Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
ksiazkomania

Ewelina - miłośniczka i pasjonatka książek. Ich kolekcjonerka. Uwielbia być w stanie zwanym „zaczytaniem”. Wielka fanka powieści fantasy i new adult. Nie pogardzi literaturą współczesną. Kocha literaturę młodzieżową, mimo że młodzieżą nie jest. Odkrywa pozytywne aspekty kryminałów. Wylewa potoki łez przy książkach. Zawsze znajdzie zdanie zasługujące na łzę. Poza czytaniem układa puzzle.
ksiazkomania-recenzje.blogspot.com
www.facebook.com
instagram.com
twitter.com

Najnowsze recenzje
1
...
16 17 18
...
34
  • [awatar]
    ksiazkomania
    Powracające wspomnienia. • Suzanne Young stworzyła serię książek poruszając jeden z najbardziej przy­gnęb­iają­cych­ tematów – samobójstwa. Połączenie tego z fikcją literacką sprawiło, że seria „Program” jest naprawdę dobrą dystopią. W „Kuracji samobójców” śledzimy dalsze losy bohaterów, nie unikając nagłych zwrotów akcji, czarnych charakterów i pełnej napięcia fabuły. Autorka udowodniła, że można kontynuować serię na wysokim poziomie. • „Program sprawił, że stali się innymi ludźmi. Uleczył ich, a równocześnie zniszczył.” • • Program powraca. Epidemia przedziwnej choroby, która prowadzi do samobójstw, poszerza się, i tym samym Program swoimi mackami sięga coraz dalej. Drastyczna terapia jaką muszą przejść młodzi ludzie przechwyceni przez agentów Programu, to nic w porównaniu z tym, co szykuje się dla „beznadziejnych” przypadków. Program wprowadza lobotomię, jako ostateczny krok w terapii. Program nie tylko pozbawia pacjentów wspomnień, teraz będzie pozbawiał ich również emocji. • Fabuła książki rozpoczyna się w momencie, w którym skończyła się poprzednia część. Sloane i James spotykają się z buntownikami, by do nich dołączyć. Wiedzą, że nie mogą nikomu ufać, nie czują się bezpieczni, gdy wciąż są ścigani przez Program. Muszą jednak trzymać się razem, by położyć kres Programowi i metodom jakie stosuje. Pojawienia się Realma sprawia, że Sloane przeżywa większe emocje, co niekorzystnie wpływa na jej zdrowie. Wspomnienia powracają i tyko cienka nić dzieli ją od szaleństwa. Sytuacja się pogarsza, gdy Program robi nalot na jedną z ich kryjówek… • „Kuracja samobójców” to książka, która pochłania wszystkie myśli i odrywa od rzeczywistości. Przenosząc się do świata, gdzie co trzecia młoda osoba odbiera sobie życie, nie jest łatwym krokiem. Autorka tak napisała powieść, by nawet przez chwilę nie przewinęła się czytelnikowi myśl, by porzucić czytanie. Choć temat nie jest jednym z najs­zczę­śliw­szyc­h, wśród melancholii i samobójstw odnajdujemy prawdziwe wartości i emocje, które towarzyszą nam do ostatniej strony. Suzanne Young utrzymała poziom i tym samym „Kuracja Samobójców”, jako kontynuacja serii, jest naprawdę bardzo dobrze napisana. Już na pierwszej stronie zaczyna się akcja, dzięki czemu nie mamy chwili wytchnienia. Niespodziewane zwroty akcji, zaskakujący bohaterowie to tylko niektóre czynniki wywołujące prawdziwą burzę emocjonalną. • „Czułam, jak pochłania mnie nicość. Stawałam się czarną dziurą, w której nie istniało nic poza rozterkami i poczuciem rezygnacji.” • • Bohaterowie „Kuracji samobójców” to niezwykle dobrze wykreowane postacie. Prócz osób z poprzedniej części, pojawiają się nowe, które wnoszą do powieści dużo tajemniczości i barwy. Pojawienie się twórcy Programu już samo w sobie przyprawia o gęsią skórkę, a niezwykle silna i odważna Dallas, sprawia, że pojawia się uśmiech na twarzy. Sloane i James po raz drugi przeżywają swoją miłość. Stają się silniejsi, lecz brak wspólnych wspomnień mąci im w głowach. Mają przecież tabletkę, która przywraca utracone wspomnienia, jednak to tylko jedna tabletka. Czy któreś z nich skorzysta z tego daru, czy też może przekleństwa? • Dużą niespodzianką dla mnie, jak i pewnie dla wszystkich czytelników, jest spis treści książki. Tak właśnie, spis treści, który sugeruje, że oprócz części drugiej „Programu” możemy przeczytać również dodatek do serii – „Rehabilitacja”. Liczy on około 60 stron i opowiada o Michaelu Realmie, który sześć miesięcy po tym, jak upadł Program, postanawia z pomocą przyjaciela, Jamesa, odszukać osoby, które skrzywdził działając jako tajny agent w Programie. Jest to bardzo miłe zaskoczenie. Wyobrażacie sobie mój zaciesz na twarzy, gdy już wiemy, że fabuła się kończy, czujemy to w kościach, ale coś nie gra, bo do końca zostało się jeszcze 60 stron. Przewracamy kartkę, a tam tytuł mini części książki. Oby więcej takich niespodzianek. • Książkę polecam wszystkim, którzy chcą zatopić się w dobrej lekturze. Nie musicie się martwić, mimo wszystko nie jest to dołująca książka, która w okrutny sposób pozbawia nas uśmiechu. To powieść, która pokazuje, że w każdej sytuacji trzeba być silnym, ufać swojemu instynktowi i nie poddawać się, choć wiemy, że szanse na wygraną są małe. Suzanne Young odwaliła kawał dobrej roboty i z niec­ierp­liwo­ścią­ czekam na kolejną część „Programu”.
  • [awatar]
    ksiazkomania
    Spotkanie z duchami. • Powieść, która mrozi krew w żyłach. Powieść, która przyprawia czytelnika o gęsią skórkę. Powieść, którą czyta się w nocy jedynie w dobrze oświetlonym pokoju. Powieść, która sprawia, że nie możemy zasnąć. Wszystkie te cechy opisują książkę, która, mimo iż przeraża, jest jak magnes, od którego nie można się oderwać. Nie wiem, kto bardziej powinien być przerażony: Katie Alender, gdy pisała „Złe dziewczyny nie umierają”, czy czytelnik, gdy czyta tę książkę. • „Duchy są wszędzie. Nie sposób ich uniknąć. Próbujesz jedynie unikać tych, które chcą cię zabić.” • • Alexis jest nastolatką, która wyróżnia się nie tylko kolorem włosów. Róż na jej głowie to mały pikuś. Dziewczyna lubi popadać w tarapaty, przez co jest częstym gościem na dywaniku u dyrektorki szkoły. Rodzinę też ma nieco dziwną – mama wiecznie zapracowana, tata jakby nieobecny, a siostra – Kasey – to już w ogóle najdziwniejsza osoba jaką zna Alexis. Mimo swojego przerażającego hobby, jakim jest kolekcjonowanie lalek, Kasey zachowuje się dziwnie, czasami szalenie. Alexis podejrzewa, że dzieje się coś złego, ale tego co dzieje się naprawdę nawet nie może przypuszczać. I tylko ona może zapobiec złu, jakie czai się w jej domu. • „Złe dziewczyny nie umierają”. Gdy pierwszy raz usłyszałam o tym tytule, nie wiedziałam czego się spodziewać. Czy to powieść dla nastolatków o duchach? Czy będzie strasznie? Czy może, to coś bardziej dojrzalszego, budzącego grozę? Powiem tylko jedno: nie zawiodłam się. Katie Alender sprawiła, że zaczęłam się bać i miałam problem z zaśnięciem w ciemnym pokoju. Bo ta książka naprawdę przyprawia o gęsia skórkę i mrozi krew w żyłach. Na okładce powinien być dopisek „Tylko dla odważnych czytelników”, gdyż czytając powieść o duchach, która wydaje się tak bardzo realistyczna, grozi to, co najmniej zawałem serca. • Katie Alender napisała powieść, która pochłania już od pierwszej strony. Tak bardzo pragniemy poznać szczegóły, że nie sposób się od niej oderwać. Nim się obejrzałam, już musiałam kończyć czytać tę powieść, a miałam wrażenie, że to dopiero początek. Jednak nie ma tego złego… „Złe dziewczyny nie umierają” to początek serii o tym samym tytule, więc na pewno czeka nas jeszcze nie jedno spotkanie z duchami. • Powieść czyta się bardzo szybko, co ułatwiają nie tylko dobry styl i język, ale także dobrze skonstruowana fabuła. Autorka zadbała o szczegóły, akcje są przejrzyste i szybkie. Główni bohaterowie to młodzi ludzie. Katie Alender zadbała, by każda postać miała swój urok i wyróżniała się na tle innych. Mogę zapewnić, że czytając „Złe dziewczyny nie umierają” na pewno nikt nie będzie się nudził. Mimo iż powieść dedykowana jest do młodzieży, to jestem pewna, że niejednego dorosłego czytelnika pochłonie i przyprawi go o gęsią skórkę. • „Nie mogłam pozwolić, aby moje straszne życie zaplamiło czarnym tuszem przygnębienia to, co zdołał dla siebie odbudować.” • • „Złe dziewczyny nie umierają” to powieść przesycona grozą i emocjami. Jest niczym tunel, do którego wchodzimy wraz z pierwszą przeczytaną stroną. Przemierzamy ciemną, niekończącą się otchłań, brnąc przez kolejne strony powieści. Dopiero poznanie zakończenia sprawia, że znajdujemy światełko w tunelu, jednak nie dane nam jest się z niego wydostać. Bowiem wraz z ostatnią przeczytaną stroną rośnie w nas poczucie pustki i wewnętrzny głos każe nam zawracać, gdy tylko okazuje się, że to koniec powieści. Katie Alender sprawiła, że czytelnik chce więcej i więcej, przez co długo nie możemy otrząsnąć się po tej powieści. Początek serii jest ważny, dlatego cieszę się, że „Złe dziewczyny nie umierają” wywarły na mnie tak dobre wrażenie. • Książkę polecam wszystkim czytelnikom, jednak ostrzegam, że podczas czytania jest strasznie. Więc jeśli się nie boicie, a jestem pewna, że znajdzie się cała masa odważnych czytelników, to zachęcam, a wręcz nakazuję wam przeczytać „Złe dziewczyny nie umierają”. Można powiedzieć, że to powieść inna nić wszystkie, gdyż nie jest przepełniona romansem, mrocznymi sekretami. Odnajdziecie w niej coś nowego i coś co nie pozwoli wam zasnąć. Tak więc… czy jesteście gotowi na spotkanie z duchami?
  • [awatar]
    ksiazkomania
    Coś pozytywnego. • Czy wierzyć w przeznaczenie, w to, że splot różnych wydarzeń prowadzi nas do czegoś nam pisanego odgórnie? Czy można zacząć życie od nowa mając trzydziestkę na karku? Na te dwa pytania na pewno znajdziecie odpowiedź w powieści Magdaleny Kołosowskiej „Trawa bardziej zielona”. To książka bardzo świeża, lekka, opisująca historię, która może się zdarzyć każdemu z nas. Nie każdego autora stać na to, by napisać coś tak przyziemnego, a jednocześnie fantastycznego. • „Trawa u sąsiada zawsze jest bardziej zielona…” • • Maja tkwi w niezbyt udanym małżeństwie. By oderwać się od codzienności, wybiera się wraz ze swoją przyjaciółką Moniką, na wakacje na mazury. Obie nie przypuszczają, że te wakacje będę nie tyle wyjątkowe, co zmienią życie obu przyjaciółek. Jednak musi minąć trochę czasu, by przeznaczenie ponownie zapukało do ich drzwi. • „Trawa bardziej zielona” to lektura, która sprawia, że pojawia się uśmiech na twarzy. Historia w niej opisana może dotyczyć każdego z nas, naszych znajomych, czy sąsiadów. Jest żywa, realistyczna, z humorem. Już od pierwszych stron wiemy, że pochłonie nas do cna. Książka ta jest idealna na długie wieczory, w które często miewamy chandrę. Zapewniam, że każdemu poprawi humor i każdy odnajdzie w niej cząstkę siebie. • „- Mój zegar biologiczny tyka. • - Jakoś nie słyszę – próbowałam obrócić wszystko w żart. • - Bo ci twój przeszkadza – odparowała.” • • Autorka pisze o prawdziwym życiu, nie wyidealizowanym schemacie ludzkiej egzystencji. To prosta historia, która porusza serca. Już dawno nie spotkałam się z książka, której historia nie jest naciągana, wymyślana na siłę, by tylko zapełnić kolejne strony. Książkę czyta się bardzo szybko, na każdej stronie widać, że pisanie sprawia autorce dużo radości. • Powieść pisana jest z punktu widzenia kilku osób. Zazwyczaj mamy do czynienia z powieściami, w których występuje jeden, góra dwóch narratorów. W „Trawie bardziej zielonej” mamy ich aż pięciu, dzięki czemu każdą z postaci możemy lepiej poznać. A bohaterowie powieści to znakomicie wykreowane postacie. Barwne, pełne uroku i swoich własnych przejść. Każdy ma inną historię, inny charakter, przez co nie możemy się nudzić. W całej powieści nie znalazłam ani jednej strony, na której miałam chwile zwątpienia. Powieść jest tak lekka i tak przyjemnie opisana, że zaczynając ją czytać nie minie chwila, a już będziemy na ostatniej stronie. • Książka zaczyna się dwoma cytatami, ale za jeden z nich pokochałam ją już na wstępie. Chodzi oczywiście o cytat z moich ukochanych „Piratów z Karaibów”, za którymi szaleję równie mocno jak jedna z bohaterek powieści. Uwielbiam te momenty zaskoczenia, gdy autorzy przytaczają w swoich powieściach cytaty, tytuły moich ulubionych filmów czy piosenek. • Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Kołosowskiej, jednak wiem, że na pewno nie ostatnie. Bardzo spodobał mi się styl pisania autorki, lekkość pióra i z chęcią sięgnę po inne jej książki. „Trawa bardziej zielona” to książka godna polecenia każdemu czytelnikowi. Do tej książki można wracać, by odkryć na nowo, dlaczego warto odnajdywać pasję, spełniać marzenia i pozwolić przeznaczeniu zagnieździć się w naszym życiu.
  • [awatar]
    ksiazkomania
    To nie tylko dziwne sny… • Czytając książkę staram się dostrzegać każdy szczegół, zapisywać pewne spostrzeżenia. Zawsze są potem przydatne przy pisaniu recenzji. Dlatego, gdy czytam książkę reszta świata znika i liczy się tylko fabuła, która mnie przepełnia. Jednak gdy zaczynają wkradać mi się do głowy pytania typu: „O co właściwie tu chodzi?”, wiem, że nie jest dobrze. Zastanawiam się wtedy, czy może coś przegapiła, czy czegoś nie zrozumiałam. Zawsze staram się przeczytać książkę do końca, nawet jak nie przypadnie mi do gustu. Ale wolę już książki, których fabuła niespecjalnie mnie zainteresuje, niż takie, których kompletnie nie rozumiem. Niestety debiut autorski polskiej pisarki Katarzyny Kebernik „Wściekły” jest właśnie książką dla mnie niezrozumiałą. Dalej nie wiem, co chciała przekazać autorka. Ale może po kolei… • „Nie ma gorszej choroby niż nadzieje i marzenia, które nie mają szans urzeczywistnienia.” • • Konstanty to młody człowiek znany ze swojego porywczego i wybuchowego charakteru. Mimo, że jest już prawie dorosły, ciągle tkwi w gimnazjum. Jest też kibolem – lubi się bić w imię swojej drużyny. Interesuje się muzyką i zaczyna wariować, gdy poszukiwania muzyki doskonałej kończą się porażką. Dziwne sny, których doświadcza również wprowadzają zamęt w jego głowie. • Opis książki strasznie mnie zaciekawił. I ten fakt, że jest to debiut, a ja uwielbiam czytać debiuty. Przewracać kartka za kartką czegoś świeżego, nowego to czysta radość. Jednak nie zawsze debiut okazuje się dobrą książką. Często zdarzają się potknięcia. I tak chyba właśnie jest ze „Wściekłym”. Język powieści jest prosty, czasami nawet za prosty. Natomiast styl uważam za ciężki. Chyba właśnie przez styl autorki książkę czytało mi się trochę opornie. Styl tej książki do mnie nie przemawia. Momentami naprawdę nie wiedziałam, o co chodzi autorce. Nie chodzi mi o szukanie w każdym zdaniu głębszego sensu, drugiego dna, po prostu trudno mi było się połapać w wielu momentach. • „Wszyscy jesteśmy bogami. W momencie kiedy człowiek używa wyobraźni i własnej myśli, aby stworzyć swój jedyny, niepowtarzalny, mniej lub bardziej udany wiersz, obraz, piosenkę, to gdzieś tam daleko, poza obszarem jego wszechświata i bez jego wiedzy materializuje się nowy świat. To myśl jest niematerialną, sprawczą siłą, odpowiedzialną za powstawanie światów!” • • Czasami kończymy czytać książkę z ogromnym zaskoczeniem na twarzy. Szczęka z wielkim hałasem opada nam w dół z powodu szoku, niedowierzania, z tych wszystkich emocji jakimi nas obdarował autor w zakończeniu swojej książki. Podobne uczucia miałam po przeczytaniu „Wściekłego” z tą różnicą, że moje zaskoczenie i szok powstało w wyniku kompletnego niezrozumienia. Do tej pory nie wiem, co chciała przekazać autorka, czy to jest powieść fantastyczna, czy typowe new adult. Zakończenie jest o tyle zaskakujące, że odpowiada na pytania i zostawia otwartą furtkę do następnej części. Gdyby takowa się ukazała, być może bym po nią sięgnęła z czystej ciekawości. • „Pierwsza nić miłość, druga nić śmierć. Dwie główne nici tego świata. Wszystko kocha i wszystko umiera. Chce miłości, bardzo nie chcąc śmierci, a dostaje śmierć zawsze i miłość tylko czasami.” • • Podobno im dziwniejsza książka tym lepsza. W tym przypadku „Wściekły” to dziwna książka, jednak zasługuje na naciągane, i to bardzo, słowo „dobra książka”. Jeżeli ktoś lubi czytać debiuty, lubi polskich autorów to zachęcam do przeczytania „Wściekłego”. Ja niestety zawiodłam się na tej książce, ale tak to już z debiutami jest – jedne są bardzo dobre, sprawiają, że serce raduje się na wieść o nowym autorze, a inne są przeciętne, nie trafione. • Mam wrażenie, że autorka trochę się pogubiła. Jakby chciała przelać na papier za dużo wszystkiego. Mamy elementy literatury młodzieżowej, jest coś z new adult oraz wyczuwamy nutkę fantastyki. Ale nie ma jednego, głównego nurtu, na którym można by było się oprzeć. Myślę, że ta elementowość gatunkowa nie wyszła dobrze. Może to po prostu za duże wyzwanie na debiut.
  • [awatar]
    ksiazkomania
    Walka ze stratą. • Prawie codziennie słyszymy o zaginięciach. Ludzie zostają uprowadzani, mordowani, znikają bez śladu, uciekają. Co czuje wtedy rodzina, najbliżsi? Jak radzą sobie z tą niewiadomą? Katarzyna Misiołek porusza ten trudny temat. „Ostatni dzień roku” to bolesna walka ze stratą i radzeniem sobie z niepewnością jaka bierze w swoje macki najbliższych Moniki, która w Sylwestra znika bez śladu. • „Czułam się tak, jakbym rozpadła się na tysiąc drobnych kawałków, każdego dnia nadaremnie usiłując zebrać je wszystkie do kupy. Problem polegał na tym, że zawsze, kiedy już myślałam, że najgorsze minęło, kompletnie się rozsypywałam…” • • Sylwester każdemu kojarzy się z dobrą zabawą, jednak ten pamiętny Sylwester Magda zapamięta na zawsze – jej siostra Monika znika bez śladu. Magda wraz z najbliższymi rozpoczynają poszukiwania, zgłaszają zaginięcie na policję. Nikt nie umiem im pomóc – detektywi, jasnowidze, informatorzy – wszyscy okazują się bezsilni. Jak radzić sobie ze stratą, z niepewnością? Magda każe siebie za to, co spotkało jej siostrę. Uważa, że nie może jej spotkać nic dobrego, że nie ma prawa do szczęścia i miłości. Rzuca studia, zrywa ze swoim chłopakiem, godzi się na przypadkowy sex z obcymi mężczyznami. Wszystko, by czuła się źle, zbrukana, nieszczęśliwa. Czy jej siostra żyje? Czy Monika się odnajdzie? • „Świat jest urządzony na zasadzie brutalnego kontrastu – piękno zderza się z najohydniejszą brzydotą, okrucieństwo z miłosierdziem, dramat z banalną farsą.” • • Książka opisuje radzenie sobie ze stratą bliskiej osoby. Nie chodzi o śmierć i żałobę, ale o coś gorszego. Bo wiadomo, że czas leczy rany i w końcu każdy kiedyś kończy opłakiwanie zmarłego. A co, gdy ktoś bliski zaginie, nie ma o nim żadnych wieści. Ta niepewność, brak informacji, te ciągłe myśli piętrzące się w głowie. To gorsze niż żałoba. Nie wiedzieć, co dzieje się z bliską osobą, czy żyje, czy uciekła, czy ją porwano… Nikomu nie życzę takiej sytuacji. Autorka przedstawia taką właśnie historię pisaną z punktu widzenia siostry zaginionej. Wychodzą na jaw różne tajemnice. Każdy bliski radzi sobie inaczej w tej trudnej sytuacji. Mijają dni, tygodnie, miesiące, lata, a dziura w sercu nie maleje, nie zabliźnia się rana. W tym przypadku czas nie leczy ran, lecz trzeba w jakiś sposób się przystosować do życia bez zaginionej osoby. • „Ostatni dzień roku” to książka, która zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Muszę się przyznać, że byłam nastawiona nieco sceptycznie do tej lektury. Jednak już od pierwszych stron zaciekawiła mnie tak bardzo, że nie umiałam jej odłożyć choćby na chwilę. Książka jest przepełniona emocjami, które przeżywamy razem z bohaterami podczas czytania. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co czuje główna bohaterka i reszta bliskich osób zaginionej Moniki, jednak autorka doskonale oddaje klimat i wręcz czujemy, że jesteśmy w centrum wydarzeń. • „Świat przypomina teatr, na którego deskach jednocześnie rozgrywają się i dramat, i komedia.” • • Pomysł na książę jest ciekawy i wręcz idealny na scenariusz filmowy. Książka oddaje prawdziwe życie, prawdziwą historię, bo zaginięcia zdarzają się bardzo często. Cieszę się, że coraz więcej pisarzy opisuje w swoich powieściach trudne tematy, które dosięgają nas codziennie. Autorka zadbała o każdy szczegół. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani, nie mają w sobie nic drażniącego. Każdy przeżywa stratę na swój sposób. Bezsilność jaką czują bohaterowie jest tak dobrze oddana, że przeżywamy ją razem z nimi. Autorka doskonale pokazała ten stan zawieszenia w teraźniejszości, kiedy cały świat pędzi do przodu. Dla bliskich Moniki czas się zatrzymał i pozostają w swoim smutnym, popapranym i przepełnionym żalem świecie. • Książę czyta się szybko i przyjemnie, mimo iż porusza przygnębiający temat. Opisać coś tak trudnego i smutnego, w sposób by czytelnik nie mógł się oderwać od czytania, na pewno nie jest łatwo. Katarzyna Misiołek zdała ten egzamin celująco i tym samym mogę dumnie powiedzieć, że mamy dobrych, bardzo dobrych polskich pisarzy i powinniśmy częściej sięgać po literaturę rodaków. „Ostatni dzień roku” polecam każdemu, bo jest to książka, którą warto przeczytać i mieć na swojej półce.
Ostatnio ocenione
1 2 3 4 5
...
28
  • Gastrobanda
    Milszewski, Jakub
  • P.S. I like you
    West, Kasie
  • Co mnie zmieniło na zawsze
    Smith, Amber
  • Shadow
    Reynard, Sylvain
  • Nieuniknione
    Bartol, Amy A.
  • Bardziej martwa być nie może
    Alender, Katie
grejfrutoowa
ilona3
Randaksela
anaj_27
PapierowyMorderca
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo