Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
majuskula
Najnowsze recenzje
1
...
18 19 20
...
45
  • [awatar]
    majuskula
    Historia Żydów jest skomplikowana, bardzo złożona, zaznaczona wieloma tragicznymi zdarzeniami — choć „tragiczny” to nadal dość błahe słowo. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy rodzimy się w danym państwie, mieszkamy w nim, mówimy w konkretnym języku, uczęszczamy w tym kraju do szkół. Spędzamy wolny czas, rozwijamy zainteresowania. I nagle zostajemy z tego środowiska wyrwani. Ludzie krzywo na nas patrzą, nie boją się dawać do zrozumienia, że jesteśmy zbędni, nie wnosimy nic dobrego. Brzmi okropnie, prawda? A tak w pewnym momencie wyglądała rzeczywistość Żydów. Skupiłam się na tym aspekcie, ponieważ szczególnie poruszono go w książce Haliny Hili Marcinkowskiej, noszącej wymowny tytuł „Wieczni tułacze”. Kiedy tylko zauważyłam zapowiedź tej pozycji, wręcz natychmiastowo poczułam ogromną ciekawość, bo tematyka zawsze mną wstrząsa. To także część moich korzeni. Wbrew pozorom, wcale łatwiej mi się nie pisze! Obserwuję w sobie sporo emocji. • Emigracja Żydów kojarzy nam się najczęściej z latami sześ­ćdzi­esią­tymi­. Wówczas Dworzec Gdański zyskał miano swoistego symbolu, pomnika odległych podróży, gdy szukano nowego miejsca do życia. To właśnie stamtąd mnóstwo ludzi wyjechało do krajów zachodnich, kiedy w Polsce kampania antyżydowska przybrała na sile. Jednak problem zaczął się już wcześniej, a powody bywały dramatyczne. Autorka oddaje głos bohaterom tamtych wydarzeń, świetnie opisując ich niepewność, targające nimi emocje, strach przed przyszłością. Aczkolwiek, muszę podkreślić coś ważnego — z wypowiedzi nie wynika antypolonizm! Czuć ton melancholii, pełno pięknych wspomnień, które nie zostały bezwzględnie wymazane, mimo gorszych retrospekcji. Poruszające, smutne. • Pani Marcinkowska to prawdziwa pasjonatka, co aż bije z kart jej książki. Zadbała o najdrobniejsze szczegóły, z wielkim szacunkiem podchodząc do swoich rozmówców i opowiadanych przez nich historii. Przyznam, że wcześniej nie słyszałam o autorce i podejmowanych dzięki niej inicjatywach. Toteż postanowiłam poszperać w Internecie — Hila zrobiła na mnie duże wrażenie! Łączy nas miłość do dbałości o cmentarze, sama niejednokrotnie wspierała tego typu akcje, z naciskiem na kirkuty. Wspaniała kobieta, aż chciałabym poznać ją osobiście. Mam nadzieję, iż kiedyś dojdzie do spotkania. • Całość napisano w bardzo zrozumiały sposób, bez podawania suchych faktów. Przekazano wiele emocji, a książkę czyta się naprawdę szybko. Jednak zamierzam ponownie po nią sięgnąć, aby jeszcze lepiej przyswoić informacje, wniknąć w ten specyficzny klimat. Wszystkie zawarte w publikacji historie zostaną ze mną na długo. Może nawet na zawsze? Choć staram się unikać takich pompatycznych wyrażeń. Wojna sprawiła, że w ludziach budziły się najb­ruta­lnie­jsze­ instynkty, ciągle obawiano się ponownego stracenia dobytku, walczono o każdy przedmiot. Plotki rodziły plotki, poważne niedomówienia, które doprowadziły do tego, iż zabrakło solidarności, wzajemnego wspierania. To ogromna szkoda, tragiczne wydarzenia stają się przyczyną kolejnych przykrych momentów. • „Wieczni tułacze” — lektura trudna, acz potrzebna. Nie ma na celu obrażania Polaków, pokazywania ich z najgorszej strony. To po prostu ukazanie kawałka dziejów, smutnego, ale realnego. W tym miejscu chciałabym też wspomnieć tych wszystkich szlachetnych, w czasach wojennej zawieruchy pomagającym Żydom, często za cenę własnego życia. Niechaj trwa przyjaźń, wbrew różnicom. W ogólnym rozrachunki, one nie są ważne, a skupić należy się na podobieństwach. Znakomita książka, chylę czoła przed Haliną Hilą Marcinkowską. Gratuluję i polecam wszystkim, bez wyjątku.
  • [awatar]
    majuskula
    Statystycznie można policzyć, ile do tej pory powstało piosenek na świecie. Wśród nich znajdują się takie, które na trwałe zapisały się w umysłach miłośników muzyki, ciesząc kolejne pokolenia. Utwory nietracące na aktualności, wywołujące piękne wspomnienia… • Z twórczością Ryszarda Wolańskiego zetknęłam się po raz pierwszy przy okazji recenzowania jego książki poświęconej Eugeniuszowi Bodo. Autor zauroczył mnie swoją pasją, kompetentnym podejściem do poruszanego przez niego tematu. Dlatego natychmiast zdecydowałam się na przeczytanie jego najnowszej publikacji, tym razem skupionej na postaci Andrzeja Własta, człowieka, którego wszyscy doskonale znamy, choć może niekoniecznie z nazwiska. „Całuję twoją dłoń, madame”, „Jesienne róże” — te piosenki ciągle zachwycają, są chętnie wykonywane przez współczesnych wokalistów, doceniane. Nic dziwnego, Włast był tekściarzem wybitnym, nie można dyskutować. Naturalnie, mamy do czynienia z utworami romantycznymi, prostymi w przekazie, ale w tej prostocie tkwi cały urok. Z radością sięgnęłam po biografię Andrzeja, bowiem niewiele wiedziałam o jego życiu prywatnym, karierze. Posiadałam informacje wyłącznie na temat tragicznej śmierci, lecz wierzyłam, że istnienie było ciekawsze, warte zapamiętania. • Książka to, w tym przypadku, nie wszystko. Do egzemplarza dołączona jest płyta z utworami popularnymi okresie międzywojnia, co najważniejsze, słuchamy oryginalnych wykonań. Uważam, iż wydawnictwo wpadło na świetny pomysł. Muzyka brzmi znakomicie, tworzy wspaniałe tło dla lektury — sama wielokrotnie do niej wrócę, bezapelacyjnie. Jeśli chodzi o szatę graficzną, to muszę wspomnieć, ponieważ zadbano o mnóstwo zdjęć, będących doskonałym uzupełnieniem tekstu (o nim za moment). Z przyjemnością przeglądałam fotografie, afisze teatralne, plakaty, przedstawione w bardzo dobrej jakości, odpowiednio dobrane. Pozycja, która pięknie prezentuje się na półce, nadająca się na podarunek dla bliskich. • Ryszard Wolański barwnie opowiada o przedwojniu, o czasach w jakimś stopniu gloryfikowanych. Nie da się ukryć, bywało wtedy naprawdę ciężko, ale muzyka osładzała ludziom trudne dni. Szczególnie w Warszawie, gdzie kwitły sceny kabaretowe, teatralne, rewie. Piosenki były wręcz niezbędne do stworzenia char­akte­ryst­yczn­ego klimatu. Jednak potrzebowały mądrego tekstu, dowcipnego, a w zależności od sytuacji — tak romantycznego, aby porwać zakochane pary. Mistrzem pisania był nasz bohater, Andrzej Włast, urodzony jako Gustaw Baumritter. Melodie do jego utworów komponował między innymi słynny Jerzy Petersburski. • Całość czyta się niesamowicie szybko, choć wydaje mi się, że sięgnę po książkę jeszcze kilka razy. Zwłaszcza teraz, podczas długich wieczorów. Życie Własta to gotowy scenariusz na film, z gorzko-słodkim zakończeniem. Wojna zabrała mu, i milionom ludzi, marzenia, plany na przyszłość. Zginął w trakcie próby ucieczki z warszawskiego getta. Pozostawił po sobie ponad dwa tysiące (!) utworów. Poprzez publikację Ryszarda Wolańskiego wspomnijmy Andrzeja, gdy usłyszymy „Jesienne róże”, adekwatnie z porą roku. Zasłużył na to, był naprawdę ciekawą osobą, która wywoływała i wywołuje uśmiech na twarzach. Dzięki swojemu talentowi. „Non omnis moriar” — ta sentencja Horacego pasuje w tej sytuacji idealnie. • Moda na międzywojnie powraca. Apeluję o spoglądanie na tę epokę z dystansem, widząc jej wady i zalety. „Tango milonga” polecam wszystkim osobom interesującym się połączeniem sztuki oraz historii, dzieje Andrzeja Własta zdecydowanie warto poznać, a nawet przekazywać ją dalej. Nie bójcie się pożyczać swoich egzemplarzy! Albo zaproście kogoś bliskiego na wspólne słuchanie muzyki…
  • [awatar]
    majuskula
    Trzecia Rzesza kojarzy nam się przede wszystkim z wojną i milionami tragicznych historii. Jednak nawet tam świeciło słońce, a cudzoziemcy chętnie przyjeżdżali na urlopy lub w sprawach prywatnych. Czy naprawdę nie wiedzieli, co się dzieje wokół nich? • Książki historyczne są ciężkie, nie tylko ze względu na gabaryty. Zawierają w sobie mnóstwo przy­tłac­zają­cych­ emocji, dlatego lubię je dawkować. Później, po lekturze, najczęściej nie mogę przez pewien czas czytać nic innego, gdyż dużo refleksji krąży w mojej głowie. Podobnie sprawa ma się z „Wakacjami w Trzeciej Rzeszy”, autorstwa Julii Boyd — brytyjskiej historyczki, mieszkającej i tworzącej w Londynie. Kiedy zobaczyłam zapowiedź tej pozycji, to natychmiast wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć. A poprzeczkę postawiłam bardzo wysoko, ponieważ widzę powagę tematyki, jej złożoność, w wielu aspektach. Jednak już rozumiem, czemu Boyd uznawana jest za świetną pisarkę, z kompetencją podchodzącą do poruszanych przez siebie kwestii. „Wakacje w Trzeciej Rzeszy” pochłonęły mnie letnią porą bez reszty — do końca roku pozostało jeszcze kilka miesięcy, ale czuję, że książka znajdzie się na liście tych najlepszych. • Opowieść nie dotyczy wyłącznie okresu wojny, co okazało się być doskonałym zabiegiem. Dzięki temu obserwujemy początki Hitlera, to, jak w ogóle doszedł do władzy, co na to wpłynęło. A wszystko podglądamy oczami obcokrajowców: wczasowiczów, lecz również dyplomatów, artystów lub studentów. Proszę sobie wyobrazić, iż nie widzieli w poglądach Hitlera niczego szczególnego. Antysemityzm? Owszem, aczkolwiek łatwo wytłumaczyć te zapędy, Adolfowi chodzi tylko o dobro kraju. Trzeba przymknąć oko, skoro mężczyzna posiada wszelkie możliwości, aby wyciągnąć Niemcy z kryzysu po pierwszej wojnie światowej. Tak, tego typu opinie były dość powszechne, a przybysze zachwycali się pięknymi miastami i nowoczesnymi autostradami. • Całość napisano w bardzo przystępny sposób, bez skupiania się wyłącznie na suchych faktach. Widać, iż Julia Boyd włożyła mnóstwo pracy w stworzenie swojej publikacji, spędziła długie godziny na zbieraniu materiałów. Zadbała o każdy detal, ze szczegółami przedstawiając losy bohaterów, prawdziwych ludzi, relacjonujących różne wydarzenia z Trzeciej Rzeszy. Igrzyska Olimpijskie — organizowane tak, aby błyszczały perfekcjonizmem, prezentując światu Niemcy potężne, acz życzliwe, serdeczne, co okazało się dosłownym banialukiem, co ujawniły następne lata. Boyd równie frapująco przytoczyła odwiedziny czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, którzy w swym kraju też zmagali się z uciskiem, jak Żydzi w nazistowskiej Rzeszy. • Sprawy obcego państwa nie do końca interesowały wycieczkowiczów. Przybywali, by spędzić dobrze czas, pobawić się, nawiązać wakacyjny romans, a najwyżej zachwycić architekturą i drogami bez wybojów. Czy można ich za to winić? Tutaj w grę wchodzą kwestie moralne, naprawdę skomplikowane. Ujęła mnie historia żydowskiej matki, która poprosiła angielskie małżeństwo o wywiezienie jej córki. Zgodzili się przyjąć dziewczynę. To nie były aż tak odosobnienie przypadki, nie każdy paradował z różowymi okularami na nosie, podziwiając tylko piękno krajobrazu. Wspomnienia chwytające za serce, przywracające wiarę w ludzi, przeszłych i teraźniejszych. Świetnie skonstruowana książka, nie mogę dostrzec w niej żadnych większych wad. • „Wakacje w Trzeciej Rzeszy” to wspaniałe uzupełnienie wielu publikacji historycznych, traktujące o frapującym aspekcie czasów przedwojennych i wojennych Niemiec. Twórczość Julii Boyd zasługuje na dużą uwagę, mam głęboką nadzieję, iż reszta jej książek już wkrótce ukaże się w Polsce. Składam ukłony, zachęcam do sięgnięcia po tę trudną, acz ważną pozycję.
  • [awatar]
    majuskula
    Trudno sobie wyobrazić uczucia towarzyszące bliskim zamordowanego człowieka. Co może zrobić komisarz, gdy rodzina próbuje sama złapać i ukarać sprawcę? Gdzie właściwie szukać winnego? To ciężkie, skoro nieustannie pojawiają się sprzeczne informacje, a podejrzanych tylko przybywa… • Tak, moje pierwsze spotkanie z Remigiuszem Mrozem mogę uznać za w pełni udane. Jeśli chodzi o twórców powieści kryminalnych, to często mijałam się również z Piotrem Górskim, o którym słyszałam i czytałam wiele dobrego. Wspominałam o tym setki razy, ale w kwestii tego typu książek ciągle się rozsmakowuję, poznaję, spoglądam na nie w miarę obiektywnie, świeżym okiem. Ucieszyłam się na możliwość sięgnięcia po najnowsze dzieło Górskiego, tajemniczo zatytułowane „Krewni”. To trzecia część z serii o komisarzu Sławomirze Kruku, osobie bezk­ompr­omis­owej­ i inteligentnej. Owszem, podeszłam do lektury z całkiem dużymi oczekiwaniami. Nie lubię marnować czasu — któż z nas za tym przepada? Jednak moje obawy zostały rozwiane, gdyż „Krewnych” czyta się naprawdę szybko. Niepokoił mnie też fakt, że mam do czynienia z kolejnym tomem cyklu, aczkolwiek brak znajomości poprzednich to żadna przeszkoda. • Całość napisano dość lekkim językiem, autor z wyczuciem dawkuje strach, powoli wprowadza czytelnika w uczucie napięcia. A sekretów jest sporo. Górski wszystko dokładnie przemyślał, zachowania bohaterów zawsze są sensowne, nic nie porzucił przypadkowi. Fabuła wydaje się być bardzo spójna, wydarzenia skrupulatnie ze sobą powiązane. Właśnie, również tytuł ma duże znaczenie, bowiem postaci łączą różne więzy, nie tylko krwi. To siatka kontaktów, gdzie, niczym w labiryncie, musimy stopniowo się poruszać. Pisarz postawił na krótkie rozdziały, dzięki czemu akcja się nie dłuży, natomiast tło odmalowano tak, aby tym tłem pozostało. Próżno szukać rozwlekłych detali na temat krajobrazu. • Spodobało mi się, że Piotr Górski świetnie potrafi pokazać emocje towarzyszące jego bohaterom. Ból, strach, determinację, gniew — bez popadania w przesadę oraz banały. Trochę wyprowadza czytelnika w przysłowiowe pole, posiłkuje nas wskazówkami, które zdają się być wręcz dziecinne, a zaskakuje ostatnimi rozdziałami. Myślę, iż taka jest właśnie cecha dobrego kryminału, czyli niep­rzew­idyw­alno­ść. Inaczej byłoby łatwo pożałować chwil spożytkowanych na coś beznadziejnego, czegoś wbrew naszym oczekiwaniom. Na szczęście, Górski wyszedł z tej próby obronną ręką i teraz rozumiem różne pozytywne opinie. • Kilka słów o samym Sławomirze Kruku. Rzeczywiście, polubiłam tę postać, choć początkowo wydawał mi się być taki nieoczywisty, pełen sprzeczności. Jak każdy książkowy albo filmowy komisarz, posiada swoje kłopoty, które z pasją się ciągną, nie dają spokoju. Mimo tego, ciągle tkwi w nim policjant-superbohater, chcący pokonać przejawy zła na świecie. Jest świadomy, że to dość nierealne marzenie, ale próbuje, próbuje… Do ofiar podchodzi z szacunkiem, starając się za wszelką cenę doprowadzić winnych przed oblicze sądu. Jego zaangażowanie nie zawsze przysparza mu sympatię przełożonych, twierdzących, iż Kruk ma poważne problemy ze sobą. Aczkolwiek trudno mu odmówić siły walki, wbrew opiniom. • „Krewni” to świetna propozycja dla fanów książek kryminalnych. Jeśli wcześniej nie kojarzyliście komisarza Sławomira Kruka, to rekomenduję jak najszybsze zapoznanie się z jego osobą. Ja sama zamierzam sięgnąć po poprzednie tomy, seria bardzo mnie zainteresowała, czekam na kontynuację. Mam nadzieję, że kariera Piotra Górskiego ciągle będzie się rozwijać — zdecydowanie na to zasługuje! Trzymam kciuki, zamierzam obserwować.
  • [awatar]
    majuskula
    Wycieczki! Wielu z nas po prostu uwielbia podróże, te bliższe i dalsze. Co jednak zrobić, gdy podczas wojaży napotykamy dosłownie same pechowe sytuacje? Jak wyjść z wszelkich ambarasów, szczęśliwie wrócić do kraju? Oto jest pytanie! • Muszę się przyznać, że po raz pierwszy mam styczność z twórczością Aleksandry Rumin, a jej debiutancka powieść jeszcze nie zdołała wpaść w me ręce. Aczkolwiek zetknęłam się z wieloma recenzjami, głównie pozytywnymi, dlatego postanowiłam spróbować „Zbrodni po irlandzku”. Jakoś nigdy nie szalałam za komedią, gdy chodzi o książki, chociaż trafiłam na kilka niezłych, więc i Pani Aleksandrze dałam szansę. Czy na coś konkretnego się nastawiłam? Postanowiłam podejść do lektury na luzie, bez obiecywania sobie czegokolwiek, aby uniknąć ewentualnego rozczarowania. O dziwo, mimo uprzedzeń, spędziłam nad powieścią kilka ciekawych dni, zadowolona, mimo szukania większych wad. Takowych nie znalazłam i doszłam do wniosku, że częściej muszę „wychodzić ze strefy komfortu”, używając modnego ostatnio określenia. Zaczęłam od zaznajamiania się z kryminałami, potem komediami, a teraz zaczynam pałać sympatią do połączenia obu gatunków. Przewrotnie! • Swoją drogą, uwagę przykuwa już sama okładka, o czym pragnę wspomnieć, chociaż próbuję wystrzegać się oceniania po szacie graficznej. Cóż, zmysł estetyki trudno oszukać. Wspominam o tym również z tego względu, że często okładki są bezsensowne, jakby twórcy niespecjalnie kojarzyli fabułę. A w przypadku „Zbrodni po irlandzku” widać, iż zadbano o zgodność, przyłożono się do pracy. Detale są silnie związane ze szczegółami pochodzącymi prosto z książki. Właśnie, na szczęście mogę nadmienić, że treść nie wypada gorzej, całość idealnie się uzupełnia. • Nawet chaosem trzeba umiejętnie pokierować — tak, to brzmi niczym oksymoron, ale proszę mi zaufać. Początkowo wydaje się, że powieść jest jednym wielkim mętlikiem. Wątki się ze sobą mieszają, bohaterowie przekrzykują. Ale już po chwili można zauważyć, iż mamy do czynienia z celowym zabiegiem, przestajemy się gubić, a zamiast tego wciągamy w akcję. Potrzeba też dużo dystansu do otaczającego nas świata! Satyra na społeczeństwo, trochę na nas samych, z przymrużeniem oka. Mrugnijmy do siebie, znajdujących się w środku krzywego zwierciadła! • Postaci niesamowicie irytują i taka jest właśnie ich rola. Paradoksalnie, można nabrać do nich dziwnej sympatii, przez te wszystkie napotykające ich przygody. Zwłaszcza w przypadku głównego bohatera, niejakiego Tomasza Waciaka, zmagającego się z uzależnieniem od alkoholu opiekuna wycieczki. Ma pod sobą zgraję kompletnie zakręconych ludzi, trudno utrzymać ich w karbach, a prześladujący ich zewsząd pech nie pomaga. Często się zaśmiewałam, więc rola powieści została spełniona. Co z intrygą? Wypada ciekawie, dość zaskakująco, więc mamy kolejny plus. Ot, czarny humor w dobrym wydaniu, chociaż jeszcze raz muszę podkreślić — dystans, dystans i jeszcze raz dystans. Inaczej łatwo się obrazimy o takie, a nie inne przedstawienie Polaków. • „Zbrodnia po irlandzku” przypadnie do gustu przede wszystkim miłośnikom gatunku, osobom chcącym odprężyć się po ciężkim dniu, szukającym niez­obow­iązu­jące­j lektury. A jednocześnie niegłupiej, zachowującej poziom. Będę obserwować rozwój kariery literackiej Aleksandry Rumin i mam nadzieję, że w bliskiej przyszłości uda mi się przeczytać jej pierwszą powieść, a może nawet kolejne?
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
  • Żuan Don
    Wilczek-Krupa, Maria
  • Kochany Święty Mikołaju
    Macomber, Debbie
  • Róża Napoleona
    Van den Hock, Jacobine
  • Odyseja kosmiczna 3001
    Clarke, Arthur Charles
  • Skrywane tajemnice
    Palmer, Diana
  • Running up that hill
    Doyle, Tom
CheshireCat
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo