• Za każdym razem, kiedy sięgam po literaturę opsiywaną jako "prosta", "emocjonalna", czy "sensualna" boję się, że już po kilku stronach rzucę ją gdzieś w kąt, bo będzie ona dla mnie nużąca. Wiem, że wiele świetnych powieści przez to odrzucam, ale cóż - poetyckość w beletrystyce nigdy nie była tym, co mocno bym sobie ceniła. Ot, choćby ostatnio porzuciłam już po parunastu stronach "Gorące mleko". No po prostu nie dało się! • "Mam na imię Lucy" mogło być książką, która podzieli los swoich sióstr, ale okazało się, że momentalnie wciągnęłam się w tę historię. Jest ona faktycznie prosta, ale i niejednoznaczna. Tytułowa Lucy - której historię poznajemy z jej zapisków dotyczących różnych znanych jej ludzi oraz sytuacji, które spotkały ją w życiu - nie rzuca nam swoimi uczuciami i emocjami w twarz. Wręcz przeciwnie, mimo iż całość książki to jej osobiste wynużenia serwuje nam je wstydliwie, jakby chciała przepraszać za każde kolejne wyznanie. • Fabuła skupia się przede wszystkim na relacji Lucy z jej matką, ale nie tylko. Mamy tu rónież kontrastowe spojrzenie na jej związek z mężem oraz z dwoma córkami. Każda z tych relacji jest trudna, skomplikowana i w jakiś sposób bolesna. Ale ponownie - brz rzucania czytelnikowi emocji w twarz, bez narzucania czegokolwiek. • Książkę połknęłam w jeden wieczór i czuję, że jeszcze do niej wrócę. Polecam wszystkim miłośnikom trochę krótszej formy, prostej, ale pełnej tego niesamowitego "czegoś", co zostaje w czytelniku na długo po lekturze.
  • Książka na jedno popołudnie. Do szybkiego przeczytania i jeszcze szybszego zapomnienia. Wynudziła mnie strasznie.
  • Czytając opis fabuły trudno nie oprzeć się wrażeniu, że powieść Strout ociera się o banał. Jednak z tej prostej historii, z błahych rozmów córki z matką płynie głęboka treść i ocean emocji. • Powoli z kart powieści wyłania się obraz Lucy, i jej rodziny nie patologicznej, ale tylko pozornie normalnej. Ojciec powrócił z drugiej wojny światowej jako psychiczny wrak, na zawsze naznaczony jej piętnem. Matka niezdolna do okazywania uczuć. Żadne z nich nie było w stanie zaspokoić materialnych, jak i emocjonalnych potrzeb swoich dzieci. Relacje panujące w rodzinie Lucy piętnują ją na całe życie. Poczucie winy, wstyd, to wszystko ciągnie się za Lucy w jej dorosłym życiu. I mimo, że udało jej się wyrwać z tego świata, dała sobie radę, to i tak wewnątrz jest wciąż zranionym dzieckiem, które czuje, że nie zasłużyło na nic dobrego. Czuje się spełniona, ale tylko pozornie, bo wciąż czuje się samotna. • "Mam na imię Lucy" to książka o tożsamości, którą kawałek po kawałku główna bohaterka układa ze swoich chaotycznych wspomnień, obrazów z przeszłości. Lucy walczy z pamięcią, zarówno swoją jak i cudzą, stara się jak może, by jak najwięcej sobie przypomnieć. Zdaje sobie sprawę, że "Tak wiele w życiu wydaje się być domysłem", nawet przedstawienie się komuś imieniem i nazwiskiem nic o nas w rzeczywistości nie mówi. Życie składa się z pozorów i domysłów, a to kim się stajemy zależy od tego co przeżyliśmy, od naszych odczuć, emocji. • Elizabeth Strout zbudowała swoją powieść wokół ciszy. W kilku słowach potrafi oddać relacje panujące między matką i córką. Więcej niż słów jest milczenia, ciszy. Z tej ciszy można odczytać wszystko. Te puste przestrzenie wypełnione milczeniem, przepełnione są emocjami, tęsknotą za przebaczeniem, spokojem i czułością. • To książka, która nie przynosi ukojenia, a jedynie żal i smutek. Strout dotknęła tematów trudnych, ale uczyniła to z niespotykaną wrażliwością, łagodnością, skupiając się na relacjach i emocjach. • Marta Ciulis-Pyznar
  • "Lubię autorów, którzy próbują przekazać jakąś prawdę." - Taką autorka z całą pewnością jest Elizabeth Strout. Jej książka to... "opowieść o miłości. O człowieku, który codziennie przeżywa katusze z powodu tego, co robił na wojnie. O żonie, która przy nim trwała, jak większość żon z tego pokolenia, i która przyjeżdża do córki do szpitala i odczuwa przymus mówienia o tym, jak to wszystkie małżeństwa się rozpadają. Robi to bezwiednie, nawet nie wie, że to robi. To opowieść o matce, która kocha swoją córkę, choć nie jest to miłość doskonała. Bo żadna miłość taka nie jest." Niezwykle refleksyjna historia pełna czułości, powściągliwa, prosta w swym wyrazie, ale też zachwycająca i wzruszająca zarazem. Serdecznie polecam.
  • Lucy jest spełnioną pisarką, wiodącą szczęśliwe życie w Nowym Jorku. Jest też dojrzałą matką dwójki dzieci. Jej życie ulega diametralnej zmianie, gdy Lucy trafia do szpitala. Podczas jej długotrwałego pobytu w placówce niespodziewanie bohaterkę odwiedza od lat niewidziana matka. Podczas spotkania dwóch kobiet na skutek niewinnego plotkowania o ludziach z przeszłości dochodzi do przywołania bolesnych wspomnień z okresu dzieciństwa: powrotu do czasów biedy, wykluczenia oraz rodzinnych tajemnic. Ma to jednak również charakter terapeutyczny dla ich wzajemnej relacji, ponieważ dzięki temu dochodzi częściowo do odbudowania więzi jakie powinny istnieć między matką, a córką. Ta krótka, bo zaledwie pięciodniowa relacja zdaję się być ich jednym z naji­ntym­niej­szyc­h momentów w życiu. Dzięki tej z pozoru błahej rozmowie kobiety odnajdują dawno zapomnianą już czułość, miłość i przebaczenie. Strout w sposób zachwycająco prosty oraz powściągliwy buduje niby uporządkowany świat, któremu za moment pozwala się rozpaść. W opowieści tej jednak nie ma swoistego dramatu. Autorka chce abyśmy starali się zaakceptować i zrozumieć zwyczajne ludzkie słabości.
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo