Strona domowa użytkownika

Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
[awatar]
Katherine_Parker
Najnowsze recenzje
1
...
18 19 20
...
43
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    CZEŚĆ! Zapewne w chwili, kiedy niektórzy z was zobaczyli tytuł dzisiejszej recenzji i zorientowali się, że będę wam mówiła o Cinder Marissy Meyer, pomyśleliście sobie: "Boże... znowu to samo! Ile można wiecznie gadać o tej książce?". I powiem wam, że wcale wam się nie dziwię, bo zanim zabrałam się za czytanie pierwszego tomu Sagi księżycowej myślałam dokładnie tak samo. Ale dosłownie parę chwil temu ją skończyłam i czuję, że gdybym zrezygnowała z opowiedzenia wam, jakie są moje wrażenia, wyrządziłabym ogromną krzywdę tej historii. Dlaczego? Bo jest genialna i każdy powinien się o niej dowiedzieć! • MOŻE zaczęłam tą recenzję bardzo niecodziennie, ale stwierdziłam, że warto uprzedzić tych, którzy nie chcą już słuchać tych wszystkich ohów i ahów skierowanych właśnie do tej książki. Jednak musicie mi wybaczyć, bo i ja nie będę mogła powstrzymać się przed tym, aby powiedzieć wam, dlaczego uważam Cinder za tak świetną książkę. Ale jeśli jeszcze jakimś cudem znalazła się tutaj osoba, która nie do końca wie, o czym jest ta historia, to teraz postaram się wam ją przedstawić w taki sposób, żeby później nie pozbawić was radości z czytania. • JUŻ na pierwszych stronach powieści poznajemy młodą dziewczynę imieniem Cinder. Bardzo szybko dowiadujemy się, że nasza główna bohaterka jest cyborgiem, czyli połączeniem człowieka z androidem. Dowiadujemy się też, że przez to, jaka Cinder jest, w społeczeństwie w jakim mieszka uważana jest za kogoś gorszego - stworzenie gorszej kategorii. Nie ma praw, należy do swojej opiekunki i tak na prawdę musi robić wszystko, co ona jej każe. Przez to właśnie musi pracować poprzez bycie mechanikiem, aby zarobić na utrzymanie całej swojej "rodziny". I zapewne przez resztę życia Cinder, każdy dzień wyglądałby podobnie, gdyby pewnego razu do jej straganu nie przybył Książę Kai (następca trony Wspólnoty Wschodniej). To od tego spotkania tak na prawdę wszystko się zaczęło - czy zaważy ono na całym życiu dziewczyny? Tego dowiecie się już sięgając po książkę. • STARAŁAM SIĘ podejść do całej historii dość obiektywnie i nie oczekiwać za bardzo jakiś cudów. Może nie zawsze mi się to całkowicie udawało, jednakże myślę, że takie podejście do sytuacji jak najbardziej się sprawdziło. Zmierzam bowiem do tego, że choć ogólnie uważam książkę, za jedną z lepszych, jakie ostatnio miałam przyjemność czytać, to jednak kilka razy miałam chwile zwątpienia i po prostu... troszkę się nudziłam. Takim najbardziej kryzysowym momentem był dla mnie środek książki - moment, w którym Cinder zaczęła więcej czasu spędzać z Kaiem (jeśli można to tak nazwać) i sam moment badań (nie będę zdradzać więcej, żeby komuś czegoś nie zaspojlerować). Chodzi mi o to, że jak dla mnie było to takie miejsce odpoczynku dla czytelnika.Jednak nie do końca mi to odpowiadało, bo powoli zaczynałam myśleć, że może ta książka nie jest takim cudem, jak wszyscy mówią. Ale mogę wam tylko powiedzieć, że dalej akcja na prawdę daje nam popalić. • NIESAMOWICIE spodobał mi się ten pomysł połączenia znanej wszystkim historii Kopciuszka z historią Cinder (czy tylko ja jestem taką umysłową amebą, że zorientowałam się dopiero przy końcu książki, że imię Cinder pochodzi od Cinderella, czyli anglojęzycznego Kopciuszka?). Jednocześnie autorka miała na prawdę spore wyzwanie, bo napisać coś, co nawiązywałoby do tej znanej wszystkim historii w taki sposób, żeby jednak zaciekawić poprzez stworzenie czegoś nowego to na prawdę trudna sprawa. Ktoś napisał na Instagramie, że Marissa Meyer napisała o Kopciuszku, jednocześnie nie kopiując całej historii i ja się z tym w stu procentach zgadzam. Owszem, wykorzystała ona niektóre popularne wątki (na przykład motyw złej macochy i przyrodnich sióstr - a przynajmniej jednej siostry), ale odniosłam wrażenie, że miały one służyć tylko i wyłącznie za fundament do całej historii. Większość stworzyła sama autorka i sądzę, że to właśnie klucz do sukcesu tej historii. Autorka wymyśliła niesamowity świat, tak bardzo różniący się od naszego. Bardzo zaciekawił mnie motyw Księżycowych i liczę, że dalej zostanie on nam o wiele bardziej przedstawiony. Pokazała nam też to, co doskonale widać i w naszych czasach - że niestety człowiek, bądź jakakolwiek istota, różniąca się od stereotypu, jest uważana za gorszą (choć często jest ona kimś znacznie lepszym, bardziej dobrym, niż ten tak zwany stereotyp). Jest to smutne, ale niestety bardzo prawdziwe. • JESZCZE chwilę skupię się tylko na bohaterach, bo tutaj też jest o czym mówić. Wbrew temu, co myślałam na początku, bardzo polubiłam naszą główną bohaterkę. Z początku wydawała mi się być nieco oschła i taka powiedzmy na dystans, ale im bardziej ją poznawałam, tym bardziej wzbudzała ona we mnie swoją sympatię. Wiele razy bardzo jej współczułam i miałam wielką nadzieję, że dalej lepiej jej się w życiu ułoży (pacząc na to, co działo się na końcu książki, nie mam już zielonego pojęcia, co z nią będzie!). Na pewno nie zaskoczę też nikogo, jeśli powiem, że uwielbiam Księcia Kaia! Niesamowicie spodobał mi się jego charakter i z wielkim napięciem czekałam na rozdziały, w których znowu się pojawi. Jak dla mnie wniósł on do całej historii na prawdę wielki powiew świeżości i świetną dawkę humoru. Podobało mi się w nim to, że nie był takim typowym sztywnym dziedzicem tronu, tylko po prostu młodym chłopakiem, który mimo dzierżących na mim obowiązków, starał się zachować w sobie jeszcze ten skrawek normalności. • PRZECHODZĄC już więc do podsumowania (kto dotarł do tego momentu, gratuluję wytrwałości!), myślę, że nie muszę już więcej dodawać, że na prawdę bardzo mocno spodobała mi się Cinder. Historia niesamowicie mocno mnie wciągnęła, bohaterowie sprawili, że ich pokochałam, a styl autorki niesamowicie mnie zaciekawił i sprawił, że całość czytało mi się niesamowicie dobrze. Oczywiście z wielką niec­ierp­liwo­ścią­ czekam na dalsze tomy serii (już poluję, kiedy będę mogła zamówić sobie kolejny tom) - w Cinder wydarzyło się tyle, że nie mam pojęcia, jak ja wytrwam do końca marca!
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Dawno już nie czytałam żadnej typowej młodzieżówki o wampirach, chociaż jeszcze kilka lat temu tylko w takich powieściach się zaczytywałam. Właśnie jedną z tych pozycji były Kroniki rodu Drake'ów. Ostatnio coś mi się o tej serii przypomniało i stwierdziłam, że muszę koniecznie ponownie się za nią zabrać! Wcześniej ją po prostu uwielbiałam i bardzo chciałam sprawdzić, jak teraz ją odbiorę. Po przeczytaniu Księżniczki wampirów stwierdzam, że kocham ten cykl tak samo, jak wcześniej! • Solange i Lucy to dwie typowe nastolatki - choć różnią się pod wieloma względami, wiele je też łączy. Jednak pomiędzy dziewczynami jest jedna spora różnica - Solange pochodzi z rodziny wampirów i niedługo, gdy obchodzić będzie swoje kolejne urodziny, sama zmieni się w jednego z nich. W rodzinie Drake'ów nie było by to niczym szczególnym, jednakże Solange jest jedyną dziewczyną w rodzinie od wielu setek lat. Przez przepowiednię ciążącą na niej wiele wampirzej społeczności uważa, że to Solange odbierze tron Lady Nataszy i stanie się prawowitą królową nocnego świata. Problem w tym, że dziewczyna wcale tego nie chce. • Pamiętam ze swoją przygodę z tą serią zaczynałam jakieś siedem lat temu i to jeszcze od drugiej części - Pojedynki wampirów. Chociaż miejscami trochę się wówczas gubiłam w fabule to i tak zakochałam się w świecie wykreowanym przez Alyxandrę Harvey i czym prędzej wzięłam się za poznanie pierwszego tomu. W samej książce urzekł mnie tak na prawdę ten cały wampirzy klimat, historia wampirów nieco inna niż wszystkie i przede wszystkim bohaterowie. Tytułową księżniczkę wampirów owszem, lubiłam, jednakże to Lucy skradła moje serce. Do dziś wspominam ten jej specyficzny cięty humor, którym potrafiła ożywić każdą scenę. Nie zapominajmy też o Nicholasie (jednym z braci Drake'ów), jak i o pozostałych Drake'ach. Co prawda reszty męskich członków rodu poznawałam tak bardzo pobieżnie, jednak i tak niesamowicie ich polubiłam (szczególnie Logana). • W książce bardzo spodobały mi się te wszystkie dokładne opisy sytuacji, miejsc czy zachowania poszczególnych bohaterów. Były one na prawdę wyczerpujące, dzięki czemu czytelnik może doskonale wczuć się w świat stworzony przez autorkę. Nie było tego mimo wszystko nazbyt dużo - nie czuło się żadnego przesytu. • Alyxandra Harvey wykreowała w swojej książce niesamowitą historię, która jak dla mnie, nadal mocno różni się od tego tradycyjnego wątku o wampirach. Wymyśliła nowe generacje tych stworzeń (nie wszystkie były dobre), a także dodała coś jeszcze bardziej od siebie. Czytając książkę nawet teraz nie czułam żadnego przesytu tematem, bo jak mówiłam, autorka stworzyła coś, co nie było raczej nigdzie. • Samą książkę autorka podzieliła na dwie bohaterki. Czasem historię poznajemy z perspektywy Solange, a czasem ze strony Lucy. Sama uwielbiam, gdy autorzy stosują taki właśnie podział narracji, bo jednak każdy z tych bohaterów ma coś innego do powiedzenia i przez to zawsze wnoszą do książki coś nowego, co uzupełnia historię poprzednika. • Jak na paranormal romance przystało nie mogło obejść się oczywiście bez wątku miłosnego w książce - tutaj mamy nawet dwa takie. Jednakże, co mi się bardzo podoba, nie stanowią one tego punktu głównego. Są one jedynie dodatkiem wplecionym jedynie od czasu do czasu. Bo jednak to historia Solange, jej przemiany, przepowiedni i walki jest tutaj tym najważniejszym motywem. • O książce mogłabym opowiadać wam na prawdę długo (chociaż i tak zapewne czułabym, że o czymś ważnym wam nie powiedziałam). Nie chcę wam zdradzać wszystkiego, bo jednak największą przyjemnością jest poznawanie historii samemu. Kiedyś wydawało mi się, że książka ta jest skierowana głównie do młodzieży i chociaż dalej uważam, że taki był zamysł autorki, to jednak i osoba w moim wieku (ok 23 lat) może się przy niej na prawdę dobrze bawić! Autorka nie zrobiła ze swoich bohaterów jakiś głupich nastolatków, tylko wykreowała ich na dzielne postacie, gotowe zrobić wszystko dla dobra swojej rodziny. Jak dla mnie Księżniczka wampirów, początkująca serię o rodzie Drake'ów jest jedną z lepszych powieści o wampirach. Mimo tego więc, że ma już ładnych parę lat polecam ją wam, jeśli jeszcze nie mieliście okazji zatopić się we wspaniałym świecie Alyxandry Harvey!
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    W przypadku książek Kasie West zawsze podkreślałam, że nie ważne, o czym dana powieść jest i tak się za nią zabiorę, bo to jest Kasie. Muszę się jednak przyznać, że po przeczytaniu Blisko ciebie (recenzja klik) czułam dość spory niedosyt i mocno przez to ociągałam się z poznaniem kolejnej książki. Zaczęłam sądzić nawet, że może historie Kasie West nie są już dla mnie. W końcu jednak zmobilizowałam się do sięgnięcia po Szczęście w miłości i cieszę się, że nie było tak strasznie, jak myślałam - mogę nawet powiedzieć, że było na prawdę dobrze! • W książce poznajemy historię prawie już osie­mnas­tole­tnie­j Maddie, która wiedzie życie raczej dość przeciętne. W wolnych chwilach pracuje w miejscowym zoo i nieustannie się uczy (co z resztą dało jej tytuł jednej z najmądrzejszych osób w szkole). Jej życie jest dość spokojne, nie licząc jednak problemów rodzinnych z którymi musi się zmagać. To właśnie przez nie dziewczyna nie wiem, co zrobić ze studiami, gdyż uważa, że nie może opuścić swojej rodziny. Od momentu jednak, gdy w dniu swoich osiemnastych urodzin dziewczyna kupuje los na loterii, jej życie zmienia się całkowicie. Jak jednak rozróżnić, komu na prawdę zależy na Maddie, a komu tylko i wyłącznie na pieniądzach? • Pierwsze, co muszę o tej książce powiedzieć to to, że strasznie współczuje Maddie jej rodziny. Rozumiem, że można mieć różne problemu, z którymi trzeba się na co dzień zmagać, ale patrząc z mojej perspektywy, zawsze mogłam liczyć na pomoc i zrozumienie najbliższych. Szczególnie sytuacja dziewczyny dotknęła mnie w dniu jej urodzin, kiedy jej brat całkowicie zbezcześcił ich urodzinową tradycję i jeszcze nie widział w tym żadnego problemu. Cała rodzina twardo pokazała także, że tak na prawdę w ogóle nie znają Maddie, nie wiedzą, co lubi, czym się interesuje. Drugą taką sytuacją było, gdy dziewczyna już wygrała na loterii i było widać, że tak na prawdę oni sami również wykorzystywali ją i jej pieniądze (szczególnie brat). Nie od dziś wiadomo, że pieniądze zmieniają człowieka i nie wiem, jak sama zachowywałabym się w takiej sytuacji, jednakże wydaje mi się że nie tak to powinno wyglądać. • Z resztą nie tylko rodzina Maddie zaczęła ją inaczej postrzegać, gdy wygrała, lecz tak na prawdę wszyscy jej znajomi ze szkoły, z zoo, a nawet dalecy krewni i całkiem obcy ludzie. • Samą Maddie bardzo polubiłam. Na początku zwróciła moją uwagę tym, że była po prostu sobą - nigdy nie starała się nikogo udawać, zawsze robiła wszystko w zgodzie ze swoim sumieniem. Jednak i u niej dało się później zobaczyć, jak wygrane pieniądze zaczynały ją zmieniać. W jej przypadku chodziło bardziej o to, jaki wpływ ma na nią otoczenie, a nie o sam fakt wygranej. Mimo wszystko miło śledziło mi się fabułę z jej perspektywy i życzyłam jej na prawdę dobrze. Polubiłam także Setha, czyli przyjaciela Maddie z zoo i żałuję jedynie, że jego wątek był nieco przygaszony. Było go niestety troszkę mało w całej książce, chociaż jak już się pojawiał to czarował mocno swoją osobowością. Cały czas z resztą kibicowałam jemu i Maddie i miałam wielką nadzieję, że jednak ta dwójka będzie razem. • Jednym z głównych motywów książki jest niewątpliwie relacja pomiędzy Maddie a Sethem, dziewczyną a jej rodzicami i oczywiście przyjaciółkami. Jednakże mnie najbardziej spodobało się to, że Kasie West ukazała nam, jak może wyglądać życie osoby, która nagle bardzo mocno się wzbogaciła, chociażby wygrywając na loterii. Zaciekawiło mnie to, jak autorka pokazała zmianę otoczenia głównej bohaterki, to jak ludzie zaczęli na nią reagować i jak z resztą sama się zaczęła zmieniać. Jak dla mnie było to bardzo realistyczne. Każdy z nas chciałby, aby los się do niego uśmiechnął. Na pewno chociaż raz rozmyślaliście, co byście zrobili, gdybyście wygrali w naszego polskiego lotka - sama miałam pełno pomysłów (jeden z nich to kupno własnej biblioteki!). Jednak czytając Szczęście w miłości spostrzegłam, że nie zawsze ten uśmiech losu może być czymś dobrym. Wtedy jednak możemy dostrzec, kto tak na prawdę jest naszym prawdziwym przyjacielem. • Myślę, że lekturę najnowszej książki Kasie West mogę uznać za na prawdę udaną. Jak zawsze autorka poruszyła z pozoru lekki temat, zbudowała historię, która może spotkać tak na prawdę każdego z nas i dodatkowo nie zapomniała o bardzo fajnych bohaterach. Może nie uznałabym tej pozycji za najlepszą z dorobku autorki, ale zdecydowanie umieściłabym ją gdzieś bardzo blisko podium. Także, jeśli tak jak ja jesteście fanami Kasie West koniecznie zapoznajcie się z tą książką. Jeśli natomiast swoją przygodę z jej twórczością dopiero zaczynacie, myślę, że Szczęście w miłości świetnie nada się na sam początek.
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Gdy usłyszałam o książce Mirror, Mirror nie mogłam wyjść z osłupienia, że to właśnie Cara Delevinge jest jej autorką. Kompletnie nie mieściło mi się w głowie, że mogła cokolwiek napisać. Nie żebym uważała ją za typową pustą modelkę - po prostu uznałam, że jest to tylko i wyłącznie skok na kasę. Ale z racji tego, że opis powieści na prawdę mnie zaciekawił i chciałam sprawdzić, jak z tą Carą jest, stwierdziłam, że czym prędzej muszę się z nią zapoznać. I wiecie co... było całkiem ciekawie! • W Mirror, Mirror poznajemy grupę przyjaciół - Red, Rose oraz Leo. Towarzyszymy im akurat w trakcie trwania jednej z najgorszych sytuacji w ich życiu. Otóż jakiś czas temu ich przyjaciółka Naomi, z którą wspólnie tworzyli zespół muzyczny Mirror, Mirror, zaginęła - nikt nie wiedział, co się z nią stało, jednakże podejrzewano, że to kolejna z jej krótkotrwałych ucieczek. Red, Rose i Leo od samego początku podejrzewają, że tym razem było całkowicie inaczej. Policja niedługo po tym znajduje Naomi w rzece. Stan dziewczyny jest bardzo ciężki i nie wiadomo, czy kiedykolwiek wybudzi się ze śpiączki. Grupa przyjaciół podejrzewa, że z Nai działo się coś bardzo złego i postanawiają dojść do prawdy - nawet jeśli miałaby ona zniszczyć wszystko, w co wierzyli. • Ostatnio bardzo rzadko zdarza mi się, aby jakaś świeżo zaczęta przeze mnie książka od razu mnie zaciekawiła. Mirror, mirror udało się to bez problemu i gdyby nie studia, zapewne przeczytałabym ją w jeden dzień. Początek zapowiada na prawdę wciągającą i tajemniczą historię i czytając po prostu chce się wiedzieć, jaka jest tajemnica zniknięcia Naomi. Jednak wątek tajemniczej nieobecności dziewczyny nie jest jedyny - tak na prawdę jest to powieść o trudzie bycia nastolatkiem (u progu dorosłości), gdy nie dość, że ma się problemy ze samym sobą, to jeszcze żyje się w bardzo dysfunkcyjnej rodzinie, czy otoczeniu. Carze Delevinge udało się bardzo sprawnie połączyć obydwa te motywy, a to zaowocowało niezwykle intrygującą i pouczającą powieścią. • Żeby nie zdradzać wam za bardzo fabuły - bo uwierzcie, że kluczem do odpowiedniego zrozumienia tej historii, jest poznawanie jej samemu od początku do końca - powiem, że osobą, która opowiada nam całą historię jest Red. W trakcie lektury odniosłam wrażenie, że to on jest spoiwem całego Mirror, Mirror i że to głównie on trzyma wszystko w ryzach. Nie da się jednak ukryć, że gdy któregoś z członków grupy zabraknie, wszystko i tak powoli zaczyna się sypać. Od samego początku, gdy poznałam Red zapałałam do tej postaci na prawdę wielką sympatią. Wydawało mi się, że całkowicie nie pasuje do reszty swoich przyjaciół, dlatego jeszcze bardziej chciałam wiedzieć jak to się stało, że trzymają się razem. Po drodze autorka prezentuje nam historię każdego z bohaterów i, co strasznie mi się spodobało, każdy z nich skrywa jakąś poruszającą historię. Bo Mirror, Mirror to tak na prawdę grupa dzieciaków na przysłowiowej krawędzi, którzy uratowali siebie nawzajem. • Książka ma jeden ogromny plus i smutne jest to, że nie mogę wam o tym kompletnie nic powiedzieć, bo zdradziłabym fabułę tym, którzy książki jeszcze nie czytali. W połowie powieści dzieje się coś bardzo ważnego - coś, co całkowicie zmieni nasze postrzeganie tego, co udało nam się już przeczytać i zrobi z naszego mózgu niezłą papkę (ze mną przynajmniej tak było). Powiem wam tylko, że z takim zwrotem akcji jeszcze nigdy się nie spotkałam i za to Carze należą się ogromne ukłony! • Same zakończenie z resztą to kawał świetnie wymyślonej historii i choć już pod koniec domyślałam się, o co może z tą Nai chodzić, to i tak przeżyłam na prawdę ogromny szok. Za te zwroty akcji i fantastyczne zakończenie autorka na prawdę sporo zyskała w moich oczach. • Sięgając po Mirror, Mirror trochę obawiała się, że styl autorki nie przypadnie mi do gustu i czytanie książki będzie jedną wielką męczarnią. Teraz jestem na prawdę pozytywnie zaskoczona, bo Cara Delevinge ma bardzo lekkie, ale nie przeciętne pióro. Potrafi pisać tak, aby zaciekawić czytelnika, a to często okazuje się bardzo trudne. Nie stosuje ona zbędnych opisów, nie skupia się na tym, co nie istotne - pisze o tym, o czym trzeba pisać. Spodobało mi się to, że tak często nawiązuje ona do social mediów i to właśnie one odgrywają w jej powieści dość dużą rolę. Jak mówiła ona w wywiadzie na końcu książki social media to dobre narzędzie do kontaktu z innymi - trzeba tylko umieść znaleźć równowagę pomiędzy światem realnym a wirtualnym. • Podsumowując, jestem na prawdę zadowolona z książki. Nie spodziewałam się, że tak mnie ona wciągnie i że przeczytam ją tak na prawdę jednym tchem. Myślę, że tej historii nie powinno się omijać, ponieważ posiada przesłanie, które powinno się poznać. W końcowym wywiadzie Cara wspomina, że może (ale jeszcze nie wiadomo) pojawi się kontynuacja tejże historii. Ja jak najbardziej będę wyczekiwała tego momentu!
  • [awatar]
    Katherine_Parker
    Tytułowa Nora to żona Torwalda Helmera - adwokata i od niedawna dyrektora banku. Jest ona typową w tamtych czasach (koniec wieku XIX) panią domy - czyli nie zajmuje się tak na prawdę niczym i jest wyłącznie ozdobą swojego męża. Dotychczas pozycja Nory wcale jej nie przeszkadzała, a uważała nawet, że może być szczęśliwa, że ma takiego męża, wspaniałe dzieci i bardzo dobrą pozycję społeczną. Wszystko zaczyna się powoli zmieniać, gdy Norę odwiedza jej dawna przyjaciółka z dzieciństwa Krystyna, która prosi ją, aby kobieta wstawiła się u swojego męża i poprosiła go o pracę dla Krystyny. Od słowa do słowa Krystyna uświadamia Norze, że tak na prawdę nigdy nie miała żadnych większych problemów, czy zmartwień, z którymi musiałaby sobie poradzić, bo jednak zawsze wszystko załatwiał za nią mąż. Nora wyjawia przyjaciółce jednak swoją wielką tajemnicę - w czasie choroby męża zrobiła coś, co miało mu pomóc w wyzdrowieniu, a czego jednak kobieta nie powinna robić. Od tego momentu Nora powoli zaczyna dostrzegać swoją prawdziwą sytuację i musi uporać się z konsekwencjami swoich wcześniejszych poczynań. • Powiem wam, że po przeczytaniu tej sztuki doszłam do wniosku, że jest ona tak na prawdę o niczym... Cała akcja to tak na prawdę skupianie się na tym, aby Torwald nie dowiedział się o tym, co Nora zrobiła. Najlepsze jest jednak to, że uczucia i poglądy bohaterów zmieniają się jak za pstryknięciem palcem - ot ktoś jest na kogoś zły i staje się to jego życiowym celem, aż tu ktoś inny powie jedno słowo i nagle wszystkie winy zostają wybaczone. Jednakże akurat tutaj podejrzewam, że tak właśnie się kiedyś pisało, dlatego nie chcę za bardzo wytykać autorowi błędu. Choć, gdy tak jak ja, czyta się wyłącznie powieści współczesne takie zagranie wydaje się po prostu nie na miejscu i niedopracowane. • Jeśli chodzi o samą fabułę oraz bohaterów, to strasznie nie spodobało mi się to, jak Torwald postrzegał swoją żonę. Dla współczesnego czytelnika od razu zauważalne jest to, że nie traktuje on Nory poważnie, że jest ona tylko jego ozdobą, a nie partnerką na dobre i na złe. W czasach Ibsena była to jednak norma, jednakże autor starał się w swoich dziełach (w tym także w "Domie lalki") wskazać społeczeństwu ich błędy. Miałam także ogromny żal do Nory, że sama tego nie dostrzega, tylko wręcz potakuje Torwaldowi i uważa, że wszystko to, co on o niej mówi (czytaj uważa ją za głupią gąskę) to prawa. I w tym momencie powiem wam, że gdyby nie zakończenie i tamtejsze zachowanie głównej bohaterki, nie uważałabym lekturę tej sztuki za wartościową. Gdy już myślałam, że Nora to postać stracona, dla której już w ogóle nie ma ratunku, ona totalnie mnie zaskoczyła, przez co bardzo dużo zyskała w moich oczach - jeśli jesteście ciekawi, o czym mówię koniecznie sięgnijcie po "Dom lalki (Nora)". • Podsumowując więc ciekawie poznawało mi się tą sztukę, chociaż dla mnie, jako kobiety żyjącej we współczesnych czasach i znającej inne wartości, to co było przedstawione w środku było zwyczajnie dziwne. Czytając cały czas ciekawiło mnie, jak sztukę Ibsena odbierali czytelnicy współcześni jemu - czy oburzali się na zakończenie, które autor im zgotował, bo tak bardzo odbiegało od ówczesnych norm, czy wręcz przeciwnie uznali, że tkwi w tym jakaś prawda i należało by to zmienić. Ja w każdym razie mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z lektury i cieszę się, że miałam okazję poznać tą sztukę. Jestem też pewna, że gdyby nie zajęcia, na które musiałam ją przeczytać, w życiu bym się z nią nie zapoznała. A wy, jeśli znajdziecie wolną chwilę, poświęćcie ją na zapoznanie się z "Domem lalki".
Ostatnio ocenione
1
...
35 36 37
...
42
  • Remedium
    Young, Suzanne
  • Chłopak, który stracił głowę
    Whaley, John Corey
  • Raven
    Reynard, Sylvain
  • Daj mi odpowiedź
    Hall, Sandy
  • Ktoś taki jak ty
    Dessen, Sarah
  • Osobliwy dom pani Peregrine
    Riggs, Ransom
Należy do grup

grejfrutoowa
ilona3
Betik
Autorka w swojej pracy w nowatorski sposób podjęła się omówieniu zagadnienia, w jaki sposób kultura odpowiedziała na przebieg modernizacji na terenach Rosji i Iranu przełomu XIX i XX wieku. • W swej wnikliwej rozprawie zajęła się szerokim spektrum problemów. Głównym zamiarem badaczki było uwidocznienie zarówno wspólnych cech, jak i różnic w przemianach obu państw. Ukazała podobieństwa w początkowej reakcji kultury rosyjskiej i irańskiej na kulturę zachodnią – fascynację nią, a jednocześnie pragnienie niezależności i przywiązanie do tradycji. • Skupiła się przede wszystkim na badaniach nad inteligencją rosyjską i irańską, rozważała, jak rosyjska literatura wpłynęła na rozpowszechnianie idei wolności oraz jaki miała wpływ na rozmaite sfery życia społecznego. • Omówiła m. in. zagadnienia kultury i języka, ukazała grupy kulturotwórcze jako konkretne zjawisko na tle abstrakcyjnego fenomenu kultury, postawiła pytania o istotę języka i jego rolę w kulturze. Zajęła się analizą problemową wybranych zjawisk zachodzących w omawianych państwach, snuła rozważania o pierwszym symbolu identyfikacji grupowej społeczeństwa, oceniła rolę prekursorów idei indywidualizmu w Iranie i Rosji, dokonała także interesujących porównań i podsumowań. • Celem autorki było przede wszystkim przedstawienie, w jaki sposób kultury „komunikują się”, jak przebiega dialog między ludźmi, należącymi do różnych kultur oraz jakie są i mogą być skutki dobrego lub złego zrozumienia partnera w dialogu. • Opracowała : Barbara Misiarz • Publiczna Biblioteka Pedagogiczna w Poznaniu
foo