Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
Rodzaj: | Biblioteki publiczne |
---|---|
Telefon: | +48 77 454 80 30 |
Województwo: | opolskie |
Adres: |
Minorytów 4 45-017 Opole |
E-mail: | sekretariat@mbp.opole.pl |
Biblioteka Główna
Poniedziałek 12:00 – 19:30
Wtorek 09:00 – 19:30
Środa 09:00 – 19:30
Czwartek 09:00 – 19:30
Piątek 09:00 – 19:30
Sobota 09:00 – 15:00
Najnowsze recenzje
-
Gauche jest niemową, który nie rozstaje się ze swoim kundlem piastującym konie przy zapyziałej oberży, na peryferiach Paryża. Narrator opowieści traktuje o nim tak: „Tkwił w swoim czasie niczym w bezpiecznej skorupce, powoli rosnąc, powoli przyswajając sobie jego ledwie zauważalny rytm”. Markiz interesuje się alchemią, uczonymi, traktatami i wierzy w istnienie (podobno w Pirenejach, podobno na granicy francusko-hiszpańskiej) tajemniczej Księgi, mającej objaśniać wszystkie zawiłe kwestie związane z życiem i śmiercią. Księgi-odpowiedzi na wszelkie pytania. Weronika jest damą lekkich obyczajów, która nad wyraz pielęgnuje sny, jedyną przestrzeń, która bywa dla niej nienawistna. Mamy 1685 rok. W ramach królewskiego (Ludwik XIV) edyktu, piętnującego wszystkie wyznania we Francji, poza katolicyzmem, rzesze hugenotów, próbują uciec do upragnionych Niderlandów, gwarantujących normalne, wyznaniowe swobody. Niespodziewanie losy trzech wymienionych wyżej postaci krzyżują się, a wspólna podróż po wiedzę i mądrość, okaże się pretekstem do spojrzenia na naturę człowieka i świata. • Powieść o tym, że wielu z nas buduje świat według oczekiwań bliskich, epoki, rozumu, religii. O tym, że jak okiełzna się namiętności, bezpowrotnie straci się marzenia. Że bywają dni, które niczego nie rozwiązują i nie posuwają żadnych spraw dalej. O tym, że miłość wyostrza zdolność widzenia rzeczy ukrytych, a zaciemnia i zaciera to, co znane. O tym, że nosimy w sobie wiele głosów, ale tylko jeden brzmi donośnie, a cierpienie płynie zawsze z poczucia niemocy i ograniczenia. I może najważniejsze: „W człowieku dojrzałym cały czas mieszka dziecko i ono nosi całą prawdę o człowieku – samotność, doświadczenie opuszczenia, oczekiwanie uwagi i miłości, lęk bez powodu – tutaj zaczyna się mędrzec, wielki polityk, zwykły człowiek, każdy. To, co później robi się w życiu, jest ciągłym prowadzeniem dialogu ze sobą jako dzieckiem”. Powieść o głodzie poznania, poprzez które osiąga się siłę i wolność. „Poznanie daje wolność, ale nie daje bezpieczeństwa”. • Książka o chaotyczności czasu, który ludzie noszą w sobie. Powieść-soczekwa, która skupia w sobie wszystkie tematy rozwijane w następnych latach i dziś, w pisarstwie Olgi Tokarczuk. Pierwszy dukt w jej gęstym od znaczeń lesie. „Każda książka napisana przez człowieka wychodzi poza niego i jest od niego większa”.
-
Jeżeli termin literatura środka ma jakiś sens, to w przypadku prozy Uzdańskiego, nabiera swojej krytycznej masy. To bardzo dobrze napisana proza. Bez żadnych uchybień warsztatowych, opowiadająca historię rozgrywające się obok nas: szare, zwyczajne, a przez to tym bardziej dojmujące i uniwersalne. Mamy tu opowieść ludzi, których nadwerężone zaufanie pozostaje wciąż niezasklepioną raną, a codzienne troski i znoje, coraz bardziej ściągają ich myśli ku ziemi. W swojej drugiej powieści, autor strony „Nowe wiersze sławnych poetów”, opowiada nam historię Jadwigi (obecnie w domu opieki), Agaty (pielęgniarki zajmującej się paliatywnie chorymi) i Tomasza (wolontariusza w „umieralni”, a przy okazji studenta filozofii). Widzimy jeden dzień oczami trzech bohaterów. Śledzimy ich myśli, mamy wgląd w zmartwienia, w wewnętrzne stany permanentnych destabilizacji. Bo w młodości krzywdzimy się bez wyrzutów sumienia, a na starość krew stygnie, wzajemne pretensje są ostrożne, a my bardziej odporni na ból. Na wstępie pragniemy, aby emocje przemeblowały nam całe życie, a przy końcu, aby pozwalały czynić to, co minione, akceptowalnym. • Uzdański pisze o tęsknocie jako podstawowej ludzkiej dyspozycji. O bolesnym uwikłaniu we własne ambicje, aspiracje, marzenia i pragnienia. Daje znać o niemożności rezygnowania z siebie na rzecz innych, ale i o uczuciach, które nie trafiają pod właściwe adresy. To powieść o ludziach pokiereszowanych, których wciąż stać na lepszych siebie. Jedną nogą tkwią w przeszłości, stale rozgrzebują rany. Ich pogubienie potęguje wymykająca się miłość, która bardziej jawi się tu jako ciężka praca, niż romantyczne porywy powodujące w głowie konfuzje, a w brzuchu motyle. To strony o tym, że każdego z nas coś boli, każdy z nas ma coś do przepracowania, a dobry nastrój i humor, może kryć niejedno strapienie. Kartki o kompromisach, podłościach, rozczarowaniach sobą i innymi. • „Zaraz będzie o wszystkim” to współczesna polska powieść o banalności i monotonii, a nade wszystko o wyrwach po osobach, od których oczekiwalibyśmy ciepła i bliskości. Starość wciąż przegląda się w młodości, szukając jakiegoś wytchnienia od własnego tragizmu. Istnienie mierzy się tu interwałami bólu, a dom opieki staje się sceną, na której wygrywane są najważniejsze ludzkie emocje: od tych skrajnie przytłaczających (ból, zmęczenie, smutek, brak nadziei), po znośne (chwila wytchnienia, przypadkowy uśmiech, nieobliczona na efekt życzliwość). Powieść o tym, że czasami jedyną ucieczką przed teraźniejszością jest przeskok we wspomnienia, a samotność może grać główną rolę i niekiedy w ogóle nie schodzić z afisza. „Ludzie są straszni. Dlatego rodzina jest ważna, o bliskie osoby trzeba dbać, bo co bliska osoba, to jednak bliska osoba, i to się wie dopiero, jak się ich nie ma. Wtedy dopiero to widać”.
-
Adam Zagajewski rehabilituje niemodną dziś sztukę eseju, polegającą na połączeniu celnej uwagi z nagłą iluminacją, intelektualną głębią i umiejętnością łączenia rozmaitych smaków. Jego teksty poświęcone są sztuce i wynikają z głębokich inklinacji poety do mowy wiązanej, malarstwa, a w pierwszej kolejności do nieuchwytnej muzyki. Z nieudawanym wdziękiem i ogromną swobodą, autor „Anten” przegląda się w cudzym blasku, przymierza klasyczne miary. Wie, że żeby świadomie być, trzeba interpretować i poszerzać przestrzeń własnej egzystencji, aby mogło się w niej zrobić miejsce dla wspólnoty. I uczyć się odnajdywać w sobie empatię i współczucie wobec drugiego, inaczej świat osunie się w piekło. • Na wstępie poeta przypomina, że w każdej społeczności, poza organizującymi wyobraźnie hukami i krzykliwymi nowinkami toczy się rozmowa cicha i skromna, dotycząca niewielu, ale traktująca o imponderabiliach. Przywołuje słynny cytat Bellowa, który onegdaj uprzytamniał, że „w dawnych czasach genialność człowieka manifestowała się głównie w metaforach. Teraz jednak w faktach…”. Tymczasem stale trzeba nam zbliżać się do tego, czego nie znamy. „Tajemnice wciąż są twarde jak najtwardsze orzechy”. A my nadal „Nie wiemy, kim jesteśmy, i to sprawia, że metafory i mity – które wcale nie wykluczają racjonalnego podejścia – mają się wciąż dobrze, mimo wszystko”. A literatura jest jednym ze sposobów dotarcia tam, gdzie być może chociaż zostaną rozwiane złudzenia. Wzmacnia nas wewnętrznie jak cała sztuka, kładzie trakt w przeszłość, powiększa rzeczywistość o której możemy powiedzieć: „moja”. Bo „Nie znamy sensu istnienia i nigdy go nie poznamy”. A dziś jesteśmy dalej od niego niż kiedykolwiek. Dziś zamiast skupić się na substancji, powierzchownie traktujemy tylko relacje. Tymczasem „Jest ciemny świat, którego nie pojmujemy. Są słowa, które narzucamy na czas i na ciemność. Nikt nie czeka na odpowiedź”. Myślenie nie jest w cenie, a prowokacja uchodzi za gest artystyczny. • Wielką zaletą tych tekstów jest ich lapidarność, nie tracąca przy okazji nic z esencjonalności. Zagajewski potrafi w kilku zdaniach skreślić brawurową opinię o poezji Gałczyńskiego, zapisać przenikliwą refleksję na temat pisarstwa Kafki, skreślić celny rys charakteru Józefa Czapskiego, czy uwagę o mniej znanym wierszu Miłosza, bądź podzielić się zachwytem nieumiarkowanym – jak w szkicu o muzyce Mahlera – albo powściągliwym portretem, jak w wypadku Julii Hartwig. Bo poezja, tak samo jak muzyka zdaniem Zagajewskiego, nie ma adresu. Szukamy ich, dzięki temu nie ustajemy, podejmują nas drogi (Zagajewskiego rzuciła po raz pierwszy na kolana edycja „Prozy” Brunona Schulza z 1964 roku). On sam zaś, rzuca od niechcenia, że czasami tylko niepewność dodaje odwagi, a poezja nie zmienia zasadniczo świata, choć pozwala znosić razy, jakie na nas spadają. Poezja żyje ze spotkania z Duchem. Tylko ryzykanci podejmują jej wyzwania. A ona zawsze wraca „do ludzi i rzeczy pokornych, zwyczajnych”.
-
Joanna, od dzieciństwa naznaczona jest tajemniczym darem, zaburzającym jej percepcję codzienności, ponieważ pod wpływem dotyku drugiego człowieka, ma wgląd w jego najbardziej skrywane tajemnice i może antycypować najbliższą przyszłość. Dotąd częste zmiany miejsca zamieszkania jakoś pomagały w oswajaniu się z codziennością. Tym razem bohaterka odwiedza mamę mieszkającą na Wybrzeżu. Podczas spaceru na gdyńskim klifie z mężem i córką, doznaje nieprzyjemnego uczucia chwilowego omdlenia. W kiepskim psychicznym nastroju rodzina postanawia wrócić do Wrocławia. Po połowie drogi już nic nie będzie się wydawało tym, czym dotąd było. „Życie innych nie stanowiło dla niej tajemnicy, za to jej własne miało ją zaskakiwać do końca”. • Mrok i konfuzja pogłębiają się z każdą stroną. Mnożących się pytań jest więcej niż odpowiedzi. Intryga nadyma się z każdym oddechem. Książka o tym, że często tych, których nie rozumiemy, traktujemy jak niewypał, co w każdej chwili może eksplodować, więc lepiej trzymać się z dala i nie znosić dystansu. O tym, że czasami pozornie nic się nie zmienia, choć kosztuje nas o wiele więcej niedostrzegalnego zrazu wysiłku. O sytuacjach tak traumatycznych, że wypieramy je w kąty wyobraźni, aby trwale nie sabotowały jako takiego życiowego balansu. Wreszcie, o tym, że zapomnienie czasami jest lepsze niż pamięć, stale ewokująca to, co zagrzebane w prochu. Że jedna historia nie istnieje, a wydarzenia zmieniają się wraz z upływem czasu, doświadczeniami, przypadkiem, a fakty to tylko preteksty, aby ruszyła fala wspomnień. • „Być może pewne historie nie mają ani początku, ani końca, być może wpada się od razu w sam środek, rozpaczliwie próbując pozlepiać różne wątki i stworzyć z nich spójną opowieść”.
-
To powieść delikatna i wysmakowana. Udowadniająca, że to, co przywołuje nasza pamięć, nie zawsze jest równoznaczne z tym, co nam się przytrafiło i czego byliśmy świadkami. W największym uproszczeniu, aby nie zdradzać nic z eterycznej na swój sposób fabuły, a zachęcić państwa do lektury, możemy powiedzieć, ze Anthony Webster, będący teraz na emeryturze, wspomina swoją młodość przypadającą na lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku, a w zasadzie opowiada, rekonstruuje wręcz historię swojego nieprzeciętnie zdolnego przyjaciela, Adriana Finna, z którym łączyły go wspólne tajemnice • To powieść o tym, jak nasze drogi z czasem się rozchodzą i coraz bardziej rośnie wokół nas samotność. Barnes, jak nikt, potrafi pisać o pretensjonalnej młodości. Autor pokazuje, że trzeba mieć się na baczności, wypowiadając buńczuczne stwierdzenia na temat przyszłości, a kwantyfikatory, które uogólniają rozmaite sprawy, w zasadzie je zubażają. Bo życie to jakieś osiągnięcia poprzeplatane rozczarowaniami, historie, które czas w jakiś sposób czyni niemożliwymi, zamazując kontury, mieszając porządki. „Czy moje życie się powiększało, czy też jedynie dodawało samo do siebie?”. Czy w życiu tak naprawdę można coś zmienić, czy jedynie akceptuje się, bądź nie, okoliczności? Czy zadaniem życia jest pogodzenie nas z jego utratą? Każda decyzja pod pewnym kątem okazuje się chwiejna, a pewności nieprzewidywalne jak kaprysy. W gruncie rzeczy pamięć to dziurawe sitko, które na brzegach zostawia to, co chce. • Rzecz o tym, że z wiekiem wcale nie łagodniejemy, a wielkie pasje nadal płoną swoją temperaturą. Bo życie się nam przytrafia, a jedyne co budujemy z zapałem, to magazyny wspomnień. „Lecz czas… jakże czas najpierw nas uziemia, a potem zawstydza. Myśleliśmy, że jesteśmy dojrzali, podczas gdy byliśmy tylko bezpieczni. Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy odpowiedzialni, a byliśmy tylko tchórzliwi. To, co nazywaliśmy realizmem, okazało się sposobem unikania pewnych rzeczy, nie zaś stawianiem im czoła”. Bo czyż nie jest tak, że nasze życie nie jest naszym życiem, a jedynie historią, którą o nim opowiadamy, a każdy kto ją usłyszy, przekazuje ją dalej, inaczej? Książka o tym, że niepewność, co do tego, czym jest życie, z wiekiem staje się coraz bardziej deprymująca. Czasami wszystko musi obrócić się w niwecz, aby można zbudować coś nowego.