Recenzje dla:
Jagiellonowie/ Iwona Kienzler
-
Książkę przeczytałam z chęci dowiedzenia się jeszcze czegoś ciekawego o członkach dynastii Jagiellonów, przy czym umysł miałam do niej otwarty i nastawienie pozytywne. O, święta naiwności. Już od pierwszych stron biją po oczach koszmarne literówki, przejęzyczenia, niepoprawione autokorekty, a nawet błędy stylistyczne, a co gorsza merytoryczne. A to ojciec Wilhelma Habsburga to raz Leopold III, raz Leopold II, a to Jadwigę Andegaweńską koronował w jednym miejscu biskup Bodzanta, w innym Bodzenta, a jej grób otworzono w 1942 roku, na kolejnej stronie w 1949 roku, nawet Elżbieta Granowska staje się na moment Granecką, mało tego, Kazimierz Jagiellończyk zabrał swojego chorego syna, również Kazimierza, aby odpoczął wśród litewskich puszcz i lasów w 1498 roku, a zatem 6 lat po swojej śmierci i 14 lat po śmierci swojego syna, który to do tego jeszcze zmarł podobno na gruźlicę, ale to pewnie była mistyfikacja, ponieważ nikt z Jagiellonów ani przedtem ani potem na gruźlicę nie umierał, więc to z pewnością była ukryta skrzętnie przed wszystkimi choroba weneryczna, po czym w rozdziale o Zygmuncie Auguście dowiadujemy się, że zmarł między innymi... na gruźlicę - doprawdy perełki jagiellońskich historii. Za dużo jest również w tej publikacji domysłów, za dużo 'prawdopodobnie', 'zdaje się' i ocen tamtejszych czasów z perspektywy dzisiejszej oraz 'a co nie wiem to dopowiem'. Autorce zdarzają się lepsze momenty, ale jest ich bardzo mało, w moim odczuciu jest to krótki rozdział o Annie Cylejskiej, a także wątek o Zygmuncie Auguście. Na mały plus zasługuje również rozdział o Władysławie Warneńczyku, który z jednej strony niby nie powiela od jakiegoś czasu powtarzanych, rzuconych na grząski grunt teorii o jego rzekomym homoseksualizmie, wyjaśniając błędy w tłumaczeniu z łaciny, przez które ten pogląd w ogóle powstał, z drugiej strony przedstawia naciągane, naprawdę grubymi nićmi szyte argumenty na to, że jednak hipoteza ta może być prawdziwa. Książka jest bardzo nierówna, ewidentnie napisana i wydana pospiesznie bez jakiejkolwiek korekty merytorycznej i redakcyjnej. Szkoda. Gdyby dostała trochę więcej czasu, z pewnością rezultat byłby lepszy niż ostateczny efekt końcowy.