choć chłodnym latem i okrutną, bezlitosną, mroźną, śnieżną i huraganową zimą. Przyroda to wciąż zmieniające się pory roku – jest ich aż osiem, to moroszki w lecie, renifery wciąż jeszcze przebiegające olbrzymie połacie tej „nieobeszłej” krainy, łososie, ale częściej już dzisiaj te hodowlane, nie oceaniczne, noc polarna, zorza, i wszechobecny śnieg, który zasypuje nawet drzwi wejściowe, notabene – otwierane na zewnątrz. Ludzi tam prawie w ogóle nie ma. Jeśli już, to spotkać można tylko przedstawicieli starszego pokolenia, ci młodsi przyjeżdżają rzadko, w odwiedziny, i to na krótko. A warunki życia są ciężkie... I jeszcze jedno – stagnacja. Autorka daje wyraźnie do zrozumienia: dominantą życia tych stron są marazm i stagnacja. • Wiśniewska nie buduje optymistycznego obrazu norweskiej Północy. Na pewno jednak w swoim reportażu przybliża tę Północ (a przy okazji po trosze także i Norwegię) polskiemu czytelnikowi, walory poznawcze tej książki są bezsporne. Po spotkaniu z „Hen...” wiem jedno: Zamieszkać w Finnmarku raczej bym się nie odważyła, ale pojechać tam i zobaczyć tę tajemniczą krainę ... dlaczego nie? • Gabriela Kansik • Dyskusyjny Klub Książki • Oleska Biblioteka Publiczna
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Michel Houellebecq jest dzisiaj najbardziej znanym współczesnym autorem francuskim. Jego książki tłumaczone na ponad 40 języków wywołują poruszenie zarówno wśród krytyki literackiej, jak i całej rzeszy czytelników. Zarzuca mu się epatowanie nihilizmem moralnym, nawoływanie do nienawiści skierowanej wobec całej ludzkości, jednostki, rasy, religii, budowanie jednoznacznego wizerunku kobiety jako obiektu seksualnego, manipulowanie światem uznanych wartości, występowanie przeciw autorytetom. Nazywa się go skandalistą, prowokatorem, a także mizantropem i mizoginem. Czy słusznie? Z pewnością styl życia, wypowiedzi do prasy, kontrowersyjne zachowanie pisarza tłumaczą niektóre choćby z tych ocen, ale Houellebecq to przede wszystkim doskonały, inteligentny, przewidujący obserwator współczesnej rzeczywistości oraz znakomity pisarz. Nic zatem dziwnego, że jego książki są tak bardzo popularne na całym świecie. • Naprawdę nazywa się Michel Thomas. Urodził się w 1956 roku. Jest powieściopisarzem, eseistą, poetą (wydał kilka tomików bardzo osobistych, wręcz intymnych wierszy), a także autorem piosenek. Nieszczęśliwe dzieciństwo, w którym pozbawiony był poczucia bezpieczeństwa i miłości, dwa nieudane małżeństwa (rozpad pierwszego zakończył się dla niego głęboką depresją i pobytem w szpitalu psychiatrycznym), brak kontaktu z jedynym synem oraz walka z matką (w 2008 r. pod pseudonimem Lucie Ceccaldi opublikowała ona autobiografię, w której przedstawiła syna jako zimnego, neurastenicznego potwora) naznaczyły jego twórczość, wpłynęły na postrzeganie świata i człowieka. Z wykształcenia jest inżynierem agronomii. W latach 2000 – 2012 mieszkał poza granicami Francji, najpierw w Hiszpanii, później w Irlandii. • Wydał sześć powieści. Każda jest inna i jednocześnie taka sama. Każda wywołała wielką dyskusję po swoim ukazaniu się. Każda buduje pesymistyczną wizję świata i kondycji współczesnego człowieka. Każda ukazuje człowieka jako samotnika kierowanego seksualnymi impulsami, marzącego o szczęściu, lecz marzenie owo ukrywającego pod maską cynizmu. W swoich powieściach opowiada o świecie wielkich korporacji, środowisk naukowych, związanych ze sztuką i biznesem, zwracając uwagę na nihilizm i bezsens wszelkiego działania jednostki. Wieszczy wręcz rozpad znanego świata i koniec obecnej cywilizacji. Dwie jego powieści zostały zekranizowane. • „Uległość” to ostatnia powieść Houellebecqa. Ukazała się 7 stycznia 2015 roku, w dniu zamachu na redakcję „Charlie Hebdo”, w którym zginął jego przyjaciel. Jest to, najogólniej mówiąc, futurystyczna opowieść o losach Francji (a więc – jak można mniemać - i Europy) z elementami fikcji politycznej. Rzecz dzieje się w nieodległej już tak bardzo przyszłości, bo w 2022 roku i dotyczy wyborów prezydenckich i przejęcia władzy przez tzw. Bractwo Muzułmańskie, czyli partię islamistyczną. Ukazuje przyczyny zwycięstwa tej siły i mechanizmy przejmowania przez nią kolejnych dziedzin życia w kraju. Wskazuje na nieuchronność takiej wizji rzeczywistości (wobec obecnych wydarzeń politycznych we Francji wręcz profetycznej, chciałoby się rzec). W sposób racjonalny jako nieuniknioną konieczność dziejów maluje obraz Francji zalanej morzem islamu – partia zwycięska wprowadza kolejne zmiany w państwie, zajmuje się ochroną socjalną najuboższych, edukacją, poszerzaniem rynku pracy (kobiety odchodzą z pracy, więc stanowisk wakujących dla mężczyzn jest więcej), usprawnianiem systemu bezpieczeństwa w państwie. Zamknięte zostają szkoły chrześcijańskie, żydowskie i inne, istnieją tylko islamskie. Sorbona staje się uniwersytetem muzułmańskim. A społeczeństwo? Postawa społeczeństwa jest najciekawsza. Francuzi są zadowoleni! Zgadzają się na proponowaną rzeczywistość. „Szczytem ludzkiego szczęścia jest bezwzględna uległość” - gorzko konkluduje autor. Przerażająca jest bowiem wizja końca znanego świata przyjmowana nie tylko bez sprzeciwu, ale wręcz z entuzjazmem! • Tadeusz Sobolewski w swej wypowiedzi na temat najnowszej powieści Houellebecqa powiedział: „On (autor) wcale nie straszy islamem – on nas straszy nami samymi”. Zgadzam się z tą opinią, ale stwierdzić jednak muszę, że islamem straszy nas Houellebecq także. Wstrząsająca jest rzeczywistość szariatu jako czegoś zwyczajnego i normalnego, wielożeństwa, podległości kobiety wobec mężczyzny, wprowadzenia podziału obywateli na tych pierwszej i tych drugiej kategorii (w islamie dhimini). Ale przerażająca jest także postawa obywatela, który akceptuje proponowaną rzeczywistość. • Głównym bohaterem jest naukowiec, profesor Sorbony, specjalista życia i twóczości Jorisa-Karla Huysmansa (francuskiego pisarza żyjącego na przełomie XIX i XX wieku), autorytet w swej dziedzinie, czterdziestoczteroletni kawaler. Uosabia swą postawą współczesnego przedstawiciela upadającej cywilizacji europejskiej, intelektualistę-filozofa. Przede wszystkim nic mu się nie chce. I to jest chyba najgorsze! Uwikłany w układy swojego miłego i ciepłego światka nie znajduje w sobie determinacji i odwagi, by się sprzeciwić, by zareagować, by się bronić. Ulega... Jakoś to będzie, po co się wysilać – to jego dewiza. Nie potrafi walczyć. Jest bierny. I co najgorsze, nie widzi w tym nic złego. Inercja i totalna apatia kierują jego życiem. Samotnym i pozbawionym sensu. Houellebecq stwierdza: „Wszystkie zwierzęta i miażdżąca większość ludzi żyje bez najmniejszego sensu”. Jego bohater tę prawdę niestety potwierdza. Nie walczy o miłość, pozwala ukochanej wyjechać, bardzo się dziwi, gdy ona układa sobie życie z innym. Gdy go zwolniono z pracy, biernie poddaje się losowi, ciesząc się, że dostanie emeryturę. Gdy proponowano mu posadę na muzułmańskim uniwersytecie, zgadza się ją przyjąć, licząc na profity materialne i… seksualne. Egoizm i prywata, brak ideałów, brak celów, bezsens egzystencji, życie bez wartości wyższych, odwrócenie wartości – jakżeż smutny to obraz nas i naszego świata. A Houellebecq maluje go wyrazistymi i ostrymi barwami. Nie uczy, nie protestuje, nie udziela rad, po prostu – przedstawia to,co widzi, i to, co przewiduje. A jest to obraz upadku, rozpadu, zagłady. Smutne... • Obraz zagłady naszego świata, rzeczywistości, w której żyjemy, w powieści Houellebecqa przybiera formę apokaliptyczną. Jest to jednak świat, zdaje się mówić autor, który musi upaść. Bo też dziwny jest ten świat! Świat, w którym władzą dzielą się „dwa rywalizujące między sobą gangi”, w którym człowiek gardzi człowiekiem, nienawidzi bliźniego, dba wyłącznie o siebie, żyje bez ideałów. Jest zagubiony, wyalienowany, odwróciły mu się wartości, nie rozumie ani dobra, ani zła. „Kochani ludożercy” - nawoływał swego czasu poeta. „Nie zjadajmy się Dobrze/ Bo nie zmartwychwstaniemy/ Naprawdę” - przekonywał. A inny poeta prosił: „Spieszmy się kochać ludzi”. Może jest jeszcze szansa na ratunek? • • Gabriela Kansik • DKK Olesno • Oleska Biblioteka Publiczna
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Książki Erica-Emmanuela Schmitta to swoiste antidotum na lęk i zło współczesnego świata. Są to książki czytane, tłumaczone na wiele języków obcych, bardzo popularne. Niosą nadzieję. Pozwalają oswoić się z trudnymi zagadnieniami egzy­sten­cjal­nymi­, takimi jak śmierć, choroba, kalectwo ciała i duszy... Czasami Schmitt nazywany jest „lekarzem duszy” właśnie, bo w swych utworach porusza ważkie sprawy w bardzo przystępny sposób, bo rozprawiając o miłości, małżeństwie, muzyce, śmierci tłumaczy na nowo świat, powoduje, że czytelnik odkrywa w tym świecie piękno, dobro, radość. Mówiąc o tak fundamentalnych wartościach, przekonuje o sensie istnienia i uczy akceptacji rzeczywistości. • Eric-Emmanuel Schmitt to filozof i nauczyciel filozofii, ale przede wszystkim to pisarz. Jak sam o sobie mówi, najpierw jest dramaturgiem, później eseistą, na końcu prozaikiem, autorem powieści. Na świecie znany jest przede wszystkim jako autor dramatów. Jego sztuki wystawiane są na scenach teatralnych w ponad czterdziestu krajach. W Polsce wystawiono m.in. jego dramat „Małe zbrodnie małżeńskie” (wielokrotnie, na scenach różnych miast). Jest także scenarzystą. Na podstawie jego scenariusza powstał m.in. poruszający film „Oskar i Pani Róża” (będący filmowym wcieleniem najsłynniejszej powieści francusko-belgijskiego twórcy). W zasadzie każda powieść, ba, każdy utwór Schmitta jest prawdziwym majstersztykiem, cenną muszelką, która więzi w sobie uniwersalną treść i finezyjną formę, filozoficzną mądrość życiową i naiwność typowo dziecięcego postrzegania rzeczywistości. • Wśród wielu powieści Schmitta ważną pozycją jest krótka powiastka „Pan Ibrahim i kwiaty Koranu”. W tytule tej powieściowej miniatury występuje wyraz „kwiaty”, nic dziwnego więc, że lektura tej książeczki skojarzyła mi się z wyprawą do ogrodu. Ogrodu życia. Są w nim miejsca szczególnie piękne, zadbane, ale są także takie zakątki, które odstraszają swym wyglądem, zaniedbane, zapomniane. Takim wyklętym i przeklętym miejscem w ogrodzie powieściowym jest rodzina Momo (Mojżesza vel Mohammeda). Rodzina niepełna (chłopca wychowuje ojciec), rodzina nieszczęśliwa; tak jak rabaty w zaniedbanej części ogrodu zachwaszczona jest brakiem miłości, niespełnionymi, wygórowanymi oczekiwaniami, brakiem troski i zrozumienia. „Co ja takiego zrobiłem? Co takiego miałem w sobie, że nie sposób było mnie kochać?” - pyta trzynastolatek, odwiedzając dom uciech w paryskiej dzielnicy żydowskiej i dokonując drobnych kradzieży. Takim ciemnym zakątkiem ogrodu, splątanym gąszczem zatrutym jadem sieroctwa i samotności, a także wyrzutów sumienia, że przeżył holocaust, mimo iż wszyscy jego bliscy zginęli, jest życie ojca Momo, adwokata „bez spraw i bez żony”, jak określa go narrator. Takim ostępem, odrażającym, pełnym bólu i zła, wykolejenia i niewiary, niedostępnym dla dobrych uczuć, mogłoby stać się wreszcie życie chłopca po samobójczej śmierci jego ojca, gdyby... Gdyby nie zjawił się ogrodnik. Ogrodnik jak dobry duch potrafił przywrócić blask ogrodowi życia. Spowodował, że chwasty zostały usunięte, ścieżki wygracowane, na klombach pojawiły się kwiaty... Tym ogrodnikiem okazał się pan Ibrahim, starszy już sklepikarz, muzułmanin z kraju Złotego Półksiężyca, człowiek doświadczony, mądry i odważny. Zjawił się w życiu Momo i kwiaty zakwitły. Chłopiec przestał kraść, nauczył się uśmiechać, znalazł przyjaciela, nauczyciela, wreszcie opiekuna i ojca. Mędrzec uczył chłopca podstawowych prawd życia, a jego rady i wskazówki trafiały do serca młodego człowieka i tam zakwitały. Takimi „kwiatami” w powieści są skrzydlate słowa uczące życia, nadające sens ludzkiej egzystencji. Pan Ibrahim podpowiada chłopcu m.in.: „To, co dajesz, … pozostaje twoje na zawsze; to, co zachowujesz, jest na zawsze stracone”, przekazując mu część swego doświadczenia, swojego widzenia świata. Rozstając się z bohaterami książki, żałowałam, że musiałam opuścić ten ogród, w którym więcej jest jednak piękna niż brzydoty. Głęboko humanistyczne przesłanie tego utworu pozwala uwierzyć na nowo w człowieka. Może w tym właśnie tkwi siła książek Schmitta? Dziwiąc się światu, buduje taki jego obraz, w którym jest także miejsce na sprawiedliwość i dobro. Na duchowość. Na piękno. Na radość. A może nawet na naiwną wiarę w dobre zakończenie opowiadanych historii? • L. M. Montgomery była bardzo zdziwiona, gdy przekonała się, że jej „Błękitny zamek” klasyfikowany jest jako powieść dla młodzieży. Przecież pisała tę książkę dla dorosłego czytelnika... Ja zdziwiłam się chyba równie silnie, gdy przeczytałam, że „Pan Ibrahim i kwiaty Koranu” to utwór dla młodzieży. Ale może to dobrze, że humanistyczne wartości docierają już do młodego czytelnika, może to dobrze, że również młody człowiek styka się z uniwersalnym kanonem prawd rządzących światem? Według mnie książka E.-E. Schmitta to lektura odpowiednia dla każdego wieku, lektura mądra i optymistyczna. • Gabriela Kansik • Dyskusyjny Klub Książki • Oleska Biblioteka Publiczna
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Weronika Murek to młoda – urodzona w 1989 roku w Bytomiu – polska pisarka z Katowic. Ukończyła Wydział Prawa i Administracji na Uniwersytecie Śląskim. Pracuje jako aplikantka adwokacka w sądzie. W 2014 r. otrzymała nagrodę w organizowanym przez Delegaturę Unii Europejskiej w Pekinie oraz chińską organizację literacką The Bookworm 28. konkursie na opowiadanie o długości do 500 słów za opowiadanie "Popołudnie, róża, ług". Utwór ten nie znalazł się w jej debiutanckim tomiku zatytułowanym „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” wydanym w lutym 2015 roku. Ten debiut literacki okazał się bardzo udany, gdyż książka była nominowana do wielu nagród: do Paszportów „Polityki” w 2015 r., do Nagrody Literackiej „Nike” i Nagrody Literackiej Gdynia w 2016 r., a otrzymała Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza w 2016 r. Książka zbudowana jest z siedmiu opowiadań, nierównej zresztą długości. Okładkę do zbiorku zaprojektowała Iwona Chmielewska, wykorzystując do jej wykonania malarstwo renesansowego twórcy Rogiera van der Weydena. Jego „Portret młodej kobiety” stał się podstawą zamysłu twórczego współczesnej artystki. Weronika Murek jest także autorką dramatu „Feinweinblein”, który ukazał się w 2015 r., a w grudniu tego roku został zaadaptowany przez Pawła Łysaka na słuchowisko radiowe. Za tę sztukę autorka otrzymała Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną (2015). • Eric-Emmanuel Schmitt pisał o muzyce: „Muzyka wzrusza, podsuwa myśli. Zgłębia człowieka, wstrząsa nim i go zmienia, docierając do jego najgłębszych pokładów. (…) Sens muzyki nie polega na tym, że ma ona jakiś dokładny sens, ale że jest metaforą wielu sensów. (…) Tajemnica bardziej niż jawność skłania do refleksji. Co więcej, nie jest jej wrogiem, bo przecież dostarcza jej materiału do odkryć”. Jeśliby zastąpić słowo „muzyka” tytułem debiutanckiego zbioru opowiadań Weroniki Murek, otrzymalibyśmy w zasadzie trafną ocenę tej książki. Jest w tym utworze i tajemnica, i wzruszenie, i refleksyjność, i brak konkretnego sensu, i metafora wielu sensów. Jest także humor i przekora w zabawie słowem. Jest to książka intrygująca poprzez jej swoistą grę z oczekiwaniami czytelnika. Jak ją ocenić?... • Czytam książki, najogólniej mówiąc, różne. I lubię czytać książki... wszystkie. Jedne czytam, bo pozwalają nie myśleć, oderwać się od otaczającej rzeczywistości, zanurzyć w świat fikcji, odpłynąć za słowem.... Inne, gdyż każą mi pomyśleć i przemyśleć otaczający mnie świat od nowa, zweryfikować sądy o nim, nauczyć się go jakby od podstaw, znaleźć w nim moją prawdę... Jeszcze inne, ponieważ skłaniają mnie do zamyślenia się nad otaczającą mnie rzeczywistością, dostrzeżenia w niej istotnych wartości i logicznych uwarunkowań, motywacji do konkretnych działań, do dokonywania takich, a nie innych wyborów i ich oceny... Zależy to oczywiście od moich aktualnych potrzeb intelektualno-emocjonalnych. Czasami odkładam lekturę jednej książki na rzecz innej, bo taką mam w danej chwili potrzebę. A książka Weroniki Murek? Czytałam tę książkę, aby się domyślać różnych rzeczy... Ta książka nie daje odpowiedzi. Ta książka stawia pytania. I ja te pytania w trakcie jej lektury sobie zadawałam. Zarówno te dotyczące treści poszczególnych opowiadań, jak i te dotyczące sensu tych opowiadań. Nie na wszystkie moje pytania znalazłam odpowiedź. I dochodzę do wniosku, że nie taki jest cel tej książki. Autorka bawi się z czytelnikiem, tworząc świat swojsko-obcy, dziwaczny, niby odległy, ale jednak osadzony w dobrze znanych czytelnikowi realiach, niby to zwyczajny, codzienny, ale jednak wykraczający poza znany świat doznań zmysłowych. Światem przedstawionym w utworach Murek rządzi absurd, może trochę groteska, a już na pewno niezwykłość. Osoba zmarła rozmawia z żywymi, przedszkolak jest z mięsa, dziewczyna nie wychodzi za mąż, bo jej dziadek żyje, dwie kobiety donoszą jajka, lusterka i… dzieci, Baśka jest laska, a wrzątek się przypalił... Dziwaczne to, wydumane, niezwykłe, szalone, ale przecież w jakiś sposób bliskie... Purnonsens, czyli sens w bezsensie... Mnie najbardziej zainteresowało, zamieszczone w tomiku jako pierwsze, opowiadanie zatytułowane „W tył, w dół, w lewo”. „Wyczytałam” w nim strach przed śmiercią, niezgodę na śmierć, przerażającą wizję życia po życiu, kpinę z uznawanych wartości. Ale czy Maria to na pewno samobójczyni albo dlaczego dziewczyna musi mieć w trumnie czerwony sweter? Na co zwróciłam szczególną uwagę, to na to, jak ogromnie kontrowersyjna, czy wręcz bulwersująca jest – przynajmniej dla mnie – wizja nieba w tym opowiadaniu. Oczywiście, bardzo odbiegająca od zakodowanych w podświadomości wyobrażeń. Zaciekawiło mnie także opowiadanie szóste z kolei „Trzeci pochówek generała Sikorskiego z uwzględnieniem koca”. Doszukałam się w nim analogii do wiersza Wisławy Szymborskiej „Pogrzeb”, gdzie każdy tak naprawdę zajęty jest tylko swoimi sprawami, choć przecież uczestniczy w pogrzebie. Zresztą czy na trzecim pogrzebie można naprawdę szczerze wylewać łzy po osobie zmarłej? • W konwencję udziwnienia, surrealizmu wpisują się już same tytuły poszczególnych siedmiu opowiadań. „Organizacja snu w przedszkolu”, „Alergia na pióra pudrowe”, „Siwy koń w plamy kare” to niektóre tytuły opowiadań z tomiku Weroniki Murek. Są przewrotne, niewiele mówią o treści utworu, raczej zaskakują niż podpowiadają. Podobnie zresztą jak tytuł całego zbioru wydanego przez Wydawnictwo „Czarne”. Autorka zatytułowała swój tomik „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina”. Oczywiście w utworze nie ma mowy ani o uprawie roślin, ani o roślinach południowych (o północnych zresztą także nie), ani o metodzie Miczurina, ani nawet o samym Miczurinie. Tytuł zbiorku jest jak najbardziej zaskakujący. Z osobą Miczurina łączy go tylko motto, czyli słowa radzieckiego ogrodnika, który – notabene – uprawiał rośliny „północne”, bo mrozoodporne: „Nie możemy czekać na łaskawość przyrody. Naszym celem jest wziąć sobie ją od niej samemu”. Może autorka, tak jak Miczurin przyrodę, pragnie ujarzmić słowo i literaturę? Wbrew logice i na przekór konwencjom? Stąd jej opowiadania: przekorne, nieobliczalne, odbiegające od schematu, inne... • • Osobiście nie sądzę, by ta książka zyskała wielką popularność wśród ogromnej rzeszy czytelników. Raczej sięgną po nią ci wszyscy, którzy szukają w literaturze niespodzianki i odmienności. Tych nie zawiedzie. • Gabriela Kansik • Dyskusyjny Klub Książki • Oleska Biblioteka Publiczna
  • [awatar]
    Olesno OBP
    Książka Swietłany Aleksijewicz „Cynkowi chłopcy” niesie z sobą niesamowicie duży ładunek emocjonalny. Trafia do umysłów, ale i do serc. I chociaż to reportaż, nie da jej się czytać jak zwykłą relację z wydarzeń. Maluje bowiem rzeczywistość, która jawi się jako tragiczna plątanina błędnych decyzji, złych wyborów, nietrafnych oczekiwań..., jako melanż bohaterstwa i okrucieństwa, męstwa i podłości, postaw altruistycznych i zwykłych ludzkich „małych egoizmów”... O czym jest ta książka? Odpowiedzieć można krótko: o wojnie, o radzieckiej wojnie w Afganistanie. Ale czy tylko o tym? • Jakże łatwo jest oceniać wydarzenie po fakcie! Gdy wszystko jest wyważone, omówione, ocenione. Zaszufladkowane jako dobre-złe, mądre-głupie, istotne-błahe. W momencie stawania się faktu jesteśmy zdani wyłącznie na siebie, na własną ocenę tegoż faktu. Uczestniczymy w danym wydarzeniu tu i teraz, podejmujemy określone decyzje, kierując się oczywiście rozmaitymi pobudkami. O tym też mówi książka S. Aleksijewicz. Zagłębiając się w lekturę, wielokrotnie słyszymy opowieści o tym: Dlaczego? Dlaczego pojechałem/pojechałam na wojnę, dlaczego zdecydowałem/zdecydowałam się w niej uczestniczyć, co mną w momencie podejmowania decyzji kierowało. I tylko w niewielu wypadkach okazało się, że uczestnicy tej strasznej wojny, młodzi radzieccy chłopcy i młode radzieckie dziewczyny, zostali do udziału w niej przymuszeni. W większości wypadków do wyjazdu do Afganistanu zgłaszano się na ochotnika, bo tego wymagał patriotyzm, bo zostało się wychowanym na micie bohaterów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, których należało naśladować, bo samemu sobie chciało się udowodnić, że umiem, że potrafię, że podołam, bo chciało się przeżyć Największą Przygodę Życia... Jakżeż to zwyczajne, normalne, zrozumiałe. Zupełnie inną niż ta wyobrażana okazała się jednak rzeczywistość tam na miejscu, już w Afganistanie... O tym też mówi ta emocjonalna książka – dokument. O zabijaniu, o strachu, o śmierci, o narkotykach, przemocy, tęsknocie za bliskimi, wynaturzeniu, zobojętnieniu, koszmarach, o strasznych chwilach w kilk­udzi­esię­cios­topniowych upałach, gdy czekało się na strzał wroga, o widoku zmasakrowanych ciał kolegów, zwierzęcej potrzebie zabijania, by samemu móc przeżyć... • Jakże łatwo ferujemy wyroki! Mówimy: to jest dobre, a to złe; tak wolno postępować, a tak nie; za taki czyn należy nagrodzić, a za inny ukarać. Wszyscy wiemy, że życie należy chronić, że wojna jest złem. Wszyscy to wiemy, ale... Radziecką wojnę w Afganistanie oceniamy dziś jako błąd i zło, jako polityczną pomyłkę, ale jak przedstawić tę prawdę matce, która w tej wojnie straciła jedynego syna, żonie, która utraciła ukochanego męża, dzieciom, które nie rozumiały, dlaczego tatuś nie wrócił? O tym właśnie jest książka Swietłany Aleksijewicz, o relatywizmie odbioru rzeczywistości. Szczególnie wzruszają opowieści matek, które nie mogą pogodzić się ze śmiercią swych synów i pytają, dlaczego Jura, Sasza, Andriusza zginęli, dlaczego wróciły jedynie ich ciała w zaplombowanej cynkowej trumnie... Przecież ich synek taki był malutki, taki kochany, taki mądry i wspaniały... I miał dopiero dwadzieścia lat! Tyle miał jeszcze przeżyć... • Książkę „Cynkowi chłopcy” nazwałabym utworem wielogłosowym, bo też wielu w niej bohaterów-głosów. Aleksijewicz wysłuchała setek opowieści-zwierzeń „afgańców” i ich bliskich. Spośród nich wybrała kilkadziesiąt i zamieściła je w swojej książce. Są to przekazy z wojny widzianej i odczuwanej bardzo indywidualnie, bardzo prawdziwie. „Cynkowi chłopcy” więc to utwór, który jest przede wszystkim, zbudowanym z trzech rozdziałów, zbiorem opowieści uczestników afgańskiej wojny, poprzedzonych „Prologiem” i zakończonych przejmującym epilogiem ”Post mortem”, zawierającym napisy nagrobkowe poległych żołnierzy. Wiarygodności opowieściom dodaje relacja autorki z jej osobistego „oglądania” wojny w części „Z notatek (na wojnie)”. Książka kończy się dwoma rozdziałami dotyczącymi procesu wytoczonego książce i jej autorce – rzecz szokująca sama w sobie – „za znieważenie honoru i godności żołnierzy walczących w Afganistanie”. • Swietłana Aleksijewicz, z pochodzenia pół-Białorusinka, pół-Ukrainka, to białoruska pisarka i dziennikarka pisząca tylko w języku rosyjskim, autorka książek, filmów i sztuk teatralnych. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują m.in. „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, „Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka” i „Cynkowi chłopcy” właśnie. Aleksijewicz to laureatka wielu radzieckich i międ­zyna­rodo­wych­ nagród, z których najważniejszą jest literacki Nobel, przyznany jej w 2015 roku. W swej twórczości podejmuje tematykę różnorodną, za każdym razem jednak ważką. Pisze o wojnie i jej ofiarach, o katastrofie czarnobylskiej, o pieriestrojce, o człowieku radzieckim, o samobójcach wreszcie. Przedstawia sprawy trudne i drażliwe, uwrażliwia na otaczający świat, nakreśla przeszłość, ocenia teraźniejszość. Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury otrzymała "za polifoniczny pomnik dla cierpienia i odwagi w naszych czasach". • Lektura książek Swietłany Aleksijewicz była dla mnie ogromnym przeżyciem intelektualno-emocjonalnym. „Cynkowi chłopcy” według mnie to książka - krzyk. Protest przeciw wojnie, ale także głos sprzeciwu wobec zabierania dzieci matkom, wobec okradania młodych ludzi z marzeń i nadziei na dobrą przyszłość, przeciw sterowaniu życiem setek, ba! milionów istnień w imię partykularnych interesów politycznych. To utwór, który porusza i nie pozostawia czytelnika obojętnym, poraża przedstawianą prawdą, zmusza do ocen, uświadamia, że każda sprawa może mieć drugą twarz, że nic nie jest tylko czarne bądź tylko białe. Ta książka – to swoisty wizjer rzeczywistości, w której żyjemy. • (Wojna w Afganistanie, zwana też radziecką interwencją w Afganistanie, trwała dziewięć lat, jeden miesiąc i dziewiętnaście dni. Zaczęła się 25 grudnia 1979 roku, a zakończyła 15 lutego w roku 1989. Pochłonęła miliony ofiar - po stronie afgańskiej 1,5 miliona zabitych, od 2 do 4 milionów rannych – w tym ok. 90 % ofiar to ludność cywilna. Żołnierzy radzieckich zginęło piętnaście tysięcy pięćdziesięciu jeden. Bez wieści zaginęło lub trafiło do niewoli czterystu siedemnastu żołnierzy. Do roku 2000 do domu wciąż nie powróciło dwieście osiemdziesiąt siedem osób... A ilu z ponad pół miliona żołnierzy ograniczonego kontyngentu wojsk radzieckich powróciło do kraju bez rąk, bez nóg, z rozchwianą psychiką, niepotrafiących dostosować się do otaczającej „normalnej” rzeczywistości bez wojny, zmagających się z narkomanią, alkoholizmem, chorobami psychicznymi?) • Gabriela Kansik • Dyskusyjny Klub Książki • Oleska Biblioteka Publiczna
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
15
  • Jest pewien ukos światła
    Dickinson, Emily
  • Perfekcyjna rodzina
    Dahl, Alex
  • Lektury nadobowiązkowe
    Szymborska, Wisława
  • Pani Churchill
    Benedict, Marie
  • Ginczanka
    Kiec, Izolda
  • Manhattan Beach
    Egan, Jennifer
wojciech
Opole MBP
Stanomino GBP
Anto
Ilona456
karina.l
biala-roza
AgaDu
Rene
tynaklb
wit-ar
Iwan_fiodorow
alaalicja81
linka2005
gabriela.sykulska
olga.sp1
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo