Strona domowa użytkownika
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Zawiera informacje, galerię zdjęć, blog oraz wejście do zbiorów.
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
Rodzaj: | Biblioteki publiczne |
---|---|
Telefon: | +48 77 454 80 30 |
Województwo: | opolskie |
Adres: |
Minorytów 4 45-017 Opole |
E-mail: | sekretariat@mbp.opole.pl |
Biblioteka Główna
Poniedziałek 12:00 – 19:30
Wtorek 09:00 – 19:30
Środa 09:00 – 19:30
Czwartek 09:00 – 19:30
Piątek 09:00 – 19:30
Sobota 09:00 – 15:00
Najnowsze recenzje
-
Po cyklu pięciu powieści o Patricku Melrose, wydawanych w latach 1992-2011 i zekranizowanych przez HBO, gdzie w rolę tytułowego bohatera wcielił się Benedict Cunberbatch, Aubyn wrócił z nową powieścią – przetłumaczoną na język polski przez Macieja Płazę – zeszłorocznego laureata Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. • „Dunbar” to książka o złudnym poczuciu władzy, które usuwa z nas to, co najlepsze. Ale także o wartościach, którymi można szafować w zależności od celów, jakie się chce osiągnąć oraz nieumiejętności bycia razem, o sile przebaczenia, którego się nie da kupić za żadne pieniądze. O zdobyciu ostatecznej samowiedzy, która polega ta tym, że cierpi się z pełną świadomością i nie ma od tego odwrotu. • Bezwzględny potentat medialny Henry Dunbar zostaje wywiedziony w pole przez swoje dwie córki, które zasadziły się na przejęcie majątku ojca. „Szorstkość nie była jednak ich siłą, za ich władczością nie stał autorytet, a ich arogancja była jedynie niezasłużoną dumą z niezasłużonych dochodów”. • Za sprawą sprokurowanych badań i z niewielką pomocą zakazanych medykamentów udaje im się nadwątlić kondycję osiemdziesięciopięcioletniego ojca i umieścić w luksusowym domu późnej starości, jednocześnie usilnie pracując nad przejęciem jego imperium. Aubyn gra różnymi skojarzeniami, a najmocniejsze z nich, każą nam myśleć, że „Dunbar” to współczesna wersja „Króla Leara” Szekspira, która dotyka chciwości, oszustwa, deprawacji ludzkiej natury, ale w przeciwieństwie do oryginału, dzieje się w nowoczesnych dekoracjach. • Aubyn napisał książkę o chciwości, która zaślepia ludziom oczy i z wolna zamienia ich w bezuczuciowe maszyny zainteresowane tylko kumulowaniem majątku, pomnażaniem zysków. To współczesna powieść o władzy i efektownym, wystawnym życiu na pokaz, które żeruje na naiwności idealistów i opiera się na wyzyskiwaniu słabszych. Aubyn znakomicie portretuje motywację swoich postaci, ich portrety psychologiczne, uczucia i emocje skrywane pod maską niewzruszonych, oschłych min, wyrachowanych gestów, złych nawyków. W gruncie rzeczy widzimy ludzi pogubionych, dla których majątek stanowi jedyny cel drogi, choć ona sama zdaje się w ogóle nie mieć znaczenia. „Życie to spadanie. Kiedy to pojmiesz, już nigdy się nie zatrzymasz”. • Nikt tak wiarygodnie jak Aubyn, nie opisuje klasy bogaczy, próżnych i zgnuśniałych, którzy szukają wrażeń w mocnych alkoholach i narkotykach, dla których spekulacja jest niepisanym sposobem bycia, pomnażanie kapitału jedyną, dobrą motywacją do działania, a wyzysk narzędziem do jego osiągnięcia. „Ile pieniędzy trzeba mieć, by uznać, że już wystarczy?”.
-
Na książkę składa się kilkadziesiąt miniatur poświęconych naszej codzienności. Magris z ironią i sympatią przypatruje się ludzkim zachowaniom, współczesnym obsesjom i neurozom, jest kronikarzem późnej nowoczesności. Człowieka widzi wielopłaszczyznowo, wpisanego w relacje rodzinne, zawodowe, otoczonego wirtualną rzeczywistością i przetrącającą jego skupienie, wszechobecną reklamą. Często zapisuje sprawy błahe, drobne gesty, ulotne spojrzenia. Absurdy. Czasy, w których kontrola przepisów jest bardziej męcząca niż ich łamanie. • Magris kadruje rzeczywistość swoim czułym okiem i zostawia nas z obrazami, będącymi wyimkami z większych panoram. Co rusz przybliża nam fragmenty świata, stale ostro nastawia oko i świdruje perspektywę. Ma się wrażenie jakby zapisywał swoje refleksje na marginesach czasu, z wolna, poddając literackiej obróbce kolejne zapatrzenia i zamyślenia, widoki, jakimi obsypuje nas teraźniejszość. Stara się być nad wyraz uważny, czasami jedna drobnostka prowadzi go do zadumy nad kwestiami uniwersalnymi, bądź do rozwikłania jakiegoś nośnego zagadnienia czy problemu. • Ta książka to galeria postaci, widokówek, portretów (głownie) włoskich miast i miasteczek, intelektualny bedeker do zagrzewania do filozoficznych dysput. Tu i tam pojawiają się uwagi, które jakoś zmieniają nasze punkty widzenia. Zastanawiamy się, czy zawsze jest tak, że ekonomiczne bezpieczeństwo odbywa się (najczęściej) za cenę stosunków seksualnych? Czy aby na pewno powoływanie się na wrażliwość nie jest przywdziewaniem maski egoizmu, gdyż jesteśmy niemal zawsze przekonani o tym, co mówimy, choćby to była nieprawda? Czy piękny dzień pozwala nam bardziej odczuć to wszystko, czego nam brakuje? Mężczyzna śpi na plaży, ktoś zagrzewa barowy stołek, niespodziewanie zagaduje nas przechodzień, mężczyzna słabnie na naukowej konferencji, albo tak: „W sztokholmskim barze, pewnego wieczoru. Na zewnątrz jest jeszcze ciemno; światło długo zwleka, przejrzyste i wzruszające, nieokreślona nostalgia, która nie chce się rozwiać”. • Lektura przeciwko zapatrzonym w gonitwę czasom, które stale szukają kolejnych podniet, aby jakoś zakamuflować swoją mizerię i kompletny brak atrakcyjności dla osób poszukujących czegoś więcej niż powierzchownych wrażeń, szybkich spełnień, świecącej po oczach konfekcji. Zapiski o tym, że w gruncie rzeczy jesteśmy małostkowi i bardziej od dobrego wiersza, udanego spektaklu, znakomitej symfonii, interesuje nas przeciekająca rura, zapodziane klucze, zgubiona komórka, hałaśliwi sąsiedzi czy rysy na zderzaku kupionego niedawno samochodu. „Nie słyszymy kornika, który toczy drewno, nie dostrzegamy momentu, w którym poczwarka przemienia się w motyla, nie widzimy, jak zatykają się arterie Historii”. Bardziej interesuje nas fasada rzeczywistości, niż to, co się za nią kryje.
-
Autor „Dziś narysujemy śmierć”, tym razem zabiera nas do Kambodży. Przyglądamy się światu po ludobójstwie i po krwawych rządach Pol Pota, po czasie piekła na ziemi – jedna z kobiet mówi Tochmanowi: „Wilki zjadły ciała moich dzieci”. Słuchamy opowieści o ludziach, którzy pozbyli się łez, zanim z głodu umarły im pierwsze dzieci. • Czytamy o lęku, który nie chce minąć i o cierpieniu wielu ludzi, którzy do dziś nie potrafią się wewnętrznie scalić i pozbierać. „Miliony ludzi w Kambodży nie mają nic. Tylko ręce do pracy, plecy do dźwigania”. Tochman patrzy na dzisiejszą Kambodżę przez pryzmat bestialskich lat siedemdziesiątych (1975-1979 blisko milion ofiar), obserwuje ludzi, pyta, rozmawia. W zasadzie jest to książka o cierpiących na schizofrenię i zaburzenia paranoidalne, psychotyczne i depresyjne, których bliscy bądź rodzina, zamknęli w bambusowych, przydomowych klatkach, gdyż nie ma lekarzy stawiających diagnozy, a chorzy cierpią podwójnie: bez opieki medycznej nie znajdują zrozumienia u rodzin ani możliwości leczenia hospitacyjnego. „Psychiatra powinien pracować w każdym ośrodku zdrowia. W całym kraju psychiatrów jest pięćdziesięcioro. A ludzi ponad szesnaście milionów. Prawie wszyscy psychiatrzy pracują w szpitalach stołecznych. I tylko w stolicy są oddziały psychiatryczne. Dwa. Na cały kraj mniej niż dwadzieścia łóżek”. • Przyglądamy się życiu ludzi uwiezionych w bambusowych klatkach. Żyjących we własnym świecie, od którego beznadziei, częstokroć, nie ma żadnego ratunku. Poznajemy dramaty i historię kilku chorych, których reporter wraz z Doktor Sody („kambodżańska siłaczka”) kilkakrotnie odwiedzają. Przyczyny ich zdrowotnych kłopotów są rozmaite: a to, kobieta porzucona przez męża postradała zmysły, a to, w wyniku genetycznych predyspozycji, choroba psychiczna zaatakowała zdrowego studenta, nagle, podstępnie, nieodwołalnie. „Za depresją chowa się bieda. Za biedą analfabetyzm, brak pracy lub praca niewolnicza, praca dzieci, handel ludźmi, prostytucja, korupcja, bite żony, bite dzieci, gwałt, alkohol, metaamfetamina”. • Czytamy o ludziach, którzy przeżyli ludobójstwo, ale już nigdy nie wrócili do życia. O tym, że z nędzy nie ma wyjścia, a bieda uzależnia równie mocno jak najgroźniejsze narkotyki. O ludziach, którzy nie mają już siły na sprawiedliwość. Wierzą w zabobony, staruszki żebrzą przy głównych drogach, co piąty z nich nie potrafi czytać, ani pisać. Reportaż o tym, że Pol Pot zdusił w ludziach uczucia, zaklajstrował ich wewnętrznie. Rzecz o społeczeństwie (do wspólnoty jeszcze dużo brakuje!), które karmi się smutkiem jak najlepszą delicją.
-
Edward jest czterdziestokilkuletnim mężczyzną. To uznany lekarz – wirusolog, który wiedzie żywot statecznego akademika, który szuka rozrywek na kolejnych naukowych sympozjach. Pewnego dnia, spacerując zauważa pędzącą na rowerze Ruth, znacznie od niego młodszą kobietę, która od razu przykuwa jego uwagę. „Stopniowo zaczęło mu świtać, że piękno również jest w stanie zadawać ból, piękno przede wszystkim; może ciąć światłem”. To piękno postanowi sobie przywłaszczyć. • Z pozoru wszystko wiedzie się dobrze. Ale właśnie, tylko z pozoru, gdyż Edward jest „kolekcjonerem pierwszych razów”, pociąga go nieustanna zmiana, boi się rzeczywistości, która przybiera cechy powtarzalnej w kółko krzątaniny. Mężczyzna coraz bardziej doświadcza upływającego czasu, kiedy konfrontuje się z piękną, wciąż nie tkniętą zębem czasu żoną. Rutynę wspólnego życia przełamują narodziny syna. Mężczyzna zostaje odsunięty na dalszy plan, pojawiają się pierwsze kłótnie, zdrady i romanse. Ruth natomiast jest aktywistką, uważa współpracę męża z koncernami farmaceutycznymi za konformistyczną. Oczarowana niegdyś urokiem dojrzałego mężczyzny, z czasem zaczyna dostrzegać w nim więcej wad, niż zalet. Kłótnie nabierają tempa, opanowanie staje się trudniejsze niż obopólna walka. Życie zagęszcza się do kokonu, w którym zmieszczą się jedynie dwie zwaśnione osoby. „W ciszy między nimi waliły się mosty”. • Wieringa napisał książkę o skomplikowanych relacjach między kobietą i mężczyzną, o cenie jaką się płaci za stabilne życie. O ambicjach, które idą w odstawkę i o niemożności poświęcenia siebie dla drugiej osoby. Powieść o obojętności, która z czasem przybiera formę jedynej możliwej alternatywy. O zastyganiu uczuć w wystudiowanych pozach. Czy człowiek jest dobrze wyposażony do kochania? Czy życie jest szczodre, jeżeli pojawia się szczęście? Rzecz o tym, że przyzwyczajenie jest przedsionkiem śmierci. Książka pozostawiająca nas z pytaniem, czy słusznie założyliśmy, że antropocentryczne podejście świata usprawiedliwia szkody jakie człowiek wyrządza sobie, innym, wszelkiemu stworzeniu?
-
Powieść Saundersa to nowatorska (w formie i stylu) próba opisu przepracowywania żałoby. Akcja powieści rozgrywa się w ciągu jednej nocy, 25 lutego 1862 roku na cmentarzu w Georgtown, gdzie pochowany zostaje Willie Lincoln, dwunastoletni syn prezydenta Abrahama Lincolna. Powieść Saundersa jest wariacją na temat życia po śmierci. Zmarli debatują na temat swojego byłego życia, opowiadają historię swoich niepowodzeń, które stały się ich udziałem. Galeria postaci jest absolutnie niezwykła, język za każdym razem staje się wizytówką kolejnych pojawiających się na scenie powieści osób. Saunders dotyka spraw najbardziej intymnych i trudnych. Zderza nas z eschatologicznymi wyobrażeniami, a nade wszystko, z perspektywy „zaświatowej”, stara się powiedzieć coś uniwersalnego na temat życia. Mówi sporo o naszej egotycznej osobowości i ambicjach, które oddzielają nas od tego, co naprawdę ważne. • „Czy to nie dziwne? Człowiek bez reszty poświęca się jakiemuś przedsięwzięciu, inne strony życia zaniedbując, i tyle tylko osiąga, że z owego przedsięwzięcia nic się nie ostaje, a owoce trudów w całkowite zapomnienie popadają”. • Wątki tragiczne łączą się z komicznymi, elementy grozy przeplatają się z satyrą i wodewilem. Powieść jest gatunkową hybrydą, która ma nam uzmysławiać iloma językami i na jak wiele sposobów, można mówić i oswajać się z własną skończonością. Saunders włącza do książki materiały historyczne, sporo cytuje, pokazuje pewne momenty z wielu perspektyw, jeszcze bardziej komplikując ich jednoznaczny odbiór. Duchy mają swoje oczekiwania i projekcje, a ich, jak się zdaje, największą ambicją, jest na moment zaistnieć w jakiejś żyjącej świadomości. • Książkę można czytać na wielu poziomach. Jako hołd dla pojedynczego istnienia, które jest darem, a wartość którego często, nie jesteśmy w stanie docenić za życia. Jako powieść polifoniczną, gdzie każdy mówi sam do siebie i mówi, aby zagadać wewnętrzną pustkę. W tym sensie, można ją czytać również jako komentarz do naszej współczesności, gdzie zalewani kolejnymi linijkami tracimy orientacje i w gruncie rzeczy mówimy, sami do siebie. Wszyscy zajęci swoimi słowami, zręcznie separują się na słowa innych. Ale to również powieść o sile miłości, rodzicielstwie, które ma moc odmieniania życia tych, którzy o inne życie stale się troszczą. „W samym rdzeniu każdego tkwiło cierpienie; nasz ostateczny cel i kres, a w drodze ku niemu wiele strat nam sądzonych”.