Recenzje dla:
Komu bije dzwon/ Ernest Hemingway
-
Już po kilkunastu przeczytanych stronach „Komu bije dzwon” przypomniały mi się, po raz nie wiem który, słowa Hamleta: „Złe jest to wszystko i skończy się źle”, a potem, podczas czytania, już na dobre przylgnęły do moich myśli, jak motto. • Najbardziej poruszyło mnie to, że hiszpańska wojna domowa została pokazana z perspektywy uczestnika – nie będącego jednak Hiszpanem, lecz zaangażowanym obcokrajowcem, który opisuje towarzyszy broni z własnego punktu widzenia. • Wiele na tych stronach przeczytamy o ludzkiej naturze, o jej dobrych i złych skłonnościach, o tym, że obie strony konfliktu działają w myśl zasady wet za wet, że wokół dużo jest kłamstwa, ale przecież „jeśli dana sprawa jest fundamentalnie słuszna, kłamstwo nie powinno mieć znaczenia”. • Ta powieść to ciągły korowód dylematów i pytań bez odpowiedzi, fatalistyczne miotanie się myśli. • Książkę czytałam w nowym tłumaczeniu, Rafała Lisowskiego. Na początku uwierała mnie nienaturalność językowa dialogów, nadużywanie i powtarzanie tych samych dziwacznych zwrotów, jakieś oryginalnie, starotestamentowo brzmiące wulgaryzmy. Zrozumiałam te językowe zabiegi po przeczytaniu „Słowa od tłumacza” – przekazana tam idea przekładu do mnie przemówiła i sprawiła, że inaczej spojrzałam na cały tekst. Tłumaczenia Bronisława Zielińskiego nie znam, dlatego nie mogę się do niego odnieść. • Dla mnie dużą zaletą tego wydania były przypisy, dzięki którym, między innymi, dowiedziałam się, jak ważną wojskową personą podczas hiszpańskiej wojny domowej był Karol Świerczewski. • Nie jestem ani wielką znawczynią prozy Hemingwaya, ani jego wielką fanką, a z jego dorobku znałam dotąd doskonałego według mnie „Starego człowieka i morze” oraz średnie „Pożegnanie z bronią”. „Komu bije dzwon” zrobił na mnie największe wrażenie i trafił na listę tytułów, do których moje myśli często wracają.